Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 01:31   #74
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post by Liliel, Armiel & Sam_u_raju

Alvaro wpatrywał się w parujący kubek. Która to już dzisiaj herbata. Nie liczył. Przez kilkanaście minut siedział nad zabranymi z jego poprzedniego mieszkania książkami. Szukał odpowiedzi. W rogu biurka rozłożył kartkę peipieru w wymalowanym szczurem i ciagiem cyfr. Zastanawiał się czy nie jest to aby jeden z kodów używanych do własciwego odczytywania bibli i zawartych w niej sekretów. Rafael mylił się jednak. Nie zrażał się jednak porażką. Cieszył się, że ma czym zając głowę i nie myśleć o kolejnych nowinkach jakie zaserwował jemu Jacoob. O tej czarnej dziurze w która wpadł i z której wiedział, że już nigdy się nie wydostanie. Jedynie co mógł zrobić to nauczyć się w niej poruszać i modlić się, chociaż już nie było do kogo o to by nie wpadł na byt potężniejszy od siebie który zmiótł by go jednym spojrzeniem. Tak więc trzeba było iść, po omacku, i mieć po prostu szczęście.
Były detektyw odłożył ksiązki na półki z wielką pieczołowitością. Wszystkie stały w równym rządku. Co prawda było mu daleko do sterylnego porządku jaki panował u Cohena ale co do książek to nie musiał się wstydzić.
Dopił herbatę przypominajac sobie kartkę wciśniętą mu do kieszeni kurtki. Cyfry…

„Dobra zerknijmy na pomysł rzucony przez Patricka” – otworzył przed soba laptopa i w miejsce adresu internetowego wpisał liczby zapamiętane z kartki. Wziął głęboki oddech i wcisnął „enter”.

„A niech mnie”

- Jestem – powiedział już na głos do siebie

- Hmmm – jego wzrok zatrzymał się na ekranie zmuszającym go do wpisania hasła. Kolejna przeszkoda. Kolejna zagadka.
Rafael patrzył się w monitor jakby liczył ze samym spojrzeniem złamie zabezpieczenie i pozna skrywany sekret. Palce położył na klawiaturze. Wpisał „Zdradzony” i po chwili potwierdził to klawiszem enter.

Na środku ekranu pojawił się wielki napis „NIEWŁAŚCIWE”

Alvaro wstukał numer komórki Zdradzonego jak głupi myśląc, że to musi mieć na pewno związek z nim. Znowu błędnie.

Głupiec – O tak jego ulubione słowo musiało się pojawić. Niestety znowu nic.

Metropolis – Pudło

Miasto Miast – kolejne pudło

Wpisał jeszcze kilka innych wyrazów które w jego mniemaniu mogły się nadać. „Astaroth”, „Jacoob”. Wpisał nawet w chwili beznadziei słowo „szczur” Strona cierpliwie odrzucała jego pukanie. Na szczęście dla Alvaro program dawał mu możliwość kolejnych prób i nie zgasł po wpisywaniu kolejnych.
Wampir odchylił się na krześle. Po raz pierwszy do dłuższego czasu miał wielką ochotę zapalić. Zdusił w sobie tą słabość i ponownie wlepił wzrok w monitor.

„Jesteś detektywem. Byłeś, ale wiesz jak działać. Myśl”

Przypomniał sobie słowa przyjaciółki ze szkoły policyjnej: „Myśl jak zabójca. Wtedy zawsze będziesz przed nim”
Tylko słowa pozostały.
Koleżanka została zastrzelona 3 lata po ukończeniu szkoły.
Na służbie.
Rafael zaczął chodzić po pokoju. Starał się wytłumić wszelkie hałasy i zapachy jakie do niego docierały z zasięgu jego zmysłów
Frustracja narastała. Czuł się wściekły. Miał dość
Potrzebował upustu dla swojego gniewu. Ręka wystrzeliła w górę, miał ochotę rozwalić biurko przy którym dotychczas siedział. Wykrzyczeć to co się w nim kotłowało. Pokazać gdzie ma te wszystkie nowinki, tych wszystkich władców marionetek

- KURWA – zabluzgał na głos.

Zatrzymał dłoń tuż przed blatem.
Stał się potworem. Zabijał, żeby żyć... ale cząstkę siebie powinien zostawić. Bo nie wróci z tamtej strony już nigdy i stanie się kimś takim jak Jacoob.

Te kilka kroków jakie uczynił po mieszkaniu pomogło. Ochłonął
Rzucił się do laptopa prawie wywalając spod tyłka krzesło
Myśl tak jak on.
„Wepchnął mi wiadomośc i chciał mieć pewność, że ją odbiorę”
Wpisał nerwowo „Rafel”, poprawił na „Rafael”
NIEWŁAŚCIWE
„Jose”
Też nie
„Alvaro”
....

Strona zapłonęła czerwienią, potem spłynęła – jakby krwią. Przed oczyma wampira pojawiły się otwierające się samoistnie okienka, zdjęcia, sterty ciał, wojen, krwawe i brutalne fotografie. Na końcu obraz ustabilizował się pokazując stary wagonik metra. Ktoś w nim siedzi. Jakaś dziewczyna. Długie włosy zasłaniały twarz.

”Witam. Spotkajmy się jutro wieczorem. Pod mostem Adventages. Dziewiąta wieczorem. Miłego przeglądania strony. Masz na to jedną szansę. Potem strona zniknie a twój komputer ulegnie zniszczeniu. Miłego dnia. Alvaro”.

Rafael przebiegał wzrokiem od zdjęcia do zdjęcia starając się wbić sobie do głowy większość rzeczy jakie zobaczył. Nie wiedział co z tego jest ważne, część? wszystko?
Wzrok na dłużej zatrzymał na ostatnim okienku, tym z siedzącą w wagonie dziewczyną. Kolejna osoba jaka chciała go spotkać, czy to jest właśnie Zdradzony, inna siła chcąca go wykorzystać, a może nic nie znacząca fotografia.
Nie podobał mu się fragment podpisu dotyczącego zniszczenia jego komputera. Jednak maszyny zbytnio go nie rozumiały albo co pewniejsze on nie rozumiał komputerów.
Mimo braku talentu w tej dziedzinie Silent był pewien, że dopóki nie wyłączy komputera to będzie mógł przeglądać rzeczy do woli.
Z fotografii wołały do niego sceny masakr, ludobójstwa. Z Jugosławii, Afryki, krajów Azji i Filipin. Ostre. Bez cenzury. Krwawe i straszne. Był tam też Bliski Wschód i inne regiony świata.
Konflikty zbrojeniowe
Wojna
Ciała, osoby bez kończyn, poranione, zagłodzone, ścinane, zmasakrowane. Prawdziwe.

Ponownie przeglądając całość zobaczył jeszcze jedno zdanie.

„Poskładaj to wszystko do kupy. A zobaczysz prawdę.”

Zadzwonił telefon. Nie Zdradzony, nie Cohen.
Claire Goodman

***

Claire wybrała numer Alvaro, odczekała kilka sygnałów i kiedy wreszcie usłyszała znajomy głos domniemanego truposza zaczęła swoją tyradę.

- Hej, Alvaro. Potrzebowałabym wsparcia. Jesteś latynosem, prawda? Właśnie idę pozwiedzać latynoskie gangi i z tobą u boku może dałoby się jakoś wtopić w tłum. Nie chce machać odznaką bo, sam wiesz jak ona działa. Jak pieprzona różdżka zsyłająca milczenie. Pamiętasz to graffiti z miejsc zbrodni? Oko? No to wiem, że wymalował je niejaki Mal Pintor. To pseudonim. Koleś jest ponoć młodym utalentowanym i aktywnym członkiem gangu “Matadores”. Dość niebezpieczni ludzie. W aktach policyjnych figurują pod “D” jak dragi, “P” jak prostytucja, “W” jak wymuszenia... Prawdę powiedziawszy są pod niemal każdą literą alfabetu. - cały czas nawijała jak najęta ale nagle zamilkła. Mimo wszystko Alvaro był obcym facetem no i na dodatek umarlakiem, a ona pogadywała z nim jak ze swoją sąsiadką. Może powinna jednak była zadzwonić po Baldricka? Baldrick nie był szczytem uroku osobistego ale wydawał się bardziej godny zaufania niż... pijawka. - Eeee... - ciągnęła dalej jakby zgubiła wątek. - Poszłabym tam sama, ale, hm... wiesz... Z latynosem u boku będę bardziej wiarygodna. No i w razie czego mógłbyś mi osłaniać plecy. W końcu jesteś ten, no,,, - zaśmiała się pod nosem - prawie jak bohaterowie z Marvela. Plan jest taki. Odpicuj się jak na niegrzecznego chłopca przystało. Ja też zadbam o jakiś kamuflaż. Najlepiej byśmy nie rzucali się w oczy. Jeśli wywietrzą gliny nikt nam słowa nie powie. Wypytywać trzeba dyskretnie i najlepiej zadbać o jakąś wiarygodną historyjkę. Hm... - mruczała chwilę co było znakiem głębokiego zamyślenia. - Co powiesz na to? Jestem twoją siostrą, Mal zrobił mi brzuch. Musisz się z nim spotkać w cztery oczy, porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną, o zobowiązaniach, o bogu, o rodzinie. Latynosi mają zdaje się pierdolca na punkcie boga i rodziny? Gorzej jeśli Mal ma trzynaście lat. Wtedy nasza wersja pierdolnie i poderżną nam gardła - kolejny śmiech, nieco bardziej nerwowy. - Nieważne. Ustalimy szczegóły na miejscu. Może go znajdziemy i wyjaśni się kto mu zlecił te bohomazy. Aha, ostrożność ponad wszystko i... trzymamy nerwy na wodzy - to ostatnie zabrzmiało jakby dobrą radę kierowała wobec siebie a nie rozmówcy. - To te typy lokali gdzie mogą ci ożenić nóż z byle powodu. - Claire zdała sobie nagle sprawę, że nie dała Alvarowi jak dotąd dojść do głosu. Chrząknęła na koniec, jakby przepraszająco i zakończyła. - No i? Piszesz się na to? – zakończyła oczekując na odpowiedź

***

Silent wsłuchiwał się uważnie w to co ma mu do powiedzenia Goodman. Słuchał i patrzył na ekran monitora.

- Claire - odezwał się w końcu - zwolnij. Pomogę tobie ale z tym przebraniem to nie szalej za stary na to jestem. W sumie to i tak mam niezły kamuflaż, wyglądam jak lump. Wiesz gdzie dokładnie jest ten Mal Pintor. Matadores maja dość duży rewir.

- Nie mam dokładnych namiarów – Claire miała miły dla ucha Alvaro głos - Jedynie listę knajp, w której przesiadują członkowie gangu. Ale z odznaką tam nie wejdziemy bo gówno się dowiemy. Z drugiej strony za obcymi to oni nie przepadają więc potrzeba nam planu.

Cisza w słuchawce przedłużała się - Będzie ciężko Claire - odezwał się w końcu - ale możemy spróbować... Jest tylko jeden problem... jeszcze jako duchowny pracowałem z trudna młodzieżą, co zresztą kontynuowałem jako policjant. Miałem kilku podopiecznych których próbowałem wyrwać z Matadores, mam nadzieje ze ich tam nie ma albo ze mnie nie pamiętaj – Alvaro nie chciał się tłumaczyć, przedstawiał jedynie ewentualne zagrożenie zabrania go na miasto - Rozumiem ze masz tylko pseudonim tego graficiarza?

- Tak. Ale nie mam wątpliwości, że on jest w to umoczony. To nie może byc zbieg okoliczności, że w pobliżu każdego miejsca zbrodni ściany są upstrzone jego malunkami. Ktoś mu to zlecił wobec czego trzeba go absolutnie odszukać. To co? Kończymy słodkie pierdolenie i spotkamy się na granicy Bronxu?

Rafael przełączył na komputerze kolejne zdjęcie - Znalazłaś jego akta? Na pewno musial byc karany. Jak znajdziesz akta to i znajdziemy adres. Jak znajdziemy jego rodzinę to i znajdziemy jego

- Wyobraź sobie, że przeszło mi to przez myśl mądralo - w głosie Claire nie było złośliwości, może odrobinę rozbawienia. - Ale zważ, że Mal Pintor to pseudonim. Nie znam prawdziwego nazwiska. Dzwoniłam nawet do narkotykowego i obyczajówki czy nie mają w szeregach Matadores kogoś udercover i nie mogliby się podzielić informacją. Ale wiesz jak oni ochoczo współpracują ze Specjalnymi.

- Weź kamizelki – rzekł tylko uśmiechając się do słuchawki - Dla mnie tez. Kuloodporny nie jestem.... Ostra z Ciebie babka Claire – dodał po chwili - Gdzie się spotykamy?

- Masz wóz?

- Tylko miejska ko.... Nie Claire, a co chcesz po mnie podjechać?

- Żeby te sukinsyny rozłożyły mi motocykl na części gdy tylko znikniemy za drzwiami ich speluny? Nie, nie - jej głos bardzo się ożywił. - Podskoczę po ciebie taksówką. Tyle, że wtedy może być problem jeśli będziemy musieli szybko się stamtąd ulotnić... Może zwinę jakąś służbą furę z komisariatu? Nieoznakowaną oczywiście.

- Dobra. Spotkajmy się na rogu Main i piątki, tuż przy centrum handlowym. Za ile będziesz? – spojrzał na zegarek

- Pół godziny.

Silent rozłączył się bez pożegnania. Miał mało czasu a przynajmniej chciał spróbować rozwiązać ostatnie słowa o poskładaniu tego wszystkiego co świeciło do niego z monitora , do kupy.
Po kilku minutach już wiedział, że nie ma szans się z tym zmierzyć. Nic mu nie przychodziło do głowy, za dużo możliwości. Mógł to rozwiązać czytając tekst dosłownie albo mógł spędzić czas do następnej swojej śmierci rozpatrując go w szerszym kontekście. Za duzmo możliwości.
WOJNA, ZARAZA, GLÓD ŚMIERĆ.
Jeźdźcy apokalipsy.
To w rozumieniu Alvaro wyzierało z tych wszystkich zdjęć. Nie był jednak pewien czy to właśnie chciała mu przekazać ta osoba. Mimo wszystko czy oni istnieją czy nie, to Alvaro wolał się mylić w swoich domysłach.
Nie dało się również dopasować zdjęć do siebie, na szczęście nie stanowiły one jakiejś chorej i makabrycznej układanki. Nie było dat na zdjęciach choć konflikty zbrojne jakie z nich wyzierały były łatwe do odczytania. Co z tego.
Rafael był tak samo głupi przed tym jak je zobaczył jak i po. Dmuchając na zimne skopiował trzymane na dysku dane ważne dla niego. Nie znal się na komputerach na tyle by wiedzieć czy groźba od adresata jest realna. Na drugi dysk przenośny starał się skopiować krwawe i przygnębiające zdjęcia. Nic z tego, nie dało się. Przeniósł tylko adresy obrazów na dokument i zapisał go na pendrivie. Dodatkowo wyciągnął telefon komórkowy i pstryknął fotkę każdemu zdjęciu jakie wyświetlił na monitorze.
Spojrzał na zegarek. Musiał się spieszyć, miał „randkę” z Claire. Spróbował jeszcze jednego. Tak jak bezpośrednio wskazywało zdanie. Wrzucił wszystkie zdjęcia w jedno miejsce chcąc w taki sposób zrealizować zebranie „wszystkiego do kupy”.
Nic się nie stało. Ślepa uliczka.
Szlag
Wyłączył komputer. Zerknął na zegarek. Włączył komputer ponownie. Włączył się, nie wybuchł mu w twarz. Nie stała się żadna inna wada mechaniczna jaką sobie wyobrażał po zobaczeniu ostrzegawczego komunikatu. Jedynie co się schrzaniło to sprawy związane z logowaniem do sieci. Jak otwierał przeglądarkę to jako strona tytułowa w zastępstwie google’a wyskakiwała strona ze szczurkiem. Nijak nie dało się tego zmienić. Surfowanie po sieci musiał odłożyć na jakiś czas. Wyłączył ponownie komputer i szybko ruszył na spotkanie z Claire.

Przyjechała na miejsce nieoznakowanym policyjnym wozem. Na powitanie rzuciła w wampira kamizelką kuloodporną. Alvaro przebrał się w samochodzie, tam było przynajmniej cieplo.

* * *



Claire zatrzymała się przed podejrzanie wyglądającą speluną, pierwszą na jej liście. Wyłączyła silnik, opuściła lusterko aby poprawić usta czerwoną szminką. Alvaro mówił co prawda aby nie przesadzali z przebraniem ale Goodman poprawiła, i tak już mocny makijaż. Dopięła skórzaną kurtkę pod którą opinała się kamizelka. Spodnie, specjalnie na tą okazję, zamieniła na wyjątkowo krótką spódnicę i w duchu miała nadzieję, że nie wygląda w niej jak rasowy glina. Wpakowała do ust różową gumę balonową i zerknęła na swojego towarzysza.

- Czyli co? Wchodzimy, pytamy o niego, dyskretnie... Jeśli zapytają dlaczego się nim interesujemy, to...? - zamilkła wyczekująco. Nie była pewna czy zaakceptowali jej wcześniejszą, na szybko wymyśloną historyjkę.

Alvaro przeniósł wzrok z jej ud na oczy - Wyzywające Claire. Niech będzie – uśmiechnął się lekko – Wejdziemy oddzielnie. Wstępnie ja działam, jak mi nie wyjdzie to do akcji wchodzisz ty a ja Cię ubezpieczam. Spróbuje na razie dyskretnie wypytać o tego graficiarza. Nie powstydziłbym się mając taka siostrę Claire – nie mógł powstrzymać się od komplementów - jednak może mniej inwazyjne i niebezpiecznie niż sprawa z zbrzuchaceniem będzie jeżeli podam się za menadżera nowo powstającego zespołu undergroundowego który poszukuje tego Mal Pintora. W razie czego to będziesz robić za wokalistkę...

- Lepiej żeby nie kazali mi śpiewać... - wtrąciła Goodman z krzywym uśmiechem.

- Swoja droga ten pseudonim Mal Pintor brzmi dziwacznie, kojarzy mi się z meskim członkiem - wtracił - Poszukują go – ciągnał dalej swój pomysł - by zaprojektowal logo ich zespolu. Jak pomysl legnie w gruzach to po prostu zaiprowizujemy... Dzieki za kamizelke - dopial czesto uzywana kurtke pod ktora miał kuloodporną kamizelkę, poprawil rekawiczki z wycietymi koncowkami palcow. Mam jeszcze prosbe...

- Wal – Claire spojrzała na partnera

- Jak rozpeta sie pieklo. Ty uciekasz ja cie oslaniam. Nie wracasz po mnie gdybym zostal. I jeszcze jedno...po wszystkim dasz sie wyciagnac na piwo

- Ok. - nie starała się nawet brzmieć specjalnie przekonywująco, za to uśmiechnęła się całkiem szczerze.



