Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2011, 20:09   #109
razdwaczy
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Leonardo z uwagą wysłuchał opowieści niziołka. Kiedy ten zakończył zrobił coś, co niewątpliwie nie było najbardziej racjonalnym zachowaniem, ale dla kogoś kto znałby Leo nie byłoby w żaden sposób dziwne.
Roześmiał się.
- Teraz ja coś ci powiem, koleżko. Mamy, wbrew pozorom, sporo wspólnego. Obydwaj uciekamy, obydwaj utknęliśmy na tym zasranym zadupiu i obydwaj mamy jednego przyjaciela. Mój ma na imię Wolfram von Schicklgruber, alias von Richthofen. Jest sierotą. Właściwie półsierotą, bo jego ojciec ma się dobrze. Jest synem barona von Richthofena, o którym może nie słyszałeś, a który ma tak zajebiste wpływy, że nie jesteś nawet sobie w stanie tego wyobrazić. Kiedy jego matka chciała, żeby przyjął dziecko na dwór, za jakiegoś pazia, albo coś takiego, przybił jej jelita do drzewa i ganiał wokoło na koniu. Bękarta kazał zabić, ale udało mu się uciec. I teraz krótko: ten idiota ubzdurał sobie, że doprowadzi do upadku barona. Znalazł sobie drugiego idiotę, który obiecał mu w tym pomóc. I tak Leonardo Foxellini i Wolfram von Richthofen podróżowali po Imperium zapowiadając rychły koniec tyranii barona i stojącej za nim skorumpowanej cesarskiej administracji. Mało tego, jeden z baccala miał brata który podejrzewał go o romans ze swoją żoną. Ugadali się z baronem, że pozbędzie się po cichu problemu, a w zamian dostanie kontrakt handlowy w Imperium. I wysłał swoich ludzi, aby utopili idiotów w gnojówce. Cudem udało nam się wypłynąć na brzeg gówna i przeżyć. I co? Parę dni później znowu chlaliśmy w karczmie zapowiadając kres barona. Morał z tego taki: po pierwsze znam całkiem dobrze uroki pławienia się w gównie, po drugie: mam za miękkie serce dla towarzyszy, po trzecie: twoja szczerość zaskoczyła mnie do tego stopnia, że też chciałem się czymś z tobą podzielić, a padło akurat na tę historyjkę życia Wolfa.
Splunął na ziemię.
- Chciałem cię przeprosić. Zanim się wmieszaliście, już prawie cię im wydałem. Kiedy zobaczyli Gaurima zaczęliśmy walczyć i gdyby nie ty, już bym nie żył. Nigdy nie byłem zbyt religijny, ale mój rzut widłami nie miał prawa trafić i to skłoniło mnie do zastanowienia. A może żyję po to, by pomóc ci w realizacji jakiegoś boskiego planu. Może przekonamy się na tym już w tym lesie.
Uśmiechnął się.
- Jeśli teraz ruszymy za nimi, ciągle będziemy odczuwali nasze rany. - stwierdził trzeźwo.
 
razdwaczy jest offline