Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2011, 22:42   #47
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marsz wznowili szybko i z werwą, ale przecież żadne z nich nie było wytrawnym piechurem. Mark i Arina, przyzwyczajeni do jazdy konnej i obciążeni dodatkowym ekwipunkiem z siedziby elfa, poruszali się co prawda sprawnie, ale nie bardzo szybko, jak powinni wiedząc, że są ścigani. Wróg jednak nie dawał żadnego sygnału o swojej obecności jeszcze przez następne kilka godzin, podczas których przemierzyli bardzo duży kawałek leśnej drogi. Milada, choć może z lekkim trudem, to jednak dotrzymywała im kroku.
Kilka godzin po południu, gdy słońce chyliło się powoli ku zachodowi, niezbędny był już odpoczynek. Nogi i plecy pulsowały bólem, a płuca z coraz większym trudem łapały powietrze. Ustronne miejsce, w którym się zatrzymali, było chyba nawet specjalnie do tego przystosowane - była tu zadaszona wiata, proste ławy i płynący żwawo strumień z krystalicznie czystą wodą. Dziewczyna usiadła na jednej z ław, wyciągając swoje kości. Cisnęła nimi, obserwując jak się toczą. A gdy się już zatrzymały, przesunęła jeszcze nad nimi dłonią. Dwie poturlały się dalej, spadając z ławy. Uniosła wzrok.
- Są już blisko. Nie uda nam się im uciec, jeśli będziemy szli traktem.
Mark jęknął, masując jedną ze swoich nóg.
- Jasna cholera. Jak wleziemy w las to może być jeszcze gorzej. Widziałem już tropicieli w akcji, te cholery potrafią każdą złamaną gałązkę wypatrzyć.
- Czyli nie pozostaje nam nic lepszego jak czas, który pozostał wykorzystać na przygotowanie zasadzki
- Arina pogodzona z perspektywą zbliżających się przeciwników, wyglądała na spokojną. To w końcu było jej powołanie: Walczyć.
Popatrzyła na Miladę:
- Możesz powiedzieć kiedy do nas dotrą i ilu ich jest?
Dziewczyna pokręciła głową.
- To nie... to nie tak. Kości wyczuwają ich nienawiść, to jak się zbliża. Nie ich samych.

Alez prychnął. Przestał pocierać nogi, zabierając się za sprawdzanie ekwipunku.
- Ładną żeśmy dziewkę uratowali. A czy możesz wywieszczyć może jakieś dobre rzeczy, co? Cholera, nie mam ochoty za ciebie umierać.
Dziewczyna posłała mu ostre spojrzenie, które złagodniało prawie od razu.
- Przepraszam... i dziękuję. Nie nawykłam do tego, by ktoś mi pomagał. Nie musicie uciekać. Oni was nie widzieli, wystarczy, że zostanę tu sama.
Mężczyzna prychnął raz jeszcze, wyrzucając ramiona w górę.
- Arina, lepiej ty z nią gadaj. Po to gnam jak głupi i tnę śmierdzących dzikusów, aby teraz ją zostawiać, taaak.
- Nie ma o czym dyskutować i szkoda na to czasu
- powiedziała wiedźminka spokojnie - Milada powiedziała, że boją się ognia. To bardzo cenna informacja. Musimy nagromadzić jak najwięcej drewna i zrobić pochodnie. Przydałaby się jakaś broń miotana... ale tego nie posiadamy. Jednak nawet rzucanie zapalonymi kijami może się okazać skuteczne skoro tak się boją tego żywiołu. Tym mogłaby się zająć Milada. Może powinniśmy się otoczyć jakimś kręgiem ognia? Ale nie wiem czy wystarczy czasu by zgromadzić tyle drewna... - Bezwiednie popatrzyła w górę - Hmmm... co myślisz Mark o użyciu drewna z zadaszenia wiaty?

Alez odchrząknął, wpatrując się w dach zbudowany głównie ze splecionych gałęzi.
- Może jednak spróbujemy ich zmylić? Nic na tym nie tracimy, możemy odejść jeszcze kawałek drogą, starając się nie zostawiać śladów. A potem wejść w las. Jeśli będą iść szybko, mogą nie zauważyć. Wiem, Arina, że nauczono cię walczyć... ale jeśli będzie ich dziesięciu, to ogień może nam wiele nie pomóc. Jak podpalony został ten z wioski?
Zerknął na Miladę, która wzruszyła ramionami.
- Sypnęłam go łatwopalnym proszkiem, trochę przypadkiem wpadł na pochodnię.
- Tak właśnie sądziłem... Arina, te skóry, które mają na sobie nie jest łatwo podpalić. Ja byłbym za walką tylko w ostateczności.

Wiedźminka skrzywiła się:
- Jakoś trudno mi się pogodzić ze zmianą roli z łowcy na ścigane zwierzę - Popatrzyła na ich towarzyszkę potem znowu na Marka - Myślisz, że jest jakaś szansa by ich wyprowadzić w pole? To pół zwierzęta. Z pewnością mają lepszy nos niż my umiejętność zacierania śladów. Nie sądzę by nam się udało ich zmylić.
Potem popatrzyła na otoczenie
- Szkoda, że nie jest sucho. Pożar lasu to by była idealna przegroda... i zaciera zapachy...

Milada uklękła, biorąc w dłoń trochę ziemi i przepuszczając ją między palcami.
- Nie wiem jak u nich jest ze zmysłami, ale mogłabym spróbować ukierunkować ich wściekłość i żądzę, tak aby pobiegli dalej. Nawet jak potem się zorientują, dostaniemy więcej czasu.
Mark skrzywił się, ale najwyraźniej widział już wystarczająco, by tego nie skomentować.
- Możemy podejść kawałek a potem się wrócić, nie zostawiając nowych śladów. Może ten strumień trochę stłumi nasz zapach.
- Musielibyśmy długo iść w nurcie by ich zmylić w ten sposób. Jeśli mają powonienie tak dobre jak psy nie zda się to na wiele, ale może mają na tyle dużo z ludzi, że nie są tak doskonałymi tropicielami -
Arina zastanowiła się - Jeśli kierują się raczej odczuciami magia może ich zmylić... myślę że to dobry pomysł Milado. - Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Dobrze... możemy spróbować.
Dziewczyna skinęła głową.
- Zostawcie więc ślady. Ja muszę się przygotować.
Zaczęła rysować w mokrej ziemi jakieś symbole, grzechocząc kośćmi trzymanymi w drugiej dłoni.

Mark podniósł się, przyglądając się szlakowi. Ruszył szybko naprzód, odzywając się dopiero po chwili, wiedząc, że Milada nie będzie go już słyszeć.
- Przez chwilę możemy jeszcze zostawiać ślady, później ruszymy po zieleni... ale to zadziała tylko wtedy, gdy wiedźma faktycznie umie robić te czary. Wiesz Arina, ona jest chyba za dobra na uczennicę. Nie ufam całym tym... kościom.
Dziewczyna delikatnie położyła dłoń na jego piersi, popatrzyła w oczy, a potem powiedziała cicho tak by tylko on mógł ją usłyszeć:
- Nie lubisz magii prawda? To nam jednak nie zaszkodzi. Co najwyżej nic nie da, a wtedy pozostanie tylko walka. Ona tak samo jak my raczej nie ma ochoty na spotkanie z tymi dzikusami. Dlatego myślę, że warto spróbować. Do Weudtor tylko kilka godzin... mam nadzieję, że uda nam się tam dotrzeć.
- Tak, tylko... ona nie zachowuje się jak uczennica, nic a nic. Poznałem w życiu kilka zwyczajnych zielarek i mówię ci, ta tutaj to zdecydowanie wiedźma. Sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach i wcale nie wszystkie są nieprzyjemne. Chyba ostatnio przyciągam osoby niezwykle ciekawe.

Mrugnął i spojrzał na ślady, przechodząc na trawę z boku ścieżki.
- Jeśli będą dokładnie badać ślady, to jest duża szansa, że to zauważą.
- Miejmy nadzieję, że dadzą się nabrać
- Arina była gotowa do drogi - chodźmy!
To nie była dobra chwila na rozmowy. Zwłaszcza o tym jak wiedzmy, a zwłaszcza jedna, działają na mężczyznę, którego zaczęła traktować jako kogoś ważnego w swoim życiu.

Wrócili poboczem, starając się nie zostawiać za sobą żadnych wyraźnych śladów, co w miękkiej, ale elastycznej ściółce nie było takie znowu trudne. Milada w tym czasie wykonała jakiś tylko sobie znaną maść, rozsmarowując ją na kawałku kory, który położyła niedaleko drogi.
- Teraz muszę to podpalić, dym i zapach powinny podziałać na zmysły tych dzikusów i jeśli wszystko się uda, znacznie wzmóc ich wściekłość. Ale to nie będzie palić się wiecznie, a ja nie potrafię powiedzieć, jak daleko tamci są za nami.
Mark popatrzył na to krytycznie, a potem skierował wzrok na trakt.
- Jeśli są na tyle daleko, że to zdąży zgasnąć to i tak powinniśmy być już daleko w lesie. Jak myślisz, Arina? Zapalamy i biegniemy?
Wiedźminka skinęła głową i bez dalszych dyskusji ruszyła przed siebie.
 
Sekal jest offline