Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2011, 09:42   #23
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację

Laurena

roga do wsi okazała się dużo bardziej niebezpieczna niż mogłaś przypuszczać widząc przed sobą płaską jak stół równinę. Mgła jaka nieprzerwanie wiła ci się pod nogami okazała się dużo bardziej zdradliwa niż ci się wydawało. Nie objawiła ci ona co prawda jeszcze żadnych swych magicznych właściwości, ale i tak najadłaś się przez niż sporo strachu i nerwów. Na szczęście nie licząc pobrudzonej i podartej sukni nic poza tym ci się nie stało.
Dotarłaś w końcu do wsi. Nadal zachowując daleko posuniętą ostrożność wyjrzałaś za rogu budynku. Wieś była niewielka zaledwie kilkanaście mniejszych i większych chałup. Wszystko było pogrążone w mroku i spowite oparami nieznośnej mgły. Okna większości domów były zamknięte na głucho drewnianymi okiennicami z żelaznymi okuciami. Najwyraźniej mieszkańcy byli bardzo bojaźliwi. Ciekawe czy mieli ku temu powody, czy po prostu byli bardzo przesądni. Z doświadczenia wiesz, że prosty lud jest przeważnie łatwowierny i strachliwy. Kto jednak może wiedzieć jakie stwory włóczą się nocami po tej krainie.
Powoli i ostrożnie ruszyłaś wzdłuż ściany budynku poprzez wieś. Cień domu chronił cię przed ewentualnym niepożądanym wzrokiem. Wokół panowała niepokojąca cisza i można by pomyśleć, że wieś jest kompletnie wymarła.
Starałaś poruszać się jak najciszej, by niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi. W powietrzu wisiało dziwne napięcie i dało się wyczuć nieokreśloną atmosferę zagrożenia. A może tak naprawdę to ci się tylko wydawało i dałaś się zdominować mgle i nastrojowi jaki wywołuje jej ciągła obecność.
Przeszłaś już mniej więcej połowę wsi, gdy zauważyłaś że w dużym budynku po drugiej stronie drogi, jakieś dwadzieścia metrów przed tobą świeci się słabe światło. Prawdopodobnie jedna marna świeca lub mała lampka oliwna.
Ruszyłaś w tamtą stronę nadal trzymając się tej samej strony. Budynek nie miał co prawda żadnego szyldu, ale jego wielkość i rozkład pomieszczeń wskazywał, że jest to jakąś karczma lub zajazd.
Zbliżyłaś się na wysokość budynku i dostrzegłaś przez okno trzy postacie siedzące przy stole. Zdecydowałaś się że warto byłoby się im przyjrzeć z bliska.
Kilkoma szybkimi susami przebiegłaś na drugą stronę drogi i podkradłaś się pod okno.
Ostrożnie zajrzałaś przez okno. Oprócz trzech mężczyzn, który siedzieli przy oknie dostrzegłaś też jeszcze jednego mężczyznę oraz kobietę.
Mężczyzna w głębi był krasnoludem o wyjątkowo nawet ja na jego rasę szerokich barkach. Strój który miał na sobie wskazywał, że jest on najwyraźniej właścicielem zajazdu. Czterech mężczyzn to byli ludzi, tylko o wyjątkowo ciemnej karnacji. Przypominali trochę kupców z Zakhary jakich widziałaś na nie jednym targu. Ich barwne i kwieciste stroje mogły świadczyć o tym, że są oni jakąś wędrowną trupą teatralną. Było to jednak tylko pierwsze wrażenie i na dodatek bardzo mylne. Wystarczyło spojrzeń na ich twarze by się jasno przekonać, że żaden z nich nie jest bardem i nie ma nic wspólnego z muzyką, ani tym bardziej z teatrem. Ich zacięte twarze o ostrych rysach wskazywały raczej na fachowców od brudnej roboty. Natomiast kobieta siedząca obok karczmarza, także była przedstawicielką tej śniadolico rasy ludzi. Miała około czterdziestu lat i bardzo nieprzyjemną twarz. Odstraszała nie tylko zatrważająca liczba zmarszczek, ale także olbrzymich rozmiarów kurzajka na nosie. Ona także ubrana była w barwny kwiecisty strój a na szyi wisiały jej czerwone korale.
Nadstawiłaś ucha, by posłuchać o czym mówią.
-...od samego początku mówiłem, że nie podoba mi się pomysł by to Lidia poszła obserwować ruiny - żalił się jeden z mężczyzn.
- A co może jeden z was chciałby tam teraz być co? - spytała prowokacyjnie kobieta - Dobrze wiecie, że żaden z Calibanów nie dałby wam żyć. Dzisiaj ich wielkie święto, Elizabeth musi wybrać sobie kochanka na ten rok. Oni nie tolerują konkurentów, a tym bardziej żadnego z was.
- Może to i racja, ale ja uważam że była szansa rozegrać to zupełnie inaczej - odparł lakonicznie typ z blizną na czole - Teraz pozostaje nam czekać, albo iść jej poszukać.
- Zaczekajmy jeszcze chwilę - radziła kobieta - Noc jeszcze młoda, a sami wiecie jak jest na bagnach.
- Już dawno po północy i ona już dawno powinna być tutaj i opowiadać nam co widziała. Jadę jej poszukać, a wy tu zostańcie.
- Jesteś pewien, że chcesz jechać? - spytała kobieta - Wiesz jakie jest ryzyko?
- Wiem, ale czuję że coś się jej stało. Lidia jest odpowiedzialna i gdyby wszystko było w porządku już dawno by tu była.
- Racja - przyznała w końcu kobieta.
Wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i wyszli na zewnątrz. Widząc to szybko czmychnęłaś za róg.
Mężczyzna z blizną zagwizdał głośno, a po chwili zza budynku dało się słyszeć tętent końskich kopyt.
- Czujecie?- spytał jeden z mężczyzn stojących na progu - Obca krew.
- Co w tym dziwnego, że czujesz obcą krew skoro oni już przybyli? - kobieta wyszła przed budynek i unosząc głowę do góry zaczęła węszyć.
- To nie tylko to. Ktoś jest blisko.
W tej chwili przed karczmę podbiegł czarny koń, mężczyzna z blizną na czole wskoczył na niego i krzyknął:
- Ja też to czuję. Znajdzie obcego, a ja jadę szukać Lidii.


