Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2011, 15:49   #41
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Klienci stanowili istotny element przybytku prowadzonego przez Yllaatris, ba nawet nieodzownym elementem. Kapłanka zawsze miło witała swych gości. Tym razem było jednak inaczej. Nawet nie chodziło o preferencje tego konkretnego klienta. Przecież z usług nieocenionej w tej materii Elisys korzystało kilku klientów. Pewnie w innych okolicznościach nie bardzo by się przejęła owym niewygodnym odwiedzającym. Ale teraz jej głowę zaprzątały nie tylko myśli dotyczące jej własnego interesu, ale także zadania, którego podjęli się wykonać dla Wysokiej Lady. I to owo zadanie wpędziło ją w taki kłopot. Nie nie dość, że będzie musiała na jakiś czas zamknąć przybytek, to jeszcze siebie wpakowała w kłopoty i musi za to słono zapłacić.
Ale w głowie kapłanki kiełkował misterny plan. Zemsta jest ponoć rozkoszą bogów, ale jeżeli wszystko pójdzie po jej myśli Bhin Bocian będzie do końca życia żałował swojego postępku.

Yllaatris odesłała Dotesa do jego nowej kwatery, akurat jego plączącego się po domu potrzebował najmniej. Później zrobi z nim obchód całej posiadłości. A on sam w tym momencie będzie się mógł zapoznać z kolegą po fachu, chociaż niezbyt rozmowny w tej chwili. Jeszcze jedna sprawa mącąca myśli kapłanki. Nieprzytomny Thokas w pokoju u góry.

Służka Sune do tego zadania postanowił przydzielić Oolaatra. Niewinna, przynajmniej z wyglądu, była idealna. Yllaatris ze szczegółami opowiedziała dziewczynie czego może spodziewać się po owym kliencie. Chociaż kapłanka w głębi duszy miała nadzieję, że się myli.
Następnie szefowa udała się do jednego z pokoi znajdujących się na pierwszym piętrze. Zapukała cicho, a otrzymawszy zaproszenie weszła.
- Potrzebuję jednego z twoich specyfików. - Odezwała się do medytującego elfa.
Kevaver Magesblood, blondwłosy młodzieniec, przynajmniej jak na efickie standardy, podniósł się z podłogi i sięgnął do jednej z szuflad w misternie zdobionej komodzie. Wyciągnął z niej woreczek i podał go kobiecie.
- Ja potrzebuję czegoś innego. - Odparła Yllaatris zaglądając do środka.
- Aaaa... - Elf wydął swoje słodkie usta. - Czegoś innego??
- Tak. - Odparła zniecierpliwiona właścicielka domu uciech. - Czegoś co dostarczy człowiekowi niezapomnianych wrażeń. Otworzy jego umysł na inny...
- Choci ci o ów biały proszek?? - Przerwał jej Kevaver. - Wiesz, że nie na wszystkich to działa tak samo. Wiesz, że niektórzy stają się po tym agresywni. Co ty właściwie kombinujesz??
- Masz??- Yllaatris zignorowała jego ostanie pytanie wyciągając jednocześnie przed siebie otwartą dłoń w oczekiwaniu, że jej rozmówca położy tam to po co przyszła.
- Mam. - Elf sięgnął do innej szuflady tej samej komody i wyciągnął z niej złote puzderko. - Ale ostrożnie z tym. - Odał kładąc je na ręku szefowej.
Yllaatris nic nie odpowiedziała. Po prostu wyszła z pokoju. Musiała zająć się przygotowaniami.
Jakby mało jej bogowie na głowę dziś zesłali, tuż przed przybyciem urzędnika do drzwi kamienicy zapukał Igan. Yllaatris nie miała czasu nie ochoty z nim teraz dyskutować. Dlatego grzecznie wysłuchawszy jego wywodu na temat radcy Wisdborna, odprawiła z niczym gościa swego. Grzecznie, choć bardzo się jej śpieszyło, co zresztą chłopka mógł wyraźnie wyczuć.

I wreszcie przybył wyczekiwany tak klient. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem kapłanka powitała go w progu. A on, czując się panem sytuacji jak zwykle dał się poznać od najgorszej strony. Nie omieszkał przypomnieć, że jest władny posłać kapłankę do więzienia. A Yllaatris, udając wystraszoną, skakała przy nim niczym przy najważniejszym ze swoich gości. Wszystko, żeby tylko poczuł się dobrze.
Niestety, wybrana dziewczyna bardzo przypadła mu do gustu, co tylko utwierdziło kapłankę w jej podejrzeniach co do skłonności Bociana. Na szczęście chętnie zażył polecony przez kapłankę proszek. Yllaatris podkreśliła, że specyfik ów spotęguje jego doznania. Niestety Magesblood miał rację, specyfik zadziałał na mężczyznę w sposób, którego chciała uniknąć. Stał się bardziej agresywny z początku.
Chociaż podglądactwo nie leżało w naturze Yllaatris, tym razem obserwowała uważnie całą schadzkę. I pożałowała tego. Dodatkowo Morley Dotes okazała się dżentelmenem w każdym calu gotowym ruszyć krzywdzonej kobiecie na ratunek bez względu na koszty. Ściągnęły go tu zapewne krzyki maltretowanej kobiety w pokoju obok. I kapłanka musiała własną piersią bronić mu dostępu do drzwi. Użyła przy tym i innych agrumentów, z koronnym w postaci groźby wyrzucenia go ze służby. Cóż z tego, że to Jaheira mu płaci, ale to ona, Lady Yllaatris, i tak wydaj mu polecenia.
Po wymianie zdań z nowym ochroniarzem, ostrej wymianie zdań, Yllaatris wróciła do podglądania. Wiedziała, że sporo ją ominęło, bo udowadnianie kto ma rację i kto tu rządzi trochę zajęło. Być może i najgorsze ją ominęło. Ale i zachowanie urzędnika się zmieniło, znakiem tego specyfik zaczął już w pełni działać. Teraz delikwent był w innym wymiarze i był bardziej podatny na sugestie.
A leżącą, pobitą dziewczyną zajmie się później. Teraz najważniejsze było takie pokierowanie poczynaniami Bhina Bociana, żeby sam sobie ukręcił stryczek. I, ku zadowoleniu Yllaatris, poszło naprawdę łatwo. Podpuszczony zręcznie przez kapłankę urzędnik zażądał aby zawiedziono go pod dom sędziego Fletchera, dobrego znajomego kapłani. A Bocian psioczył na sędziego, rzucał oskarżeniami i wygrażał. I właścicielka domu uciech spełniła życzenie klienta. Wzięła powóz i bocznymi uliczkami podjechała pod wybrany dom.
I ku zadowoleniu Yllaatris nago wyskoczył z powozu i wykrzykując swoje oskarżenia zakłócać zaczął porządek publiczny. Oskarżył publicznie sędziego o łapówkarstwo. Wykrzykiwał, że jest dziwkarzem. Wszystko to nie trwało zbyt długo, gdyż zaraz pojawiła się straż miejska i zgarnęła Bociana.
Stojąca w cieniu kapłanka z zadowoleniem przyglądała się temu. Nie mogła jednak pozwolić sobie na pozostanie do finałowej sceny, czego bardzo żałowała.
Bocznymi uliczkami wróciła do siebie.
Było już dość, w innych okolicznościach Yllaatris tryskałaby energią, to byłby dopiero początek jej dnia, ale tego dnia było inaczej. Zmęczona weszła do kuchni. Wyciągnęła butelkę wianku i nalała sobie do szklanki. Pierwszą porcję wypiła na raz i nalała sobie ponownie. Podczas gdy Yllaatris przyglądał się światu przez rdzawy płyn w szklance do kuchni weszła Elisys z malowniczym siniakiem na twarzy. Szefowa zatrzymała swój wzrok na chwilę na rudowłosej.
- Mi też nalej. - Elisys usiadła koło Yllaatris.
- Skąd to?? - Kapłanka nalewając i jej zapytała o te nienaturalne kolory na twarzy pracownicy.
- Z głupoty. - Oparła rudowłosa delektując się alkoholem.
I chyba na tym zakończyła się rozmowa o pochodzenie owego siniaka, a dalej już było tylko o mężczyznach, a właściwie o ich wadach. Zakrapiane to wszystko było dużą ilością mocnego winiaku.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 03-01-2011, 19:20   #42
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Było może kilkanaście minut przed pierwszą wieczorną strażą kiedy Igan znalazł się w pobliżu posiadłości Lady Yllaatris. Przeszedł od frontu przez ogród i zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła jakaś kobieta (Igan chyba bardzo by się zdziwił jakby zastał tutaj mężczyznę, chyba, że ten byłby wojownikiem). Odźwierna wysłuchała Igana, jednak stwierdziła, że milady jest bardzo zajęta i zapewne go teraz mnie przyjmie. Chłopak jednak nie dał się zmyć tak łatwo i po dłuższej i zupełnie niepotrzebnej wymianie zdań kobieta powiedziała, że przekaże milady iż Igan na nią czeka.

Kapłanka pojawiła się po chwili już w pierwszych słowach oznajmiając, że nie ma czasu i jest zajęta.

Igan poinformował ją zatem tylko krótko, że sprawa bhalitów jakich miała w piwnicy została definitywnie zamknięta. Mnich w towarzystwie Drowa gdzieś się udali, jednak nie wiadomo gdzie i nie raczyli zostawić żadnej informacji. A w karczmie Jana dwa topory zaczyna przesiadywać radca Wisdborn, ale nie wiadomo czego chce...

"Aha" było jedyną odpowiedzią jaką zniecierpliwiona kapłanka wydobyła z siebie. Igan nie zauważył, aby w jakiś specjalny sposób przejęła się, czy chociażby zainteresowała tym co Igan do niej mówił. Ponieważ w zasadzie nie mieli sobie więcej do powiedzenia, szybko pożegnali się i rozstali.


*****


Tym razem plan wieczoru definitywnie się wyczerpał. Igan poszedł jeszcze do swojej starej karczmy - sprawdził w zasadzie co się tam dzieje, pokazał się obsłudze na oczy i upewnił, że jego opłacony pokój dalej jest jego. W krótkiej rozmowie z karczmarką wspomniał - niby mimochodem - o pracy w dokach do późna i niechęci do chodzenia taki kawał codziennie.

Mniej więcej w połowie drogi do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania wszedł do jakiegoś przybytku karczmianego i zamówił piwo.




Mężczyzna siadł przy jednym z bocznych stolików i powoli sączył napój. Po chwili ktoś się przysiadł i rozmowa szybko potoczyła się w zwykłym kierunku - co na szlaku, co w mieście, co słychać, gdzie pracę znaleźć... Ta rozmowa nie prowadziła w żadnym konkretnym kierunku, ot, trochę plotek, trochę opowiastek, trochę bajeczek... Pozwoliła mu jednak we w miarę miłej atmosferze zjeść, napić się i... zmarnować ponad dwie godziny. Zanim pożegnał się i podążył do tawerny, w której nocował.
 
Aschaar jest offline  
Stary 09-01-2011, 13:37   #43
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Pierwszą jego myślą, gdy zorientował się w sytuacji, było "o cholera, mam cycki!".
Jednak plus ten nie przesłonił mu minusów. A przeważały one znacznie.
~ Przynajmniej nie założyła kiecki ~ pomyślał smętnie, szarpiąc więzy.
Po paru minutach udało mu się uwolnić.
Zanim jednak zabrał się do rozwiązywania więzów Effie, czy raczej Kennetha, nie mógł się powstrzymać, by nie sprawdzić możliwości oferowanych przez nowe wcielenie.
~ To kompletnie pojebane... ale podoba mi się ~ stwierdził, wsunąwszy ręce pod koszulę i z zapałem bawiąc się cyckami Effie. A może swoimi? Jedna cholera wie...

- Wstawaj, idiotko. - warknął, budząc Effie siarczystym policzkiem. Dziewczynie zajęło parę chwil dojście do siebie. Gdy wreszcie wyraz jej, czy raczej jego, oczu świadczył o pełnej przytomności, patrzyła przez chwilę na swoje ciało stojące przed nią.
Kenneth zatkał jej usta, nim krzyknęła.
- Zamknij się. - syknął. - Patrz uważnie. - polecił jej, nadal trzymając dłoń na jej ustach. - Najwyraźniej ktoś postanowił zostać żartownisiem dekady. Ale tym zajmiemy się, jak już opuścimy to miejsce. Teraz musimy zwiać, jasne? Nie będziesz krzyczeć? Dobrze.
- Macałeś moje cycki.
- stwierdziła, nie zapytała, gdy tylko odjął rękę od jej twarzy.
- Skąd wiesz?
- Teraz wiem.
- skrzywiła się z niesmakiem. - Perwert. Między nogi też sob... mi zaglądałeś?
- To byłoby zbyt posrane, nawet dla mnie.
- oświadczył z godnością.
Effie przewróciła oczyma Kennetha.
- Dobra, zabierajmy się stąd.

Kenneth ruszył drogą, którą przyszedł.
- Ty powinnaś iśc przodem. - stwierdził, gdy zatrzymali się u stóp schodów prowadzących na górę, do budynku. - W końcu jesteś facetem, nie? No i szkoda by było, gdyby coś stało się twoim cyckom.
Effie prychnęła, ale ruszyła przodem.
- W cholewie lewego buta miałem nóż, sprawdź, czy go zabrali. - szepnął, gdy byli już prawie na górze.
 
Cohen jest offline  
Stary 05-02-2011, 14:49   #44
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kenneth Ramsay

Nagła przemiana nie przeszkodziła Kennethowi trzymać ciągle fason. Pobawił się biustem, spoliczkował Effie alias Kennetha oraz chyba od razu poczuł się lepiej. Trzeba było pryskać. Doskonale wiedzieli, co się stało. Każdy wiedział. Jakiś rodzaj magii. Może klątwa, albo cokolwiek. Tak czy siak mógł się tym zająć jedynie prawdziwy znawca czarów i to raczej kapłańskich, bo właśnie pod nich podchodziły tego typu sprawy. Przynajmniej przeważnie, bowiem oczywiście istniała także tego typu magia czarodziejska. Galimatias, ale ani ona, ani on nie byli w stanie tego na obecną chwilę ocenić. Tym bardziej, że określenia ona i on, nabierały właśnie nadzwyczaj dziwnego znaczenia.

Logicznym posunięciem, na które zresztą nalegała Effie, było udanie się do Yllatris. Umiejętności kapłanki, mogłyby nie tylko określić, co się stało, ale może nawet przywrócić poprzednia sytuację. Kenneth przy całym trzymaniu fasonu czuł się trochę dziwnie. Wszystko było dziwne. Inny sposób poruszania się, wyciągnięcia dłoni, inna siła, wszystko inne, nawet ten dziwny, nieprzyjemny ucisk podbrzusza, który dziwił Kennetha do chwili, gdy Effie wyjaśniła, że właśnie kończy jej się okres. Zresztą potem miał kolejny problem, bo zachciało mu się sikać, zresztą Effie także, co musieli zrobić zupełnie inaczej niż zwykle.

Nikt ich nie zaczepiał, zresztą Kenneth wyglądał na twardziela, okazało się też, że ten ukryty nóż także się znalazł. Mieli więc jakby co, czym się bronić. Wprawdzie jeden pijak mający pewnie domieszkę nie do końca ludzkiej krwi, rzucił do Kennetha:
- No, Piękne Cycki, zabawiłabyś się z prawdziwym facetem, który włoży ci coś porządnego w tą dziurę pomiędzy nogami – ale Effie spojrzała na niego wściekła, choć wydawało się, że nie miała nic przeciwko, iż docenił jej biust. Obecnie wprawdzie nosił go Kenneth, ale mimo wszystko uznawała to za swój walor.


Była pełna noc, kiedy dotarli pod domek Yllatris.

Lady Yllatris

Dzień pełen przygód, od porannego czuwania przy położnicy, do wieczornej rozprawy z wkurzającym urzędasem. Jednak właściwie, jak się zastanowić, pozytywny. Dziewczyna urodziła dziecko i nawet długo się nie męczyła, zaś gnojek dostał za swoje. Ponadto przystojny Morley budził w niej jakieś nadzieje na coś, czego od jakiegoś czasu już nie robiła, mimo przecież niewątpliwej urody.
- Madame – służka zaczepiła ją, gdy siedziała w salonie. - Pani Jaheira …
- Jaheira przyszła? - zdziwiła się nieco.
- Nie, ale przypomina o wspomnianym balu. Przysłała swojego służącego, no tego wielkiego, co ma chomika z ładnym powozem na drogę. Kilka osób się zmieści. Bagaże także. Jeden z niestróżujących chłopców ponoć umie dobrze powozić. Czy? - spytała nieśmiało. - Czy mogłaby poani mnie także zabrać tam do pomocy? Proszę, jeszcze nigdy nie widziałam balu, zawsze sobie wyobrażałam jak to jest. Przecież się będzie pani przebierać tam na miejscu. Służąca będzie niewątpliwie potrzebna.

Igan Mardock

Ciemność przebiegła przez miasto, ale to był akurat sprzymierzeniec Igana. Zawsze działał tam, gdzie inni, czasem silniejsi, mocniej uzbrojeni, czy opancerzenie, nie mogli wykorzystać swoich atutów. Tym razem także szedł uliczką, omijając żebraków oraz tych, którym groźnie spoglądało z błyszczącego w świetle gwiazd srebrnych oka. Właściwie był już niedaleko tawerny, gdy poznał dwie, rozmawiające w zaułku osoby. Jedna wyglądała z okna, zaś druga znajdowała się na zewnątrz.


Widział je, widział, kiedy obserwował siedzibę kultu. To właśnie byli jego członkowie. Rozmawiali swobodnie śmiejąc się z czegoś wesoło. Właściwie był to rechot, ale czuł było w nim mocne rozbawienie.
 
Kelly jest offline  
Stary 13-02-2011, 22:04   #45
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Wieczorne chodzenie po mieście uspokajało Igana. To był jego teren, jego otoczenie, jego przyzwyczajenia i jego możliwości. Otoczenie, w którym czuł się dobrze i bezpiecznie. Przynajmniej w miarę bezpiecznie. Na pewno bezpieczniej niż współpracując z...

Nieważne. To zlecenie, a potem... Kolejne miasto, byle dalej stąd...


Koledzy po fachu w pustych uliczkach miasta nie byli niczym niezwykłym, a tym bardziej zaskakującym... Zaskakujące było jednak to, że panowie byli znajomi. Oczywiście nie osobiście, ale z twarzy.. Tylko, co, do cholery, członkowie kultu robili tutaj? I co ich tak strasznie bawiło?
Można było się dowiedzieć co robili w budynku, albo gdzie udają się obecnie. Budynek jednak miał tą zaletę, że nie uciekał i można go było sprawdzić później. Przynajmniej - przeważnie nie uciekał. Igan zapamiętam gdzie jest i jak wygląda budynek oraz, które okno było obiektem zainteresowania panów.

Po czym ostrożnie podążył za nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 13-02-2011 o 22:13. Powód: linka
Aschaar jest offline  
Stary 20-02-2011, 09:40   #46
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Początkowo wszystko było w porządku i przez dłuższą chwilę wszystko wyglądało dość naturalnie. Panowie byli zbyt zajęci sobą i zbyt rozbawieni, aby zwracać uwagę na to co działo się za nimi. Coś najwidoczniej wprawiło ich w na tyle dobry humor, że zapomnieli o bezpieczeństwie lub byli na tyle pewni siebie, ze uważali się za nietykalnych. Igan nie chciał podchodzić za blisko, trzymają się w odległości kilku metrów słyszał co prawda tylko co któreś słowo, ale za to był zdecydowanie bardziej bezpieczny. Układ dwa na jeden nie był najmądrzejszym rozwiązaniem. Z urywków zdań wyłaniał się ciekawy obraz - magia dotycząca zmiany płci zawsze i u wszystkich wywoływała uśmiech. Ciężko było się domyśleć kim był zamieszany we wszystko mężczyzna, ale opis kobiety pasował do Rudowłosej. To dokładało kolejny, nowy, problem, o którym w zasadzie należałoby poinformować lady Yllatris, jeżeli jeszcze o nim nie wiedziała. Pomimo wszystko... Igan zaklął w myślach. Kolejny problem, który pewnie jakoś trzeba będzie rozwiazać zamiast zajmować się głównym wątkiem sprawy. W końcu chodziło o jakiś pierniczony eliksir...

Mężczyźni zaśmiali się głośno i na chwilę przystanęli. Cholera. Igan wiedział, że jezeli sie zatrzyma będzie to wyglądało bardzo podejrzanie. Nie zmienił więc ani prędkości, ani stylu kroku, a może nawet lekko przyspieszył wyprzedzając mężczyzn. Dowiedział się dosyć, a nie miał ochoty na bitkę. Do zbirów chyba dopiero teraz dotarło, że zachowywali się za głośno i nierozważnie na ulicy. Sylwetka Igana znikała w cieniach słabo oświetlonej ulicy.



Nadzieja, że uda się zniknąć w cieniach okazała się płonna. Wyczulony słuch Igana wyłowił szybkie kroki z tyłu. Pojedyńcze kroki. Drugi pewnie będzie usiłował go zajść z boku. Sytuacja z załozenia nie była wesoła. Cholera.

- Ty kur... - zbir przerwał, kiedy Igan wykonał półobrót i sztylet tylko przeszył i rozciął płaszcz. Przez ułamek sekundy ich oczy znajdowały się na jednej linii. Cholera, pomyślał Igan odskakująć w tył, tamten wyciągnął drugi sztylet. Sytuacja zmieniła się tym samym ze złej na gorszą. Wyciągnął sztylet i poczekał tylko chwilę na atak tamtego. Jeden ze sztyletów zbił ręką owiniętą płaszczem, przed drugim się uchylając. Końcówka sztyletu Igana przesmarowała twarz tamtego zostawiająć na niej niegroźną, ale upierdliwie krwawiącą ranę. Tamten też nie był idiotą - przekręcił sztylet zablokowany w iganowym płaszczu i odskoczył do tyłu kląc pod nosem. Nie było innych możliwości jak pozwilić płaszczowi spaść na ziemię. Tamten zarechotał i starł wierzchem dłoniu krew zalewającą oko. Spróbował zaszarżować, ale na ten ruch Igan był przygotowany - sam nie miał zresztą innych opcji, będąc pół metra od ściany budynku. Gwałtownie skrócony dystans spowodował, że jeden ze sztyletów ześlizgnął się po karwaszu i rozcharatał lewy łokieć Igana. Drugi ugodził go w skórznię nie zdołał jej jednak na szczęście przebić. Igan zdecydował się na cios w szyję, jednak tamten zdołał odskoczyć i sztylet tylko drasnął krtań pozostawiająć znów niegroźną ranę. Gdyby nie świadomość tego, ze gdzieś w pobliżu czai się drugi ze zbirów Igan, pomimo nienajlepszego układu mógłby nawet ciągnąć tą walkę. Żadko miał okazję walczyć przeciwko kuimuś posługującemu się dwoma brońmi jednocześnie. Pomimo niebezpieczeństwa starał się zaobserwować i zapamiętać ruchy przeciwnika. Jednak w tych okolicznościach nauka mogła kosztować życie i sprawę trzeba było zakończyć maksymalnie szybko. Lewą ręką z prawego karwasza wyciągnął nóż do rzucania sugerująć, że zamierza go użyć. Nie było na to szans, ale przeciwnik nie miał możliwośći, aby o tym wiedzieć. Iganowi udało więć się go trochę zdenerwować i zmusić do ataku. W ostatniej chwili rzucił się w bok zbijająć sztylet własnym sztyletem, a nóż do rzucania pakując w bok napastnika dokładnie w miejsce wiązania skórzni. Padając na ziemię Igan syknął z bólu - sparowany sztylet jednak ześlizgnął się po zbroi i nieprzyjemnie zaorał lewe ramię. Tamten był zaskoczony jednak nie na tyle, aby Igan zdążył się podnieść i zadać kolejny cios. Tamten wyciągnął sztylet z ciała co tylko pogorszyło jego sytuację. Igan mógłby teraz po prostu unikać ciosów czekając, aż tamten się wykrwawi... Jednak sam też nie był w najlepszym stanie, zresztą drugi ze zbirów musiał gdześ tutaj być... Nie myśląc wiele Igan przypuścił atak sugerująć, że chce zaatakować w brzuch. Tamten zastawił się jednym z noży jednak wtedy sztlet Igana powędrował w górę starając się po raz drugi dosięgnąć gardła. W następnej sekundzie upiorny gulgot topiącego się we własnej krwi przeciwnika rozległ się na ciemnej ulicy...

Zanim jeszcze tamten na dobre zakończył żywot Igan pozbierał wszystkie noże i zerwał sakiewkę tamtego. Zakrwawioną broń zawinął w płaszcz i czym prędzej zniknął w którejś z bocznych uliczek.



Dopiero po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się zrobił ze wszystkim porządek. Płaszcz i tak nie nadawał się już do niczego . Z odciętych kawałków zrobił sięc prowizoryczne opatrunki. Wytarł broń w materiał i schował. Zarzucił były płaszcz na ramię, aby z jednej strony zasłonić rękę , z drugiej - ukryć stan ubrania. Noc mozę nie była aż tak ciepła, aby uzasadniać taki strój, ale ewentualne sppotkanie ze strażą miejską było ostatnią rzeczą jaka mu była potrzebna w tej chwili.
Klucząc po wąskich, bocznych uliczkach Igan wrócił w pobliże budynku przy którym spotkał kultystów. W pobliżu były dwie karczmy. Igan wybrał tą gorszą - przynajmniej na oko - karczmę i wszedł do środka znajdując się momentalnie w otoczeniu dusznej, przesyconej alkoholem i pijackimi śpiewami atmosfery. Przeszedł przez lokal do baru nie zwracając niczyjej zbytniej uwagi poza miejscowym wykidajłą i znudzonym barmanem.

- Ciepłą wodę i bandarze. Jakiejś... mikstury leczącej ppewnie nie masz - powiedział zimno Igan bawiąc się złotem i starając się nie jąkać. W tej karczmie nie musieli pamiętać jąkały.
- Zjeżdzaj na zaplecze - wskazał zwrokiem boczny korytarzyk - zanim będzie tu jakaś afera.

Iganowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Poszedł we wskazanym kierunku i po kilkunastu minutach rany były zasmarowane jakimś oleistym świństwem i zabandarzowane. Ręka jednak nie była w pełni sprawna i pomimo wszystko pewnie jeszcze przez jakiś czas nie będzie. Cholera.

- Mogę ci sprzedać płaszcz - jakby zupełnie przy okazji powiedział karczmarz, który pojawił się sprawdzić jak idzie jego żonie z ranami Igana - Jakiś gość go zostawił. - dodał jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Równie dobrze mógłby poweiedzieć, że to płaszcz gościa co nie miał czym zapłacić za piwo... Co byłoby chyba bardziej zgodne z prawdą.
- Dobra, ile za wszystko? Dolicz jeszcze z trzy piwa... i coś do żarcia.

Cena rzucona przez karczmarza nie była zbyt wygórowana jak na okoliczności; była po prostu wygórowana, ale Igan nie zamierzał się targować. Za te pieniądze karczmarz powinien nawet powiedzieć, że widział go tutaj przez pół wieczoru. Wrócił na salę i usiadł przy jednym ze stolików. Nie czekał specjalnie długo, aż jeden z lokalnych piwożłopów podejdzie do stolika.
- Można siiuę przy... przysiąć? - prawie wybełkotał i Igan posłałby go w diabły, gdyby nie to, że gość wyglądał na mniej pijanego niż mówił.
- Tylko jeżeli wiesz coś konkretnego o jednym z budynków w okolicy. - Igan nie miał już dzisiaj ochoty na gierki i podchody - Jak nie wiesz to spływaj.
- Jakim budynku? - zapytał znacznie trzeźwiej siadając.
- Duży, jasny na rogu, z tym niewielkim ogródkiem - odparł Igan po chwili, kiedy na stole znalazło się już piwo i kasza ze skwarkami. Wyciągnął z kieszeni złocisza i położył na stole. - Zjem i wychodzę. Więc nie opowiadaj mi dyrdymałów.
- Dom należał kiedyś, jakiś rok temu jeszcze, - uzupełnił widząc wzrok Igana - do lichwiarza Kurtza, który prał pieniądze wielu znanym bandziorom. Nie takim plotkom, ale większym. Potem lichwiarz dostał nożem po żebrach, czemu nikt się nie dziwił, bowiem prowadził szereg ciemnych interesów i pewnikiem pomylił się w liczeniu... Dom przez jakiś czas stał pusty, zaś od niezwykle dalekiego spadkobiercy nabył dom kupiec, - zastanowił się przez dłuższą chwilę wypijając sporo piwa - nie pamiętam nazwiska, który po prostu przerobił go na mieszkania oraz jakieś biura... To naprawdę wszystko co wiem - dodał prędko widząc, że Igan zamierza schować złotą monetę do kieszeni - A. Jeszcze jedno! Ten kupiec co nabył kamienicę też ostatnio zszedł - mówią, że w świątyni Ilmatera go zadźgali; ale ja tam nie wiem...
- Jakbyś chciał jeszcze co zarobić, to rozpytaj delikatnie o budynek, mieszkańców, gości... Tylko uważaj, bo kosę da się bardzo szybko zarobić... - przesunął jeszcze jednego złocisza po stole. Reszta posiłku upłynęła w atmosferze gadania o niczym.

Kolejny klocek układanki zaskoczył na miejsce. W klasztorze bracia kłócili się co do podziału majątku, to też była ważna informacja - możę mając więcej czasu udałoby się ich wygrać przeciwko sobie? Jeden z nich był kultystą - teraz to już nie ulegało wątpliwości. Pytaniem pozostawało co Rudowłosa robiła w tym budynku...

Kilkanaście minut później Igan był znów na dworze. Lewa ręka bolała jak diabli, więc albo świństwo było na odciski, a nie na rany, albo działało. Mimo wszystko jednak najwygodniej, choć nienaturalnie było trzymać rękę zgiętą w łokciu i opierać o pas... Droga do domu kapłanki nie była specjalnie długa, a okolica jej posiadłości była już aż nazbyt dobrze znana chłopakowi. Zamierzał w zasadzie tylko powiadomić lady Yllatris o tym, że Rudowłosa nie jest tym za kogo się podaje, a resztą niech kapłanka zajmuje się sama. Na razie to wszyscy biegają za jakimiś pierdołami zamiast szukać tego pieprzonego flakonu.
 
Aschaar jest offline  
Stary 21-02-2011, 01:52   #47
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Nos nie mylił mnicha. Coś tutaj nie pasowało. Wyczuwał kłopoty jednak nigdy nie domyśliłby się, że zdradziecki cios padnie ze strony jego tymczasowych sojuszników. Dantwin osunął się powoli na ziemię, kiedy wykańczał już swojego przeciwnika. Luka w obronie została momentalnie wykorzystana przez wykrwawiającego się mężczyznę, który przed śmiercią wysłał najemnika na drugą stronę. Magiczny czar wyleciał ze strony Edwina. Mogło to wynikać ze zwykłego zmęczenia spowodowanego upływem krwi albo z odległości. Mógł po prostu chybić. Czarodziej nie leżał już jednak pod drzewem, wycieńczony walką i ranami. Stał dumnie wyprostowany i ciskał kolejnymi magicznymi pociskami w swoich towarzyszy.
- EDWIN!!! – wrzasnął mnich i ruszył w stronę tej zdradzieckiej męty. Mag tylko uśmiechnął się pod nosem i jego również obezwładnił czarem usypiającym. Mark przecenił swoje siły. Zrobił zaledwie dwa kroki i zwalił się na ziemię jak długi. Widział jak jego przyjaciel unika pocisku, ale nie miał już takiego szczęścia jeżeli chodzi o chłodną stal. Pozostawało mieć nadzieje, że nie był to śmiertelny cios. Zresztą i tak byli teraz na łasce przeciwnej grupy. Ostatnia padła Flamia. Stało się to zaraz po tym jak wybebeszyła zaskoczonego barbarzyńcę. Następnie upadła na niego jak kochanka zaciągana do łoża przez stęsknionego męża. Mnich walczył całą swoją wolą z czarem ale powoli przegrywał. Jak przez mgłę widział Edwina podchodzącego do grupy najemników i rozmawiającego z nimi. Nie słyszał słów, jedynie szczęk stali wbijanej w ziemie oraz chlupot cieczy na trawie. W ostatnim momencie pomyślał, że to mogła być krew.

Obudził się z olbrzymim kacem. Nadal pamiętał to uczucie nieprzyjemnej suchości w gardle i pulsowania rozsadzającego czaszkę od wewnątrz. Światło początkowo go oślepiało. Całe ciało miał zdrętwiałe. Leżał na boku, a jego głowa opierała się na czymś miękkim. W nosie czuł zapach jakichś ziół i ropy wydobywającej się z ran. Był jeszcze niesamowity smród potu przepoconej świni. Nie ruszał się przez chwilę, starając się odzyskać władzę w członkach. Miał związane z tyłu ręce i nogi w kostkach. Oprócz tego czuł coś na jednej z nich, jakby obręcz. Zmusił się do spojrzenia na bok. Jego głowa była położona na Trashu, niedaleko jego spoconej pachy, z której wydobywał się ten nieznośny smród. Odwrócił twarz w drugą stronę. Palcami zbadał więzy. Wydawało mu się, że jest to zwykły gruby sznur. Nie powinno być z nim większych problemów. Innym pytaniem było, gdzie się teraz znajdują. Zmuszając swoje ciało do wysiłku, mnich podniósł się do pozycji siedzącej i oparł się o ścianę. Na nodze rzeczywiście miał jakąś obręcz. Widział już kiedyś takie. Najwyraźniej udało mu się dobrze oszukać nawet Edwina, skoro uważano, że taka zabaweczka go powstrzyma. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. W pomieszczeniu oprócz niego i Trasha znajdowała się jeszcze Flamia, Paragas i kilku jej ludzi. Wszyscy byli ranni i nieprzytomni. Mark mógłby rozerwać teraz więzy i spróbować szaleńczego ataku by się uwolnić, ale w tej sytuacji mięśnie nie są jego największym atutem. Musiał użyć broni znacznie potężniejszej, własnego intelektu. Rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, szukając jakiś wskazówek, które pomogą mu zidentyfikować to miejsce. Czegokolwiek co może się przydać. Oczy zdążyły się przyzwyczaić do panującego w pomieszczeniu półmroku, rozświetlanego. Miejsce było wielkości małej chłopskiej chaty, ale składało się z jedno pomieszczenia. Dach znajdował się dosyć wysoko. Jedynym meblem jaki się tam znajdował był drewniany stół, niezwykle topornie zbudowany ale solidny, co można było zauważyć po grubych nogach przytwierdzonych do podłogi. Z jednej strony miało wcięcie w kształcie półkola. Mnich rozejrzał się dokładnie po podłodze. Tak jak się spodziewał, leżeli na sianie, które było wszędzie rozrzucone. Wysoko na ścianach przytwierdzone były haki. Znajdowali się w masarni. To wyjaśniało trochę ten dziwny smród, który wyczuł na początku. Widział już takie miejsca. Któregoś dnia zabrał się z ojcem na objazd włości, gdzie właśnie znajdowało się takie miejsce. Świniaki, kładziono właśnie na takim stole. Jeden przytrzymywał jej głowę w górze, a drugi podcinał od dołu gardło, wystarczająco głęboko by przeciąć tętnice, żyły, tchawica i przełyk, a jednocześnie by nie naruszyć rdzenia. Wierzgnięcia i konwulsje pozwalały pozbyć się większej ilości krwi. Później takie truchła wieszano przy ścianach, gdzie wycinano im najsmakowitsze kawałki mięsa. Masarnia jego ojca była znacznie większa i obszerniejsza od tej. Dodatkowo znajdowała się niedaleko spiżarni i wędzarni. Jeżeli zostali zamknięci na terenie rezydencji to tutaj musiało być podobnie. Możliwe jest jednak także, że jest to zwykła chłopska zabudowa, czyli do najbliższej wioski powinien oddzielać ich kawałek lasu, wszystko z powodu smrodu i ryków zabijanych zwierząt. Oznaczało to też, że głosy słyszalne na zewnątrz mogą należeć do najemników albo zwykłych czeladników.
Mark zauważył jeszcze jedno. W wielu miejscach kurz wskazywał, że do niedawno znajdowało się tutaj większa ilość mebli, a na ścianach wisiały różne przyrządy. Najwyraźniej to miejsce nie służyło wyłącznie do uboju, a taki stół można było zastosować na wiele przeróżnych sposobów. Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Analizował w głowie zgromadzone dane i wynikające z nich możliwości. W końcu to wszystko to tylko kolejna partia Go, w którą tak uwielbiał grać w klasztorze. Nie znał tylko swojego przeciwnika ani jego pionków. W sumie to nie wiedział nawet jakie sam ma. Skoro więc został skazany na wierne czekanie, postanowił jakoś porozmawiać z Flamią. Możliwe, że los nadal mu sprzyjał i może coś jeszcze ugrać w tej sytuacji.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 06-03-2011 o 02:16. Powód: dodany opis pomieszczenia
Noraku jest offline  
Stary 04-03-2011, 15:59   #48
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Lady Yllaatris siedziała w kuchni razem z Rudowłosą. Siedziały, prowadziły ożywioną konwersację, żywo gestykulując. A stojące na stole dwa kieliszki i butelka mówiły same za siebie.
Walenie do jakichkolwiek drzwi w środku nocy, bo było już koło północy nie leżało w normalnych zwyczajach Igana. Sytuacja była jednak wyjątkowa i wyjątkowe były podjęte działania. Chłopak miał nadzieję, że ktoś u Lady Yllatris jeszcze nie spał.
Nie spało kilka osób. Paliły się światła na piętrze. A drzwi otworzyła dziewczyna, którą Igan dobrze znał. I tak samo jak i przy poprzednich wizytach czerwieniąc się jak burak poprowadziła chłopaka do kuchni, bez żadnych pytań, bez słowa. Spokój jaki panował w przybytku rozkoszy był wręcz nienaturalny. Było tak pusto, tak cicho, że dało się słyszeć rozmowę, wcale nie cichą dochodzącą z kuchni.
- … i w ogóle rynsztok. - Ten głos chyba poznał, mógł należeć do Rudej.
- Innego zdania byłaś jeszcze dwie noce temu. - A tę złośliwość prawiła z pewnością kapłanka.
- Bo to było...
- Tak wiem, głupota.
- I to jeszcze jaka. - Potwierdziła Elisys.
- No wreszcie przestałaś myśleć macicą.
- Znalazła się ta co nią nie myśli.
- Ja przynajmniej nie rzucam się na pierwszego lepszego.
- Dzięki - powiedział Igan do służki i pchnął uchylone drzwi drzwi do kuchni. Podsłuchiwanie najwidoczniej zagościło w trwałym repertuarze jego działań w mieście - A-ha. - Rzucił w powietrze ni to jako powitanie ni jako zaprzeczenie czy potwierdzenie wcześniejszej dyskusji... pań. - Nie przerywajcie sobie tej fascynującej dyskusji, jak już będzie wiadomo, kto jest kto... Prawda Elisys?
- Jeszcze tego tu brakowało. - Rzuciła od niechcenia Rudowłosa.
Igan mógł nabrać podejrzeń, że kobieta jest wstawiona lekko. Nawet, że obie są wstawione, gdyż butelka winiaku stojąca przed paniami była już w ponad połowie pusta.
- To jakiś nowy rodzaj gry wstępnej?? - Dodała złośliwie Yllaatris i parsknęła śmiechem.
Zdecydowanie obie wypiły już sporo.
- Ja przynajmniej nie przerabiam tego tylko w teorii. - Może nie najostrzejsza riposta padła z ust Elisys.
- No jasne. Widać, że się nieźle zabawialiście wczoraj w nocy. - Wytknęła koleżance Yllatris wskazując jednocześnie na wielki siniak na twarzy rozmówczyni. - Coś ty się taka nerwowa w ogóle zrobiła?? - Kapłanka zmieniła ton wypowiedzi nalewając jednocześnie następną porcję alkoholu.
Na tworzy Elisys wykwitło coś pomiędzy niemym zapytaniem, głupawym uśmieszkiem spowodowanym alkoholowym upojeniem, a zmieszaniem.
Yllatris natomiast przegryzając seler naciowy wskazała na butelkę i przeniosła wzrok na Igana dodając
- Napij się. - Puściła mu jednocześnie oko w ten zalotny sposób. - I może ty zdradzisz mi szczegóły??
- Nie ma o czym tu mówić. - Elisys odwarknęła.
- Szczegóły? Mówimy o ppozamienianiu się ppłciami czy coś jeszcze jest nna tapecie? - sytuacja wcale nie wyglądała dobrze, ale na kolejną w dniu dzisiejszym burdę Igan nie miał ochoty.
- Eeeeeeeeeeee...?? - Z głupim wyrazem twarzy zastygły obie kobiety, ale to Yllaatris wydała z siebie owo jakże inteligentne zapytanie.
- Na mieście mmówią, że Elisys to nie ona tylko jakiś facet...
- Czegoś ty się napił?? - Rudowłosa pierwsza odzyskała głos.
- Ja? Niczego. Jeszcze...
Yllaatris nadal siedziała z tym głupim wyrazem twarzy.
- Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?? - Teraz Elisys była wkurzona.
- Mam rozumieć, że zaprzeczasz?
- Oczywiście. - Odparła krótko.
- Nie mam czasu, ani ochhoty dochodzić kim jestteś. To nie jest mój pproblem. Próbowali dobrać się ddo mnie i wrobić mnie w jakieś morrderstwo. Teraz podstawiają ttobie świnię i jak widzę dobbrze im to idzie. Jeszcze kkilka kieliszków, a potem nóż ww żebra. Mało finezzyjne, ale skuteczne.
- No to nieźle się zabawiacie. - Yllaatris chyba była bardziej wstawiona od swojej koleżanki. Po chwili wahania podeszła do Elisys zajrzała jej za dekolt. Następnie spojrzała zdziwiona na Igana. - To na pewno kobieta.
- Zostały zzamienione ciała, czy jak wolisz - osobowości... Elisys i jakiegoś faceta. Za wwszystkim stoją nasi znajomi z kultu.
- Ty... - Elisys już podnosiła się z krzesła gdy Kapłanka chwyciła ją za rękę.
- Porozmawiajmy może gdzie indziej. - Yllaatris zwróciła się do Igana, a następnie zwróciła się do Rudej. - A ty tu zostań.
Yllaatris chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Wejście w takim stanie po schodach stanowiło nie lada wyzwanie. Kapłanka co rusz potykała się. Kilka razy o mało co nie spadła ze schodów. Po czasie znacznie dłuższym niż potrzeba na pokonanie takiego dystansu znaleźli się w prywatnym apartamencie Yllaatris.
- Jeszcze raz, ale powoli. - Kapłanka ciężko usiadła na swoim łóżku starając się jednocześnie skupić na tym co mówi chłopak.
Yllatris była jednak nieźle wstawiona, więc Igan mówił wolno i nawet się nie jąkał:
- Koncentrując się na najważniejszych faktach. Pod budynkiem należącym do zamordowanego kupca, przyuważyłem dwu rozbawionych kultystów. Zainteresowało mnie to o tyle, że w miarę dyskretne podsłuchałem co ich tak bawi. Z rozmowy wynikało, że ubaw wynika z tego, że jakiejś parce wywinięto numer z zamianą osobowości - i przynajmniej kobieta powinna być zaskoczona budząc się jako facet. Z rozmowy również wynikało, że to Elisys jest tą kobietą, chyba, że znasz więcej pięknych rudowłosych wśród naszych znajomych? Niestety podsłuchiwanie nie było aż tak dyskretne jak się początkowo wydawało... - odsłonił płaszcz pokazując pokiereszowaną rękę.
- Laski lecą na blizny. - Odparła uradowana kapłanka.
- A-ha. - odparł lekko zaskoczony tym stwierdzeniem - To, chyba nie jest największy probllem w chwili obecnej? Jeżeli w ogóle jjest to problem...
- Dla mnie żaden. - Przez chwilę wpatrywała się w Igana jak w obrazek. - A wracając do twojej sprawy. - Przestała się nagle głupio uśmiechać. - Co ty za bzdury w ogóle wygadujesz?? Jaka zamiana ciał?? I niby kiedy to miało nastąpić??
- Dzisiaj rano? W ciągu dnia? Nie mieliśmmy okazji za dobrze i długo porozzmawiać... Jest to jakaś ewenttualność, że osoba, która siedzi na ddole nie jest tą za którą się ppodaje. Istnieje tteż ewentualność, że ja coś pommieszałem - jeżeli jesteś ppewna za Elisys... lub uważasz zzamianę za całkkowicie niemożliwą.
- Oczywiście, że jestem pewna. - Odparła bez zastanowienia. - Znam ją od lat. Szybko poznałabym gdyby coś było nie tak.
- Skoro tak twierdzisz... A kto zapropponował picie i z jjakiej okazji?
Yllatris rozejrzała się po tajniacku po pokoju i palcem wskazującym prawej ręki pokiwał by zbliżył się do niej, tak jakby to co miała mu powiedzieć było wielką tajemnicą.
- Wiesz?? Ona leci na ciebie. Dawno jej takiej nie widziałam. - Uśmiechnęła się do niego krzywo. - A pijemy, bo faceci to takie świnie. Przyłączysz się?? Poopowiadasz nam o twoich problemach z facetami. no wiesz. Takie babskie pogaduchy przy kieliszku. A jeżeli nie jesteś pewien czy to ona, to po prostu zapytaj ją o jakiś szczególik. W końcu ona zna nagą... - Tu nastąpiła dłuższa pauza. - ...prawdę.
- Ty znasz ją lepiej. To zresztą nie jest mój pproblem. A co do picia - wolę się wyspać... w końcu.
- Jasne. - Westchnęła ciężko lady Yllaatris. - Odpoczywaj, odpoczywaj. - Zamknęła na chwilę oczy i zaczęła rozmasowywać sobie skronie. - Jeżeli chcesz, to mogę... - Tu wskazał na rękę. - No wiesz. Ale to musisz przyjść w bardziej sprzyjających okolicznościach. - I po chwili zastanowienia dodała. - Drogę znasz, więc nie muszę cię chyba odprowadzać??
- Zasmarowałem to jakąś nniby leczącą maścią. - uśmiechnął się - Zobaczymy co z ttego wyjdzie... - dodał nie precyzując co właściwie ma na myśli i wstał zmierzając do wyjścia. - Drogę znajdę. Do zobaczenia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 14-03-2011, 21:56   #49
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- No wreszcie. - wydyszał Kenneth, gdy dotarli do domu kapłanki. - Tymoro, jak można żyć z ciałem w tak kiepskiej formie?
- Znalazł się chodzący ideał
- odwarknęła Effie - Wiesz jak mnie napieprza twoja wątroba? Byłeś z tym u jakiegoś felczera albo kapłana?
- Szkoda mi na to czasu. Napij się czegoś mocnego, to przejdzie.
- Jesteś pojebany.

Wzruszył ramionami i zapukał do drzwi.
- Myślisz, że to naprawi?
- Skąd mam, kurwa, wiedzieć? Ale jak zażąda kasy, to ty płacisz.
- Co!? Niby dlaczego?
- To twoja wina. Gdybyś tam nie polazła, cholerna idiotko, to by cię nie złapali, a ja bym nie skończył w ten sposób.
- Ty...
- kłótnię przerwało otwarcie drzwi.

Drzwi jak zwykle otworzyła młoda służka. Oboje ją już zdążyli poznać. Dziewczyna była już trochę zmęczona, więc minęło kilka długich chwil wzajemnej konsternacji nim ona rozpoznała ich.
- Wy wchodzicie przecież od tyłu. - Wyczuć się dało niepewność tej wypowiedzi.

- Zmieniliśmy styl. - warknął Kenneth. Służąca wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, gdy nieco poobijana i wyraźnie zirytowana dziewczyna odepchnęła ją i weszła do środka, klnąc pod nosem.
- Na co się patrzysz? Powiedz swojej pani, że przyszedł Ramsay i jest ciekaw jej opinii w pewnej nie cierpiącej zwłoki sprawie.

Gdy już minął pierwszy szok, co nastąpiło dość czybko, Darsys kiwnęła na gości głową by podążyli za nią. Droga nie była długa, gdyż musieli dojść tylko do kuchni.
- Lady Yllaatris?? - Zaczęła niepewnie służka.
Kapłanka siedziała przy stole w towarzystwie Rudowłosej, z którą Ramsay miał okazję przesłuchiwać wyznawcę bala. Na stole przed kobietami stała pusta już butelka winiaku i druga do połowy pełna. Chociaż w tym przypadku lepiej powiedzieć do połowy pusta.
- Lady Yllaatris?? - Darsys jeszcze raz zwróciła się do swej chlebodawczyni. - Przyszedł Ramsay.
Służka Sune przeniosłą wzrok z kieliszka, który właśnie trzymała na swoich gości.
- Przyszliście sparwdzić jak się sprawuję?? Jaheira zapewne na raport czeka. - Kapłanka wcale nie starał się ukryć zjadliwości w swej wypowiedzi. - Możecie jej powiedziedź, że siedzę tu grzecznie i nie pakuję się w kłopoty. - Tu zrobiła przerwę, żeby wypić zawartość swojego kieliszka.
- A ja to mogę potwierdzić. - Elisys wymamrotała znad swojego kieliszka. - Ta cała Jaheira musi cię bardzo lubić Yllatris. - Dadała po chwili napełniając jednocześnie oba kieliszki.
- Albo ochroniarzy. - Odparła kapłanka wybuchając jednocześnie śmiechem. Rudowłosa jej zawtórowała. Dowcip nie był z pewnością najwyższych lotów, ale kobiety śmiały się z niego i to bardzo stukając się jednocześnie kieliszkami i wypijając ich zawartość.


- Właściwie to przyszedłem w sprawie osobistej... - powiedział Kenneth, po czym urwał, chwycił butelkę i zaczął pić z gwinta. Wypił połowę zawartości, odstawił flaszkę, otarł usta rękawem. Dopiero wtedy zauważył zdumione spojrzenia wszystkich obecnych.
~ No kurwa ~
- Widzisz, zdarzył się pewien, nazwijmy to, wypadek przy pracy. Żeby nie zanudzać cię szczegółami, przejdę od razu do meritum: jestem tak jakby w ciele Effie, a ona w moim. Potrafisz coś z tym zrobić?


Yllaatris uznała wypowiedź Kennetha za bardzo udany dowcip i zaczęła się śmiać. Oczywiście duży wpływ na jej poczucie humoru miał alkohol, który krążył w jej ciele. - Zgadaliście się z Mardockiem, co??
- Wiesz Elisys, sam jeden Igan to by mnie może przekonał, ale to już przesada. - Kapłanka zwróciła się do swojej towarzyski, która z szeroko otwartymi oczami przyglądała się całej tej scence rodzajowej. Nie wynikało to bynajmniej ze zdziwienia jakie mogłoby to wywołać, ale ze zmęczenia. Powieki Rudowłosej same zamykały się od nadmiaru alkoholu i braku snu, jednak ta walczyła z tym jak tylko mogła.

- Zgadaliśmy się? - zmarszczył brwi Kenneth - Co mówił ten szczurek?

- Ktoś tu kogoś nie lubi. - Wręcz wyśpiewała Yllaatris.

- Zdradzisz mi ten straszliwy sekret, czy nie?

- Ale jaki?? Bo nie wiem o czym mówisz. - Odparła z rozbrajającą szczerością kapłanka.
- Ja się pogubiłam. - Wtrąciła się Elisys. - On.. - Pokazała najpierw na Kennetha. - ...zaczy się ona...- Potem Rudowłosa wskazała na Effie, a później znowu na Kennetha. - No bo zaraz które jest które??
- No jak to które to które??
- Yllatris spoważniała na chwilę. - Ona to on, a on to ona.
- Aha. - Rudowłosa drapiąc się po głowie potakiwała, jednak nie miała zbyt inteligentnego wyrazu twarzy. - To tak jak mówił chłopak. Tylko, że on sobie ubzdurał, że to on mnie chodzi. - I zaczęła się śmiać.
- No właśnie, właśnie. - Kapłanka się do niej przyłączyła.

- Ach, czyli nie tylko ty wpadłaś na pomysł śledzenia mnie. - Kenneth spojrzał na Effie przeciągle - No ale mniejsza o to, jesteś w stanie to odkręcić, czy nie?

- Odkręcić to się z pewnością da. - Odparła rzeczowo Yllaatris. - Pytanie co możesz dać w zamian ślicznotko??
- Miałby wzięcie u naszych panów, nie Yllaatris?? Tak zgrabna pupa i te cycki. - Elisys zagwizdała. - Jesteś pewna, że chcesz się zamienić?? Nowe doznania Effie, o przepraszam Kenneth. - Ponownie obie z kapłanką zaczęły się śmiać ze swoich dowcipów.

- W kwestii zapłaty rozmawiaj z Effie. Czy odpracuje u ciebie w naturze, czy w inny sposób, to już mało mnie obchodzi.

- Nie ma sprawy - zgodziła się - miesiąc pracy u ciebie w przybytku. No, pewnie nie wszyscy oczekuja od razy standardowych usług. Mogłabym być, no tak po prostu dziewczyna do miłego towarzystwa,
- Świetnie, będziemy miały nową koleżankę - ucieszyła się Elisys. - Możesz mi wierzyć, że moglabyś zrobić karierę w tym fachu. Nawet jeśli boisz się pójść na całość.
- Hm, przygotowanie składników, odpowiednie formuły - zastanawiała się na głos Yllatris - to moze trochę potrwać.
- Tym lepiej - uznala Effie - bowiem płatne polowa przed przemianą, połowa po. Co do tego nie ustąpię. Toteż Kenneth, jak chcesz, to już się możesz szykować na zabawianie panów - uśmiechęła się krzywo.

- Dobra, dość pierdolenia. Trochę, to znaczy ile? - zwrócił się do kapłanki.

Yllaatris rozłożyła ręce.
- Nie wiem. To zależy od dostępności składników.
- A propo pierdolenia.
- Wtrąciła się Elisys. - Robiłeś to już sam ze sobą?? No wiesz. Jesteś w ciele kobiety i masz takie możliwości...

- Zastanawiałem się nad tym. - przyznał szczerze Kenneth. - Ale nawet mnie wydało się to zbyt posrane. Mniejsza o to teraz. Czego potrzebujesz do guseł?

- Tym to się sama zajmę. - Odparła kapłanka. - Sama dobiorę sobie odpowiednie składniki w odpowiednim czasie. Dam wam znać gdy wszystko będzie gotowe.

- A co ja mam do tego czasu robić, striptiz w karczmie? - zirytował się Kenneth, krążący niespokojnie po pomieszczeniu.

- Możesz to robić u nas. - Odparła Rudowłosa, gdyż Yllaatris była zajęta próbą odkorkowania butelki. - Szybciej zarobisz na tę usługę. - Kapłanka jej tylko przytaknęła. Nie mogła w tej chwili wymówić ni słowa ponieważ postanowiła wyciągnąć korek z butelki winiaku za pomocą swoich zębów, co jednak jej nie wychodziło za bardzo.

- Może i coś w tym jest. W końcu, jakby nie było, to nie swoimi cyckami i dupą bym świecił. - Kenneth wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu, widząc, jak jego własna twarz wykrzywia się w grymasie złości.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 08-04-2011, 10:36   #50
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lady Ylladris i Kenneth Ramsay

Właściwie najbardziej wściekła była Effie.
- Moimi cyckami? Spróbuj koleś, to twój owłosiony tyłek będzie wspaniałym pojemnikiem na czyjeś przyrodzenie. Strzele sobie setę i jakoś wytrzymam, ale przynajmniej będę miała satysfakcję, że jesteś porypanym pedałem.
Naprawdę wydawała się naburmuszona niczym wściekły indor. Jakby chciała skoczyć na mężczyznę okupującego jej ciało.
- Przypominam pani – wtrąciła służąca lady Yllatris, chcąc widocznie zapobiec, by dziewczyna rzuciła się pięściami na Kennetha - że macie państwo balety.
Siniaka wprawdzie po takim walnięciu miałoby ciało dawne Effie, ale bolałoby Ramsaya, który przebywał wewnątrz dziewczyny. Tak czy siak, wszystko to prowadziło do kołowacizny pospolitej oraz wścieklicy Effie. Natomiast Ramsay odczuwał kompletnie nieznane mu bóle, które wziął wstępnie za skutki całej hecy ze sługami owego walniętego kultu. Rzecz jasna uznał tak jedynie dlatego, iż nie nigdy nie doświadczył zbliżającego się okresu.

Nie mniej, służąca naprawdę miała rację. Następnego dnia wieczorem miał być bal, na którym mieli się wszyscy zjawić oraz wykorzystać ów czas na spenetrowanie tajemnic pałacu dziwacznej lady. Powóz przysłała im już Jaheira, ochroniarza Morleya Dotesa także, jednak reszta należała do ich gestii. Jeśli początek balu miał miejsce wieczorem, zaś sam pałac pobudowano poza miastem, to musieliby wyjechać rano, żeby spokojnie dotrzeć nieco popołudniu, przeprowadzić toaletę oraz przebrać się na miejscu. Jeszcze dzień na przygotowania, ale umówmy się, co to jest dzień na znalezienie strojów, balwierzy, krawców etc.

Igan Mardock


Instynkt właściwie go nie zawodził, jeśli sprawa dotyczyła miasta oraz nocnych wojaży. Ktoś go śledził. Ktoś niezwykle dobry. Nie wiedział kto to oraz dlaczego. Nie mógł rozpoznać twarzy, czy sylwetki. Ot, po prostu miał czasem wrażenie, ze czyjś wzrok muska jego plecy, że czasem cienie są nieco zbyt rozbiegane, że nocne ptaki, które winny być cicho, niekiedy zakrzyczą gdzieś za nim, jakby ktoś je płoszył, lub przechodził niedaleko. Niewątpliwie Mardock był księciem nocy, kimś, kto urodził się, by igrać podczas nocy, bawić się oraz brać, co nie należy do niego. Noc była jego porą, ale ten, kto go śledził, wydawał się niemal fantomem. Gdyby Mardock nie był sobą, byłby święcie przekonany, że jego instynkty kłamią. Zresztą pewnie nikt poza może najbardziej doświadczonymi zwiadowcami nie podzieliliby jego opinii.

Tymczasem jednak dla bezpieczeństwa kluczył po uliczkach oglądając się dyskretnie za siebie. Prowokował do błędu wiedząc, że nawet fantomy nie są nieomylne. Przechodził przez wąskie uliczki, zaułki, czasem wychodził na place. Ten ktoś, kto go śledził znał jednak miasto, nie dawał się zwabić w zasadzki. Zdradził go jeden błysk księżyca, którego promienie przedarły się przez chmury. Na jakimś kawałku szyby mignęła ciemna, elfia twarz otoczona blaskiem srebrnych włosów.


Nie rozpoznał osoby. To było zbyt szybko, tamten natychmiast zorientował się, co mu grozi okrywając cieniem, jednak rasę odkrył doskonale, tylko kompletnie nie wiedział, co taka istota może mieć do niego.

Marcus von Klatz

Miłe złego początki. Tymczasem Mizzrym padł, pewnie załatwiony na cacy, choc, może jeśli mial szczęście, był tylko ranny ciężko. Ale raczej wątpił. Natomiast siedział wraz z innymi w tym łajdackim zamknięciu i mimo prób oraz klasztornego wychowania nie potrafił zachować odpowiedniego cechującego mnicha, wysokiego poziomu stoicyzmu.

Zresztą nie tylko on. Pozostali klęli, albo wpatrywali się ponuro. Chciał porozmawiać z Flawią, gdy nagle otwarły się drzwi. Stanął w nich nie kto inny, tylko Edwin oraz kilkunastu silnorękich pilnujących tyłka czarodzieja.
- Witam, miły dzień? - zaczął wesoło zdrajca. Nikt mu nie odpowiedział, ale wpatrywanie się nienawistne to było to, co otrzymał od swoich byłych towarzyszy.
- Tak niemiło, ja zaś wam przynoszę kilka ciekawych nowin. Lady organizuje bal, będą rozmaici goście, od notabli miejskich do jej przyjaciół. Właśnie dla tych przyjaciół zostanie zorganizowany specjalny pokaz walk gladiatorskich. Prosta sprawa, dostaniecie noże oraz wystąpicie na arenie. Lady ma kilka interesujących stworzeń, naprawdę spodoba wam się, gdyż jeśli przeżyjecie walki, nagrodą będzie wolność. No cóż, uciekać stąd nie radzę, jesteście na terenie pomieszczeń gospodarczych za pałacem lady, które pilnuje moja magia oraz kilka dao. Wiecie sami, ze rozszarpuja one bez najmniejszych problemów swoich przeciwników.


Oczom więźniów ukazał się kamienny olbrzym, który musiał pochylić się, by zobaczyli go przez drzwi.
- Doskonale Kashim, to im da do myślenia.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172