| Cypio dryfował w niebycie nowych doznań. Tyle się działo, TYLE SIĘ DZIAŁO!! Fantastycznych, cudownych, niesamowitych rzeczy! Smocze jajo, które jest kluczem, smoczy dziedzic ziejący - ponoć - kwasem, smocze jaskinie pełne jaszczurek (ani chybi młodych smoczków), no i smoczydła! Smoczy sen kendera spełniał się w tempie ekspresowym. Co prawda chwilami jeszcze chlipał za porwanym Romualdem, jednak super plan heroicznego ratunku przysłaniał niedogodność chwilowego braku poety przy boku. W końcu dłuższa melancholia nie leżała w naturze kenderów. Uratują Romualda, on - Cypio Swiftbzyk, Cipciem zwany, niespełniony bard, mag i poeta - uratuje, okryje się sławą, chwałą i smoczą łuską, a wdzięczny pólelf rzuci mu się w ramiona i... Ach, mały mężczyzna zatopił się w marzeniach, kraśniejąc i blednąc na przemian, a napędzane adrenaliną serduszko łopotało w piersiach jak uwięziony ptak... no, smok raczej. Niestety, ku niepomiernemu rozczarowaniu Cypia na tajną broń do ratowania poety został wybrany Drakkano. I choć kender miał mocne postanowienie ulotnienia się i podążenia za smokowatym, uniemożliwiła mu to ścisła ochrona w postaci pozostałych członków drużyny - nieświadomych zresztą, że chronią Cypia przed samym sobą. Ale nie z takimi problemami radził sobie dzielny kender. Ponieważ... i on miał tajną broń! Prócz siebie samego, rzecz jasna i Puchatka (przeżartego obecnie wyrzucanymi z kuchni na kompost frykasami). Toteż gdy rozmowa-planowanie zmieniła się w regularną pijatykę, kender zsunął się pod stół i wywlókł swój tobół na korytarz, potem zaś w zaciszny kąt gdzie otworzył główną kieszeń i wsadził w nią głowę. - Alfredzie! Alfredzieeee! Aaaaaaalfred, gdzie jesteś, powsinogo!!??!! Tyle razy ci mówiłem, zebyś nie podróżował tyle po krainie zecy , bo się zgubis! Wyłaźże, psygoda ceka!! - Znów cię wzięło na bohaterowanie? - z wnętrza plecaka dobył się burkliwy głos i na powierzchnię wytchnęło... w zasadzie to nic, ale zatkało Cypiowi nos. Kender cofnął się, parskając. - No wies! Tza śpiesyć Romualdowi na ratunek! Smokami w smoki! Cekają nas bohaterskie sarze, góry skarbów i krystalowe smocki! - Chyba gumowe, do cyckania w kołysce - mruknał Alfred deMon i wysunął się z plecaka. - Romek to ten, co mu majtki ze sznura zwędziłeś? - prócz wrodzonej marudności kolejny z towarzyszy Cypia nie grzeszył przesadną inteligencją, pamięcią zaś (zwłaszcza do imion) nie dorównywał nawet emerytowanej kurze podwórzowej. - Same spadły! A zwrócić się wstydziłem, wies dobrze - oburzył się Cypio, po czym wziął się pod boki. - Ale dość słów - psygoda ceka! A konkretnie ceka na ciebie, bo mnie, niestety ceka tylko krystałowy smok. Więc wezmies i zrobis tak... Alfred wywróciłby oczami, gdyby tylko je miał. Jak na przykład wtedy, gdy Cypio chciał go przebrać w smoking, twierdząc że każdy kamerdyner chodzi w smokingu. Albo... ach, szkoda gadać - kolejna przygoda czekała na deMona pod postacią śledzenia smokowatego; większym wyzwaniem było jednak zapamiętanie skomplikowanych instrukcji, którymi uraczył go Cypio. Wreszcie Alfred westchnął i zniknął pod drzwiami karczmy, wylatując na zewnątrz. Nie odmówił sobie jednak przyjemności pociągnięcia Alfonsa za ogon i uszy, wywołując u psa nerwowe ujadanie połączone z dziwnymi podrygami (mającymi być chyba skakaniem). Alfred był jedyną osobą wywołującą u Puffcia objawy nerwicowe. Nawet nieumarły musi mieć przecież coś z życia. Potem ruszył za Drakkano.
***
W czasie podróży Cypio zasypywał wspólników pytaniami, pomysłami i sugestiami dotyczącymi Romualda, klucza, porywaczy, smoków, jaskiń i - z niewiadomych powodów - żółtych motyli. W najgorszym położeniu była Katrina, która obiecała że zajmie się kenderem. Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy wreszcie dotarli do jaskiń. Potem zaś pojawiła się gnomka. - Ha! Ty wstrętna porywacko! - zanim ktokolwiek się odezwał Cypio wyrwał do przodu, wymachując hoopakiem. Nażarty Puchatek pokłusował do przodu, nadzwyczaj czujnie strzelając na boki oczyma. Chłodny mrok jaskini nieprzyjemnie kojarzył mu się z niedawnymi uszno-ogonowymi doznaniami i wolał mieć się na baczności. - Oddawaj Romualda - wykrzykiwał dalej kender - bo naślemy na ciebie strasliwego krystałowego smoka! I zwykłego tez! I zadnych stucek, bo... bo... bo znikniemy ci jajo! Najpierw pokaz Romualda, bo jesce ty nam zniknies i z jajem i z nim! Psecies kto by chciał oddawać tak cudownego Romualda, najwięksego poetę nasych casów, światło mych ocu i usu i nosa casami równiez! Ha! A jeśli mu włos z głowy spadł, albo z innych cęści ciała, albo wystrasyłaś jego wenę, to poznas moc mego hoopaka! - na poparcie swych słów zakręcił młynka bronią, a Puffcio zawył histerycznie, czując zimny powiew na karku. |