Morgil Luveer, Aart Valestil, Stor von Durmn

rzerażający krzyk kobiety przerwał ciszą jaka panowała do tej pory w bagnistym lesie. Jej głos odbijał się echem od wysokich drzew i niósł się daleko w mrok. Blade światło księżyca przebijające się przez gęste korony słabo oświetlało drogę w wijącej się nieustannie mgle. Stor w głosie kobiety wyczułeś zagrożenie i postanowiłeś obudzić kompanów. Jakby na przekór mgła w ciągu kilku sekund zrobiła się kilkakrotnie gęstsza i wyraźnie się podniosła.

Morgil Luveer

ie czekałeś na resztę mimo, że zdawałeś sobie sprawę że kobieta prawie na pewno nie podróżowała sam, postanowiłeś ruszyć na pomoc. Tembr jej głosu wyraźnie świadczył o wielkim niebezpieczeństwie w jakim się znalazła i zagrożeniu życia. Nie czekając na pozostałych ruszyłeś w stronę źródła głosu. Początkowo nie zauważyłeś tego, że mgła stała się gęstsza jakby świadomie robiąc wam na złość. Przeskakując pomiędzy niewielkim wysepkami stałego lądu zdałeś sobie sprawę z tego, że w kierunku w którym się poruszasz bagno robi się coraz bardziej zdradliwe. Kilkakrotnie stając na wydawałoby się pewnym gruncie poczułeś jak ziemia dosłownie po kilku sekundach zaczyna mięknąć pod twoim ciężarem i rozstępuje się, wciągając twoją stopę do środka.
Mgła dosłownie w ciągu paru sekund podniosła się tak wysoko, że sięgała ci już do piersi. Nagle uświadomiłeś sobie, że blade niebieskie światło które widziałeś przed sekunda na wprost siebie teraz znajduje się zdecydowanie po twojej lewej stronie. Krzyk kobiety jednak nadal wybrzmiewał z tego samego miejsca przed tobą.
Mgła bawiła się z tobą. Wodziła cię i próbowała zmylić. Poczułeś się jak dziecko z którego ktoś drwi i oszukuje.
Postanowiłeś zaufać słuchowi i otulony gęstym i ciemnym cieniem dalej podążałeś ku źródle dźwięku. Przemknęło ci przez myśl czy nie lepiej było zaczekać na towarzyszy. Jedną osobę dużo łatwiej wodzić za nos niż trzy. I choć słyszałeś ich głosy za sobą, to nagle poczułeś się niezbyt pewnie. Było to bardzo nie miłe i niepokojące uczucie. Mgła oblepiała cię z każdej strony i ocierała się o twoje ciało. Odraza jaką czułeś z każdym jej dotykiem była równa tej jaką czułbyś, gdyby tulił się do ciebie chory na trąd.
Nie przerwałeś jednak biegu i podążałeś dalej.
I w końcu ją zobaczyłeś. Była olśniewająco piękna mimo, że wyraźnie należała do rasy ludzi. Jej skóra lśniła i jakby promieniowała jasnością w niebieskim blasku jaki wydobywał się z kostura, który trzymała w dłoni. Ciemna karnacja i piwne oczy przyciągały wzrok i sprawiały, że człowiek był gotów dla jednego takiego spojrzenia rzucić się w ogień.
Jej długie kasztanowe włosy przewiązane czerwoną wstążką błyszczały niczym futro wilka. Mógłbyś paść jej do stóp, gdyby nie fakt że biedna kobieta tonęła po pas w bagnie.
Gdy dostrzegła ciebie przestała krzyczeć i tylko wpatrywała się na ciebie błagalnym wzrokiem. Z każdą chwilą bagno pochłaniało ją coraz bardziej. Spojrzałeś na swoje stopy, które już po kostki zagłębiły się w bagnie. Zdałeś sobie sprawę, że stoisz trzy metry od pięknej kobiety, na ostatnim w miarę bezpiecznym skrawku ziemi.
Trzy metry od ocalenia, trzy metry od śmierci.


