Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2011, 16:55   #145
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Akt II
"Białe Piekło"




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ucVu1LbH4vY[/MEDIA]

Śmierć, zaraz po broni, jest drugim najwierniejszym towarzyszem wojownika. Gdziekolwiek się nie uda, z kimkolwiek się nie zmierzy, cokolwiek zrobi, ona zawsze będzie przy nim, czyhając na jego życie. Jeśli jednak jakimś cudownym sposobem zdoła on wymknąć się z jej zimnego uścisku, ta bezwzględna siła zwraca swą upiorną uwagę na jego bliskich. Śmierć zrobi wszystko, aby osłabić wolę tego, kogo tak pragnie posiąść w swoim królestwie. Niewinne istoty nie mają dla niej żadnego znaczenia, prędzej czy później pochłonie ich istnienia, aby zaspokoić swoje straszliwe żądze. Nie ma przed nią ucieczki... Przekonałam się o tym, kiedy patrzyłam w gasnące oczy mojego brata... Eclipsen... Jego śmierć była też moją śmiercią. Wraz z nim umarły we mnie wszystkie uczucia, zostawiając po sobie okropną pustkę i żądzę bliskości. Ale nie potrafię już płakać. Wszystkie moje łzy zniknęły tamtego dnia. Stały się jednością z deszczem. Nie wiem, dlaczego jeszcze żyję. Nie upadłam, nawet nie jestem blisko tej krawędzi. Mimo to, czułabym ulgę, gdybym się poddała i zwróciła do tej śmierci, która tak bardzo mnie pragnie...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_7e0lbzAgwY[/MEDIA]





Nieopodal leśnej bramy wymiarowej, Nieskończeni w ciszy kontemplowali nad kopcem ziemi, który zaczęły pokrywać grube płatki śniegu, leniwie spadające z nieba. Ciszą złożono Shakti hołd i podziękowanie za jej towarzystwo oraz wsparcie w czasie wyprawy. Na koniec tej niemej ceremonii młody Springwater stworzył z lodu krzyż, który wbił w kopiec. Podwładni Thornheada odeszli od grobu, krzątając się przy swoich bagażach, zostawiając generała z jego przemyśleniami. Mężczyzna zacisnął pięści i spojrzał w błękitne niebo, poplamione w niektórych miejscach białymi kłębuszkami chmur. Mężczyzna zmrużył oczy i głęboko westchnął, a następnie rozluźnił napięte mięśnie i dołączył do przeszukiwania toreb i plecaków. Nieskończeni znaleźli sześć koców, które służyły im jako prowizoryczne posłanie w czasie postoju w dżungli przebytego świata. Teraz okazały się o wiele bardziej przydatne, gdyż były ciepłe i mogły ochronić ciało przed mrozem. Generał nie przyjął koca, bowiem założył on swoją zbroję, która zapewniała magiczną ochronę przed niskimi temperaturami i była wyposażona w długi, postrzępiony już w kilku miejscach, płaszcz koloru soczystej trawy, którym mógł się w każdej chwili owinąć. Przywódca sięgnął do swojego plecaka po trzy niewielkie buteleczki, z lśniącą, niemal przeźroczystą cieczą.
- Podzielcie się nimi. Powinny przywrócić wam część sił. - z tymi słowami wręczył podwładnym trzy buteleczki, a sam pociągnął mały łyk z czwartej.

Minęło spora chwila po "pogrzebie Shakti" nim grupa Nieskończonych ruszyła w drogę. Wszyscy zgodzili się, iż należy podążyć ścieżką płasko ułożonych desek, która zaczynała się za mostem, łączącym las po obu stronach rzeczki. Generał szedł na czele grupy. Od czasu rozmowy ze Springwater'em w mężczyźnie zaszła zmiana. Jego gniew i surowość zelżały, a na ich miejscu ponownie pojawiła się ta aura honoru i godności doświadczonego dowódcy... Tego nie można było zanegować - generał Zheng był doświadczonym wojownikiem i dowódcą, ale od chwili niespodziewanej zasadzki wśród ruin hyldeńskich monolitów, był mocno skołowany. Trudno go było za to krytykować, ale świadczyło to o jednym - nawet duże doświadczenie nie zapewnia nikomu nieomylności. Thornhead popełnił wiele błędów, aczkolwiek miał tego świadomość i potrafił się do nich przyznać, w odróżnieniu do większości mężczyzn...

Ścieżka prowadziła Nieskończonych poprzez gęsto porośnięty drzewami las. Cóż za ulgą był widok normalnej wielkości drzew, które nie pięły się aż do chmur ani nie miały gęstych koron. W Ludonii była bowiem zima, więc drzewa porzuciły swe liście wiele miesięcy temu. Pomimo tej martwoty natury, okolica posiadała pewien nieodparty urok - czyste, chłodne powietrze, które wdychane koiło zmysły niczym najlepiej wykonany balsam. Ciszę przerywało skrzypienie deptanego śniegu oraz szept wędrującego między konarami wiatru. Wydawałoby się, iż w pobliżu nie ma absolutnie niczego niepokojącego, ale sytuacja diametralnie odmieniła się, nim skrzydlaci opuścili las.

Widać było wyjście z lasu, a raczej białą, pustą przestrzeń rozciągającą się za ostatnimi drzewami lasu. Drużynę Thornheada dzieliło od niej ponad 100 metrów prostej drogi. To w tym momencie zerwał się silny wiatr, zmuszający Nieskończonych do osłonięcia się przed nim. W wietrze ciągnęły się smugi czarnej mgły, które łączyły się niedaleko przed skrzydlatymi w epicentrum małego tornada. Wir z sekundy na sekundę stawał się kłębem płynnej ciemności, która zdawała się przybierać kształt. I w końcu wiatr zniknął tak samo niespodziewanie, jak się pojawił. Generał Zheng szybko odwinął płaszcz, i chwycił dłonią rękojeść swego miecza. W miejscu, w którym kształtowała się płynna ciemność, stał wysoki mężczyzna o długich, kruczo czarnych włosach zasłaniających jego oczy i złożonymi za plecami, czarnymi skrzydłami, z pomiędzy których wyłaniała się długa rękojeść potężnego miecza.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SAvvvTQ9EXI[/MEDIA]

Upadły... co do tego nie można było mieć wątpliwości, bowiem świadczył o tym również jego pancerz - czarny niczym noc, tak bardzo kontrastujący z bladą cerą skrzydlatego. Nim się poruszył, generał odbił się od ziemi i zaszarżował na niego z uniesionym mieczem. Wziął zamach i zaatakował od góry. Na próżno. Ostrze zatrzymał w powietrzu obłok płynnej ciemności. Thornhead zamachnął skrzydłami i robiąc manewr w powietrzu wylądował w miejscu, w którym stał przed atakiem.
- Kim jesteś...
Podmuch wiatru poruszył włosami nieznajomego, odsłaniając jego złote oczy, wpatrujące się w agresora z wszechogarniającym smutkiem.
- Niemożliwe... - jęknął generał. Ty... przecież...
Złotooki Upadły zamknął oczy i odezwał się niesamowicie łagodnym głosem.
- Tak. Zostałem zabity. Przez nią. - powiedział spokojnie.
- Eclipsen Brightfeather. - wyjaśnił Thornhead swoim towarzyszom. Brat Valerii... - dodał z niedowierzeniem.
Aura, która emanowała z Upadłego... nie była zła. Była czysta, niczym nie skażona, łaskawa, majestatyczna...
- Nie wiem dlaczego to się stało, ale Źródło postanowiło dać mi drugą szansę. Szansę na to, aby wszystko naprawić. - powiedział ze skruchą, otwierając złote oczy. Zostałem przywrócony do życia i wyznaczono mi zadanie. Wiem o celu tej eksepydycji. Moja pani poinformowała mnie o wszystkim.
- Twoja pani? - zapytał generał.
- To nieistotne komu służę. Istotne jest to, co mam wam do powiedzenia - wasza misja jest o wiele bardziej poważna, niż zdajecie sobie z tego sprawę. Czeka was straszliwe niebezpieczeństwo.
- O jakim niebezpieczeństwie mówisz?
Eclipsen westchnął ciężko, mrużąc oczy. To co miał powiedzieć, przychodziło mu z wielkim trudem i cierpieniem.
- Valeria nie może zostać odnaleziona. Jeśli ktoś ją znajdzie, rozpoczną się wydarzenia, które doprowadzą do zmiany wszystkiego, co znacie. Porządek i równowaga zostaną zachwiane, tak jak to zostało przepowiedziane. Wszystkie pionki są już na swoim miejscu, ale wciąż możecie się wycofać i ocalić to, co kochacie.
Generał Zheng zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza i zazgrzytał zębami.
- Jeżeli to co mówisz jest prawdą... to właśnie ją pragnę ocalić. To też jest nasze zadanie... nasza odpowiedzialność. Nie wierzę w przepowiednie, a tym bardziej nie wierzę w to, iż porzucenie przyjaciółki mogłoby cokolwiek ocalić. Podjęliśmy się tej misji i dokończymy ją. Być może to właśnie jest nasze przeznaczenie...
Brightfeather długo milczał, pojedynkując się wzrokiem z Thornheadem. W końcu poddał się.
- Jak sobie tego życzysz, generale. Nie mam takiego prawa, aby powstrzymać was przed dalszą podróżą, ale pamiętajcie, dopóki jesteście w tym świecie, macie wybór.
Znów pojawił się wiatr, ale tym razem łagodniejszy i mniej dokuczliwy.Ciało Brightfeather'a zaczęło się zmieniać powoli w czarną mgłę i ulatywać z wiatrem.
- Zobaczymy się jeszcze. Wiedzcie jednak, że nie jestem waszym wrogiem. Pragnę was ocalić, bo ta wyprawa może zmienić wasze spojrzenie na cały świat i sprowadzić ogromną rozpacz...
Gdy wypowiedział ostatnie zdanie, wiatr porwał jego mgliste ciało i poniósł ciemność w dalekie zakątki zimowej krainy...

Droga do wyjścia z lasu odbyła się bez dalszych niespodzianek. Generałem wyraźnie wstrząsnęło po tym nietypowym spotkaniu. Wszyscy byli tym zaskoczeni, a zwłaszcza faktem, iż aura Eclipsena była taka dobra... czystsza niż aura zwyczajnego Nieskończonego. To było nieprawdopodobne... Rozmyślania skrzydlatych przerwało dotarcie na skraj lasu, gdzie ukazał się przed nimi cudny widok.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=e8OKDkXmSvI[/MEDIA]

- Przyda się odpoczynek... - stwierdził Thornhead, i mówił bardzo słusznie.
Przeprawa przez zaśnieżony las była niemalże mordeczym wysiłkiem dla zmęczonych walką Nieskończonych. Grupa radosnym, żywym krokiem ruszyła wzdłuż rzeki, którą przecinał most, prowadzący do zabudowań. We wszystkich domach paliły się piece, a z ich kominów wydobywał się dym. Wszystkie okna wypełnione były światłem i widać było w nich krzątających się mieszkańców. Po przejściu przez most, drużyna na czele z Ao, wyposażonym w magiczny pierścień, udała się w poszukiwaniu miejsca na odpoczynek. I udało się im to. Trafili do karczmy, której szyld obwieszczał, jak powiedział Ao, że Pod Siedmioma Piekłami jest otwarta dla wszystkich podróżnych. Nieskończeni, chcąc jak najmniej zwracać na siebie uwagę, zdematerializowali swe skrzydła, po czym weszli do środka.


Wewnątrz przywitała ich żywa klientela, zapewniająca robotę parze stojącej za szynkwasem. Nie był to największy lokal, i choć przebywało w nim sporo ludzi, znalazło się wolne miejsce dla Nieskończonych. Skrzydlaci usiedli przy sporym stole w rogu izby, ale nim złożono zamówienie, odezwał się Thornhead.
- Wiem, że to ja jestem dowódcą i to ja nas tu sprowadziłem, ale chciałbym wspólnie z wami ustalić nasze kolejne kroki...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 20-02-2011 o 17:16.
Endless jest offline