Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2011, 09:40   #46
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Początkowo wszystko było w porządku i przez dłuższą chwilę wszystko wyglądało dość naturalnie. Panowie byli zbyt zajęci sobą i zbyt rozbawieni, aby zwracać uwagę na to co działo się za nimi. Coś najwidoczniej wprawiło ich w na tyle dobry humor, że zapomnieli o bezpieczeństwie lub byli na tyle pewni siebie, ze uważali się za nietykalnych. Igan nie chciał podchodzić za blisko, trzymają się w odległości kilku metrów słyszał co prawda tylko co któreś słowo, ale za to był zdecydowanie bardziej bezpieczny. Układ dwa na jeden nie był najmądrzejszym rozwiązaniem. Z urywków zdań wyłaniał się ciekawy obraz - magia dotycząca zmiany płci zawsze i u wszystkich wywoływała uśmiech. Ciężko było się domyśleć kim był zamieszany we wszystko mężczyzna, ale opis kobiety pasował do Rudowłosej. To dokładało kolejny, nowy, problem, o którym w zasadzie należałoby poinformować lady Yllatris, jeżeli jeszcze o nim nie wiedziała. Pomimo wszystko... Igan zaklął w myślach. Kolejny problem, który pewnie jakoś trzeba będzie rozwiazać zamiast zajmować się głównym wątkiem sprawy. W końcu chodziło o jakiś pierniczony eliksir...

Mężczyźni zaśmiali się głośno i na chwilę przystanęli. Cholera. Igan wiedział, że jezeli sie zatrzyma będzie to wyglądało bardzo podejrzanie. Nie zmienił więc ani prędkości, ani stylu kroku, a może nawet lekko przyspieszył wyprzedzając mężczyzn. Dowiedział się dosyć, a nie miał ochoty na bitkę. Do zbirów chyba dopiero teraz dotarło, że zachowywali się za głośno i nierozważnie na ulicy. Sylwetka Igana znikała w cieniach słabo oświetlonej ulicy.



Nadzieja, że uda się zniknąć w cieniach okazała się płonna. Wyczulony słuch Igana wyłowił szybkie kroki z tyłu. Pojedyńcze kroki. Drugi pewnie będzie usiłował go zajść z boku. Sytuacja z załozenia nie była wesoła. Cholera.

- Ty kur... - zbir przerwał, kiedy Igan wykonał półobrót i sztylet tylko przeszył i rozciął płaszcz. Przez ułamek sekundy ich oczy znajdowały się na jednej linii. Cholera, pomyślał Igan odskakująć w tył, tamten wyciągnął drugi sztylet. Sytuacja zmieniła się tym samym ze złej na gorszą. Wyciągnął sztylet i poczekał tylko chwilę na atak tamtego. Jeden ze sztyletów zbił ręką owiniętą płaszczem, przed drugim się uchylając. Końcówka sztyletu Igana przesmarowała twarz tamtego zostawiająć na niej niegroźną, ale upierdliwie krwawiącą ranę. Tamten też nie był idiotą - przekręcił sztylet zablokowany w iganowym płaszczu i odskoczył do tyłu kląc pod nosem. Nie było innych możliwości jak pozwilić płaszczowi spaść na ziemię. Tamten zarechotał i starł wierzchem dłoniu krew zalewającą oko. Spróbował zaszarżować, ale na ten ruch Igan był przygotowany - sam nie miał zresztą innych opcji, będąc pół metra od ściany budynku. Gwałtownie skrócony dystans spowodował, że jeden ze sztyletów ześlizgnął się po karwaszu i rozcharatał lewy łokieć Igana. Drugi ugodził go w skórznię nie zdołał jej jednak na szczęście przebić. Igan zdecydował się na cios w szyję, jednak tamten zdołał odskoczyć i sztylet tylko drasnął krtań pozostawiająć znów niegroźną ranę. Gdyby nie świadomość tego, ze gdzieś w pobliżu czai się drugi ze zbirów Igan, pomimo nienajlepszego układu mógłby nawet ciągnąć tą walkę. Żadko miał okazję walczyć przeciwko kuimuś posługującemu się dwoma brońmi jednocześnie. Pomimo niebezpieczeństwa starał się zaobserwować i zapamiętać ruchy przeciwnika. Jednak w tych okolicznościach nauka mogła kosztować życie i sprawę trzeba było zakończyć maksymalnie szybko. Lewą ręką z prawego karwasza wyciągnął nóż do rzucania sugerująć, że zamierza go użyć. Nie było na to szans, ale przeciwnik nie miał możliwośći, aby o tym wiedzieć. Iganowi udało więć się go trochę zdenerwować i zmusić do ataku. W ostatniej chwili rzucił się w bok zbijająć sztylet własnym sztyletem, a nóż do rzucania pakując w bok napastnika dokładnie w miejsce wiązania skórzni. Padając na ziemię Igan syknął z bólu - sparowany sztylet jednak ześlizgnął się po zbroi i nieprzyjemnie zaorał lewe ramię. Tamten był zaskoczony jednak nie na tyle, aby Igan zdążył się podnieść i zadać kolejny cios. Tamten wyciągnął sztylet z ciała co tylko pogorszyło jego sytuację. Igan mógłby teraz po prostu unikać ciosów czekając, aż tamten się wykrwawi... Jednak sam też nie był w najlepszym stanie, zresztą drugi ze zbirów musiał gdześ tutaj być... Nie myśląc wiele Igan przypuścił atak sugerująć, że chce zaatakować w brzuch. Tamten zastawił się jednym z noży jednak wtedy sztlet Igana powędrował w górę starając się po raz drugi dosięgnąć gardła. W następnej sekundzie upiorny gulgot topiącego się we własnej krwi przeciwnika rozległ się na ciemnej ulicy...

Zanim jeszcze tamten na dobre zakończył żywot Igan pozbierał wszystkie noże i zerwał sakiewkę tamtego. Zakrwawioną broń zawinął w płaszcz i czym prędzej zniknął w którejś z bocznych uliczek.



Dopiero po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się zrobił ze wszystkim porządek. Płaszcz i tak nie nadawał się już do niczego . Z odciętych kawałków zrobił sięc prowizoryczne opatrunki. Wytarł broń w materiał i schował. Zarzucił były płaszcz na ramię, aby z jednej strony zasłonić rękę , z drugiej - ukryć stan ubrania. Noc mozę nie była aż tak ciepła, aby uzasadniać taki strój, ale ewentualne sppotkanie ze strażą miejską było ostatnią rzeczą jaka mu była potrzebna w tej chwili.
Klucząc po wąskich, bocznych uliczkach Igan wrócił w pobliże budynku przy którym spotkał kultystów. W pobliżu były dwie karczmy. Igan wybrał tą gorszą - przynajmniej na oko - karczmę i wszedł do środka znajdując się momentalnie w otoczeniu dusznej, przesyconej alkoholem i pijackimi śpiewami atmosfery. Przeszedł przez lokal do baru nie zwracając niczyjej zbytniej uwagi poza miejscowym wykidajłą i znudzonym barmanem.

- Ciepłą wodę i bandarze. Jakiejś... mikstury leczącej ppewnie nie masz - powiedział zimno Igan bawiąc się złotem i starając się nie jąkać. W tej karczmie nie musieli pamiętać jąkały.
- Zjeżdzaj na zaplecze - wskazał zwrokiem boczny korytarzyk - zanim będzie tu jakaś afera.

Iganowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Poszedł we wskazanym kierunku i po kilkunastu minutach rany były zasmarowane jakimś oleistym świństwem i zabandarzowane. Ręka jednak nie była w pełni sprawna i pomimo wszystko pewnie jeszcze przez jakiś czas nie będzie. Cholera.

- Mogę ci sprzedać płaszcz - jakby zupełnie przy okazji powiedział karczmarz, który pojawił się sprawdzić jak idzie jego żonie z ranami Igana - Jakiś gość go zostawił. - dodał jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Równie dobrze mógłby poweiedzieć, że to płaszcz gościa co nie miał czym zapłacić za piwo... Co byłoby chyba bardziej zgodne z prawdą.
- Dobra, ile za wszystko? Dolicz jeszcze z trzy piwa... i coś do żarcia.

Cena rzucona przez karczmarza nie była zbyt wygórowana jak na okoliczności; była po prostu wygórowana, ale Igan nie zamierzał się targować. Za te pieniądze karczmarz powinien nawet powiedzieć, że widział go tutaj przez pół wieczoru. Wrócił na salę i usiadł przy jednym ze stolików. Nie czekał specjalnie długo, aż jeden z lokalnych piwożłopów podejdzie do stolika.
- Można siiuę przy... przysiąć? - prawie wybełkotał i Igan posłałby go w diabły, gdyby nie to, że gość wyglądał na mniej pijanego niż mówił.
- Tylko jeżeli wiesz coś konkretnego o jednym z budynków w okolicy. - Igan nie miał już dzisiaj ochoty na gierki i podchody - Jak nie wiesz to spływaj.
- Jakim budynku? - zapytał znacznie trzeźwiej siadając.
- Duży, jasny na rogu, z tym niewielkim ogródkiem - odparł Igan po chwili, kiedy na stole znalazło się już piwo i kasza ze skwarkami. Wyciągnął z kieszeni złocisza i położył na stole. - Zjem i wychodzę. Więc nie opowiadaj mi dyrdymałów.
- Dom należał kiedyś, jakiś rok temu jeszcze, - uzupełnił widząc wzrok Igana - do lichwiarza Kurtza, który prał pieniądze wielu znanym bandziorom. Nie takim plotkom, ale większym. Potem lichwiarz dostał nożem po żebrach, czemu nikt się nie dziwił, bowiem prowadził szereg ciemnych interesów i pewnikiem pomylił się w liczeniu... Dom przez jakiś czas stał pusty, zaś od niezwykle dalekiego spadkobiercy nabył dom kupiec, - zastanowił się przez dłuższą chwilę wypijając sporo piwa - nie pamiętam nazwiska, który po prostu przerobił go na mieszkania oraz jakieś biura... To naprawdę wszystko co wiem - dodał prędko widząc, że Igan zamierza schować złotą monetę do kieszeni - A. Jeszcze jedno! Ten kupiec co nabył kamienicę też ostatnio zszedł - mówią, że w świątyni Ilmatera go zadźgali; ale ja tam nie wiem...
- Jakbyś chciał jeszcze co zarobić, to rozpytaj delikatnie o budynek, mieszkańców, gości... Tylko uważaj, bo kosę da się bardzo szybko zarobić... - przesunął jeszcze jednego złocisza po stole. Reszta posiłku upłynęła w atmosferze gadania o niczym.

Kolejny klocek układanki zaskoczył na miejsce. W klasztorze bracia kłócili się co do podziału majątku, to też była ważna informacja - możę mając więcej czasu udałoby się ich wygrać przeciwko sobie? Jeden z nich był kultystą - teraz to już nie ulegało wątpliwości. Pytaniem pozostawało co Rudowłosa robiła w tym budynku...

Kilkanaście minut później Igan był znów na dworze. Lewa ręka bolała jak diabli, więc albo świństwo było na odciski, a nie na rany, albo działało. Mimo wszystko jednak najwygodniej, choć nienaturalnie było trzymać rękę zgiętą w łokciu i opierać o pas... Droga do domu kapłanki nie była specjalnie długa, a okolica jej posiadłości była już aż nazbyt dobrze znana chłopakowi. Zamierzał w zasadzie tylko powiadomić lady Yllatris o tym, że Rudowłosa nie jest tym za kogo się podaje, a resztą niech kapłanka zajmuje się sama. Na razie to wszyscy biegają za jakimiś pierdołami zamiast szukać tego pieprzonego flakonu.
 
Aschaar jest offline