Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 08:28   #216
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
Jaczemirowi nie wydawało się, by czegokolwiek brakowało. Nie licząc fragmentu stworzonego dopiero co przez niego samego, opisującego jak Herman stawał twarzą w twarz z górującą nad hordami okropnością, - ostatnie napisane wersy traktowały o znalezieniu wyjścia z kanałów. Powstały jednak dość dawno, już od jakiegoś czasu nie było nowych stronic od innych artystów...Nie było? Czy też może ktoś je usunął? Żeby to stwierdzić musiałby znać wersję Hoeninga, no i wersję Liselotte. A póki co od ich obojga nie można było raczej spodziewać się odpowiedzi.

A jednak...

Niespodziewanie Liselotte przemówiła, schrypniętym, jednostajnym szeptem. Nie poruszyła się jednak ani o włos, wciąż patrzyła niewidząco w posadzkę, a i treść jej słów budziła wątpliwości, czy w pełni otrząsnęła się z szoku.

Mrok na schodach. Pustka w domu.
Nie pomoże nikt nikomu.
Ślady twoje śnieg zaprószył,
Żal się w śniegu zawieruszył...

Trzeba teraz w śnieg uwierzyć
I tym śniegiem się ośnieżyć —
I ocienić się tym cieniem
I pomilczeć tym milczeniem... 1

Bogom niech będą dzięki! Jaczemir zaczytany wziął zrazu to co usłyszał za majak własnego, rozpędzonego po kartach Opowieści umysłu. Lecz jednego spojrzenia starczyło na tę umęczoną twarz, na poruszające się w cichym szepcie blade wargi i wstąpiły weń na powrót siły. Otrząsali się, jedno po drugim wychodzili z szoku. Była nadzieja! On nie miał wątpliwości. Chciał skoczyć, zerwać się i rzucić do niej, ale nauczony tym co widział onegdaj w Kislevie podszedł powoli i ukląkł przy niej. Szeptał cicho.

Wszystko tak dziwnie inne, takie odmienione...
Prawdą-li to, żeśmy niegdyś marzyli sny szalone?
Rojenia płomienne, zuchwałe, niesforne
Ktoś pognębił, podeptał, aż padły pokorne,
Złamane, na kolana i szatę pokutną
Przywdziały, i odeszły gdzieś w dal...
Jak smutno... 2

Chyba dobrą obrał drogę, bo cicho, już nie tak ochryple, podchwyciła jego słowa:

Smutno... I tylko cisza dźwięczy jak stu gromów
huk. Ludzki krzyk jest niemy. A w kielichu gorycz.
Kiedyś pić z niego chciałam, z dumy i z głupoty.
Podziwiałam w brzeg jego wprawione klejnoty,
a to jest pustka zimna, lśniąca fasetami,
i dokoła mnie wszędzie pustka taka sama... 3

...Wszystko tak odmienione, inne... Jak mi smutno...
Wszystko zmierzcha i gaśnie, i w gruz się roztrąca...
Ktoś idzie... Żałobnicy niosą czarne płótno...
Całun mi niesie trwoga i troska trująca...
Czy to już koniec?... Koniec wszystkiego?... Ktoś płacze...
Cicho! Cicho!... Kto płacze?... Za mną?... Czy nade mną?...
Czy płacze, że już koniec?... Nie widzę nic... ciemno...
Gdzieś w zwalonych ruinach puchają puchacze...
Nadchodzi czarna, głucha noc... 4
...nie wstyd, gdy się płacze... - wymamrotał cicho, prawie do ucha Liselotty. Przez chwilę trwali w tym stanie ni to milcząc, ni to szepcząc niezrozumiałe słowa. Czy łkali, czy spali, trwali w rozmodleniu? Ten tylko znał odpowiedź, kto by zbliżył ucho do ust którego z tych dwojga.
I nagle stało się tak, jakby czas niby zwierciadło odbił minioną już chwilę, odwróconą. Bo dziewczyna drgnęła - uklękła i objęła starca, i zaszlochała z głową na jego ramieniu. Tak jak przy spotkaniu pierwszym ona jemu pieśń podarowała niby dłoń pomocną, tak sama wynurzała się teraz z odrętwienia, uchwyciwszy się słów jego współczujących, rozumiejących. Coś się domknęło, dopełniło w zawiłych wzorach Losu...
Dziesiątki lat minęły jak się ich wyrzekł. Setki razów jak odwracał we wstydzie głowę. Człowiek bez czci, starzec bez wiary. Dziś gorąco dziękował Bogom, że u kresu żywota dane mu było zrozumieć jak wiele potrafi znieść człowiek, kiedy ma za co żyć. Patrzył na nią urzeczony. Patrzył i słuchał jej słów. Spokojnych i silnych. I wiedział, że choćby te istoty z piekła rodem zawezwały i legion cały sobie podobnych, to nie dadzą im rady.
Przymknął oko. I z beztroską na twarzy zasłuchał się w słowa już spokojnej i silnej Liselotty.

Tacy delikatni jesteśmy, my, ludzie,
jak bez mała porcelana kitajska,
tak krucha, że ją czasem i oddech rysuje.

A przecież wciąż uparcie stajemy na szańcach
wbrew słabości naszej, wbrew rozwadze,
przeciw mocom nieuchronnym jak szarańcza.

I to jest najdziwniejsze, że czasami,
gdy zniszczenie ich jest pewne, spod młota stali
nietknięte się ukazują figurki małe. 5

1) B. Leśmian
2, 4) L. Staff, "Smutek"
3, 5) Rhaina
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline