- Za przyzwoleniem, po spytkach wszak niepotrzebnych, na konarze suchym zdynadać go najprędzej zechcemy panie. Ot Amei krzywdę chciał zrobić jebaka, to mu się należy. Tak czy nie? - zagadał młodszy do starszego, który młodzika rozumowanie skwitował posępnie spode łba wilkiem na Zarisa łypiąc i wąsami potakująco potrząsnął.
Wydawszy polecenia zbrojnym Endymion spojrzał na konającego Thurga, który przed chwilą otrzymał ciężką ranę z jego ręki. Zdawszy sobie sprawę z tego iż należy to zakończyć podniósł z ziemi upuszczony przed chwilą oręż, podszedł do konającego. Powoli przykucnął przy umierającym z zamiarem dokończenia tego co nie było skończone. Jednak opatrujący go Andaras wcale nie ma zamiaru się usunąć a wręcz przysłanił swoim ciałem rannego.
-Dość już przelanej krwi. Niech bogowie zadecydują czy zabrać go czy zostawić wśród żywych. Ta walka nie była potrzebna... Można było bez zabijania się obejść – ciągnął dalej Andaras - Endymionie proszę zatrzymajmy to póki jeszcze czas. Daj mi ich obu opatrzeć...
- Elf ma rację człowieku. Dość już na dzisiaj się śmierć z naszych rąk najadła. Szkoda chłopaków, ale co się stało, to się nie odstanie. - Kh’aadz odezwał się spokojnym już tonem do Endymiona biorąc stronę elfa.
To był dopiero łupnięcie co jak co ale krasnolud raczej nie powinien brać ich strony. Endymion w tym momencie poczuł jakby się dotknięty tymi słowami ale nie dał po sobie poznać zdziwienia a wręcz poczuł ciekawość postępowania elfa i krasnoluda. Andarasa potrafił jeszcze zrozumieć, przecież po części w jego żyłach płynie krew szlachetnych elfów, ale postępowanie Kh`aadza było dla niego zagadką. Widząc upór z jakim się spotkał postanowił odpuścić lecz w jego umyśle przewijały się słowa Golina - jak już zacząłeś to skończ – były tak wyraźne jakby starszy strażnik stał za jego plecami. Ale tak nie było, i łamiąc zasady jakich go nauczono, aby nie wyjść na rzeźnika, został zmuszony do odstąpienia zamiaru dobicia obu Dunlandczyków.
- Niech tak będzie- ciężko odrzekł Endymion i szybko dodał - ale to się zwróci przeciw nam. Tacy jak oni nie są warci aby w ogóle stąpać po tym świecie. Dostali szansę gdy weszli do karczmy i co zrobili, zapewne zaczęło się od zaczepki dziewczyny a po interwencji Kh`aadza wywiązała się zażarta walka.
- Oni krzywdy raczej już nikomu nigdy nie zrobią. Jeśli uda mi się ocalić ich życia- stwierdził Andaras.
Mając świadomość iż tacy ludzie czynią najwięcej zła z całym przekonaniem i powagą Endymion odpowiedział Andarasowi.
- Nie jest mi przykro z tego powodu, zrobiłbym to jeszcze raz jakby trzeba. Takie mendy trzeba tępić.
- Może jeszcze była szansa, żeby załagodzić sprawę, zanim wbiłeś temu, który na mnie siedział żelazo w plecy, ale teraz to już tylko czyste gdybanie, musztarda po obiedzie...
- Nie było mnie tu zresztą możesz mieć racje. Nie mnie to oceniać. Rozumiem jednak że do czasu ich ustabilizowania i względnego ozdrowienia mogę ich wziąć pod swoją opiekę? - dopytywał się elf.
Kolejne uwagi Kh`aadza i pytanie Andarasa sprawiły iż Endymion stracił ochotę na przekonywanie o słuszności a wręcz konieczności pozbawienia życia rannych jeźdźców. Odnosząc się do słów Andarasa twierdził tylko sucho.
- Twoja wolna wola.
-Dziękuje - odparł Andaras - każde życie jest coś warte. Z racji tego że twoja decyzja jest tu wiążąca czy jeśli przeżyją mogę ich odesłać do domu? Choćby i na własny koszt. Dosyć już się wycierpieli kara została moim zdaniem wymierzona.
-Oni się wycierpieli?- zdziwił się - pomyśl co by wycierpiała dziewczyna. Poza tym tego się trochę obawiam że będą chcieli pomścić śmierć swoich, i wolałbym ich jednak ...... wolałbym aby ci się nie udało ich uzdrowić.
- Co do pomsty oni jej osobiście już nie wymierzą- stwierdził Andaras- Co do cierpień nie mówię że ponieśli je nie słusznie, czy się im nie należało. Choć nie jedną bójkę w karczmie widziałem i nie zawsze kończy się to taką rzezią. Wieści o tym co się tu stało i tak dotrą w ich strony. Takie sprawy zawsze wychodzą na jaw. Co ich śmierci cóż bogowie zatem zdecydują.
- Jakby nie mogli podiąć decyzji służę pomocą.
- Oboje rwa mać mędrkujecie, - wtrącił się Kh`aadz - a żadnego z was tutaj nie było jak się wszystko zaczynało! Pozwól że zapytam “panie strażniku”, skąd u Ciebie taka chęć do krwawej zemsty za coś czego na dobrą sprawę na własne oczy nie widziałeś? Szkoda tylko, że jak w krytycznej chwili przyszło podjąć ciężką decyzję, to zamiast działać równie ochoczo jak teraz wydajesz osądy, rzuciłeś broń na ziemię... Gdyby ten Dunlandczyk nie był tak wystraszony i pomyślał sekundę to mi wpakowałby bełt między oczy, a ty bez broni gówno byś zdziałał. Chyba już wiem, czemu ludzie mnożą się jak pijane króliki... To musi być mechanizm pozwalający wam przetrwać przy zachowaniu apetytu na wzajemne wyżynanie się...
- Skąd wiesz że byłem bezbronny – zauważył lekko zniecierpliwiony Endymion - naprawdę tak sądziłeś. To by znaczyło że on jest mądrzejszy od ciebie bo tak nie pomyślał i nie dał się zbliżyć do siebie. Uznałem że mieczem i nożem na odległość mniej da się zrobić niż dwoma wolnymi rękoma z bliska. Atakując go miałeś szczęście że przypadkiem nie podcioł dziewczynę. A poza tym chętnie się dowiem jak się zaczęło.
- Ha! Taktyk się znalazł od siedmiu boleści...- kontynuował swoje uwagi Kh`aadz - Po to używa się broni, żeby móc zaatakować z większego dystansu, a co za tym idzie szybciej i skuteczniej niż przeciwnik. Pozbywanie się przewagi w takiej sytuacji to głupota i śmiem twierdzić, że gdybym ja się nie pofatygował i nie zrobił tego co należało, to dalej stałbyś tam jak drewniany kołek! A skoro uważasz, że Dunlandczyk był mądrzejszy odemnie, to zastanów się proszę dla czego to on leży na ziemi z dziurą w nodze zamiast mnie a dziewczyna jest cała w ojcowskim uścisku? Ha? Nie ma mój drogi przyjacielu konfrontacji bez ryzyka, jak chcesz wszystko załatwiać spokojnie i bezpiecznie to poszukaj pracy w magistracie miejskim za biurkiem. A jeśli myślisz, że to co zrobiłem było bezmyślnym impulsem, to z kolei Ty jesteś bystry inaczej. Zakończmy już, bo to ani miejsce ani czas na takie dyskusje...
Endymion zaczął się zastanawiać co gorsze czy towarzystwo czterech pijanych Dunlanczyków czy jednego trzeźwego i czepialskiego krasnoluda. Pomimo usilnych prób nie mogąc udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie przypomniał sobie o impresario trupy aktorów. Lecz gdzieś w głębi nie mogąc się przyznać przed samym sobą miał świadomość, że Kh`aadz miał trochę racji. Powinien być bardziej zdecydowany w swym postępowaniu w tym całym zajściu. |