Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2011, 23:11   #67
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaczęło padać. Z chmur wypełniających nocne niebo lunął deszcz.
A czwórka adwersarzy stanęła naprzeciw monstrum. Z przodu Yasuro i Sogetsu. Tuż za nimi przyczajona niczym tygrysica, Leiko. A całkiem z tyłu Kohen szykujący się do użycia mrocznej maho.
Piorun rozświetlił niebo...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=---dxu2Q1hg[/media]

Dwójka wojowników natarła na bestię. Ostrza katany i tachi przecięły powietrze i spadające krople deszczu. Atakowali z dwóch stron osaczając potwora. I żaden z nich nie trafił.
Sumiko mimo swego wzrostu była nie tylko silna, ale i zwinna. Uciąć jej dłoń nie było łatwą sztuką. Tym bardziej, gdy jednocześnie trzeba unikać pazurzastych łap.
To była silna, to była zwinna oni. Yasuro balansując raz na jednej raz na drugiej swej stopie., uniknął pazurzastej łapy. I zaatakował, szybkie cięcie, zamaszyste. Niecelne.
Potwór uskoczył niemal nadziewając się miecz Sogetsu, niemal... ostrze tachi, też przecięło powietrze. I obaj mężczyźni musieli uskoczyć przed szponami bestii.
Przyczajona tygrysica jednak czekała właśnie na taką okazję.


Ostrze wakizashi błysnęło w świetle błyskawicy. Koncentracja, uderzenie... Ciało Leiko wystrzeliło ku celowi niczym pocisk. Mknęła nisko, mknęła cicho. Jeden cios, staw kolanowy bestii, został rozharatany. Teraz wymknąć się z obszaru zagrożenia. Za późno.
Maruiken nie zdołała szybkości bestii, ani zasięgu jej łap. Szponiasta łapa chwyciła za fragment kimona i przyciągnęła Leiko do siebie. – Ara, ara. Tak szybko chcesz...
"Sumiko" nie miała czasu powiedzieć nic więcej. Tą chwilę postanowili wykorzystać i Yasuro i Sogetsu. Tachi łowcy oni cięło pionowo, szerokim zamachem. Osłaniająca się wolną prawą ręką, bestia poczuła jak ostrze tachi odcina ją od reszty ciała.
Huk pioruna zagłuszył jej wrzask bólu. Odrzuciła Leiko jak szmacianą lalkę i natarła znienacka na Kazamę. Jednak rana w nodze nie pozwoliła jej być tak szybką.
Pazurzasta łapa nie dosięgła celu.
A Leiko, podniosła się z rozmiękłej ziemi, widząc jak Yasuro wykonuje błyskawiczne pchnięcie. Ostrze wbiło się w jednak poniżej serca bestii i ten cios jej nie zabił. I samuraj ledwo uskoczył przed odwetem „Sumiko”.
Dziewczyna spojrzała na pokryte zieloną krwią ostrze swej broni. Te ataki, mimo niebezpieczeństwa jakie niosły dla atakujących, nie były jednak
daremne. Baba-numa była ranna, a Kohen zyskał cenny czas.
Bestia zajęta walką z dwoma uzbrojonymi przeciwnikami, nie zauważyła największego zagrożenia. A teraz już było za późno.

Za gaszonego deszczem i rękami yata-garasu pożaru, wystrzelił w górę struga, która oblała płomieniami bestię. Baba-numa wrzasnęła z bólu i strachu oplatana ognistymi płomieniami, niczym gąsienica jedwabnika swym kokonem. A z pożaru przeskakiwały kolejne płomienie, powoli wygaszając płonącą karczmę.
Matka ogrów wyjąc z bólu upadła na ziemię i tarzając się próbowała ugasić płomienie. Jednak było za późno, ogień trawił jej ciało, niczym wygłodzone zwierzę. Wkrótce bestia znieruchomiała oddając się na pastwę płomieni.
A Takami... zemdlał. Ciało yōjutsusha wytrzymało tak dużego obciążenia, jakie wziął na siebie umysł.

Wraz ze śmiercią „Sumiko” rany trójki łowców zagoiły się, ciała odzyskały siły. A nawet zyskały coś więcej.
Lecz na razie liczyło się coś innego. Yasuro z pomocą Kazamy zaciągnął nieprzytomnego Kohena do ocalałego pokoju w karczmie. A potem poszukali pozostałych samurajów.
Huro był w ciężkim stanie. Zadana mu przez yata-garasu rana była poważna. I w tej chwili to nim się trzeba było zająć. Jego szwagier, leżał skrępowany siecią w swym pokoju. Drobny uraz na czaszce, świadczył o tym, że go ogłuszono.
Zaś sama yata-garasu uciekły na bagna, zapewne przerażone śmiercią ich pani. Yasuro udał się konno, by odszukać Masame i Tasade.
Nie znalazł nic, oprócz śladów zaciętej walki. Trzeba więc było pogodzić się z fakt, że prawdopodobnie nie żyją. Nie można też było na nich czekać. Jeśli Huro miał przeżyć, musiał trafić pod opiekę medyka.

Opuścili więc fałszywą wioskę następnego dnia. Z Huro jadącym na grzebiecie konia. Z Huro słaniającym się na boki. Opuścili wioskę w pośpiechu i tak samo pospiesznie przemierzali bagna. Każda chwila bowiem przybliżała rannego samuraja do grobu. Yasuro szedł wyraźnie zamyślony i ponury. Młody bushi zapewne w sercu rozważał wydarzenia jakie rozegrały się w pobliżu wioski, jak i w niej samej. Szukał popełnionych błędów, które doprowadziły wszak do śmierci aż dwóch z jego podwładnych. I być może, trzeciego. To był duży ciężar, jak na tak młody wiek.

Trzeciego dnia dotarli na obrzeża dużego ufortyfikowanego miasteczka otoczonego polami ryżowymi, na których chłopi dokonywali prac polowych. A tuż obok ćwiczyli ashigaru, pod czujnym okiem wąsatego samuraja.


Kilka dni temu, trójkę łowców zdziwiła by obecność ashigaru i fortyfikacje na granicy z bagnami.
Ale ostatnie dni pokazały dobitnie, jak wielkie zagrożenie skrywają bagna.
Yasuro podszedł do owego samuraja i zamienili ze sobą kilka słów. Młody bushi pokazał wąsaczowi list, który niósł ze sobą. I to wystarczyło by wąsacz giął się w pokłonach.
Po czym szybko wysłał podwładnych do miasteczka. A Yasuro podszedł do grupki i rzekł.
-Tsukade Yamasu-san jest tutejszym karo.- mówiąc to wskazał na nerwowo kręcącego się wąsacza.- Jego ludzie poślą po medyka dla Huro i przygotują miejsca w gospodzie. Jest też... Do miasta zawitała wędrowna grupa aktorów kabuki. Dziś wieczorem ma być przedstawienie. Na które możecie pójść, w ramach zadośćuczynienia za trudy podróży.

I rzeczywiście...
Gdy wędrowcy podążali za przysłanym przez Tsukade przewodnikiem. Po drodze do karczmy, mijali właścicielkę trupy aktorskiej i jej aktorów, zachęcających do pójścia na ich przedstawienie.


Wzbudzali swymi działaniami zarówno zainteresowanie miejscowych jak szóstki podróżników. Choć spojrzenie Leiko wykazywało inny rodzaj zainteresowania, gdy spotkało się ze spojrzeniem młodej organizatorki przedstawienia.
Ale ten fakt mogło wypatrzyć jedynie wyjątkowo bystre oko. Podobnie jak to, że Kohen z pewnym zaskoczeniem na twarzy, spojrzał na jednego starców zainteresowanych przedstawieniem.


Na niskiego buddyjskiego pielgrzymującego mnicha, wyjątkowo starego mnicha. O wyłupiastych oczach, krótkiej siwej i szpetnej twarzy. Którą skrywał pod słomianym kapeluszem. Opierał się o żelazną laskę i nosił czarne obszarpane kimono.
Ale póki co...

Karczma, z możliwością kąpieli i wypoczynku. I możliwością doprowadzenia swego wyglądu do porządku. Okazja bezcenna dla kobiety. Ale i mężczyźni mieli okazję do odpoczynku.
No i podano posiłek.


Obfity posiłek, sycący posiłek.
Po przejściach na bagnach, każdy kęs rozpływał się w ustach. Huro trafił do medyka, pod opieką Tsume. Tak więc przy posiłku, trójce łowców tylko Yasuro dotrzymywał towarzystwa.
I właśnie wtedy, do pokoju w którym spożywali posiłek, wszedł ashigaru. Upadł na twarz przepraszając za naruszenie spokoju posiłku. Po czym przybliżył się do Yasuro i szepnął mu coś na ucho. Ten zdziwił się wyraźnie, zmarszczył brwi. Przez chwilę się zamyślił, po czym rzekł.- Na skraju bagien zauważono trupy czterech oni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2011 o 23:17.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem