Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2011, 13:39   #16
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
W świecie na powierzchni noc coraz mocniej zaznaczała swą władzę. Ci, którzy w jej mroku znajdowali schronienie i siłę, wypełzali z kryjówek do których zagnało je światło dnia. Miasto na obrzeżach zapory na nowo powstało do życia. Jęki, krzyki bólu i rozpaczy po raz kolejny wypełniły powietrze mknąc ku niebu z nadzieją bycia wysłuchanych przez tego, który wszystko może. Lecz on nie słuchał. Jego tam nie było. Opuścił ich wieki temu, pozostawiając na pastwę żądnych władzy istot.
Już nie byli jego ukochanymi dziećmi.
Stali się wstydliwym grzechem.
Demonami.


~*~



W blasku wiecznego dnia zasiedli by po raz kolejny odbyć naradę. Widoczna w oddali ciemność doprowadzała ich do gniewu godnego, przynajmniej w ich mniemaniu, Stwórcy.

- Granica po raz kolejny zmieniła swe położenie. Doszły mnie również wieści jakoby grupa przybyszy nawiedziła ziemię po jej drugiej stronie. Wiecie co to oznacza. - Głos skrzydlatego mężczyzny przerwał zażartą kłótnię, która całkiem pochłonęła dwie z zebranych na polanie istot.
- Musimy ich powstrzymać, bracia i siostro. Przeklęci nie mogą zyskać szansy na przekroczenie bram. Nasz ojciec...

- Nas opuścił Michale i ani myśli powrócić. - Warknęła kobieta obdarzając anioła gniewnym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Zostawił byśmy zajęli się tymi wyrzutkami, a my co robimy? Siedzimy sobie w najlepsze, rozkoszujemy tą namiastką domu jaką udało się nam stworzyć i …

- Czekamy. - Cichy głos przedarł się przez tyradę kobiety skutecznie ją uciszając.
- Tak jak i oni czekają, aż nadejdzie czas. Taka była Jego wola, a my jako jego dzieci powinniśmy ją uszanować. On...

- Och daj spokój Kamaelu. Widziałeś świat za murem, bywasz tam częściej niż jest to wskazane. Czy mamy pozwolić tym istotom na przekroczenie bram...

- Gabrielo. - Spokój mężczyzny zawarty w tym jednym słowie sprawił, że ponownie zamilkła.
- Nam również nie dany jest powrót. Jesteśmy tacy jak...

- Dosyć. Jeżeli masz zamiar porównać nas do tego zdradzieckiego ścierwa i ich popleczników to lepiej zamilcz Kamaelu albo mocą daną mi od Niego skażę cię na wygnanie. - Michał powoli tracąc panowanie nad sobą, zmierzył anioła nienawistnym spojrzeniem.
- Urielu?

- Nie rób tego. Nie teraz. - Padła odpowiedź ze strony młodzieńca siedzącego po jego prawicy.

- Nie rozumiem dlaczego go powstrzymujesz Urielu. Kamael już dawno dowiódł, że bardziej ceni sobie tych, po drugiej stronie. Dlaczego więc nie skrócić jego mąk i nie wysłać go tam na stałe.


- Mam swoje powody Gabrielo...

- Oczywiście, ty zawsze masz swoje powody. Tak samo jak miałeś je, gdy...


Kłótnia rozgorzała na nowo tym razem z udziałem Michała próbującego odzyskać panowanie nad zebranymi. Jedynie Kamael w ciszy i zadumie spoglądał na cień spowijający horyzont.

- Zaprawdę, czy takie było twe życzenie ojcze? - Wyszeptał gdy jego oczy po raz kolejny dostrzegły to, czego jego towarzysze usilnie dostrzec nie chcieli.


~*~


Shyede uważnie przyglądała się poczynaniom narzuconych jej istot. Mówiła prawdę - mieli ze sobą coś wspólnego, jednak patrząc na ich zacofanie zastanawiała się, czy aby na pewno powinna się do tego przyznawać. Mimo wszystko byli pierwszymi z jej rodzaju, których miała okazję spotkać. Oczywiście nie licząc tego, spotkanego przy wraku. Ziewnęła. Zmęczenie wywołane drogą, którą musiała przebyć by ich powitać oraz setki pytań jakie jej zadali, dawały o sobie znać. Woda oczywiście pomogła, jednak był to efekt raczej krótkotrwały. Ponownie ułożyła się wygodnie na swoim zwiniętym ciele. Czekała.

Czas mijał.


Strażnicy zebrani w grocie powoli układali się do snu. Woda ze studzienki na chwilę odegnała zmęczenie i zaspokoiła zarówno pragnienie jak i głód. Jeżeli jednak mieli dać wiarę swej przewodniczce, wkrótce czekała ich ciężka i niebezpieczne przeprawa przez nieznane tereny pełne wrogo nastawionych istot. Czy jednak mogli jej zaufać? Pytanie, póki co, nie doczekało się pewnej odpowiedzi.

- Gdy wstanie dzień ruszymy w stronę miasta. Będziemy mieli do wyboru dwie drogi. Pierwsza, wiodąca przez jego tereny. Druga, okrążająca je w znacznym oddaleniu. - Zaczęła gdy już wszyscy wybrali sobie miejsce.
- Wybierzemy pierwszą, dzięki której zyskamy ponad dzień drogi. Przy odrobinie szczęścia dotrzemy do kolejnej kryjówki tuż przed zachodem.

Przez chwilę przyglądała się im by mieć pewność, że jej słowa do nich dotarły. Zadowolona z efektów swej obserwacji, przymknęła oczy by po chwili pogrążyć się w zasłużonym śnie.


Krzyki, krew, płacz i czerń. Jednak przede wszystkim głosy... Otaczały ich zewsząd. Nie pozwalały oddychać, uciekać czy chociażby zatkać uszy. Niektóre brzmiały znajomo.

- Zhaaaw! Pomóż mi Zhaaaw. Nie zostawiaj mnie tu. Dlaczego nie chcesz mi pomóc. Odeszłeś? Gdzie mama? Tata? Ich też zostawiłeś? Zhaaaaaaaaaaawwww.... -
Krzyk dziewczynki przemienił się w skamlenie rannego zwierzęcia.

- Mija, skarbie chodź do tatusia. Bądź grzeczną dziewczynką. Spójrz, twoja mama tu jest. Nie przywitasz się? Chodź tu do cholery ty wyrodna suko. Tylko ciebie nam tu brak. Chodź do tatusia. - Na przemian słodki to znów kipiący głos mężczyzny.

- Morbius to ty? Gdzie Neli? Zaopiekowałeś się moją małą Neli? Mała, kochana córeczka tatusia. Powinieneś się nią zaopiekować zamiast pozwalać by to ona zajęła się tobą. Bo się zajęła co nie? Całkiem jak moja słodka Pepper. Ją też przeleciałeś? Co, Morbius? Przeleciałeś moje słodkie, martwe dziewczynki?
- Niemal niezrozumiały męski głos, w którym pobrzmiewał zwierzęcy warkot.


Inne, całkiem obce.

- Zabij ich. Oni tylko czekają aż się odwrócisz. Zabij wszystkich.

- Pomóż nam. Nie chcemy umierać. Ocal nasze dusze...

- Co tu robicie? Wynoście się z naszego świata. Już! Jazda! Won!




Na koniec stanowczy głos w którym pobrzmiewała złość ale i odrobina troski.

- Wstawajcie, już świta. Słyszycie? Obudźcie się!

Jedno po drugim otwierali oczy.
Skalne ściany pokryte jaśniejącym mchem. Studzienka z krystalicznie czystą wodą. Ziemia. Grota. Upierdliwy głos ponaglający do drogi.

- No wreszcie. Zawsze tak ciężko was dobudzić? - Odgłos ciała przesuwającego się gdzieś w pobliżu. - Poczekam na was na górze. Ruszcie siedzenia....


Istotnie. Gdy po jakimś czasie wyszli na powierzchnię, Shyede czekała tuż przy skale.

- Chodźcie. - Rzuciła ruszając przed siebie.

Odwróciła się tylko raz, by sprawdzić czy aby na pewno za nią podążają.
Droga była znacznie lepsza niż ta, którą zmiennokształtna poprowadziła ich poprzednim razem. Obyło się bez zapadania w śmierdzące kałuże oraz przedzierania przez leżące pod nogami konary. Zamiast tego podążali wydeptanym i dość dobrze utrzymanym traktem. Gałęzie drzew zacieniały drogę chroniąc przed wątłymi promieniami słońca. Warstwa chmur sunąca po niebie skutecznie uniemożliwiała cieszenie się jego pełnym blaskiem. Z jednej strony taki obrót spraw był nawet korzystny. Gdyby bowiem mocniej przygrzało cały smród który ich otaczał stałby się nie do wytrzymania, wręcz zabójczy. Z drugiej podążanie w ciągłym mroku, gdzie w każdej chwili coś mogło wyskoczyć zza krzaków i zrobić sobie z nich śniadanko, bynajmniej nie poprawiało zszarganych koszmarami, nerwów.
Shyede parła uparcie na przód, nie zatrzymując się ani na chwilę. Gdy więc dotarli do ruin pierwszych budynków, pot lał się strugami dokładając swoje kilka groszy do woni zgniłego mięsa i dymu, które nikły wiatr przywiał z głębi miasta.


- Poczekajcie chwilę. Zmienię formę na bardziej dogodną. - Uważnie lustrując otoczenie, odpełzła kilka kroków by zniknąć za prawie całkiem zburzoną ścianą zza której kontynuowała.
- Nic nie powinno nam tu zagrażać, jednak na wszelki wypadek trzymajcie broń w pogotowiu. Byłoby też dobrze gdybyście się nie oddalali pod żadnym warunkiem. No i nie zaszkodzi, jak się wykąpiecie w jakimś zbiorniku. - Dokończyła wychodząc.

Ciało węża zniknęło zastąpione ludzkim. Najwyraźniej jednak Shyede upodobała sobie częściowe przemiany o czym świadczyły drobne, nieludzkie dodatki. Długi, ogniście czerwony ogon łagodnie muskający ziemię tuż za jej stopami ozdobionymi podobnego koloru futerkiem, kończącym się gdzieś na wysokości kolan. Spiczaste uszy drgające nerwowo przy każdym odgłosie. Wilczopodobne łapy uzbrojone w ostre pazury spełniające rolę dłoni. Za ścianą musiał leżeć kolejny worek z ekwipunkiem. Świadczyły o tym brązowe, skórzane spodnie i top, które miała na sobie. Na dodatek plecy ozdabiał teraz niewielki plecak o dość znajomym wyglądzie. Czyżby kolejna rzecz wyciągnięta z wraku Salvation?
Wciągnęła powietrze i skrzywiła twarz w wyrazie głębokiego obrzydzenia.

- Zdecydowanie przyda się wam kąpiel. - Warknęła ruszając w dalszą drogę.
- Im szybciej tym lepiej, zanim swoim smrodem ściągniecie nam na głowę połowę planety.

Nie uszli jednak daleko. Ledwo wkroczyli na jedną z ulic gdy dziewczyna przystanęła. Widok jaki się im ukazał sprawił, że ochota do dalszej drogi przeminęła z podmuchem śmierdzącego wiatru.


Ciała, a raczej same kości tworzące namiastkę tego czym kiedyś byli, leżały, siedziały, opierały się o ściany budynków. Pokryte białą mazią, niektóre płonące żywym ogniem. Czaszka dziecka spoglądająca na nich pustymi oczodołami. Drobne kostki dłoni oparte o fragment szyby w płonącym samochodzie. Głosy...

- Uwolnij mnie, chcę do mamy...

Upiorny dźwięk rozdzieranego ciała, gdy jeden z kościotrupów siedzących na środku ulicy uniósł dłoń i wymierzył palec wskazujący w ich grupę.

- Mija, moja słodka córeczka.

Chór podobnych głosów wydobywających się z piersi, w których od wieków nie biło serce.

- Kim jesteście? Czego chcecie? Wynoście się! Won!

Oraz drugi chór, przepełniony tęsknotą, ponaglający, zapraszający.

- Chodźcie, uwolnijcie nas. Jesteście naszą jedyną nadzieją. Pomóżcie. Ocalcie nasze dusze.


Wreszcie przebijający się przez ten łoskot spokojny głos Shyede.

- Gdzieś na końcu tej ulicy jest pusty plac i zbiornik z wodą. Nie nadaje się do picia ale powinna być odpowiednio czysta żeby się można było umyć. Idziecie?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline