Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2011, 13:14   #19
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Podróż była niesamowicie nudna, ciągle jeden typ krajobrazu, podobne domy, i milczący towarzysze, szczególnie gęstą atmosferę wprowadzał jeden z nich, już od samego początku nie podobał się Elyn a jej przeczucie raczej ponownie nie zamierzały się mylić. Widać było, że wszyscy wyglądają już celu z wyjątkową niecierpliwością, jednak nikt nawet nie podejrzewał co dzieje się z Elyn, jej sercem targały sprzeczne myśli; z jednej strony chciała wrócić do swojego rodzinnego domu jak najszybciej, zacząć działać, szukać dowodów, z drugiej zaś bała się tego, co zastanie na miejscu, może jej rodzice byli już torturowani? Może ich okaleczono jak tamtych, których widziała? Przecież byli niewinni… Znowu wróciła do swoich myśli, w jej głowie zaczynał się tworzyć misterny plan, wiedziała kogo powinna obwiniać za uwięzienie rodziców i nie zamierzała mu tego darować „Mnie możesz zmuszać do wyrzeczeń, mną możesz poniewierać, ale nie nimi, miara się przebrała kochanie” przebiegło jej przez myśl „Pokonam cię twą własną bronią Otto, a gdy już jej posmakujesz będę patrzyła jak błagasz o śmierć” uśmiechnęła się mimowolnie, staruszka jednak miała rację, koniec jest już blisko, czas wypełnić przeznaczenie…

***
Elyn zamknęła oczy i wciągnęła mocno powietrze w płuca, tylko w jej rodzinnych stronach powietrze miało taki zapach, zapach lasu i wolności, zapach domu… Otworzyła oczy i przebiegła wzrokiem po twarzach mijanych osób, nie poznawały jej, to dobrze, czas zacząć działać.

***
Po dotarciu do garnizonu i wysłuchaniu wszystkiego, co mężczyzna miał im do powiedzenia dziewczynę naszły pewne wątpliwości
- Pan wybaczy kapitanie – odezwała się cicho acz pewnie – Z całym szacunkiem, ale chyba umknął panu pewien delikatny szczególik – odsunęła kapelusz i spojrzała mu hardo w oczy – Jestem kobietą i nie zamierzam spędzać nocy, a już na pewno nie mieszkać z pułkiem mężczyzn – skrzyżowała ręce na piersi – Czy byłaby możliwość przydzielenia mi oddzielnej kwatery?
Widać było, że mężczyzna zmieszał się. Odbąknął tylko:
-Tak, oczywiście po prostu umknęło naszej uwadze i nie zostaliśmy poinformowani i widzi Pani. Mamy kwaterę, za kilkanaście minut będzie gotowa, będzie wygodne łóżko i świece i biurko i coś do pisania - wyjaśnił prędko
Elyn kiwnęła z zadowoleniem głową, do wprowadzenia planu w życie potrzebowała dyskrecji, która była najważniejsza, dlatego oddzielna kwatera mogła być wyjątkowo przydatna. Nagle jednak uśmiech ustąpił z jej twarzy
- Wszystkie sprawy załatwiasz ze mną bądź z nim- odezwał się jeden z jej towarzyszy
Kpisz czy o drogę pytasz? Jakim prawem chcesz nami dowodzić? Uzurpatorzy kończą tylko w jeden sposób – rano sługa znajduje ich w morzu krwi ze sztyletem wbitym w bebechy” już miała powiedzieć to głośno, gdy Isengrim zaczął rozdzielać zadania
- Elyn i Gabriel, pójdziecie do wioski incognito
- Tak jest – wstrzyma się jeszcze z uwagami, taki przydział pasował jej bardzo i dawał możliwości manewru
Po chwili doszło jednak do małej sprzeczki między „dowódcą” i Gabrielem, widać nie zrozumiał jego delikatnego żartu, Elyn skwitowała to tylko w myśli „Sztywniak, za grosz poczucia humoru…”. W efekcie do wioski razem z nią miał pójść Boris, dziewczynie nie robiło to większej różnicy, tak czy inaczej postanowiła skupić się na własnych sprawach.

