Podróż stawała się coraz ciekawsza. Bynajmniej nie z powodu wrażeń jakich - i tak - nie brakowało, ale z powodu spotykanych w tej podróży istot. Często przed różnorakimi ekspedycjami uniwesyteckimi zastanawiano się gdzie należy się udać, aby mieć możliwość przeprowadzenia jak największej i jak najbardziej interesującej ilości obserwacji. Padały wtedy różne, mniej lub bardziej niewykonalne (kosztowne, odległe) miejsca, ale nikt nigdy nie wpadł na pomysł udania się podrzędnym statkiem towarowym do - chociażby - Anastopola... Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że wyrwanie się z uniwersytetu mogło być najlepszą rzeczą jaka wydarzyła się w moim dotychczasowym życiu. Te kilkanaście minut obserwacji pokładu po ataku, obserwacja kapitana dała więcej informacji o ludzkich zachowaniach niż kilka miesięcy studiów stacjonarnych w Faddich...
Akademickie rozważania przesłoniły mi nawet na chwilę rzeczywistą sytuację. Odparliśmy atak... Wróć, atak został odparty, tak należało powiedzieć, ponieważ mój udział w całej akcji był zerowy. Wynikiem całej sytuacji były jednak ranni i ofiary oraz uszkodzenie samego statku. Jednostka została wiec przycumowana pod osłoną górskiego pasma i podjęto akcję naprawczą, która - rzecz jasna - interesowała mnie. To znów była praktyczna wiedza, a nie tylko teoria, którą przeczytałem gdzieś w książkach. Starałem się nie przeszkadzać, a może nawet czasem pomóc choćby podając narzędzia, czy przytrzymując elementy. Sprawa tego czym tak naprawdę był ten statek i dlaczego zostaliśmy zaatakowani chwilowo nie była aź tak istotna. Nie była to bezpośrednio moja sprawa i póki co nie dokuczała mi tak bardzo, aby wsadzać w nią nos głębiej.
Micro był niewątpliwie ciekawą personą, ale ewentualne bliższe poznanie też pozostawiłem na dogodniejszy moment. Nasza podróż właśnie się przedłużyła o kilka dobrych godzin, więc postanowiłem, że spróbuję z nim porozmawiać kiedy akcja naprawcza zostanie zakończona i wrócimy na kurs w kierunku Anastopola.