Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 08:11   #215
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
- Liselotte... - powtórzył z nieco większym naciskiem, ostrożnie jednak, bo obawiał się wywołać w niej kolejnego ataku. Złomki mebla wciąż leżały niebezpiecznie blisko dziewczyny, a on, co tu kryć, nie miał już dwudziestu lat. W tym otoczonym złem pomieszczeniu ostatnią rzeczą jakiej pragnął, była kontuzja doznana z ręki będącego co prawda w szoku, ale jednak sprzymierzeńca. Dziewczyna nie reagowała. Nieprzytomnym wzrokiem gapiła się gdzieś w dal przed siebie. Może to i lepiej? - przeleciała przez głowę Jaczemira myśl - Poukłada sobie w główce wsjo jak trza, to i wróci... szok...

W ciszy jaka panowała w skryptorium każdy oddech, gest niemal, odbijał się głośnym echem. Wzrok starego kislevity powędrował na powrót w stronę wyjścia i spoczął na Starym Mistrzu. Z nim też było źle. Jaczemir zadrżał na myśl w jakim sam mógłby znajdować się stanie, gdyby i jemu przyszło chronić się tu wraz z pozostałymi pod wściekłym atakiem upiorów. Jednak musiał spróbować. Dowiedzieć się jak najwięcej i działać. Działać! Robić cokolwiek, byle tylko wyrwać się i ich wszystkich z matni i co najważniejsze - ocalić Opowieść.
- Arwidzie Ekbertowiczu - odezwał się do skulonego przy wyjściu Mistrza Daree, nie pewny czy tamten słyszał zawołanie.

Słyszał, słyszał wszystko … obojętny na odgłosy rozbijanych mebli, na słowa dziewczyny, na imienne zawołanie Jaczemira. Chciał wyjść ze skryptorium, chciał spojrzeć w wykrzywione twarze demonów. Nienawidził ich, siebie, wszystkich … chciał umrzeć. Niemoc, bezradność była teraz jego kolejnym wrogiem. Stare ciało naigrywało się z bezsilności Arwida. Uwięziony w ciele człowiek mógł tylko płakać zdany na kaprysy tych, którzy opanowali zamek. Umysł ... tylko tym mógł walczyć. Walczyć? Chyba bawić demony, przejść do roli zamkowego błazna. Stary dziad z pomieszanymi zmysłami. Nie to nie obłęd ... to rozpacz. Każdy człowiek potrzebuje czasu aby otrząsnąć się po stracie, szczególnie ten który nie ma już nic. Myśli w głowie Daree niczym świetlne błyski wracały do wspomnień. Tych, których stracił ... najbliższej rodziny, przyjaciół, współtowarzyszy podróży. Widział wykrzywione martwe twarze na polach bitew, widział śpiących, zobaczył w końcu Jaspera z nienaturalnie skręconym karkiem ... Lutfryda ... porwanego przez nie ... sługi chaosu. Kto je tu ściągnął, przecie nie Vautrin, duch Jaspera ... pojawi się tu za dziesiątki lat, kiedy zamek będzie zapomnianą ruiną ... tylko jedna osoba przyszła staremu Daree do głowy. Wspomnienie niedoszłego pojedynku, pyszałkowaty Konstantin, plotki dotyczące kulis powstania dzieła o demonach z niezwykle malowniczym opisem demonicy. Nienawidził go, to on zazdrosny o opowieść, chcący przywłaszczyć ją dla siebie ściągnął je tu. Zawarł z nimi pakt ... oddał panowanie nad światem za sławę ... próżny, omamiony obietnicami ... pies na łańcuchu...

- Gdzie on jest ... ?- wychrypiał w końcu Arwid.
- Kto? - spytał zaskoczony pytaniem Jaczemir, choć uradowany faktem, że Mistrz zdołał wyrwać się rozpaczy.
- Hoening - wycedził przez zaciśnięte zęby stary Daree - to ... to on je tu zawezwał ... to on ... zdradził.
- Co?! - rewelacja była jak uderzenie pioruna. Rzadkie włosy na powrót stanęły staremu poecie dęba - Co rzeczesz? Skąd..?
- Taaak - syczał Arwid - prawdę w Nuln głosili, że sługą chaosu jest, ale nikt mi nie wierzył jak ostrzegałem ... na Sąd Boży wyzwany był i gdyby nie Aravia gryzłby ziemie zdrajca ...
- Dowód... dokazatielstwo jakie... - sapnął tylko Jaczemir bo odebrało mu dech w piersiach.
- Dowód, dowód! - krzyczał Daree - wykpił się przed uniwersytecką radą. A pytam ... któż może tak sugestywnie pisać o rzeczach od których inni wzrok odwracają zgorszeni. Pytam ... kto inny jak nie sługa zakazanych bóstw ... Myśli, że nosząc znak Vereny na piersiach będzie mamił wszyskich ... nie ... za stary już jestem. Nie udzielał się w opowieści, niemocą się zasłaniając, w bibliotece inspiracji szukał. A gdy zobaczył, że opowieść radzi sobie bez niego demony zawezwał aby zostać jej jedynym autorem. Kiedy padł Wolfenburg? Czy nie wtedy gdy ktoś w naszych kartach w skryptorium mieszał? Czy nie wtedy wszystko złe się zaczęło?

Jaczemir nic nie odpowiedział, skinął tylko z miną potwierdzającą, że koniec końców wszystko pasowało. W końcu gdzie był teraz Hoening. Jeśli nie legł gdzie pod ciosem upiora musiał, musiał! być z nimi w zmowie. Czuł że i jemu udziela się panika. Myśli z prędkością huraganu prześlizgiwały się po wspomnieniach i o zgrozo, wiele z nich pasowało do obrazu, jaki nakreślił mu Daree. Spojrzał na przycupniętą pod ścianą dziewczynę, na stół z porozrzucanymi zapiskami. Manuskrypt! Opowieść! Trza było ratować co się da! Zerwał się na miękkich nogach i rzucił w stronę spoczywających w nieładzie na blacie papierów.
- Trza nam ratować! - bełkotał niezrozumiale - Ocalić to, co jeszcze nie popadło we wraże łapy!
- Gdzie chcesz to schować, jak my sami więźniami jesteśmy. Przyjdą i zabiorą. Jak nie same to wyślą kogo ... może samego zainteresowanego. Wkroczy wyniosły jak zwykle i zabierze to co nasze ...
- Nie oddamy! - uniósł się Jaczemir choć sam widział beznadzieję sytuacji - Własną piersią bronić będziem!
- Dwóch starych dziadów i dziewczyna ... to koniec Jaczemirze ... koniec.
Złość wystąpiła na stare oblicze kislewity krwawymi plamami.
- Koniec!? Koniec powiadasz? - aż cały dygotał - Nie Arwidzie Ekbertowiczu! Nie powiadam! Koniec będzie wtedy, gdy ostygnie trup ostatniego z nas! Albo wtedy, kiedy ostatnie z nas nakresli eto słowo na ostatniej karcie Opowieści!
- Czy nie widzisz? Wygrały ... mają nas zamkniętych w skryptorium. Teraz pewnie siedzą i ucztują - obojętnym tonem mówił Daree. - Znudzą się to przyjdą i po nas ... kto wie może i sam Hoening po nas przyjdzie ... tak to byłoby po jego myśli. Pycha ... on jej potrzebuje jak ryba wody.
- A niech przyjdzie. - odparł pełnym jadu warknięciem Jaczemir - Niech przyjdzie. Wtedy chocia wiedzieć będziem w czym rzecz. Zważ że gdyby chciały nas pozabijać nic by ich nie powstrzymało. Nie wiem na co, aleśmy im do czegoś sakramencko potrzebni.

- Może nie im a jemu - ni to pytał, ni to mówił Daree. - Pamiętasz, że Konstantinowi nie szło pisanie, może chce abyśmy teraz na zlecenie nie Kaisera a na jego rozkaz pisali. Gdy skończymy on autorem się ogłosi a nas pozbędzie. Jego tylko splendor interesuje a demony panowanie nad światem z naszych rąk dostać mogą.
- Tedy pisać będziem, jeno to, co naszym celom ma służyć, nie jego! Puki umysły nasze nie pomieszane szaleństwem, puty jest nadzieja. I oręż w garści.
- I ile tak wytrzymamy bez wody, jedzenia ... dziesięć dni, dwanaście? Czy w tym czasie zdołamy ukończyć dzieło - wiele wątpliwości było w głosie Arwida.
Wątpliwości lęgły się też w Jaczemirowej głowie. Ile wytrzyma bez... napitku? Przeklinał w duchu ten zamek, jego wiecznie pełną piwniczkę. I swoją do owej zawartości skłonność. Nie był pewien ile, lecz roztrząsanie tego tu i teraz wcale nie wprawiało go w lepszy nastrój.
- Może nie dadzą sczeznąć... - bardziej oszukiwał siebie niż Arwida - Chcą kontynuowania dzieła... - wzruszył ramionami - ...tedy mus im się o nas zatroszczyć. Toć i w kazamatach miskę wody i pajdę chleba więzień dostawa.
- Karta dzieła za bochenek chleba i dzban wody, a jak się nie spodoba to kolejnego nie będzie ... jak chcesz ich oszukać? Może one na literaturze się i nie znają ale pamietaj, że Hoening sługą ich został.
- Toś gadał że nie sługą, a panem. - Jaczemir zdumiony popatrzył na Daree znad kart manuskryptu, nad którym już był pochylony - Tego właśnie musim się wywiedzieć. Nic nie wiemy Arwidzie, a tego ci mówić nie muszę, czem jest informacja. Wiedzieć. Wiedzieć więcej musimy. Po to by szyki złemu pokrzyżować. W tem nadzieja.
- Przecie to żywy człowiek. Myslisz, że demony uznałyby go za swego pana, mamią go, obiecują i pewnie .... szanują, jak to gadają ... kruk krukowi oka nie wydziobie. Ale to one maja moc, siłę. Konstantin ich tylko zawezwał i ugadał z niemi.
- Daaa... - odparł Jaczemir, ale był już w innym świecie. Jego rozbiegany wzrok przeskakiwał bowiem po kartach Opowieści. Szukał. Grzebał w zdarzeniach i miejscach. Coś mu nie pasowało. Coś ważnego umykało uwadze. Czuł to. Starymi kośćmi niczym burzę wyczuwał, że odpowiedź tkwi ukryta gdzieś pomiędzy wersami dzieła, które od tak długiego czasu wspólnie tworzyli. Odpowiedź musiała tam być. A wraz z nią rozwiązanie. I musiał je poznać.
- Myslisz, że znowu coś z Opowieści zginęło? - zapytał Daree obojętnym wzrokiem obserwujący poczynania Jaczemira.
- Co? Nie. Nie wiem. Szukam.
Czego szukał? Nie wiedział. Co spodziewał się znaleźć? Nie miał pojęcia. Jednak szukał. Czytał. Przewracał kartę za kartą z uporem nawiedzonego. Musiał znaleźć. Musiał szukać, robić cokolwiek, bo bał się, że zapędzony w róg zareaguje w taki sam sposób jak skulona na podłodze Liselotte.
 
Irmfryd jest offline