Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2011, 17:49   #14
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Uciekał. Nie zatrzymywał się nawet na chwilę. Czuł jak z każdym ruchem, dwa beretty umieszczone w kaburach boleśnie ocierały mu się o skórę, ale mimo to nie stawał. Nie chciał zginąć. Nie z pustym żołądkiem. Słyszał ich krzyki, słyszał ich wyzwiska. I dobrze wiedział pod czyim adresem były kierowane. Mimo to biegł. Chcąc spowolnić przeciwników, skręcał w ciemne uliczki, przewracał śmietniki i często wybierał drogę na skróty - skoki nad przeszkodami. Na szczęście ich potężne, dobrze odżywiane cielska uniemożliwiły im zbyt długą gonitwę. Krzyknęli coś po raz ostatni i tupot nóg ucichł. Rick przebiegł jeszcze przez kilka uliczek, po czym również się zatrzymał. Rozejrzał się jeszcze zapobiegawczo i odetchnął z ulgą. Natychmiast tego pożałował, bo poczuł odbierający chęć do życia ból żołądka.

- Nie po to uciekłem, aby teraz zdechnąć z głodu - wydyszał, łapiąc się za obolały brzuch.

Musiał znaleźć jedzenie. To było teraz priorytetem. Jeszcze raz rozejrzał się po otoczeniu, tym razem w celu rozpoznania miejsca. Jego uwagę zwrócił oblepiony dziesiątkami reklam, żółty budynek. "Silver Queen" wyczytał z szyldu. Hotel! To jest to! Przypomniał sobie jedyną dziewczynę w jego życiu, która zdawała się go nawet lubić. Megan Anderson. Mieszkała właśnie w hotelu, bo jej rodzice byli właścicielami, a ona nie miała w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby stamtąd po prostu uciec. Niemniej nie odmówiłaby mu pewnie pożywienia. W końcu pomagał jej w matmie.

Zgarbiony z bólu, ruszył powoli w stronę przedmieścia. Przeszedł przez pusty jak nigdy parking i wyszedł na jedną z najpiękniejszych ulic w mieście. Zarówno z jednej jak i drugiej strony otaczały ją drzewa o aż nienaturalnie zielonych liściach, a starannie pomalowane domy dodawały miejscowości uroku. Niewątpliwie nie było to miejsce dla ubogich i on sam, idąc środkiem drogi w podartych, zniszczonych ubraniach pasował tutaj jak piernik do wiatraka.

W końcu, po krótkim spacerze doszedł do "Bliss Bungalow". Budynek prezentował się całkiem nieźle, choć Rickowi nie podobały się typowe dla greckich budowli kolumny. Poza tym starannie wystrzyżony, idealnie zielony trawnik zabawnie kontrastował z szarą dachówką. Całość przypominała mu mocno azjatyckie filmy akcji i klimaty orientalne. Niemniej wyglądało to bardzo ładnie, a poza tym nie miał natury prześmiewcy.



Wszedł do środka. Powitała go niezbyt współczesna, aczkolwiek miła dla ucha piosenka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vXIA442-U6Q[/MEDIA]

Wnętrze było pełne zwykłych dla domów na przedmieściach mebli, niemniej było ciepło i przytulnie, a Rick polubił motel już od pierwszego razu. Na wprost od drzwi umieszczona została recepcja, czyli w tym przypadku drewniane biurko z komputerem i toną papierów obok. On jednak skręcił w lewo, wymijając po drodze szklane drzwi i wszedł na górę po widocznie wysłużonych schodach. Pokój 23. Dokładnie pamiętał. Podłoga skrzypiała pod każdym jego krokiem, ale nikt nie wyszedł, aby zwrócić mu uwagę. Właściwie to dom sprawiał wrażenie opustoszałego. W końcu, po długim spacerze przez korytarz obwieszony wieloma dziwnymi obrazami, trafił na drzwi do mieszkania Megan. Złapał za mosiężną, srebrną kołatkę w kształcie paszczy lwa i zapukał trzy razy. Po chwili otworzyła mu dziewczyna we własnej osobie. Była ubrana w ciasne jeansy i zwykłą zieloną bluzkę. Swoje długie brązowe włosy spięła gumką w warkocz, a na jej ładnej twarzy, jak zwykle nie dało się doszukać żadnego makijażu.

- Rick?... Uh... Nie spodziewałam się ciebie... - powitała go widocznie zmieszana.

- Hej, Meg. Mogę wejść?

- Wiesz no... Cóż... Ech, no dobra, wchodź.

Zaprosiła go do środka. Pomieszczenie było prawie puste, nie licząc stołu przy oknie, lodówki i walizki stojącej tuż przy drzwiach.

- Wybieracie się gdzieś? - zapytał zdziwiony Rick.

- No... Właściwie to tak. Wyprowadzamy się - stwierdziła poważnie Meg, a widząc łakome spojrzenie chłopaka skierowane na lodówkę, dodała - Jak chcesz, to jedz, i tak mamy tego za dużo.

- Dzięki
- odpowiedział krótko, po czym dopadł łapczywie do drzwiczek, szybko je otworzył i złapał za pierwszy z brzegu kawałek mięsa. - A gdzie zamierzacie jechać?

- Jeszcze nie wiemy... Mój tata należy do ludzi, którzy najpierw robią, później myślą, więc najprawdopodobniej będziemy wędrować od stacji do stacji, szukając schronienia przed tymi potworami.

- Piękne dzięki, córeczko - rzekł wesoło mężczyzna, który pojawił się na progu pokoju dosłownie znikąd.

Ojciec Megan był postawny i dobrze zbudowany, a na oko mierzył około 190 centymetrów. Miał krótkie, dokładnie przystrzyżone, czarne włosy i dodający mu uroku zarost, którego najwidoczniej nie golił od kilku ostatnich dni. Ponadto jego gruby, męski głos budził zaufanie. Facet idealny.

- Gotowa do wyjścia?
- dodał po chwili.

- Tak, już możemy jechać... - zamarła w połowie drogi do walizki, po czym wyprostowała się i wskazała otwartą dłonią na Ricka. - Tato, to jest Rick Rain. Pomagał mi przy matematyce w wakacje.

Chłopak wyciągnął przed siebie rękę, szybko przełykając mięso.

- Miło mi pana poznać.

- Chłopie, pieprzyć etykietę, nie jesteśmy w szkole. Mów mi po prostu Drake - zaśmiał się Drake, mocno potrząsając ręką Ricka. - No dobra, młoda. Musimy się zbierać, więc walizka w łapy i idziemy.

Rick obserwował jak Drake i Meg biorą swoje torby i kierują się do wyjścia, kiedy poczuł, jak mówi na głos pytanie, od którego chwilę później się zarumienił.

- Mogę się z wami zabrać?

Ojciec zatrzymał się w pół kroku zdziwiony.

- Nie masz rodziny?

Odpowiedział mu milczeniem.

- Rozumiem. Nie ma sprawy, chłopcze. Mamy w aucie dużo miejsca, na pewno się zmieścisz.
 
Shooty jest offline