Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2011, 17:06   #65
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Znalazł! Małe przejście prowadzące do prawdziwej natury płomienia. Takami dotknął szczeliny, a jego umysł natychmiast dostał się do wnętrza ognia. Dla kogoś, kto nigdy nie widział prawdziwej formy płomienia, nie można było tego opisać. Jaźń maga spoglądała teraz na wszystko i wszystkich z różnych stron. Raz ze środka płonącego budynku, to z jednego, to z drugiego końca płomieni. Widział Huro, walczącego o życie. Widział swoich towarzyszy w materialnej, jak i magicznej, prawdziwej formie. Yasuro i jego podwładni wyglądali tak, jak zawsze wyglądali ludzie. Małe ogniki, podobne do błędnych ogników, które zwodziły na śmierć nieopatrznych wędrowców. Co ciekawe, widok Leiko i Sogetsu był inny. Otaczała ich aura czerni, ta sama, jaka towarzyszyła Sumiko. W kwestii Kazamy, wiedział czym to może być. Ów tajemniczy Jinbei, demon, którego esencja spoczywała w ostrzu szermierza. Jednak Leiko? Nie wiedział dlaczego jej aura zlewa się z demoniczną czernią.
Takami spojrzał na siebie. A raczej na swoją powłokę. Tym razem przypominała ona aurę Yasuro i samurajów. Jednak ognik maga był mały, błyszczący na granicy wzroku. Wiedział, że tak musi wyglądać osoba, której umysł opuścił ciało.
Kohen nie miał jednak więcej czasu na przyglądanie się światu. Czas leciał, a on już i tak dostatecznie zwlekał ze swoim planem.
Skupił płomienie wokół swojego umysłu. Poczuł, jak otaczająca go natura ognia kumuluje się w postaci skondensowanej energii. Energii, którą Takami mógł teraz kierować. Pierwszą rzeczą, jaką musiał zrobić, to zniszczenie mgły. Kohen wyciągnął astralną dłoń, będącą teraz słupem jasnej energii i sięgnął w sam środek błękitnej wstęgi. Energia rozlała się, wędrując we wszystkich kierunkach Skierował część z niej w stronę ognika Huro, otaczając go, próbując oddzielić go od przeklętej mgły. Następnie skupił większą część pozyskanej energii, by cisnąć ją w stronę Sumiko. Miał tylko nadzieję, że nikt nie będzie na tyle nierozważny, by zaszarżować na demona, gdy Kohen zacznie swój płomienny taniec...
***
Wraz z rozpoczętym zaklęciem, kiedy to Kohen dostał się do środka ognia, płomienie trawiące budynek zaczęły zachowywać się... dziwnie. Wcześniej, wybuchające to tu, to tam, tym razem płonęły... inteligentnie? Ciężko było to stwierdzić, do czasu, gdy nagle cały ogień nie skumulował się do postaci dwumetrowej średnicy kuli ognia. W kilku kolejnych chwilach, wiązka płomienia wystrzeliła w stronę mgły, uderzając o ziemię, po czym rozpełzła się niczym węże we wszystkich kierunkach. Część z nich otoczyła Huro, i wzbiła się wysoko w niebo. W chwilę później, pozostała część ognia przybrała kształt włóczni i wystrzeliła w stronę Sumiko.
***
Kohen spoglądał spomiędzy płomienia, jak jasność zbliża się do nieprzeniknionej czerni. W chwili, gdy miała ona się zderzyć z magicznym pociskiem, wyskoczył z płomienia, przenosząc się do ciała. Otworzył oczy w momencie, kiedy ognista włócznia sunęła w stronę demona.
Kobieta oberwała ognistą włócznią na moment stając w ogniu, który spalił jedynie jej szatę i uszkodził skórę, nie sięgając jednak głębiej. W miejscach gdzie ogień przepalił skórę, gdzie przecięły ją stalowe ostrza, widać było zielonkawą guzowatą i pełną narośli tkankę, zupełnie nie pasującą do ludzkiej postaci Sumiko.
- Do ogrodu..szybko. Zanim ogień się rozprzestrzeni i nas odetnie - krzyknął Yasuro cofając się tak, by być miedzy Sumiko, a łowcami.
Takami podniósł się, czując lekki niedowład nóg. Spojrzał na swoje dzieło. Przynajmniej udało się nieco ją przypiec, pomyślał z przekąsem. Na szczęście mgła została rozproszona, a Huro uwolniony. Miał teraz drogę wolną do Yasuro. Mag rzucił jeszcze jedno spojrzenie na demona i ruszył w stronę ogrodu. Tam mógł pomyśleć nad dalszym planem walki z oni.
