Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2011, 00:40   #112
razdwaczy
 
Reputacja: 1 razdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znanyrazdwaczy wkrótce będzie znany
Leonardowi cisnęło się na usta pytanie czy wygląda na spowiednika, że wszyscy nagle zdradzają mu swoje straszliwe tajemnice. Miał jeszcze w Tilei paru kumpli, którzy w takich przypadkach chodzili po prostu do burdelu wypłakać się panienkom na ramieniu. Albo i nie na ramieniu, cholera ich tam wie. Ugryzł się w język. Krasnoludowi widać zależało, a nie chciał pozbawiać kogoś złudzeń. Przez chwilę wahał się, czy nie posłać któregoś z towarzyszy do Alessandry, gdyby nie przeżył, czy nie przekazać jej beznadziejnego amo te, ama me, ale zrezygnował. Nie miało to sensu. Odsunął od siebie miksturę, na znak, że jej nie chce. Jednocześnie miał ochotę śmiać się, płakać, kląć, uciekać i iść dalej. Czuł się zagubiony, więc zrobił to, co dotychczas zaniedbywał, mimo iż starał się wypełniać ten boski obowiązek, zawsze odbębniał go byle jak i na chybcika.
Zaczął się modlić.
- Auxilio me dei. Adhibo nos nunc et in hora mortis nostrae...
Urwał. Nie dlatego, żeby nagle zaczął przeżywać kryzys wiary, czy stracił wiarę w moc modlitwy. Po prostu nie mógł się skupić. Było cholernie zimno, a strach i wyczekiwanie na niebezpieczeństwo nie pomagały. Po raz kolejny odłożył modlitwę na później.
- Merda! Il tempo e incanzatto. - powiedział znowu, jak na początku tej przygody.
Czekał.
 
razdwaczy jest offline