Yavandir
"Zaczyna się cyrk" pomyślał elf. Ech, gdyby wystarczyło pozabijać niewygodne osoby. Życie nie jest takie proste... ale zawsze należy dążyć do jego uproszczenia. - Klif, pamiętasz jak to kiedyś w Kislevie było?
- A co mam nie pamiętać.
Yavandir wyciągnął kufel w stronę krasnoluda, ten stuknął z rozmachem rozlewając piwo. - Выпьем с нашими врагами, надеясь воплощать их в жизнь это все,...
- ...что они хотят с нами!
Wstali równocześnie, nie wiadomo kiedy w rekach elfa pojawił się łuk, a grot łapczywie wpatrywał się w Gastona. Reszta gości patrzyła w czarne otwóry krasnoludzkiej flinty. I każdy z nich zdawał sobie sprawę, że ta ciemność może za chwilę zostać rozjaśniona. A fakt, że krasnolud wlał w siebie sporo trunków nie miał żadnego znaczenia, siekańcami nie trzeba było celować. A nawet jakby jakimś cudem spudłował to zawsze mógł poprawić z drugiej lufy. - Panowie, opuszczamy wasze towarzystwo. Jeśli ktoś nas będzie szukał to będziemy na górze.
- Peter, Lilawander. idziemy.
Elf i krasnolud poruszali się w jednym rytmie cofając się ku tylnym schodom na piętro nie spuszczali nikogo z oka. Krok za krokiem wchodzili na górę. Klif przysiadł na górnym schodku osłaniając pozostałych, gdy go minęli jednym susem zniknął gościom karczmy z widoku.
Ostatnio edytowane przez Mike : 18-02-2011 o 00:47.
|