Sogetsu przez moment gdy dochodził do siebie po ciosie kobiety obserwował dziwny spektakl który rozegrał się przed jego oczami, demon mimo że oberwał już całkiem solidnie stał niewzruszony jakby w ogóle nie dochodziły do niego ciosy. Musiał szybko zrozumieć czym jest “maska” o której wspomniał mu Jinbei, od tego zależeć mogło ich przeżycie najbliższych chwil i dotarcie do ostatniego aktu tego spektaklu.
Wycofywał się powoli rzucając do swojego demona natarczywe myśli “Czym jest maska? Jeżeli nie chcesz się znów spotkać ze swoją przyjaciółką, muszę to wiedzieć. Chociaż wygląda jakby za tobą tęskniła.”. Wycofując się nie odwracał się ani na chwilę do demona plecami, wiedział że przeciwnik z taką siłą musi być równie szybki jak silny, gdy jednak dotarł do pomieszczenia oddzielającego hol od ogrodu rzucił ostatnie spojrzenie demonicy i pognał ile sił w nogach do ogrodu by dołączyć do reszty towarzyszy.

A Leiko, po przebiciu się na zewnątrz poprzez papierowe ściany, dotarła do ogrodu. Do zadbanego ogrodu. Było w nim kilka drzew i krzewów, posadzonych z wyraźnym wyczuciem piękna i harmonii. Starannie dobrane kwiaty świadczyły o dużym wysiłku włożonym w jego pielęgnację. Ty niemniej... blask ognia płonącej gospody ujawniał makabryczne dodatki . W toni małego stawu, zarośniętego liliami, gniły zwłoki kobiet... trudno powiedzieć, czy były piękne za życia. Wszak wszystkie trupy były w stanie zaawansowanego rozkładu. Mięśnie i ścięgna odpadały już od kości. Niemniej wyprostowane sylwetki, świadczyły że za życia były młode. I po śmierci zostały obdarte ze skóry. Leiko zobaczyła w jeziorku, miejsce do którego trafi, jeśli Sumiko zatriumfuje tej nocy.

Takami biegł ile sił w schorowanych płucach, nie oglądając się za siebie. Wiedział mniej więcej z czym mają do czynienia. I nie podobało mu się to ani trochę. Sądził, ze ogień może zabić tę poczwarę, lecz zniszczył tylko jej zewnętrzną powłokę. Choć tyle, to i tak otworzyło to drogę do niejakich słabych punktów złodzieja skór. Spojrzał na Leiko, która biegła przed nim. Kiedy dołączył do niej nad oczkiem wodnym, zmarszczył brwi, spoglądając na truchła unoszące się na wodzie. Wiedział już, że jedna z nich musiała wyglądać kiedyś tak jak ich felerna gospodyni. Mimowolnie zerknął na Leiko i jej rozdarte kimono.
- Najwyraźniej doznałaś wątpliwego zaszczytu bycia kolejnym wcieleniem złodzieja skór, Mauriken-san - rzucił szybko, zaraz po tym odwracając się twarzą w stronę płonącego budynku i nadciągających towarzyszy. Chciał jak najszybciej ustalić kiedy i w jaki sposób mogą zabić tę poczwarę.
- Maruiken – poprawiła tylko w chłodnym odmruknięciu kobieta, nie kwapiąc się na wykrzesanie u siebie zainteresowania tą zaskakującą oczywistością jaką się z nią podzielono.
Wizja pozostania wypatroszoną przez demona, a potem rzuconą niedbale by dołączyć do innych trucheł w agonalnych pozach była obecna w myślach Leiko. Mimo to nie obróciła się od odrażającego widoku przed nią, nie zemdlała też, a nogi odmówiły jej posłuszeństwa na niedostrzegalny ułamek sekundy, o którego istnieniu i zawahaniu kroku tylko łowczyni była świadoma. Powoli obchodziła jeziorko, a poluzowane nieco we wcześniejszej szamotaninie i pozbawione jakichkolwiek wyimaginowanych rozdarć kimono znowu wykazywało się użytecznością sięgającą dalej niż zaledwie zakrywanie ciała przed niechcianymi spojrzeniami. Rękaw chronił ją przed odorem śmierci, a świat przed cieniem grymasu malującego się na jej licach, gdy nachylała się lekko i z niejakim zaciekawieniem przyglądała się trupom.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem