Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 01:32   #75
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post by Liliel & Sam_u_raju

* * *

Godzinę później opuszczali knajpę noszącą nijak pasującą nazwę “Biały Pelikan”. W zasadzie był to bardziej klub bilardowy dla małolatów. Z przeprowadzonego wywiadu Claire i Rafaela dowiedzieli się, że Mal Pintor się tam dziś nie pojawił. Dostali jednak cynk, że można się go spodziewać kolejnego wieczora.
Claire postawiła kołnierz skórzanej kurtki kiedy omiotło ich mroźne nocne powietrze uśpionego miasta.
- Dzięki Alvaro - skinęła z uznaniem głową. - Koniec końców cieszę się, że nie porwałam się na to w pojedynkę. A te osiemdziesiąt dolców... Zdaje się, że jestem ci winna piwo. A dokładniej to pewnie parę skrzynek.

- Poprawiasz mi humor Claire i to wystarczy. Dziękuje – Rafael odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał w boczną uliczkę - Jesteś pozytywna częścią tego męczącego dnia. Przez chwile poczułem sie jak detektyw którym byłem. Pochrzanione to wszystko.... te wszystkie anioły, potężne byty, ta cała klatka, wszystko. Mam wrażenie że nic już nie jest normalne...
- Kurcze – odezwał się ponownie po chwili - i do tego jeszcze zrzędzę przy takiej ładnej dziewczynie. Już całkowicie zramolałem

Przez chwilę Goodman mierzyła go poważnym skupionym spojrzeniem i nagle, niespodziewanie zaczęła się śmiać.

- Masz rację. To był męczący dzień - wskoczyła za kierownicę i poczekała aż mężczyzna zajmie miejsce pasażera. - Mogłabym cię zaprosić na to piwo. Albo tequilę - dziwna wesołość jej nie opuszczała. - Ale muszę cię uprzedzić, że moje mieszkanie to nie jest najschludniejsze miejsce w mieście - podniosła na niego oczy ale nic nie mógł z nich wyczytać. - Moglibyśmy jeszcze pogadać nad sprawą choć prawdę mówiąc to mam w planach się zalać i odreagować ostatnie wydarzenia więc prawdopodobnie nic konstruktywnego już dziś nie wymyślimy.

Alvaro uśmiechnął sie lustrując jej twarz i skupiając sie na jej oczach.
- Z zaproszenia chętnie skorzystam choćby i z zalania w trupa ale wszystkie pieniądze wydałem w poprzedniej knajpie. Claire - rzekł kiedy wsiedli juz do samochodu - będę chciał tobie cos pokazać. Cos co może być związane ze sprawa ale nie musi. Jako nowinkę to zdradzę, ze te wszystkie zdjęcia jakie przyniosłem do Patricka to była wiadomość dla mnie i nie miała żadnych powiązań ze sprawa Astarotha.
- Nie przeszkadza mi twoje najmniej schludne mieszkanie w Nowym Jorku Claire - powiedział widząc jej niepewność co do miejsca dalszej jazdy - o ile chcesz w nim widzieć wampira - blady uśmiech chyba nie znikał z jego twarzy - jak nie to może być każde inne miejsce.

* * *

Claire grzebała chwilę przy zamkach i kiedy wślizgnęła się do wnętrza otworzyła na oścież drzwi wypowiadając pełnym dramatyzmu tonem:

- Zapraszam cię do mojego domu - puściła mu oko i zniknęła w korytarzu. Dosłyszał, gdzieś niedaleko jej podniesiony głos. - To książkowe bujdy czy na prawdę nie przekroczysz progu domu bez zaproszenia?

- Bujdy – Rafael wszedł do mieszkania gdzie w przedpokoju ściągnął kurtkę i buty. Rozglądał sie ciekawie po mijanych fragmentach mieszkania - Przytulne i o wiele większe niż moje obecne. Tak. Znacznie cieplejsze – odpiął kaburę z pistoletem i zaczął ściągać kamizelkę kuloodporną - Wampir. Dziwne co? Można powiedzieć że jesteś jak te wszystkie niewiasty z książek i filmów, z drapieżnikiem w salonie... - popatrzył z zaciekawieniem na Goodman.

- Tylko nie zacznij z rozpędu wołać za mną Sooooookie – Claire również uporała się z kamizelką i skierowała się do kuchni. Dokładnie usłyszał dźwięk otwieranej lodówki.

Salon istotnie nie był uosobieniem porządku. Wszędzie zalegały stosy ciuchów, papierów, płyt, puste naczynia i puszki.
Chwilę później Claire pojawiła się z powrotem wręczając Silentowi puszkę zimnego piwa. Alvaro odłożył trzymaną okładkę płyty na miejsce i usiadł na kanapie, skinieniem głowy podziękował za trunek. W tym czasie Claire zgarnęła z kanapy naręcze ubrań, pozbierała też część z podłogi i wrzuciła je nonszalancko za drzwi łazienki.

- Włączyłabym telewizor - uśmiechnęła się półgębkiem - ale niedawno wypieprzyłam go za okno.

- Kiepski program czy był to telewizor eksa? – wampir nie czekał na odpowiedź i zmienił temat - Claire...? dowiedziałaś sie cos ciekawego w norze de Sadea? - napił się.

- Liczyłam na więcej - wzruszyła ramionami i się zamyśliła. - Ale w de Sadzie... siedzi coś... - ciężko było jej to ubrać w słowa. - faktycznie jest z nim coś nie tak. Baldrick twierdzi, że to jeden z “nich”. Nadal to do mnie nie dociera, wiesz... Powinnam być już przekonana, prawda? Po akcji w domu Cohena, po zniknięciu Jessici... Nadal jednak sceptycznie na to patrzę. Ale de Sade... - wychyliła duszkiem ćwierć trunku. - Jestem niemal pewna, że on nie jest człowiekiem. Czułam jego... - słowa grzęzły w gardle - wpływ.

- Chyba wiem o czym mówisz – Rafael oparł się wygodnie na kanapie - Niedawno spotkałem jego sukuba. Sam nie do końca sie jeszcze przyzwyczaiłem do tego wszystkiego, choć jestem do tego zmuszony. Jestem po części po tamtej stronie... – upił kolejny łyk. Zamyślił się przez chwilę
- Nie wiem dokładnie jak zacząć… Pewnie słyszałaś ze miałem zawal podczas akcji niedaleko New City, kiedy pracowałem nad sprawą Astarotha? Nie wiem co ci mówili ale prawdą jest, że wystarczyło jedno pstrykniecie palcami i leżałem na ziemi niezdolny do niczego. Potem była ciemność i cholerny bezruch na szpitalnym łóżku. Nie życzę tego nikomu Claire. Niemożność poruszania choćby małym palcem u nogi, ta cala bezsilność, zdanie na łaskę i niełaskę innych. Tylko zapachy i dźwięki.... - Alvaro zamilkł na chwile. Spojrzał w kierunku świateł Nowego Jorku za oknami mieszkania Claire - jeżeli Ciebie zanudzam albo kiedy uznasz ze masz dość tej spowiedzi to rzuć mnie puszką, bądź czymkolwiek innym, to zmienię temat.... - wziął szybko dwa łyki zimnego napoju
- Skorzystałem z możliwości jaką mi dano. Bóg byłby mi świadkiem gdyby był, że nie zastanawiałem sie długo. Wtedy myślisz inaczej. te wszystkie ideały jakie tobie wpajano biorą w łeb. Decydujesz sam, sama żyć w grzechu, czy żyć niezdolnym do niczego, poza walka z własnymi myślami. Wybrałem to pierwsze… Przez chwile byłem w Metropolis Claire. Widziałem Miasto Miast i wiesz co... nie za bardzo chce tam wracać. Ta iluzja - pokazał palcem wokół - to chyba najlepsze co sie przydarzyło ludzkości - dopił piwo i odstawił pustą puszkę. Przyglądał sie ponownie Claire starając sie odczytać co ona sobie myśli o nim.
- Widziałaś kiedyś taki film Miasto Aniołów?

Pokręciła przecząco głową a kiedy odłożyła puszkę od ust dodała
- Brzmi jak wyciskacz łez dla gospodyń domowych. - znów się uśmiechnęła. - Nie oglądam filmów Alvaro. Kiedyś nie miałam na to czasu bo byłam zbyt zajęta spełnianiem chorych oczekiwań mojej rodziny. A teraz jestem znów zbyt zajęta wsadzaniem za kratki zwyrodniałych sukinsynów. No dobra, ale o czym ten film?
Zgniotła pustą puszkę i rzuciła w kierunku kosza. Alvaro roześmiał sie na głos.

- Nie myliłem sie co do ciebie... Co do tego filmu to juz nieważne skoro go nie widziałaś.

- Nic straconego. Jeśli znajdziemy naszego mordercę zafunduję ci seans Alvaro - pomaszerowała znów do kuchni i kiedy wróciła była już uzbrojona w butelkę tequili i dwa wysokie kieliszki. Rozlała bez słowa.
- Miałeś mi coś pokazać. Coś co może być związane ze sprawą ale nie musi.

Roztkliwianie sie nad sobą w obecności Claire nie było dobrym posunięciem Rafaela. Ta dziewczyna twardo stąpała po ziemi. Jeżeli chce nadal uchodzić za mężczyznę w jej oczach to musi się wziąć w garść. Dodatkowo chciał z nią spędzać czas. Przy niej czuł się jakby siedział po tej jaśniejszej stronie iluzji o ile w ogóle taka była

- Twoje zdrowie funkcjonariuszko Goodman - stuknął delikatnie swoim kieliszkiem o jej - mam nadzieje ze masz laptopa? To co chce Tobie pokazać zapisałem na tym pendrivie. Chyba zapisałem, jeżeli chodzi o kontakty z komputerami to niczego nie mogę być pewien - wyjął nośnik danych z kieszeni spodni - Mimo wszystko skrótowo dokończę to co zacząłem. Więc, stałem sie wampirem. Obudziłem sie na nowo w swoim ciele w worku w jakim trzymamy ciała w kostnicy. Zajęły sie mną inne wampiry... podążyliśmy od razu na Red Hook gdzie działy sie dziwne rzeczy. Gdzie był główny podejrzany i jego pomagier zbrodni. Moim zadaniem było pozbyć sie tego drugiego bo zaczynał czynić poważne szkody swoja snajperka. Potem był wybuch i musiałem zniknąć na jakiś czas. Resztę juz znasz. Dlaczego to mowie... bo chce ci powiedzieć że moim wampirzym opiekunem jest niejaki Jacoob. I tutaj wchodzimy na watek osobisty o którym wspomniałem wcześniej. Jacoob służy jednemu z Aniolow Śmierci, Togariniemu, ten znowu poszukuje Astarotha, który zniknął z ich pola widzenia. Dlatego jestem Jacoobowi potrzebny, ale dalej.... skoro nie masz telewizora to ja tobie zapewnie brazylijski serial - uśmiechnął sie pijąc tequile - dzisiaj pojawił sie ktoś kto kazał sie nazywać Zdradzonym, zdradzonym przez Jacooba. Pewnie szuka na nim odwetu i szuka u mnie kogoś kto mu pomoże. Te zdjęcia z dzisiaj to właśnie jego “list” do mnie. To były zbrodnie Jacooba. W taki sposób on zmienia ciało, swój wygląd. Prawdziwe postacie znikają a w ich miejsce jest wesoły stary doświadczeniem wampir. Ale żeby nie było nudno to ktoś dzisiaj wcisnął mi karteczkę z namalowanym szczurem i szeregiem liczb. Okazało się, że jest to adres strony internetowej. Tam znalazłem to - włożył pendrivea do portu usb wyciągniętego przez Goodman laptopa. Na ekranie pojawiły sie zdjęcia które już przeglądał dzisiejszego dnia.
Dal czas Claire na zapoznanie sie ze zdjęciami. Popijał w tym czasie trunek
- Na koniec - przerwał ponownie ciszę - dostałem wiadomość. „Poskładaj wszystko do kupy a poznasz prawdę”. Do tego dołączone było jeszcze zaproszenie na wizytę pod mostem Adventages ju... - Alvaro spojrzał na zegarek - dzisiaj o 21

Claire przeglądała stronę, przyglądała się zamieszczonym na niej fotografią i słuchała z zainteresowaniem.

- Masz zamiar iść? Oni wszyscy mają swoje cele. A my najwyraźniej pełnimy rolę pionków na szachownicy znacznie potężniejszych graczy. To nic miłego, być manipulowanym. Z drugiej strony chyba nie mamy wyjścia. Tylko w ten sposób mamy szansę wyszarpać dla siebie jakieś strzępki informacji.

- Strasznie wkurzające jest to, ale masz racje nic nie jesteśmy w stanie zrobić. I pewnie nigdy nie będziemy. Jedyne co nam pozostało to tak jak mówił Patrick trzymać się razem i nie dać sie wy... - Rafael chyba chciał rzucić jakimś przekleństwem ale w porę sie zatrzymał

- Wyruchać? – Claire dokończyła z uśmiechem i rozlała następne kolejki. - Widzę, że naleciałości księdza nadal zatruwają ci życie.

- Tak – przytaknął rozbawiony Rafael - właśnie to miałem na myśli. Mimo wszystko wiele dobrego sie wiąże z okresem mojej służby Bogu.

- Nie żałujesz? W końcu wychodzi na to, że marnowałeś tylko czas. Służyłeś Bogu a Bóg wypiął na nas wszystkich swoją dupę.

- Nie żałuję - wypił kolejny kieliszek - w sumie to bardziej służba ludziom niż bogu. Nic bym nie zmieniał gdyby dano mi możliwość jeszcze raz dokonać wyboru. Zabiłbym gnoja, który zmienił moje życie, jeszcze raz.

-A celibat? - Goodman zaśmiała się w rękaw. - Rozumiem wiarę i w ogóle... No ale ten aspekt życia duchownego to chyba lekka przesada.

- Tak, w tej kwestii wiele sie traci - wyglądał jakby chciał cos jeszcze powiedzieć w tym temacie ale polał następna kolejkę milcząc. Co miał jej powiedzieć. Ze seksualne zbliżenie dwojga ludzi jest czymś pięknym. Claire na pewno to wiedziała.
On sam teraz powstrzymywał się przed tym, żeby nie zdradzić jej mową swojego ciała że alkohol i widok jej seksownego ubioru działa na niego podniecająco powodując słyszalny w uszach szum krwi.

Goodman szybko przerwała odrobinę krępującą ciszę.
- No właśnie... Myślałam, że wampiry są na... innego rodzaju diecie. To też wyssane z palca bujdy?

- Nie - Rafael odpowiedział szybko - To akurat prawda. Zabrzmi to strasznie ale nie piłem nigdy nic lepszego

- Masz jakieś – Claire ściszyła konspiracyjnie głos - dojście do towaru? Może powinniśmy zadbać o jakieś kontakty w banku krwi? Dużo ci tego potrzeba? Często? Prosto od dawcy czy nie czyni to różnicy?

- Hahaha – Silent roześmiał sie trochę za głośno jak na tą godzinę - Na szczęście nie często… Nie musisz sie obawiać, nie rzucę sie teraz na ciebie..... - wpatrywał sie w jej oczy – po to by napić sie twej krwi - dokończył w końcu. Dojście na razie mam. Miło, że się martwisz.

Goodman wychyliła kolejny kieliszek i raz jeszcze zerknęła na laptop.
- Przyjrzę się temu na spokojnie. Obiecuję. Choć lepiej żebym była wtedy trzeźwa - głos już lekko zaczął jej się plątać. - Cholernie zgłodniałam - znów uśmiechnęła się krzywo, jedną połową ust. Wstała. Alvaro błyskawicznie wyciągnął rękę by ja podtrzymać kiedy się zachwiała - Jeśli będziemy mieli szczęście to może zatnę się przy robieniu kanapek - zaśmiała się, na moment. - No dobra, to nie był górnolotny dowcip.

- Nie tnij sie - uśmiech nie zniknął z twarzy wampira - jeżeli nie zrobi to tobie różnicy to ja zrobię te kanapki, a potem chyba juz pójdę.... - dodał choć nie chciał tego robić.

Claire opadła z powrotem na kanapę.
- Taaaak - skinęła powoli głową. - Tak by pewnie wypadało.
Wyciągnęła się wbijając głowę w poduszkę.

- Ale nie wypuszczę cię dopóki nie dostanę swojej kanapki. Chociaż uprzedzam, że zawartość lodówki może straszyć nie mniej niż miejsce zbrodni.

Alvaro skinął głową i ruszył w kierunku kuchni. Musiał sie opanować. Trochę ochłonąć. Claire działała na niego podobnie jak sukub. Podobnie bo to pożądanie które czul teraz było niewymuszone. Szczere.
Ochłonąć nie pomagał stanik Goodman zawieszony na drzwiach lodówki. Alvaro zajrzał do środka. Uśmiechnął się. Na pewno kilka produktów było przeterminowanych. Zajrzał do chlebaka. Kilka kromek chleba się nada. Wyciągnął z pełnego brudnych naczyń zlewu nóż i umył go. Krzątał się w kuchni kilka minut szykując kanapki.
Kiedy wrócił Claire spała jak niemowlę. Zwinięta w kłębek, z na wpół otwartymi ustami.
Uśmiechnął się. Odstawił talerz z kanapkami. Przez chwilę wpatrywał się w Claire. Wyglądała uroczo. Zaniósł ją do sypialni. Rozebrał do bielizny i przykrył.
Wsłuchiwał się jeszcze chwilę w jej równy i miarowy oddech. Zastanawiał się czy nie powinien zostać. Po chwili wahania zgodził się z Claire. Nie wypada.
Dopiero co zrobione kanapki zasłonil talerzem żeby nie wysłchły do rana, pozmywał jeszcze brudne rzeczy w kuchni i wyszedł z mieszkania.
Ciekaw był co ustalił Patrick z gościem wskazanym przez Jacooba i czy w ogóle się z nim spotkał.Na razie jednak potrzebował trochę pieniędzy.
Swoje kroki skierował do lokalu wampirów będacego pod opieką Jerome’a a jego myśli krazyły wokół rozwiązania kolejnej zagadki.
Zbierz wszystko do kupy.
Łatwo powiedzieć….
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 18-02-2011 o 19:57. Powód: wstawiałem tytuł
Sam_u_raju jest offline