Pierwsze wybrane miejsce pobytu członków gangu Matadores było dość duże i hałaśliwe, w stylu dyskoteki z lat dziewięćdziesiątych. Pulsujące stroboskopy, kule, światła w różnych kolorach. Wejście po 10 dolców od faceta i 5 dolców od panienki, o ile wpuści selekcjoner. Claire i Alvaro weszli. Pewnie bramkarza przekonały zgrabne nogi Goodman. Kobiece nogi, których z racji pogody nie widywał za często.
Sala taneczna była sporych rozmiarów, a kolorowe drinki po znośnej cenie. Na parkiecie bawiły się liczne grupa młodzieży, niektórzy w narkotycznym transie, inni pijani. Muzyka wdzierała się do uszu, utrudnia rozmowy. Z boku, przy ścianach stały stoliki i miękkie loże z kanapami wyściełanymi imitującą skórę sztuczną materią. Jedna z takich lóż okupowana była przez dwunastoosobową grupkę Matadores ubranych w swoje barwy. Dresy, ramoneski, tatuaże i dużo złota, jak na murzynach. Większość to latynosi. Wyzywający typ macho w podkoszulkach i wywoskowanych ciałach ćwiczonych na siłowniach. Pozerzy. Silent i Claire wiedzieli, ze ci pozerzy ścigają haracze, gwałcą, ćpają i rozprowadzają narkotyki, a nawet zabijają. Przywódcą tej grupki był chyba wysoki i chudy facet z całkiem niezłą rzeźbą ciała, tatuażami i hiszpańską bródką nadającą mu wygląd cwaniaka. Miał około dwudziestu dwóch lat.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TKDA5Cp1dQw&feature=related[/MEDIA]

- Najpierw zacznę od barmana - wampir szepnął ciepłym oddechem do ucha Claire - Jak tam się nie uda to wtedy stolik - ruszyl w kierunku baru. Nawet nie mial do kogo zwrocic swoich modlitw by ich wsparl i chronil od zlego.

- Ola - rzucil na powitanie do barmana - zimne piwo dla mnie

- Trzy dolary – odpowiedział beznamiętnie barman i postawił przed byłym policjantem 0,33 l buteleczkę trunku.

- Dzięki – Alvaro położyl na ladzie pieniadze. Kiedy ten siegnal po nie Alvaro nachylil sie w jego kierunku - slyszalem ze moge znalezc tutaj graficiarza, Mal Pintor. Chce zlozyc u niego zamowienie na jedno dzielo

- Nie znam – facet wyglądał jakby nie lubił swojej roboty.

- Ok. Reszty nie trzeba - dopilem piwo i ruszylem w kierunku grupki Matadores.

W tym samym czasie Claire zajęła miejsce przy stoliku w drugim rogu sali aby nie wyszło na to, że przyszła tutaj razem z Silentem. Zamówiła piwo ale nawet nie zamoczyła w nim ust. Dyskretnie obserwowała wysiłki Alvaro i na razie się nie mieszała w męską rozmowę.

Grupka Matadores do której podszedł Silent siedziała wygodnie rozparta, rozbawiona i raczej nietowarzyska. Przynajmniej dla obcych.
Alvaro był zdenerwowany, psychicznie zmęczony i wypełniony adrenaliną jakby zawczasu gotował się na to co ma się wydarzyć. Plan jaki mieli z Goodman był ryzykowny, nawet bardzo. Rafael miał przeczucie, że to może się źle skończyc... Oby tylko dla niego. Claire mioała przed sobą jeszcze dużo życia. Była za młoda…. i za ładna.

“Szlag by to wszystko trafił. Zagadki, gangi, anioły i demony. Syf i beznadzieja” – to była jego ostatnia mysl kiedy podszedł do stolika. Potem skupił się już tylko na Matadores.

- 'Ola, Buenas - rzucił

- Fuck off - powiedział szef ostro i po angielsku.

- Szukam Mal Pintora – odezwał się nie zniechęcony Silent

- Kolo mówi, że ma małego pitola - zarechotał przywódca Matadores, a reszta zawtórowała mu śmiechem. - Co mnie twój pitol obchodzi, dziadek!

- Szukam waszego ziomala. Chce z nim pogadac. Mam dla niego robotę - mimo wszystko staral sie nie podjudzać chlopakow jeszcze bardziej. Miał małe szanse bo chęć zaczepki i testosteron wyplywal im uszami.

- Robotę? Nawijaj - mruknął macho. - J estem Hose Fernendez Montewija. Szefuję tutaj. O robocie gadasz ze mną, albo nie gadasz wcale. Kapujesz, koleś z małym pitolem?

- Robota to graffiti senior Montewija, dlatego chcialem rozmawiac z Malem

- Sto dolarów.

- Za grafitti czy za wiadomosc o Malu? – Silent nie bał się dopytać szczegółów

- To drugie

Rafael bez słowa wygrzebał wszystkie pieniądze jakie miał w kieszeni za wyjątkiem kilku monet.

-Więcej przy sobie nie mam. Powinno być coś koło 80 baksów. Przyszedłem ustalać warunki przyszłego dzieła Mala Pintora. Kasa bedzie jak sie zgodzi.

- Kasa będzie za informację o Malu.

- To wszystko co mam teraz przy sobie Vato – Silent przebiegł wzrokiem po zgromadzonych

- I wpuścili cię tutaj z taką dziadowską kasą - zaśmiał się Hose. - Chyba trzeba wymienić selekcjonerów. Niech będzie moja strata. Kasa za informację. Zgoda?

Wampir przesunął pieniądze po stole w jego stronę

Lokalny przywódca Matadores wziął pieniądze, przeliczył, schował, zaśmiał się do kumpli i lasek i opwoiedział z miną kosmicznego cwaniaka:

- Mal Pintor. Wiesz. Nie ma go w tym lokalu.

Jego “ekipa” wybuchnęła śmiechem, jakby właśnie wywinął żart stulecia.

- Spodziewałem się tego senior – głos Alvaro przebił się przez śmiech - Widzę, że obecnie to i swoich padres się oszukuje.

- Spoko, seniores - zaśmiał się raz jeszcze. - To taki zart. Hose Fernaned Montewija dotrzymuje słowa. Biały pelikan. To lokal w którym Mal Pintor najczęsicej przesiaduje.

- Gracias – Alvaro sklonil delikatnie glową - Buenos dias – dodał i odwrócil sie od stolika ruszając w kierunku wyjscia.

- Buenos dias siniore - zaśmiał się Hose- I nie chwal się tak, tym swoim małym pitolem.

Do drzwi lokalu odprowadzały Rafaela śmiechy z loży latynoskiego gangu. Na zewnatrz, stojąc przy samochodzie Alvaro czekał na Goodman.... miał straszną ochote by zapalić.

- Po twojej minie wnioskuję, że rozmową coś jednak wskórałeś - Claire doszla do samochodu. - Gratulacje. Prawdę powiedziawszy już zakładałam, że wariant siłowy będzie nieunikniony. To dokąd teraz? Bo rozumiem że Mala w środku nie zastaliśmy.

- Nie – pokiwał przecząco głową - Dobrze, ze obyło się bez okazywania sily. Osiemdziesiąt dolarow i żarty na temat mojego przyrodzenia mimo wszystko byly warte tego, że nikt nie musiał zostać rany bądź co gorsza zginąć. Wiekszość z gangersów to dobrzy młodzi ludzie - usmiechnął sie do mlodej policjantki – Teraz możemy sprobować w Bialym Pelikanie. Ponoć tam przesiaduje najcześciej nasz gwoźdź wieczoru

- No to w drogę. Chyba, że masz zaplanowane coś ciekawszego na tą noc?

Zaplanowane może nie ale na pewno wolał spędzać ją inaczej choć towarzystwa by nie zmienił.
Claire działała na niego nad wyraz dobrze.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 18-02-2011 o 01:34. Powód: wstawiałem tytuł
Sam_u_raju jest offline