Wieśniacy podeszli do jej obecności sceptycznie, bardziej chyba niepokoił ich drow zabójca i pan Ufo. Ursusosn wyglądał na miejscowego, miał nawet rekwizyt w postaci kozy. Kiedy uwolniła się z liny zaczęła rozglądać się za owcami. Teraz miała szansę. Diritha burczenie w brzuchu udzielało się i jej. Wilk nie wilk, kapłan nie kapłan, jeść coś musi! Podróż statkiem osłabiła ją i wykończyła nerwowo. Nie podobało się jej siedzenie przy maszcie a potem jeszcze przylazł ten demon! Była odwodniona i przede wszystkim głodna. Pierwsze co to pobiegła w poszukiwaniu jakieś kałuży, czy zbiornika wody. W okolicy było pełno rzek i rozlewisk, a dla wilka odległość była łatwa do pokonania. Pozostawiła na moment drużynę i wymknęła się, wieśniacy byli bardziej zajęci rozmową z Ufo i drowem. Wybiegła na równinę i pognała do pierwszego zbiornika wodnego jaki zobaczyła. Zbadała czy woda nadaje się do picia (czy nie wygląda paskudnie, nie pachnie dziwacznie i czy jest w stanie płynnym) i zaczęła jak to elfy mówią, tankować. Cały czas wiatr niósł zapach obiadu. Zatankowała do pełna i rozejrzała się za stadem owiec. Próbowała znaleźć stare, chore czy osłabione zwierzę. Miała z tym problemy więc postanowiła zajrzeć do pobliskiego lasu i wytropić może dziczyznę. Nie chciała uprzykrzać się wieśniakom, ale kiszki grały marsza. Wątpiła, by ktoś z drużyny pomyślał o nakarmieniu jej, a w mieście będą z polowaniem większe problemy. Nie zamierzała zostawać na długo, nie może przecież mieszkać w mieście, zamku! Chociaż? Podróżowanie z Dirithem i jego towarzyszami przynosiło jej radość. Była znów częścią Watahy i miała swoje Stado. Przynajmniej nie była sama. Do tego zdawali się ją tolerować. Nawet Koza Nostra nie wpadała w panikę na jej widok, nawet koza musiała wyczuwać kleryka w wilczej skórze. Mimo to cały czas bała się i zastanawiała jak to wszystko się zakończy. Dirith chyba zupełnie stracił pamięć albo perfekcyjnie udawał amnezję. Nadal nie wiedziała w jakim celu przybył na tę wyspę, do tego zamku i miasta. Podążał do miasta, na pewno. Pytał o nie wieśniaków.
Wyruszyła na pole. Skrajem lasu, poprzez krzaczki na pole.
WRZUTA - Sczęki
Szukała tzw. czarnej owcy w stadzie. (
http://mojeobrazeczki.blox.pl/resource/owieczka.jpg)
Zamierzała podkraść się jak najbliżej pod osłoną zakrzewień. Zaczai się i poczeka na odpowiedni moment, na przykład kiedy upatrzona owca się obejrzy w drugą stronę. Wtedy rzuci się pełnym pędem do ataku. Spróbuje załapać za gardła i szybko zabić a potem szybko zaciągnąć zdobycz do lasu żeby ukryć ją przed wzrokiem niepożądanych osób. Jeśli nie uda się jej dogonić owcy, coś pójdzie nie tak albo zwróci uwagę ludzi i zobaczy psy pasterskie, natychmiast rzuci się w las do ucieczki, próbując też odstraszyć ewentualną pogoń rzucając czar leczący na samą siebie z nadzieją, że efekty świetlne odstraszą napastników.