Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2011, 00:57   #108
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Tass oparł się łokciem o framugę i westchnął głęboko. Gardło okrutnie go zapiekło i postanowił bardziej kontrolować swoje nerwy. W końcu odwrócił się spojrzał na krzyczącego do kobiet przyjaciela i cicho zaklął. Nie pewnie przygladał mu się przez chwilę i przypomniał sobie jak celnym rzutem widłami ocalił mu życie. Zasłużył na szczerość.
- Leo... mogę cię amici na chwilkę poprosić na zewnątrz?
Gdy wyszli na niechlujne podwórze wszystko skryte było w purpurowej poświacie księżyca. Tass spojrzał w kierunku gór i okrywającego je u stóp lasu. Tam to wszystko prowadziło. Ale najpierw czas... być szczerym. Foxellini nie pośpieszał go choć wiedział że zależy cudzoziemcowi na czasie. Spojrzał szlachcicowi w oczy, odczytał w nich oczekiwanie i napięcie. Tass sięgnął do kieszeni pod płaszczem i wyciągnął dwie broszki, jedną która należała do niego, a drugą zdjętą z szyi skrytobójcy. Rzucił jedną Leonardowi po czym zaczął mówić.
- Nie jestem łowcą nagród, a raczej nie zawsze nim byłem. Powiedz mi Leonardo, nie wiem jak jest w twoim kraju, ale czy wiesz co to są mniej więcej gildie? U nas w Imperium mamy kilka legalnych zgromadzeń, Gildia Rzemiosła, Gildia Kupiecka i tym podobna, są też zgrupowania nie legalne, typu Gildie Złodziejskie czy Skrytobójcze, ale nie wiele osób wie, może właśnie z faktu na to że taki jest jeden z głównych celów, iż są Gildie o których istnieniu nie mamy pojęcia. To co trzymasz w ręku to oznaka przynależności do Hartów Imperium czegoś w rodzaju Gildi Najemników.
Tass przygryzł wargę. Od czego zacząć mu to tłumaczyć.
- O jej istnieniu wiedzą tylko Imperator, poszczególne książęta i magnaci tego kraju. - Kontynuował Tass - Istnieje od dawien dawna, nie przyjmują nikogo z zewnątrz, i choć wiem jak naciąganie to zabrzmi i mało wiarygodnie trafiają tam tylko sieroty, albo dzieci porzucone przez rodziców, choć nie wiem ile jest w tym do końca prawdy. W każdym razie nie wiem jak było ze mną, w każdym razie od dziecka przydzielono mnie pod opiekę rotmistrza Faustyna von Gezzell'a. Był już starszym mężczyzną powyżej lat 60. Uczył mnie i ósemkę innych dzieci w posługiwaniu się bronią dystansową, w sztuce perswazji, w tajnikach złodziejskiego rzemiosła. Miał twardą rękę, nie żałował na nas bata, a jego twarz nigdy nie zmieniała wyrazu. Jego trening przetrwała jedynie trójka z nas i zaznała "zaszczytu", jak to nam tłumaczono, przystąpienia do czynnej służby. Od tamtego czasu nigdy nie spotkałem Sowy i Kukułki. Tak, dobrze myślisz nie mieliśmy imion, każde z nas miało swój totem, na siłę można to nazwać imieniem, pochodnym od zwierzęcia. Nienawidziłem swojego totemu, był beznadziejny i aż prosił się o kpinę z niego. Słuchanie docinek z jego powodu było gorsze niż baty sprezentowane nam przez starego Faustyna gdy przyłapano nas na kradzieży konfitur z magazynu. W każdym razie w końcu trafiłem po za mury Gildi, byłem szpiegiem, byłem złodziejem bywałem najemnikiem. Ale nie pospolitym kolesiem za złoto. Nie, nigdy nie dostawałem wynagrodzenia, wszystkich nas opłacano u kogoś z wyższych członków Gildi. My w zamian za swoją pracę dostawaliśmy miejsce do spania, jedzenie i najlepszy z najlepszych ekwipunków, a jak ktoś zasłużył to i mógł się od czasu do czasu nacieszyć obecnością kurtyzany w jego łożu. Czy się nikt nie buntował? Buntowali się, owszem, ale nigdy kilku, zawsze to był jeden szaleniec, który pragnął śmiesznej dla nas wtedy wolności. I od tego Gildia miała Gońców. Jadali osobno, sypiali w osobnych częściach, nawet osobne mieli wyjście. Podejrzewam, że mieli najgorzej z nas, bo fundowano im totalną czyśćkę z mózgu, oddani i posłuszni niczym prawdziwe psy, raz na kogoś napuszczone nie odpuszczą chyba, że śmierć im przeszkodzi.
Tass westchnął i jeszcze raz pożałował, rana na szyi zapiekła nie miłosiernie. Foxellini milczał toteż niziołek kontynuował.