Aart Valestil, Stor von Durmn

imo, że ruszyliście za elfem dosłownie po kilku sekundach ku swemu przerażeniu stwierdziliście, że nie widać go już poprzez coraz gęstsze płaty mgły. Na szczęście było jeszcze widać niebieski blask magicznego światła oraz słychać nawoływania kobiety. Biegliście w odległości kilku metrów od siebie i z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną sekundą widzieliście się coraz słabiej.
Na dodatek zdaliście sobie sprawę, że ziemia pod waszymi stopami jest bardzo grząska i zdradliwa. Jeden nie rozważny krok mógł się skończyć utknięciem w bagnie na dobre.
Przebiegliście już dobrych kilkanaście metrów, a elfa nadal nie było widać. Na dodatek ucichł też głos kobiety.
W myślach przemknęło wam tysiąc przekleństw na całą elfią rasę. Najpierw opuściła was kobieta, która z wami przybyła a teraz jeszcze zniknął elf. Zostaliście sami.
Mgła stała się gęsta jak mleko i wyraźnie spowalniała wasze ruchy. Jej lepki dotyk budzi w was odrazę i pierwotny lęk. Na szczęście jeszcze się widzieliście i chyba lepiej w obecnej sytuacji się nie rozdzielać.
Aart pierwszy podszedł do ciebie i ruchem ręki wskazał blade niebieskie światło, które przebijało się przez zwały mgły.
Nagle stwierdziliście, że nie potraficie określić kierunku z którego przyszliście. Świadomość tego faktu uderzyła w was niczym wielki młot bojowy.
Ta przeklęta mgła bawiła się z wami i wyraźnie pragnęła waszej śmierci.
Nie daliście się jednak poddać przerażeniu i opanowaliście swój strach i nerwy. Nie mieliście innego wyjścia, musieliście iść ku światłu.
Z obawą ruszyliście naprzód.
Szliście pomału. Każdy krok stawialiście z uwagą i wielką ostrożnością, gdyż każdy następny krok mógł okazać się ostatnim waszym
Powoli zbliżaliście się do źródła światła.
Nagle powietrze przeszył upiorny śmiech, a raczej rechot. W tej samej chwili mgła zaczęła opadać i rzednąć.
Waszym oczom ukazała się znana wam już wyspa z ruinami domostwa pośrodku. Niestety nie wszystko wyglądało tak jak to zostawiliście. Nie daleko ruin stały jakieś trzy pokurczone istoty. Jedna z nich była wsparta na grubym kosturze, który świecił bladym niebieskim światłem. Dwie pozostałe klęczały i kopały w ziemi. Ich skóra była sucha i pomarszczona. Sylwetka chuda i pokurczona. Tak naprawdę na ich ciele nie było ani grama tłuszczu, ani gram mięśnia, a jedyne kości przyobleczone skórą. Na domiar złego ich czaszki były tej skóry pozbawione i z chudych korpusów wystawały tylko łyse czerepy. Ich oczy lśniły niezdrowym żółtym blaskiem. Upiorny rechot ponownie zabrzmiał pośród mroku i mgły.
Teraz już wiecie, że to ich przywódca z kosturem tak okazuje swoją radość.
Jego śmiech urywa się nagle i ze zgrozą uświadamiacie sobie dlaczego.
Stoicie przez chwilę sparaliżowani strachem licząc, że może mgła okryje was litościwie swym płaszcze i ukryje przed wzrokiem tych potworów. Niestety tak się nie dzieje i trzy pary żółtych ślepi wpatruje się w was uporczywie.
Chwila ta wydaje się wam wiecznością. Gdy w końcu słyszycie ich pisk, powracacie do rzeczywistości. Cała trójka zapiszczała w waszą stronę, a jej lider machnął na was ręką. Trudno wam powiedzieć o co mu dokładnie chodzi. Nie czeka on jednak na waszą odpowiedź, tylko razem z dwójką pozostałych zaczyna uciekać biegnąc na czterech kończynach niczym pies.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 18-02-2011 o 20:17.
Takeda jest offline