Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2011, 21:11   #32
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Karczmarz nam mówił, że elf tamtego tam na śniegu zadźgał. Doprawdy dziwne to jest panie zachowanie, ponoć złończyńcę, ale na ziemi bez broni rozłożonego tak po prostu wykończyć? Żeście rozmawiali z nim elfie, myśmy słyszeli od karczmarza, i że po rozmowie bez pardonu z waszej ręki miał zginąć. Prawda to? - pytał zafrasowany strażnik zerkając to na elfa to na strażnika.

- Zginął woju jak przed chwilą powiedziałem. Mroczny to człek był może i bez broni ale kąsać potrafił. Zapewniam cie że jako Animiście i elfowi każde życie jest mi drogie. Jest mi przykro z powodu tego co zaszło.- powiedział Andaras.

- A czemuż on zgniły był jak trup? Czyście panie leczyć nie powinni, a nie magią takie rany zadawać? Skąd wiecie, że on stronie złej się zaprzedał? To poważne oskrżenia - dopytywał starszy strażnik.- Jak on bez broni miał kąsać? O czym wy mówicie?

-Magią rany? O czym ty mówisz. Zabiłem go to fakt a arkan magi nie mi wam tłumaczyć. Próbował rzucić w moim odczuciu jakieś zaklęcie na mnie... Nie było rady, ryzykować nie mogłem że mi coś zrobi.- powiedział z lekką emocją elf.

- Po łbie od niego dostałem w stajni.- mruknął karczmarz wpadając w słowo. - Aldika o włos nie zabił, Amioli życie odebrał, więc nie kąsać, ale gryźć umiał pachnący wieprzak. Widocznie pan Andaras miał ku temu tam nad rzeką powody. Przecie tego jebakę Zarisa, mógł ubić, a córkę mi wyrwał z ramion śmierci, tego drania tylko pięścią częstując, a nie żelazem...

-Pytać go możecie o co chcecie.- powiedział Animista wskazując na Zarisa. Ale na litość boską wieszać go chcecie? Jeśli mi się uda mu pomóc w najlepszym razie będzie kaleką. Ta noga zdecydowanie do amputacji się nadaje. Aż tak biegły w sztukach magicznych nie jestem. Kalectwo i utrata bliskich to chyba wystarczająca kara za to co tu zrobili. Miejcie sumienie.

- Akurat jego by mi tak bardzo szkoda nie było jak tych trzech pozostałych... - wtrącił jakby od niechcenia krasnolud. Ale z drugiej strony wieszać kalekę...? Też trochę głupio...

- Można go utopić pod lodem rzeka jeszcze skuta?-zaczął ironicznie Endymion po czym dodał już nieco poważniej
-Nie rozumiem dlaczego się nad nimi litujecie oni by się nie zastanawiali, za nic mają innych. Gdyby byli porządnymi ludźmi nie doszłoby do całego zajścia.

-Litujemy się bo się od nich różnimy-zaznaczył elf

W topieniu się pod lodem Kh’aadz ostatnio co prawda wbrew swej woli, ale nabrał doświadczenia, którym nie każdy mógł się pochwalić, samo wspomnienie kłującej lodowymi szpilami mroźnej toni, sprawiło, że ciarki przeszły mu po kręgosłupie. Pomimo, że Zarisa nie darzył największym poważaniem, to nawet jemu nie życzyłby takiej śmierci.
- Brrrrr, ciarki mnie przechodzą od Twoich pomysłów Strażniku, chłopak jeśli wyżyje do końca życia będzie kuternogą, a w jego stronach, to bynajmniej nie ułatwia życia... Poza tym znam kilka miejsc, w których takie okaleczenie jest zbyt surowe jak na karę za zzdzielenie dziołchy przez twarz i dobieranie się do niej... On już dostał za swoje., a nawet więcej na zapas...

- Jak go pytać mamy jak on do gadki nie zdatny...? - wzruszył ramionami starszy strażnik - Wystarczy jak Ameę zapytamy jak było, a wyście też świadczycie, że do gwałtu i mordu się przybierali. Toć za darmo ich nie wyrżneliście przecie... Nam rękę wolną dano, to jak zdolny do gadania będzie, to go wysłuchamy a później powiesimy na przestrogę innym awanturnikom. A wam dobrzy wędrowcy tłumaczyć się nie będziemy z niczego. Za pomoc w obronie rodziny naszego karczmarza wielce wdzięczni jesteśmy. - powiedział do elfa i krasnoluda szukając wzrokiem aprobaty u Endymiona.

- Dobrzy ludzie- niemal westchnął Andaras.. Usłyszałem od pana Endymiona że jeśli ujdą z życiem od zabiegów to są pod moją opieką. I to ja mam wolną rękę w ich sprawie. Kara okaleczenia za ich zbrodnię została już wymierzona. Czy wy ludzie nie macie sumienia? Sprawiedliwości stało się zadość. Karczmarzu daj no napitku i jadła strudzonym żołnierzom.- rozmowę uznał za zakończoną.

Na mój koszt i reszta dla ciebie- wsunął karmarzowi mu do ręki złotą zatem cenną monetę. Wystarczy na przednią ucztę.

- Dziekować wielce panie elfie, ale po tym wszystkim coście mi pomogli to ja waszym dłużnikiem jestem. - odpowiedział oddając z szacunkiem pieniądz. - Obiad wojowie zjedzą za darmo jak uporają się ze zwłokami.

- Na razie panowie –powiedział Endymion patrząc na zbrojnych - nici z wieszania lub nauk pływania, dostali drugą szansę. Ale mówię wam, ją też sprzepieprzą jak gdy ich wpuszczono do karczmy, nie wytrzymali zbyt długo. A wtedy panowie pod lód z nimi, bo co się odwlecze nie uciecze - pogardliwe spojrzał na Zarisa.

- No dobra... - mruknął starszy strażnik drapiąc się po głowie, a młodszy zakręcił się na pięcie i idąc za ojcem do wyjścia, mijając Zariasa splunął w stronę tamtego. - Konia dobijemy,szkoda zwierzaka, ale tamtego na śniegu palcem nie tkniemy. On zgniły jest, może to zaraza jaka... - rzucił wąsaty na odchodne z przestrachem nim zatrzasnęły się za nimi drzwi.

- Zgniły? Tak za życia? Brrrrr!!!

Elf wyszedł za wojakami.

-Panowie darmowy posiłek dostaniecie. Ciała dwóch Dunlandczyków na śniegu połóżcie zimno jest zesztywnieją. A odesłać je chce w ich strony. Truchła zgniłego ruszać nie musicie. Narzucie chrustu i spalcie jak leży... O dziwo posłuchali.

Elf wrócił do gospody Thurga w stanie krytycznym wniesiono na górę Zarisa również. Pomógł mu w tym karczmarz. Zadziwiające jak rosły Dunladczyk z uporem trzymał się życia. Nie jeden już by wyzionął ducha...

Najpierw na szybko ocena sytuacji Zarisa. Noga w niedalekiej przyszłości do amputacji za wiele uszkodzeń. Lecz nie jest to pilne. Zatamowanie krwawienia przy pomocy konwencjonalnych metod i magi przyniosło skutek. Pacjent stabilny- pomyślał elf. Próbował z nim rozmawiać ale Zaris odpłynął jak to mawiają medycy. Zatem czas na trudniejsze wyzwanie...

Thurg konał na oko elfa miał około godzina życia. Próbował go ocucić po dłuższej chwili się udało. Wymamrotał zaklęcie łagodzące ból.

-Panie nie będę mydlił wam oczu. Jednego z waszych synów Zarisa jestem w stanie być może ocalić.

Thurg słabnąc gdy usłyszał słowo syn ożywił się.
- Syn? Torg jest żywy? - wyszeptał - Widać pogromił krasnoluda... - zakaszlał krwią - A co z Orgiem? Widziałem jak go... - zagryzł zęby.

Cholera Zaris to nie jest jego syn. Elf domyślał się już na dole że ci czterej to nie do końca zwyczajni Dunlandczycy... Zaris był zbyt pewny siebie i chlapnął coś elf nie pamiętał dokładnie co... Wskazywało to jednak że są emisariuszami czy posłami ich ludu... Warci do pozyskania dla naszej sprawy. Dobra jeszcze najtrudniejsze

-Dla ciebie jednak panie ratunku nie ma. Chcesz komuś przekazać ostatnią wolę? Bliskim o tym co tu zaszło? Gdzie pchnąć gońca? Przysięgam też że nic wspólnego z rzezią na dole nie miałem.- co było zgodne z prawdą.

- Wiem. Godziny moje policzone... Lodowaty uścisk śmierci mnie przejmuje... Syna mi ocal w wdzięczny ci będzie elfie dozgonnie całe nasze plemie... Jestem wodzem Dunlandu. Torg ma do Annuminas dotrzeć koniecznie... Pozwól mi z nim porozmawiać proszę... - błagał wkładając ogromny wysiłek w skupienie błędnego wzroku na twarzy elfa.

- Panie jedynym który przy życiu się ostał jak wszedłem był Zaris. Błędnie go wziąłem za kolejnego z twych synów. A nawet on kaleką będzie jeśli mam mu życie ocalić... Ta bójka z krasnoludem była przypadkowa. Ale strażnik króla ten co cie źgnął panie. Wykończył niemal wszystkich... Co ciekawe Zaris interesował go najmniej. Mów panie co i komu mam rzec w takim przypadku? Nim cie chłód ogarnie. A potem jeszcze raz, ty swą wolą a ja swą magią zawalczymy o twoje życie. Licząc, licząc na cud....- elfowi było go rzeczywiście żal.

Twarz ojca skamieniała, lecz nie uroniła ani jednej lzy przybierając nieruchomą maskę, odmawiając sobie chwili słabości w obecności obcego.

- Zaris. -zachrypiał Thurg. - Ten hulaka zawsze przynosi pecha... - Już jest za późno zatem. Pobratymcy moi na wieść o śmierci mej i synowców moich obrócą się przeciw ludziom śródziemna, gdy nadejdzie ku temu czas... - wyszeptał z trudem tracąc oddech. - Wojna idzie elfie, której ja jako pierwszy od pokoleń moich dziadów i pradziadów uniknąć chciałem, zabiegając o autonomii dla ziem naszych... Tharbadu... granic poszerzonych na rzecz zdradzieckich Rohirian przed wiekami nad odebranych choćby w skrawku małym... - dusi się krwią, męczy go rozmowa, wiadomość o śmierci obu synów z miejsca dobija go coraz bardziej.

Andaras dał się ponieść uczuciom. Po słowach Thurga powinien dać mu skonać. Skoro to uniemożliwiłoby sojusz na linii Zjednoczone królestwa-Dunland, ba nawet doprowadzi do wojny! On powinien tego dopilnować. Jednak nie mógł postanowił zaryzykować i zawalczyć o cud. Rozpoczęła się długa i zażarta walka ze śmiercią. Rzucając zaklęcie Andaras ściskał w dłoni swój amutel. Błagając bogów o pomoc.
 
Icarius jest offline