Lilawander długo mógłby dyskutować, czy ucieczka z tego miejsca w takiej chwili jest dobrym pomysłem. Nikt jednak czasu na dyskutowanie mu nie dał, a samotnie pozostawiać nie zamierzał - jako elfowi dostałoby mu się za pobratymca i brodacza. Tego był pewny, więc rad nie rad również przyłożył strzałę do cięciwy swojego długiego łuku choć w przeciwieństwie do pobratymca w nikogo nie celował, chyba że w podłogę, trzymał go jednak tak aby w każdej chwili móc spokojnie podnieść oręże i wystrzelić strzałę.
Gdy ewakuacja z sali była zakończona, zrozumiał, że elf z krasnoludem zamierzają totalnie wypierdalać nie tylko z karczmy ale i z miasta - co prawda nadal mu się to nie uśmiechało, ale jeszcze mniej uśmiechała mu się perspektywa przesłuchania przez inkwizytora z użyciem różnych narzędzi włącznie. Nie protestował więc , ciesząc się jedynie, że nie zdążył jeszcze założyć w tym mieście placówki - zapewne żal mu by było ją zostawiać.
Plany tej dwójki nie były mu znane, ale i tak wyboru już nie miał jak tylko dopasować się do reszty i pomóc im w przeżyciu... bo że będą walczyć o życie - co do tego właściwie to nie miał wątpliwości... |