Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2011, 12:51   #30
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Tak na pewno. I co jeszcze? Nie dość, że ryzykowałem życie by uratować ich wielce szanowne dupy to ci jeszcze mi karabin ukradli. No na pewno. Pieprzone skurwiele. Dobrze, chociaż, że jakoś tą kupą złomu tu dolecieli. Eh…
Jak ta ulica się nazywała? A już pamiętam. Ślusarzy. No dobra. Tylko gdzie do cholery jest ta ulica? Trzeba by jakiegoś człowieczka się spytać. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś chętnego do współpracy osobnika.
Tak jak sądziłem. Wysoko postawione ścierwa z jeszcze wyżej wyniesionym ego.
-Tam skręć w lewo. – Cud, że chociaż jeden z nich raczył udzielić mi informacji. Co prawda nie raczył na mnie nawet spojrzeć, ale to jeszcze da się przełknąć. Ważne, żeby jego słowa były zgodne z prawdą.
Ruszyłem we wskazanym kierunku. Prostopadła do nabrzeża uliczka rzeczywiście okazała się Warsztaty stolarzy, garncarzy, ślusarzy, kowali i innych rzemieślników, niektóre wystawki a nawet pracownie znajdowały się przed drzwiami budynku. Na razie jednak nie było widać żadnego warsztatu rusznikarza. W końcu jednak nad drzwiami jednego z domków dostrzegłem szyld. „Horsan – Rusznikarz” – zawieszony na przestarzałym, 6-cio łokciowym karabinie myśliwskim. Szyld nie napawał mnie optymistyczną wizją kupna porządnego karabinu wyborowego. Mimo to postanowiłem wstąpić i zorientować się w dostępnym asortymencie. Podszedłem do drzwi, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.
Drzwi były ciężkie, solidnie nafaszerowane żelazem. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wyglądało jak opuszczone -stare regały i dziesiątki uginających się półek, smugi światła, które przedarły się przez wąskie szpary pordzewiałych rolet okiennych prześwietlające unoszące się w powietrzu drobinki kurzu i dymu- dopiero po obłoczkach dymu zlokalizowałem właściciela. Horsan -troll w podeszłym już wieku- siedział głęboko za ladą. Szum gdzieś na za kontuarem. Moje oczy momentalnie skierowały się w tamtą stronę. Zobaczyłem wielkie jak ciele psisko stojące czołem do mnie z złowrogo spuszczonym łbem. Odruchowo prawa ręka podążyła do mieczo-rewolwera. Pies z pewnością spełniał swoje zadanie. Straszył.
- Nie jesteś, aby złodziejem? Mój pies rzadko się myli... - nie wstając, nie grożąc- zapytał troll jakby witał tak wszystkich klientów.
Popatrzyłem się na rusznikarza. Przez chwilę zastanawiałem się, co odpowiedzieć.
- I tym razem się nie myli. – Starałem się by moja twarz miała przyjazny wygląd. – Przyszedłem jednak na zakupy nie na kradzież.
Odsunąłem rękę od broni. Ustawiłem dłonie tak by były na widoku właściciela warsztatu.
Pies szczeknął, a raczej huknął jak przystało na swoje gabaryty. Sekundy niepewności mijały powoli jak minuty- sam nie byłem pewien czy zdążyłbym wyskoczyć za dzwi gdyby ogar się na mnie rzucił. Horsan cmoknął na bestię, a ta skukiła ogon i wróciła pod ladę.
- Zabawne, ale niech Ci będzie. Tedy masz konkrety na języku i nie musisz się po złodziejsku rozglądać, prawda? - nadal nawet nie ruszył zwalistego cielska z bujanego krzesła, pykał kolejne chmurki dymu.
- Może i prawda. – odpowiedziałem, powoli podchodząc do lady. – Interesowałby mnie karabin wyborowy. Najlepiej typu Szerszeń. Jeśli nie to o porównywalnym zasięgu. Chyba, że masz pan na stanie coś ciekawego, co mogłoby mnie zainteresować.
- Chyba przeceniacie ten model, zupełnie nie wiem, dlaczego.. -Horsan wstał siedziska prezentując swoje dwie twarze- lewą normalną i prawą- straszliwie okaleczoną, jakby zasnął z granatem pod poduszką i wyciągnął zawleczkę we śnie. Obserwując moją reakcję oparł konarzaste łapy o stół. -Bo widzisz, miałem cały tuzin tych zabawek jeszcze tydzień temu, aż przyszedł kwatermistrz tej całej ‘Kompanii z Podmokłej Równiny’. Jak zwał tak zwał- najmita to najmita… Jeśli bardzo Ci zależy na tym modelu to poszukaj ich kwatery, ale robiłem lepsze wyborówki w tydzień- jak chcesz, decyduj, aby szybko, bo chcę już zamykać. -
- Tydzień pan powiadasz? I karabiny lepsze od Szerszenia?
Musiałem chwilę pomyśleć. I tak nie miałem wystarczająco pieniędzy by kupić teraz cokolwiek. Mogłem jednak dowiedzieć się ile jeszcze będę zmuszony zarobić.
- Pokaż pan, co tam masz. – miałem nadzieję, że kwestia zapłaty nie zostanie zbyt szybko podjęta.
Troll odwrócił się do mnie tyłem, otworzył jedną z wiszących szafek. Czułem na sobie wzrok psa, który śledził każdy mój ruch. Gotów był odgryźć mi głowę w razie nagłego ruchu. Stary troll w lekkim pancerzu plótł włosy w warkocz, cholera wie, od kiedy, sięgający aż do łydek. Nagle odwrócił się ze zwojem w ręku, znowu obserwował moją reakcję. Rozciągnął schemat na płaszczyźnie. Z grubsza przypominał ten, na którym wisiał szyld rusznikarza, ale im bardziej się przyjrzeć...