***
Weszła do małego pomieszczenia odprowadzona do samych drzwi przez kapitana
- Jeszcze raz przepraszam za pomyłkę – ciągle widać było mu głupio z powodu całego zajścia – Proszę się tu przygotować do śledztwa, wieczorem przydzielimy pani już gotową kwaterę
- Nie było sprawy, dziękuję bardzo – odpowiedziała z uśmiechem, a gdy drzwi się zamknęły położyła się na chwilę
Pokój był prawdopodobnie przystosowany do goszczenia wyższej rangi dowódców, bowiem wydawał się znacznie wygodniejszy niż ten zajmowany prze nią w czasie szkolenia, a może było to tylko jej odczucie? Może była tak zmęczona, że nawet najuboższe posłanie wydałoby się jej królewskim łożem? Elyn niechętnie wstała, podeszła do miski z wodą, którą naszykowano dla niej wcześniej i ochlapała twarz, by doprowadzić się do porządku; odgonić zmęczenie i senność, zdjęła płaszcz i kapelusz, wiedziała jednak, że nie może pokazać się we wiosce w swoich zwykłych, codziennych ubraniach, założyła więc swoją pelerynę z kapturem, który w małym, ale zawsze, stopniu zakrywał jej twarz. Dyskrecja. Nie mogła pozwolić by ją rozpoznano. Jeszcze nie.

***
Nie zastawszy na dole Borisa nieco się zdziwiła, była pewna, że razem będą prowadzili to śledztwo, no cóż… każdy chciał się wykazać, ale żeby aż tak by gardzić pracą zespołową? Jej było to nawet na rękę, miała do zrobienia wiele innych rzeczy i wolała by jej towarzysz o nich nie wiedział. Szybko doszła do wioski nie zatrzymując się ani na chwilę, nie rozglądając, z ciekawości wsłuchała się tylko w kilka plotek, ucieszył ją fakt, że ludzie mówili o jej rodzicach bardzo dobrze, mieli do nich szacunek i pewni byli ich niewinności. W sumie nie było to dziwne, osoby gotowe o każdej porze dnia i nocy do bezinteresownej pomocy zawsze są w cenie.

***
Dom sołtysa należał do najokazalszych w okolicy, zazwyczaj przyciągał spojrzenia przybyłych, choć nie wyróżniał się znacznie, miejscowość była dość bogata, więc nawet najbiedniejsi mieli porządne chaty. Elyn pewnie przemierzyła znaną ścieżkę prowadzącą do drzwi i zapukała, otworzył jej niski, pucułowaty mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną
- Witam panie sołtysie - weszła z uśmiechem do jego domu, widząc jego zdziwioną minę zdjęła kaptur, który miała na głowie - To ja, przyszłam porozmawiać na temat moich rodziców, ale nie, nie służbowo, prywatnie - dodała uprzedzając pytanie
- E...Elyn? Elyn Weber? Gdzieś ty się podziewała, dziewczyno - zaśmiał się sołtys- usiądź, siadaj na krześle- powiedział wesoło i spochmurniał, nabrał momentalnie poważnego tonu- Otto oskarżył ich o herezję, jakieś praktyki nieczyste, nikt we wsi w to nie wierzy, skoro nawet jakie dziesięć księżyców temu do pomocy tę biedną dziecinę z dzieckiem najęli
- Najęli kogoś do pomocy? Ale nie... Nie o tym... - urwała doprowadzając się do porządku - Panie sołtysie, wiem, że to pewnie źle zabrzmi, zdziwi pana, ale pracuję dla Czarnych Płaszczy i... i... widziałam jak postępują z heretykami, nie mogę pozwolić by to samo spotkało moich rodziców. Wiem, że ma pan wpływy, że mogę panu zaufać... - wzięła głęboki wdech i popatrzyła mu w oczy - Pomoże mi pan ich wydostać?
Sołtys podrapał się po głowie
- Cóż, chętnie ale jak. Bo widzisz Elyn, to, że pracujesz dla Czarnych Płaszczy już mnie przeraża – widziała w jego minie potwierdzenie słów- Ale akcja zbrojna nie przejdzie, oni są w garnizonie. Tam są żołnierze -Zamyślił się- Aczkolwiek jeżeli masz jakiś pomysł to ja chętnie wysłucham
- Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu - rozsiadła się wygodniej - Słyszałam, że ma pan kogoś na dworze Otto, zgadza się? - kontynuowała nie czekając nawet na odpowiedź - Musze zdobyć jakiś osobisty przedmiot należący do niego, najlepiej sygnet, lub coś podobnego, osoba ta musiałaby także w odpowiednim czasie podać mu zioła, które, mam nadzieję, uda się załatwić naszemu zielarzowi. Wtajemniczymy też kowala, który nakreśli znak chaosu na tym przedmiocie - mówiła szybko, lecz miała nadzieję, że mężczyzna nadąża za jej tokiem myślenia - Przekonamy Płaszcze, że to Otto jest kultystą tym samym oczyszczając z winy moich rodziców, ale myślę, że w razie potrzeby przydadzą się też ludzie którzy poświadczą, że faktycznie widzieli jakoby "miłościwy pan" - skrzywiła się lekko mówiąc to - brał udział w praktykach nieczystych - zakończyła - Da się zrobić?
Sołtys pokiwał głową
-Sprytne i przebiegłe. Stos gwarantowany... No dobrze to tak - zamyślił się- Sygnet będzie na jutro nawet ale to wieczorem. No sygnet albo coś innego. Jednak nadal jego. Co do ziół... To chłopak Stromów chyba tam robi, pogadam z nim bo wszyscy sukinsyna - Sołtys się wstrzymał zapowietrzając się- bo wszyscy go nie lubią. A to, że on brał udział w praktykach nieczystych każdy potwierdzi ale bój się Sigmara Elyn, żeby ryć znaki przeklęte... oczywiście pomogę bo chyba wiem o co ci chodzi i co chcesz osiągnąć. Jednak mimo wszystko przeraża mnie ta myśl. No nic dostarcz zioła i już resztę załatwię.
- Panie sołtysie - jej głos był łagodny - tu nie chodzi o profanację czy coś innego, co byłoby praktyką przeciwko Sigmarowi jak i innemu bogowi, ja tylko chcę uratować rodziców, nie mogę pozwolić, by ich torturowali a później spalili, proszę mnie zrozumieć, jestem gotowa zrobić dla nich wszystko, bo wiem, że są niewinni - posmutniała - Jeśli dalej chce pan ze mną współpracować to dostarczę zioła najszybciej jak się da, jeśli zaś nie to oczywiście nie będę nalegała, bo wiem, że nikt nie chce się narażać.
Sołtys uśmiechnął się
-Elyn, moje dziecko, tyle co zawdzięczam ja Twoim rodzicom i Tobie jak i reszta wsi to nie sposób tego powiedzieć. Wiele zim temu byśmy w połowie pomarli gdyby nie wy. Nie zostawimy ich w potrzebie, po prostu nie wiemy co robić za bardzo, stawić się chcieliśmy u inkwizytorów co to przyjechać miały, wyjaśnić. A jak ty jesteś to jeno opatrzność tylko i tylko ona i Ranaldowi niechaj będą dzięki bo jest możliwość, że wyjdą. Właśnie, nie wiem ale chyba powinnaś się też domem zainteresować i zajść w wolnej chwili bo ta dziewka nowa tutaj z dzieckiem przyszła, niby szlachcic jaki ją kiedyś chciał ale jego ojciec się nie zgodził. Nie znam jej, a lepiej, żebyś poszła i zobaczyła, jak myślę- nagle sołtys się odwrócił i krzyknął na pół izby- Stara, jak się ta młoda co Weberowie najęli nazywa, bo ty w plotach obeznana
Na te słowa kobieta przemówiła:
-Greta się zowie, a jaj bękart to nie wiem
- Greta... - dziewczyna myślała przez chwilę - Cóż, chyba faktycznie przyjdzie mi troszkę porozglądać się w domu, zobaczymy jaka z niej gospodyni - wstała - Jeszcze raz bardzo panu dziękuję za pomoc, zjawię się jutro, by sprawdzić co z sygnetem i przynieść zioła. Do zobaczenia! - założyła kaptur - I oczywiście mnie tutaj nigdy nie było - zaśmiała się i wyszła
Zaciekawiły ją słowa sołtysa, kobieta najęta przez jej rodziców w razie potrzeby mogła posłużyć za jednego z najbardziej znaczących świadków, ale najpierw musiałaby sprawdzić jak ma się sytuacja w domu… Skierowała swoje kroki mijając doskonale znane uliczki, zaczęły wracać do niej wspomnienia, lecz szybko odgoniła je od siebie, to nie był czas na sentymenty. Nagle zobaczyła przed sobą płot z małą furtką, dwupiętrowy, pobielony dom z wesoło pootwieranymi oknami. Westchnęła, tego obawiała się najbardziej – wrócić do pustego domu. Wiedziała, że bezczynne stanie nic nie pomoże ruszyła wiec przed siebie zmierzając chrzęszczącą przy każdym kroku ścieżką. Nie zdążyła nawet zbliżyć się do drzwi, gdy otworzyła je kobieta, młoda i ładna, trzymająca na ręku dziecko
- Dajcie już spokój, nic tu nie znajdziecie wy psie krwie! Weberowie są niewinni i… - urwała – Kim pani jest?
- Przepraszam, ja… - Elyn nie była przygotowana na to oczywiste pytanie – Ja… ja szukam Mariny i… - zaglądnęła do środka sprawdzając czy wszystko ma się dobrze, dom był zadbany, czysty i taki, jakim go zapamiętała
- GDZIE? Mówiłam już, tu nic nie ma! – krzyknęła kobieta wyprowadzona z równowagi – Wynosić mi się, ale już!
Dziewczyna tylko przeprosiła i wycofała się, mimo złego potraktowania była zadowolona, ta kobieta była z pewnością godna zaufania i stała murem za jej rodzicami, była lepsza niż niejeden pies obronny, zaśmiała się w duchu z tej myśli. Nadchodził jednak czas na drugi punkt planu.

***
W chacie pachniało ziołami, przy suficie wisiały wszelkiego rodzaju zielska, a długi stół ustawiony na środku sali zapełniony był różnymi narzędziami do ucierania, miażdżenia i przygotowywania naparów
- Alderbrecht? – zawołała niepewnie zdejmując ponownie kaptur
- Elyn! – mężczyzna szukał czegoś pod stołem i wyskoczył niespodziewanie – Elyn! Już myślałem, że ten cholernik Otto uwięził cię w swoim dworze czy inne licho. Niech go szlag trafi za to, jakie świństwo wywinął twoim rodzicom! – splunął
- No właśnie, przyjacielu – przysiadła na skraju stołu – właśnie w tej sprawie przybyłam do ciebie, potrzebuję najprzedniejszej klasy towaru – jej oczy błyszczały
- Elyn, samobójstwo nie jest dobre, podobnie jak wprowadzanie się w stan upojenia, by zapomnieć o kłopotach… - wyrzucił z siebie z niebywałą szybkością
- ALDERBRECHT! – przerwała mu stanowczo – Potrzebuję dwóch porcji czegoś mocno halucynogennego, ale nie dla siebie, mam plan, który, jeśli się powiedzie zwróci honor moim rodzicom i ostatecznie usunie kochanego Otto z naszego życia – uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo
- HA! – zatarł ręce uradowany – Zawsze wiedziałem, że ciacha woda z ciebie! - dźgnął ją lekko palcem – Oczywiście, wchodzę w to – cieszył się jak dziecko czekające na efekty psoty – Znam kogoś, kto sprzedaje idealnie nadający się produkt, ale to nie jest legalne, więc trochę zaważy na sakiewce.
- Ile? – zapytała rzeczowo
- Korona – stwierdził z miną znawcy
- Powiedz mu, że ma być mocne – rzuciła złotą monetę ze śmiechem
Zielarz zniknął, czas jego nieobecności dłużył się dziewczynie nieopisanie, dopiero gdy mężczyzna wszedł wyciągając spod płaszcza małe zawiniątko odetchnęła z ulgą
- Ktoś, komu dodasz tego do jedzenia przez godzinę będzie gotów przysięgać, że widzi dziwy, które się filozofom nie śniły – znowu się zaśmiał – Kto wie, może sami bogowie chaosu przemówią do tego skur… przepraszam – puścił do niej oko

***
Szła dość szybko, kolejne kroki wzbijały małe chmurki kurzu, a piach był roztrząsany na lewo i prawo. Opuściła wioskę, by przejść przez pole, mały las i kilka minut później znaleźć się w garnizonie. Weszła do środka, a chłód uderzył ją po twarzy, był to przyjemny chłód, orzeźwiający. Strażnik, który stał w holu stanął na baczność:
-Pani, mam rozkaz, zabrać Ciebie do kwatery tymczasowej, jeśli taka twa wola- powiedział
Skinęła tylko głową. Szli w lewo przez hol i później korytarzem do podziemi. Tutaj panowało zimni. Minęli jedne drzwi, później drugie i dotarli do małego pomieszczenia, gdzie znajdowało się kila cel. Do jednej z nich podszedł strażnik. Pierwszą myślą to było - "To chyba jakiś żart"- za chwilę dostała klucz do ręki, a strażnik odsunął się:
-Tutaj jest piecyk, łóżko, świece i krzesło. Jak nie będę potrzebny to ja odejdę, Pani.
- Dziękuję bardzo - była zdumiona, ale nie wypadało uwidaczniać zawodu - Możesz odejść
Poczekała aż zniknie jej z pola widzenia i rozglądnęła się szybko za celą, w której mogli być uwięzieni jej rodzice
Zauważyła ruch w kracie drzwiach obok i znajomy głos... głos ojca:
-E...Elyn? To ty córuś?
Podeszła niepewnie do drzwi, zbliżyłam twarz do kraty i spojrzała na twarz ojca
- Tak...tato... - wyszeptała ze ściśniętym gardłem, czuła, że za chwilę się rozpłacze - Jak was traktują? Wszystko...dobrze? - na samą myśl o torturach krew zamarzała jej w żyłach
Ojciec spojrzał na nią, po chwili pojawiła się matka. Krata była mała, matka zalała się łzami:
-Dziecko, uciekaj stąd, ratuj się, Otto stwierdził, że ojciec składa ofiary z ludzi, przybędą inkwizytorzy i będą nas na stos...- załamała się i głośno zaczęła płakać. Oczami wyobraźni widziała, jak ojciec obejmuje ramieniem matkę.
-Elyn - rzekł załamującym się, niepodobnym do niego głosem- Ratuj się, póki możesz, Otto jest tym, który nas...- i zamilkł
- Nie...nie martwcie się o mnie... - dlaczego nie miała serca powiedzieć, że pracuję dla Czarnych? - Otto już nic nie zrobi mi ani wam, nie pozwolę was skrzywdzić, nie pozwolę...nie pozwolę...nie... - nagle rozpłakała się, nie miała siły powstrzymywać łez ani chwili dłużej - Znajdę dowody i... jutro...ja... - wzięła głęboki oddech - Wyciągnę was, obiecuję, będziecie wolni a Otto pożałuje...obiecuję...
-Dziecko, o czym ty mówisz? Nie możesz nic zrobić... poza jedną rzeczą. W domu pod moim łóżkiem jest obluzowana deska, w niej mała szkatułka, weź ją i wywal w cholerę ale nie otwieraj jej!- ojciec zamilkł, matka powiedziała
- Ten Otto, on... on nas szantażował, my spłonimy na stosach... Wyjedź stąd, nie chcemy, byś patrzyła co te zwierzęta a z inkwizycji będą z nami robić. Ratuj się bo i jeszcze Tobie krzywdę zrobią.
- Ojcze - popatrzyła na jego kontury rozmyte przez ciemność - Co jest w tej szkatule? A jeśli chodzi o pomoc... Znacie mnie, przecież wiecie, że was nie zostawię - spuściła wzrok - Wiem co zrobić i wyciągnę was, przysięgam, że udowodnię waszą niewinność, mam poparcie całej wioski, wszystkich... Zaufajcie mi ten jeden raz...proszę
-Ufamy Tobie, ufamy... Jednak pomoc jest w drodze. Nie mówiłem wam i nie jest na to pora. No mam nadzieję, że jest. To co zawiera szkatuła... nie wypowiem tego tutaj. Ufam Tobie córciu i mam nadzieję, że zrobisz coś dla mnie ponad to. Daj kartkę papieru i coś do pisania... Najlepiej dwie kartki papieru.
Skinęła tylko głową i pobiegła do swojej kwatery, szybko złapała to, o co prosił ojciec i wróciła przed drzwi celi
- Proszę - powiedziała wkładając między kraty przybory - O co chodzi?
Słyszała jak ojciec coś skrobie na papierze i podał kolejno dwie kartki:
-Widzisz... Kilkanaście lat temu zanim poznałem Twoją matkę i na świecie pojawiłaś się ty, udzieliłem pewnej... osobie pomocy, dałem jej znać, że coś grozi Tobie jak i matce i mi. Powiedzmy, że są pewne osoby, które Ciebie obserwują, te kartki zapewnią Tobie dodatkową ochronę. Pismo którym zapisałem te kartki to Queekish nie do wymówienia
- Osobę? - nie lubiła tajemnic, do tej pory wydawało jej się, że wie wszystko o ich życiu rodzinnym - Ojcze, poradzę sobie, wiem jak was uwolnić - przez chwilę była zła, że nie wierzył w nią, nie ufał, że postara się pomóc, że wróci, ale po chwili odezwał się głos rozsądku - No dobrze, mam je komuś pokazać, dostarczyć? Co z nimi zrobić? I... - urwała - Obserwują? Mnie? Czy Otto nigdy nie da sobie spokoju?! - była wściekła
-Eshin... Oni i inni... To nie Otto ale ta osoba czy raczej istota ma wobec mnie dług wdzięczności. Co do Otta na niego nie ma niczego co można byłoby zrobić. Szlachcice mają go gdzieś, a słowo szlachcica, przeciw słowu pospólstwa. Nie muszę mówić komu uwierzą? - ojciec zamilkł- Niestety, ale jego to albo ludzie usuną albo nie wiem, sam zdechnie.
- Wydaje mi się, że znajdzie się śmiałek prędzej niż myślisz ojcze - cieszyła się, że nie widział złośliwego uśmiechu na jej twarzy - Eshin? Co to za istota? - pytała dalej ciekawa - Skąd ją znasz?
-Stare dzieje... Pomogłem mu i on miał pomóc załatwić sprawę z Ottem ale, że wyszło jak wyszło. Priorytety się pozmieniały. Najpierw niech wyciągnie matkę i mnie. Nie wiem gdzie jest i ile mu zejdzie ale jeśli dobrze myślę to dziś w nocy nawet. A Eshin to nie jest istota, to jest klan. Nazwa klanu dokładniej. Kiedyś wóz rozjechał to biedne stworzenie, a ja je wykurowałem. Ten gdy zdrowiał nauczył mnie trochę swojego języka, na tyle by napisać kilka prostych zdań. No i znał Reikspiele na tyle, by mi powiedzieć, że jak będę w potrzebie to mi pomoże, a on jest Wrzaskun z klanu Eishen
- Dobrze - pokiwała głową - zajmę się tym. Wszystko będzie dobrze, obiecuję - powiedziała
Przyłożyła dłoń do krat i pobiegłam w stronę kwatery. Szybko zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Oczy miała pełne łez, choć fakt tajemniczej istoty gotowej do pomocy napawał ja nadzieją, jeśli jej plan się nie powiedzie zawsze jest szansa, że to właśnie skaven coś poradzi. Westchnęła i usiadła na łóżku. Jutro sprawa miała się rozwiązać, wiedziała, że tej nocy jednak nie zaśnie, a musiała jakoś zająć czas, myśli i świadomość od faktu, że za ścianą są rodzice, a on jest zupełnie bezradna w tej chwili… Usiadła przy stole, zbliżyła świecę i sięgnęła po papier
Tak dawno nie miałam już od Ciebie wieści. Peter, dlaczego Cię tu teraz nie ma, dlaczego…
Urwała, bo łza spadła na papier rozmazując litery. Wiedziała, że jej brat nigdy nie otrzyma tego listu, ale musiała z kimś porozmawiać, musiała komuś powiedzieć co czuje, choćby samej sobie. Jeszcze nigdy nie czuła się taka samotna, a tęsknota miast pomóc spotęgowała tylko jej ból. Dlaczego los kpił z niej tak okrutnie?
 
Erissa jest offline