-
Będzie lepiej bracie gdy uszy zatkasz lub do Celryna dołączysz. - powiedziała Auraya, co było dla Kaldora bardzo niespodziewane. Nikt jeszcze go z sali nie wyprosił, a tym bardziej nie nakazał zatkania uszu...
Elf zdecydował się na to pierwsze, z oczywistych powodów. Właściwie było mu to na rękę - idąc schodami na górę uśmiechnął się kącikiem ust i rozwinął malutką karteczkę, którą mu "ktoś" wręczył ukradkiem.
O dołączeniu do swojego brata nie myślał ani przez chwilę. Zresztą, nigdzie go na piętrze nawet nie widział - był tam tylko jakiś człowiek, jakich wiele było tamtego wieczora w zajeździe.
Widząc treść wiadomości, oczy elfa rozbłysły szmaragdowym blaskiem. Zamknął się w pokoju i przygotował do spotkania z nadawcą wiadomości. Odłożył jednak sztylety na łóżko - nieużywana broń wisząca swobodnie u pasa bardzo by mu przeszkadzała, a ukrytych noży w ubraniu miał aż nadto.
Zamiast tego wyciągnął z plecaka gruby, acz krótki metalowy pręt.
-
Ileż ja się naczekałem, żeby cię wreszcie wypróbować. - wymamrotał pod nosem, łamiąc przy tym kolejną magiczną gałązkę.
* * *
Plan był doskonały. Hrabia Resoła i, co ważniejsze, gildia zabójców hojnie go wynagrodzą. Jego, Anawelda, za schwytanie Cykady. Po prostu nie mogło się nie udać.
Wiadomość-wabik, jaką "podesłał" elfowi była tak przyjazna i obiecująca, że ten po prostu przyjdzie do pokoju i... to będzie jego koniec.
Może i Cykada był dobrym skrytobójcą, ale raczej nie wojownikiem. A nawet gdyby był, to dwóm wielkim, umięśnionym orkom, którzy czekali po obu stronach drzwi, raczej nie da rady.
Nadeszła chwila prawdy - drzwi otworzyły się... powoli... do zewnątrz...
Ale nikogo za nimi nie było.
-
Może wiatr wziął i otwarł, czy co? - odezwał się jeden z osiłków zaglądając na korytarz.
-
Jaki wiatr, ty matole! - Anaweld skrzywił się. Fałszywy alarm... -
Zamknij te drzwi, ośle. Czekamy dalej.
Jak tylko ork puścił klamkę, zaryczał wściekle łapiąc się za pierś z której niespodziewanie trysnęła krew prosto na boczną ścianę i drugiego z osiłków. Który zresztą również zaczął przeraźliwie wrzeszczeć chwilę później, zalewając cały pokój gęstą posoką.
Sęk w tym, że część krwi wydawała się lewitować w powietrzu.
-
Mam cię, skurwielu! - krzyknął tryumfalnie Anaweld. Jednocześnie wyciągnął różdżkę zza pazuchy i wymówił słowo-wyzwalacz.
Gęsta i z pewnością lepka sieć wystrzeliła z jej czubka, by powędrować w kierunku krwi stojącej w powietrzu i trafić... w barierę ochronną w kształcie ogromnego walca, która stała się widoczna tylko na krótką chwilę.
Jednak atak był wystarczający, by rozproszyć niewidzialność i oczom czarodzieja ukazała się zakapturzona, zakrwawiona postać, dzierżąca długą włócznię o dwóch ostrzach.
-
Dzięki. - powiedział nieoczekiwanie Cykada, podchodząc do człowieka. -
Byłem ciekaw, czy amulet działa.
Następnie szybkim ruchem, od niechcenia, wytrącił mu różdżkę z ręki i przygwoździł włócznią do ściany, dusząc go przy okazji.
-
A skoro już tak sobie stoimy i rozmawiamy twarzą w twarz, odpowiesz mi na kilka pytań. - zakończył zabójca, puszczając czarodzieja i wbijając mu ostrze w stopę.
W pokoju, i z pewnością nie tylko, rozległ się krzyk bólu. A wkrótce potem również i agonii.