Eckel usiadł na wozie i zajmując wygodną pozycję przygotował się do jazdy. Podczas drogi uciął sobie nawet małą drzemkę. Nie był czujny, bowiem czego może się obawiać umierający człowiek, w którego żyłach płynie trucizna. Było mu wszystko jedno.
Kiedy wjechali do lasu Eckela zaczął drażnić w nos dziwny zapach. Po chwili przekonał się co go wydzielało. Palownicy, ludzie ponabijani na pale jak robaki. W dużej ilości. Niektórzy jeszcze żyli, błagali o litość i dobicie. Eckel zasłonił oczy przed tym widokiem. Za dużo krwi, za dużo śmierci jak na jedno miejsce. Zakręciło mu się w głowie. Położył się skulony na wozie, zakrył nos kapotą, żeby nie czuć zapachu zgnilizny i przeleżał w tej pozycji do momentu, aż minęli wszystkich ponabijanych na pal. -Straszny widok- powiedział na koniec.
Kiedy minęli miejsce kaźni, Eckel rozparł się na wozie jak gdyby nigdy nic i zaczął sobie wesoło pogwizdywać. Kiedy dojechali do przytułku nie wdawał się w rozmowę ze strażnikiem. Postanowił,że niepytany nie będzie się wychylał. Rzucił tylko na odczepnego -Tak, to my jesteśmy z Wolfenburga. - |