Góry. Majestatyczne, potężne, niewzruszone ode tysięcy lat góry. Otoczony skalistymi ścianami Gaurim czuł się dużo lepiej niż w otwartych przestrzeniach krain ludzi. Cieszyła go niezmiernie wyprawa w te kamienne ostępy przypominające rodzime strony Karak-Kadrin, cieszył się tym bardziej na myśl, że w tym oto malowniczym pejzażu przyjdzie mu walczyć na śmierć i życie z jakąś potworną bestią rodem z chaosu. Na jego poznaczonej przez czas i potyczki twarzy zagościł uśmiech.
Początkowo pogoda sprzyjała ale aura w górach bywa kapryśną i zmienną niczym kobieta i te właśnie cechy postanowiła odsłonić Mordrinsonowi i jego towarzyszom. Początkowa mżawka przeistoczyła się w śnieg z deszczem, który z kolei dość gwałtownie stał się dziką i oszalałą śnieżycą. Burza dawała się we znaki wszystkim, nawet Khazadowi. Człowiek przesądny powiedział by, że sama natura pragnie odwieść podróżnych od osiągnięcia celu wyprawy, może i poprzez pogodę chciała ostrzec awanturników, którzy nie w pełni świadomi ryzyka jakie podejmują wybrali się w to zapomniane przez bogów miejsce. Jednak Tasselhof, Leonardo oraz Gaurm nie zamierzali ustąpić a tym bardziej się poddać, bo raz zaczętą sprawę chcieli doprowadzić do samego końca, jakkolwiek brzemienny w skutkach miał by się nie okazać.
W zawierusze gdzie widoczność sięgała zaledwie kilku metrów krasnoludowi zdawało się, że wcale nie posuwają się na przód, miał wrażenie, że nawet się cofają smagani wiatrem, mrozem i tnącymi płatkami śniegu. Wędrówka zdawała się beznadziejną walką z żywiołem, której nie sposób wygrać.
Idąc bliżej skalnej ściany Khazad dostrzegł naturalną formację skalną, tworzącą swego rodzaju nisze, która mogła stanowić osłonę od wiatru i śniegu. Szczelina jednak była tak mała, że zmieściło by się w niej zaledwie dwoje dorosłych ludzi, szczęście w nieszczęściu, dwoje z trójki nie było ludźmi.
Zmarznięci wcisnęli się we wnękę, która co prawda zapewniła im pewną ochronę od kilku faktorów pogodowych, to nie chroniła od zimna i mrozu. Zesztywniałymi i zziębniętymi rękoma krasnolud wyją bukłak z gorzałką ze swego plecaka.
- Trzymajcie, może to nie wiele, ale zawsze.
Fakt gorzałki było jedynie tak ze pół flaszki ale lepsze to niż nic i pomogła się trochę rozgrzać.
- Słuchajcie, nie łatwo mi was o to prosić... Ogólnie nie łatwo mi o tym mówić ale myślę, że może być to ostatnia okazja na to. - Brodacz z ciężkim głosem kierował słowa do towarzyszy.
- Być może u celu tej wędrówki odnajdę to czego szukam, odnajdę odkupienie i spokój w objęciach śmierci. Gdyby miało się tak stać... Proszę was przysięgnijcie na swój honor, że zaniesiecie wieść o mej śmierci moim pobratymcom oraz rodzinie.
Widac było, że znaczy to wiele dla krasnoluda, tak więc Leo i Tass słuchali Khazada w milczeniu.
- Mordrinson to nie jest moje nazwisko jeno ojcostwo, postanowiłem się tak mienić w świecie ludzi ażeby nie przynosić ujmy mej rodzinie. W pełni nazywam się Gaurim Mordrinson Grundstein z klanu Stahl-Hart ojcem mym Mordrin Grundstein, matką zaś Elsa, mam też brata – Snorii się zwie. Ojciec nie żyje, ale reszta rodziny mieszka w Karak-Kadrin. Brat prowadzi zakład kowalski, matka natomiast aptekę.
Towarzysze słuchali z powagą, mieli wrażenie, że Gaurim zdradzi im zaraz powód, dla którego wstąpił na ścieżkę zabójcy. To jednak nie nastąpiło
- Tak więc proszę was abyście w wypadku mojej śmierci powiadomili moją rodzinę o tym jak zginąłem.
Ostatnie słowa padły z łamanym głosem, widać było że ciężko brodaczowi mówić o tego typu sprawach.
Krasnolud sięgnął ponownie do plecaka, tym razem do bocznej kieszeni, skąd po chwili wyciągnął zawiniętą w skórę paczkę. Rozwinął poły skóry aby odsłonić małą książeczkę.
- To mój pamiętnik. Pisałem w nim co ważniejsze wydarzenia od momentu gdy to na kamiennej tablicy w świątyni zabójców przypieczętowałem swój los wpisując swe imię. Przekażcie to Snoriiemu.
Krasnolud wręczył zawiniątko Leonardowi.
- Dobrze, a teraz jeśli wy macie jakieś prośby na wypadek waszej śmierci nie wahajcie się złożyć ich na me ramiona. Obiecuję na przodków moich i całą mą familię, że spełnię wasze życzenia co do joty, jeżeli oczywiście przeżyje. - Krasnolud zdobył się na uśmiech.
- A tak, jest jeszcze sprawa mikstur jakie otrzymaliśmy. Dajcie mi jedynie flaszynę z pobłogosławioną wodą. Sądzę iż ogniste bombki najlepiej złożyć w ręce Tasselhofa, wszyscy wiemy, że ma najlepsze oko z nas, choć i ty Leonardzie celnie rzucasz, co dobitnie udowodniłeś swoim niedawnym heroicznym rzutem. Co do ostatniej miksturki, to nie mam pojęcia kto zrobił by z niej najlepszy użytek. ---
- Pamiętnik (oddałem go Leonardowi)
+ 1x Woda święcona