William ukrył swoje zadowolenie, wysłuchawszy słów krasnoluda. Wiedział już, z kim ma do czynienia, na szczęście nie trafiło mu się wielu myślących. Poznanie reszty zamieszanej w całą sprawę leżało u podstaw wykręcenia się z tej sytuacji. Kwestia tylko tego, by jego ciekawość nie stałą się powodem do podejrzeń u innych.
- Nie śmiem ukryć, że zmartwiła mnie twoja reakcja – zwrócił się do krasnoluda, - ale nie mam zamiaru wprawiać cię w gniew. Widać umiesz sobie poradzić doskonale sam… ~ „choć tu raczej przyda się odrobina mózgu, a nie krzepa i umiejętność wdawania się w pyskówki” ~ rzekł sobie w myślach Will. – Oby twoje nastawienie nie wprawiło cię w większe kłopoty – odrzekł ironicznie wstając od stołu. – Mam nadzieję, że i żaden z was nie zostanie kłamliwie uznany winnym zbrodni – odparł reszcie zgromadzenia przy ławie, po czym odszedł bogatszy o istotne informacje.
Nie dało się też ukryć, że pijaczyna, ten, który tak wiele miał do powiedzenia nie mylił się zbytnio, choć gadał zbyt dużo.
- Aktualnie wszyscy jesteśmy tak samo podejrzani, bez względu na to, co sobie każdy z was ubzdura – skierował słowa, gdy przedmówca zakończył. |