Trzy-strzałowa rura o długości 6 łokci z wymienialnym magazynkiem sprężynowym, wzmacnianą konstrukcją, szafirową muszką, smukła i elegancka... dzieło sztuki, jednakże dość kosztowne.
- 100 dukatów. Zaliczki. Pozostałe 400 przy odbiorze.
Karabin wydawał mi się dość porządny. Chociaż nie byłem tego do końca pewien. Na schematach się za bardzo nie znam. No, ale skoro za taką cenę to musiał być porządny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że do przedpłaty dość dużo mi brakowało.
- Sporo kosztuje. Mam nadzieję, że wart jest swojej ceny. – zrobiłem przerwę by -przełknąć ślinę. – Na razie jednak nie będę mógł kupić. Ostatni pracodawca zrobił mnie na szaro nie płacąc mi za robotę. Jak zdobędę fundusze to zaraz się do pana zgłoszę.
Ech. Szkoda, że od razu nie mogę zamówić. Trudno będzie przestawić się na walkę z bliska.
- Do zobaczenia zatem.. - odparł spokojnie Horsan.
Pożegnawszy się wyszedłem na ulicę. Znów musiałem skorzystać z pomocy mieszkańców miasta. Najwyższa pora było znaleźć jakieś lokum na noc. No jak ja nie lubiłem rozmawiać. Lecz w tej chwili po raz kolejny nie miałem wyjścia. Miałem nadzieję, że tym razem przechodzień okaże się uprzejmiejszy niż ten, od którego dowiedziałem się o rusznikarzu. Wybrałem przypadkową ofiarę. Obrałem ten sam kierunek marszu co ona. Gdy tylko ją wyprzedziłem zatrzymałem się.
- Przepraszam bardzo. Czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie w okolicy znaleźć można jakiś hotel w przystępnej cenie?
Im szybciej nabędę mapę tego przeklętego miasta tym dla mnie lepiej. Uprzejmość, jaką muszę z siebie wydobywać pytając o informacje sprawia, że mnie mdli.
- Złociutki rozejrzyj się... -kobieta o zbyt intensywnym makijażu zrobiła oburzoną minę po czym oparła ręce na biodrach i przekrzywiła głowę - turyści.. To - wskazała na szyld ‘Skowyt Duszy’ – podobno najlepszy burdel w mieście, tak przynajmniej mówił mój były.. Na zachodnim rogu placu Anastera jest Piekiełko, ale idąc tam już miniesz ze trzy noclegownie- Opowieści z Północy, Pensjonat Marmelize’i i Gruby Lód. - Kobieta jakby dopiero teraz skupiła na mnie wzrok, zmierzyła mnie badawczo sumując wnioski uśmiechem. - Sama wynajmuję, mam pokój, po moim byłym. Na pewno taniej, a i niedaleko, ale to pokój dla jednej, trzeźwej i spokojnej osoby. Za dukata dostaniesz nawet w michę, a gotuję wybornie.. Więc jak to z Tobą, złociutki..?
Złociutki? Co to niby ma być? Gdzie u mnie złoto? A taa. Już wiem. To typowe określenie tego typu kobiet dla innych. Ech. Te relacje społeczne są głupie…
Ale jej oferta nie była głupia. Można by powiedzieć, że wręcz interesująca. Co prawda wymagania, co do osoby nie koniecznie do mnie pasowały, lecz ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Może i będę zainteresowany. Wcześniej jednak chciałbym zobaczyć pokój. No i oczywiście płatności. Z góry za dłuższy okres czy za każdy dzień? I naturalnie ile? Bo jeśli dobrze zrozumiałem dukat jest tylko za jedzenie… - byłem zmęczony, wkurzony i miałem dość tego cholernego miasta. Chciałem już sobie odpocząć, lecz najpierw wolałem się upewnić czy nie pakuję się w jakieś gówno. Jeszcze nie była na to pora.
Kobieta nieco zdenerwowana odgarnęła włosy ukazując lekko szpiczaste ucho. Było mniej spiczaste niż moje. Widać była pół-elfką. Rzadko spotykałem się z osobnikami, w których żyłach płynęła, chociaż odrobina krwi mojej rasy. Teraz najwyraźniej to, że byłem elfem w końcu przydało się w moim życiu. Pół-elfka poprowadziła mnie do domu na końcu uliczki. Wskazała okno na piętrze. Z zewnątrz wszystko wyglądało dość skromnie. W sumie to lepiej.
-Dwa dukaty z wyżywieniem albo jeden za samo spanie płatne za każdy dzień z góry. – powiedziała kobieta patrząc na mnie badawczo. – Pamiętaj o zasadach.., więc?
- Więc zgoda. Zgadzam się. Spanie z wyżywieniem… I pamiętam o zasadach. Nie będę sprawiał kłopotów
W myślach przeliczyłem zawartość swojej sakiewki. Pieniędzy wystarczy mi jedynie na kilka dni. Musiałem jak najszybciej znaleźć sobie jakąś robotę. Nawet, jeśli miałaby to być jakaś uczciwa praca. Kobieta poprowadziła mnie do swojego mieszkania. Uiściłem odpowiednią opłatę. Miałem szczęście, że pół-elfka przyjęła ją w złotych krataskich. Zjadłszy kolację udałem się do swojego pokoju. Nie mając nic lepszego do roboty położyłem się spać.
Anastopol… Oby mi się tutaj dobrze żyło.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline