Sen był płytki i niespokojny. Być może to atmosfera opuszczonego, zniszczonego jakąś nieziemską siła miasta, tak wpływała na umysł Polaka. Błądził na granicy majaków i realności, przed oczami przewijały mu się obrazy z przeszłości. Twarze, które kiedyś widział… miejsca i uczucia, które stały się jego udziałem. Muzyka… wzniosłe akordy organów kościelnych… świadomość wróciła na swoje miejsce.
Leżał przez chwilę, zlany potem, wyrównując oddech i przysłuchując się przebijającym się przez mrok nocy, kolejnym nutom „Pasji” Bacha. Ktoś grał… i to całkiem znośnie. Wstrzymał oddech, usłyszał szybkie kroki na korytarzu… i oddalone o kilkaset metrów z okładem, odgłosy strzelaniny, muzyka ucichła. Zamknął oczy, myśląc, że może cały czas śni.
Drzwi otwarły się z lekkim skrzypieniem, jeszcze dwa kroki i ktoś pochylał się nad nim, jego ręka był szybsza. Usłyszał stłumiony jęk i ze zdumieniem stwierdził, że to Andrea… którą trzymał teraz w kurczowym uścisku za ramię. Krótka wymiana zdań, ale wiele wyjaśniała. Jan już nie musiał zachodzić w głowę, co tak martwi cygankę… zaczynał ją rozmieć.
*****
Przy nikłym blasku świecy, w pokoiku profesora zabrała się cała ich czwórka. Willem pośpiesznie referował im co odkrył w zapiskach profesora. Póki co było tego niewiele, ale obiecał, że będzie je starał jakoś odcyfrować. Cyganka opowiedziała im o tajemniczej Kompanii Szabrowniczej… ale Rzewuski miał przemożne wrażenie, że nie podzieliła się z nimi wszystkim co wiedziała.
Kiedy młody badacz przeczytał wzmiankę o Polakach, podróżnik opowiedział o tym , czego dowiedział się od znajomego w Antwerpii: - Ci Polacy, to ponoć zbiedzy z zaboru rosyjskiego. Szukali schronienia przed represjami okupanta. Z tego co mi zdradził pewien dżentelmen, mają tutaj jakiegoś swojego przywódcę, ponoć człowieka niesamowitej charyzmy, ale też natknęli się na wrogów. Czyli w naszym nieodkrytym Lipsku robi się co raz ciaśniej. Ktoś jeszcze chce się czymś podzielić, żeby potem nie było niespodzianek? - dodał na końcu.
*****
Uznali, że rusza bez zbędnego obciążania się… i tak, by nie ujawnić się przedwcześnie konfraterniom zamieszkującym Lipsk. Nie mogli mieć pewności co do ich zamiarów. Jan przychylił się do zdania Andrei, że mają ruszyć najpierw do kościoła. Kierunkiem była północ, w odległości nie więcej jak kilometra, musiał być jakiś kościół, przynajmniej tak wywnioskował, z donośności dźwięku. Jednak to opuszczone miasto mogło otumanić ich zmysły, mogli uzwyczajnienie mieć racji.
Ruszyli do swoich bagaży, przygotować broń. Jan sprawdził naboje w Colcie, przypasał też szablę. Zabierał się do przeładowywania Winchestera, kiedy niedaleko siebie zauważył cygankę, zajętą tym samym. Podszedł do niej i korzystając z chwili odosobnienia i braku zainteresowania ze strony pozostałych cicho zagadnął:
- Czy twój brat, miał coś wspólnego z tą Kompanią Szabrowniczą? Trochę o nich wiesz... - jakby stwierdzeniem zakończył pytanie.
Dziewczyna spuściła głowę, ale zaraz ja podniosła, dobrze już znanym Polakowi gestem wyciągnęła szminkę i zaczęła malować usta.
- Nie tak dużo jak bym chciała – odpowiedziała w końcu.
– Czy ty jesteś religijny? - patrzyła na srebrny medalik widoczny spod rozpiętej lekko koszuli Polaka.
Jan ze zdumieniem spojrzał na religijny symbol, wiszący na szyi, na cienkim rzemyku. Prawie zapomniał, że tam był. W zasadzie był odkąd opuścił rodzinny dom. To był prezent od ojca, bardzo religijnego człowieka... on sam nie wiedział, czym dla niego był.
- Religijny? -sam sobie zadał głośno pytanie
- Nie wiem, to raczej coś w rodzaju talizmanu... podarunek od bliskiej osoby... -Od kobiety? -niezwiązane z głównym przedmiotem rozmowy pytanie wyrywało się dziewczynie samo.
- Nie od ojca... to było dawno, tak dano, że ledwo pamiętam - odpowiedział, ale po jej jakby zaskakującym ją samą pytaniu, uważniej na nią spojrzał.
- Tylko co to ma wspólnego z twoim bratem i Kompanią Szabrowniczą? - wrócił rozmowę na pierwotne tory.
- Tylko pytam – uśmiechnęła się. Niespodziewanie kusi ją kilka następnych pytań –
Nie masz żony? A dzieci? Ile Ty masz lat, Pułkowniku?
- Nie mam żony, o żadnych dzieciach też mi nic nie wiadomo - zażartował, widząc wyraz twarzy cyganki -
a lat mam czterdzieści pięć, czy to mnie jakoś dyskwalifikuje? I nie jestem pułkownikiem - dodał na koniec.
- Ale pasuje do ciebie to słowo –pokiwała głową –
No ale w takim razie nie wiem na co masz mi przysięgnąć, że nie zdradzisz tego co powiem. Masz jakiś pomysł?
- Ja wiem, ludzie w moim wieku przysięgają na honor, ale nie wiem ile jest dla Ciebie mój wart - odpowiedział równie przekornie.
- Ważne czy dla ciebie dużo. Mój ojciec mawia, że to tani towar.
- Dla mnie ważne - poważnie tym razem dodał Jan.
- To przysięgnij – zażądała stanowczo, czym po raz kolejny zaskoczyła Polaka.
- Przysięgam na honor swój i swojego rodu.
Podziękowała mu skinieniem głowy. I zaczęła opowiadać.
- Rodzina handluje z Kampanią. Stąd moje informacje. Ale nie wjeżdżamy nigdy w zamknięte strefy. Spotykamy się gdzieś na pograniczach. Widziałam żołnierzy Kampanii raptem dwa razy. Melchior parę razy więcej i sądziłam że w Londynie porzucił te sprawy. Teraz już nie wiem. Są bardzo dobrze uzbrojeni, i zawsze maja jakąś prototypową broń. Wiesz, podobno czarnodym wzmacnia intelekt. A jeżdżą na prawdziwych cudach. Na bank część z nich jest napędzana czarnodymem, bo kotły mają zbyt małe na tradycyjne paliwo. Za rządów mego ojca nigdy nie doszło do rozróby w czasie interesów, ale byłoby ciężko. Choć nasz Tabor to mała armia. –to ostatnie zdanie mówi z prawdziwą dumą.
- Podobno to najdłużej istniejąca w Interiorze grupa. Ale ostatnio nawalili z terminem. No i ceny czarno dymu poszły w górę. Może ktoś ich wypiera.
-
Być może w Interiorze pojawiła się jakaś nowa siła, frakcja, która wydziera innym teren, albo dostęp do zysków? – próbował odpowiedzieć na zagadkę Jan.
- Trudno powiedzieć. Na oko tak to wygląda. Ale te zapiski profesora są dziwne. Jakby walczył z czymś innym niż ludzie. – lekko zadrżała –
Chyba ze profesor postradał rozum. –dodała szybko.
- Kto wie, co go tu spotkało, musimy być przygotowani na wszystko. - Umilkł jakby chciał zakończyć wypowiedź, ale po chwili dodał jeszcze trochę ciszej -
Mam nadzieję, że odnajdziesz brata, całego i zdrowego. Jeśli będę mógł w czymś pomóc, to służę. - Dziękuję.
Andrea podeszła do Rzewuskiego, lekko wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Stojąc blisko Polaka o chwilę za długo. Potem uśmiechnięta oddaliła się na dwa kroki.
- Pułkowniku.
Pokręcił głową, jakby nie dowierzając i na poły wyrażając żartobliwie dezaprobatę na jej bezczelny docinek, ale musiał przyznać, że go zaskoczyła. Uśmiechnął się w odpowiedzi i wrócił do pośpiesznego przeładowywania Winchestera.