- Pewien kapłan zaginął w górach, Hieronim się bodajże zwał. Napisał on pewno księgę dość rażącą dla wszystkich ludzi wiary. Toteż po jego zaginięciu wszyscy niczym hieny rzucili się po tę księgę. I moje usługi wynajęto w tym celu. Pod fałszywym imieniem i nazwiskiem Tasselhofa Greenhilla dołączyłem do garstki szaleńców pragnących zdobyć tę księgę i opchnąć ją temu kto da więcej. Tacy idioci byli idealni do brudnej roboty. Szybko jednak, jeden po drugim zaczęli wymiękać, jak ci z którymi jeszcze nie dawno podróżowaliśmy. Z podkulonymi ogonami uciekali z Psiej Góry, aż w końcu została nas trójka, Ja, Tupik Grotołaz i jeszcze jeden mężczyzna. Już nie pamiętam jego imienia, zaginął gdzieś bez wieści. Tupik był pierwszym niziołkiem, sam rozumiesz, pierwszym rodakiem, z którym miałem tak bliski kontakt na wolności, jego styl bycia, opowieści o przygodach jakich zaznał oraz jego postawa wobec mnie i ślepe poświęcenie i zaufanie jakim mnie darzył sprawiły, że budowana przez gildie bariera wewnątrz mojego otumanionego umysłu zaczęła kruszeć, a w końcu kiedy ocalił mi życie pękła i się rozsypała. On był taki inny i był przeciwieństwem tego czego mnie uczono. Wpajano mi zasady " Powodzenie misji jest ważniejsze od ciebie i życia innych", "Jeśli twoja osoba może zagrażać interesom Gildi powinieneś się usunąć" i tym podobne głupoty. W końcu pełen obaw wyznałem mu prawdę, a on ... on się roześmiał i powiedział coś w stylu " chędożyć tę jebaną księgę " po czym zaoferował mi swoje towarzystwo i pomoc w odnalezieniu się na świecie. Rzuciłem Gildię bez słowa i ruszyłem razem z nim w pełni świadom konsekwencji jakie to ze sobą będzie nieść. U jego boku przeżyłem kilka naprawdę fascynujących chwil. Zapomniałem chyba wspomnieć, że od tamtego czasu Tasselhof Greenhill stało się moim prawdziwym imieniem, to dzięki niemu dostałem drugą szansę narodzin i nowe życie.
Tass zamyślił się obracając w dłoni broszę w kształcie psiego łba. Spojrzał na wioskę odbijającą się w spokojnej tafli jeziora. Kontynuował dalej wciąż patrząc się w mętną toń wody.
- W końcu musieliśmy się rozstać, Gildia wpadła na mój trop. Oczywiście stałem się niewygodną przeszkodą, wiedziałem o nich wszystko, gdzie mają siedzibę jak działają, było jasne że poślą za mną Gońców. Jeden z nich okazał się totalną klapą, nazywał siebie Irie von Shulc czy jakoś tak. Zauważyłem go jako pierwszy, wypytywał się o dwóch niziołków z psem, a w szczególności o niskiego blondwłosego, czyli o mnie. Nie potrzebowałem wiele więcej aby wiedzieć kim jest. Z Tupikiem doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie się rozejść przynajmniej na jakiś czas, zmylić trop. I tak od roku tułałem się sam, dołączyłem do grupy łowców nagród i stałem się sam tym kim byli moi prześladowcy. Polowałem na morderców, banitów i tym podobnych ludzi. Aż w końcu spotkałem was i uznałem, że będziecie dla mnie świetną przykrywką. I prawdopodobnie któregoś dnia nad ranem zniknął bym bez słowa i nigdy byśmy się już nie zobaczyli, gdyby nie ta przeklęta dziewka i ten obłąkany Obsraj. Tam w tej chacie zrobiłeś coś czego nie rozumiem. Postawiłeś swe życie na szali za kogoś kogo w ogóle nie znałeś, kto był ci obcy i który mógł zachować się inaczej w twej sytuacji. I choć po części uważam to za akt głupoty... jestem ci wdzięczny. Dlatego uważam, że zasłużyłeś na szczerość z mej strony. Jesteś drugą osobą której się zwierzyłem i jeśli nie przekażesz tego nikomu dalej Gildia nie będzie miała o tobie zielonego pojęcia. Oczywiście to oznacza, że po zakończeniu tej nieszczęsnej przygody nadejdzie czas abyśmy się rozeszli. Nie mam prawa zmuszać was abyście wy czy ktokolwiek inny nadstawiali za mnie karku.
Tass zamilkł, do gospodarstwa zbliżał się już z powrotem Gaurim.
- Jeżeli uznasz, że powinien wiedzieć, możesz mu powiedzieć, nie będę miał o to żalu, wiedz jednak, że wtedy i jego na razisz na mój los.
Jego wzrok utkwił jeszcze raz na lesie, a raczej jego skraju, ujrzał tam dwóch rzezimieszków z karczmy, prawdopodobnie postanowili iść samemu.
- Sądzę, że to nasza ostatnia szansa, aby wraz z nimi ruszyć, co wy na to?
Spytał gdy w końcu Gaurim do nich dołączył.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline