Rozsiadł się wygodnie między korzeniami potężnego dębu, na wygodnym, choć wilgotnym mchu. Czas przeciągał się niemiłosiernie. Marzył by nastał w końcu poranek i mógł za sprawą swej włóczni stać się legendą, a przynajmniej zrobić pierwszy ku temu krok. Mimo zmęczenia trzymał się mocno, siedząc cierpliwie i bez zmrużenia oka. Poranek w końcu nadszedł a on wciąż czekał. Straszliwa bestia, o której zabicie prosił go stary druid nie wyłoniła się z nory, ani też do niej nie wróciła. Niebo robiło się szarawe i Kargan domyślał się iż może być zupełnie inaczej niż podejrzewał. Być może straszliwy stwór nie opuszczał jamy nocą, lub może w ogóle z niej nie wyłaził. Czart jeden mógł to wiedzieć. Wiedział natomiast jedno. Jeśli słońce uniesie się w górę, a na niebie nie będzie chmur, będzie mógł pewnie wejść do środka i osobiście poszukać stwora.
Czas mijał. W końcu złocista kula dająca ciepło i jasność uniosła się nad pobliskie wzgórza na wschodzie i Kargan mógł ruszyć. Z każdą kolejną chwilą robiło się jeszcze jaśniej. Choć w jamie nie było tak jasno, jakby tego sobie życzył, to jednak teraz mógł cokolwiek próbować. Ściskając drzewiec włóczni w mocarnej dłoni ruszył ku nieznanemu. Nie bał się, lecz wiedział, że zbyt wielka pewność siebie na pewno mu nie pomoże. Z drugiej jednak strony duchy natury czuwały nad nim. Nie bez powodu zesłały mu starego człowieka – wilka. Nie mógł zawieść ani ich ani siebie. Kręty korytarz w końcu stawał się tak ciemny, że nie dało się dalej kroczyć. Szczęście jednak uśmiechnęło się do Barbarzyńcy.
Człek usłyszał gdzieś w głębi jamy dziwne mlaśnięcie, którego nie mógł opisać słowami, ani wyobrazić sobie. Czuł czyjąś obecność tam w głębi, jednak nie potrafił dostrzec istoty, czającej się w ciemności. Kargan był pewien, że to stwór, o którym wspominał starzec, ale wiedział też, że bicie włócznią na ślepo na nic się nie zda a może tylko mu zaszkodzić.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |