Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2011, 07:38   #220
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
- Czekaj Chuck. Są tu jakieś narzędzia. Zaraz uzbroimy tę wentylację. – powiedział Ipor zanim opuścił Gniazdo z Machariszimi.

Wąsaty Węgier obracał w rękach Anakondą z pewnością i wprawą z jaką Fish radził sobie z butelkami podczas miksowania drinków. Kolejny, co wie jak się nosić z bronią, pomyślał wspominając inżyniera.
Poszło im dość sprawnie, już po wzmocnieniu drugiej klapy wentylacyjnej Chuck wiedział, że reszta pójdzie o wiele szybciej. I tak też było.

Kiedy dwie ekipy opuszczały Gniazdo kobieta ukryła ich wspólne obawy odwróceniem uwagi od rzeczy smutnych.

- Zrobię coś ciepłego do jedzenia – zaoferowała Zoe i ruszyła do pomieszczenia socjalnego, gdzie była kuchenka mikrofalowa i głęboko mrożone produkty. – Jak pan myśli, uda się im? – rzuciła niby od niechcenia maskując strach, który bywa zaraźliwy, wszak mały dostał już solidną porcję emocji. Z dokładką.

Leo siedział cichutko przy stole nie podnosząc wzroku i mrugając rzadko, bo za każdym razem, gdy opadały powieki po rumianych policzkach spływały wielkie jak groch łzy. Wstydził się, bo przecież chłopaki nie płaczą.

- Genialnie! – barman uśmiechnął się trochę blado sam już nie wiedząc czy brzuch tak zaczyna boleć z nerwów czy głodu. – I jaki tam pan! Panowie na Ziemi zostali… Charles Fish – skinął głową nie wstając od stołu – Chuck na mnie wołają, – dodał przyglądając się siedzącemu naprzeciw Leo. – Jasne, że się uda! Phi… - żachnął się wzruszając ramionami. – A myślisz, że siedziałbym sobie teraz z Leo jakby miało być inaczej? – krzyknął do Zoe, która już krzątała się po kuchni. – Radę sobie dadzą, temu zostaliśmy, bo wszyscy wiedzą, że Leo biega najszybciej i nikt za nim nie nadąży. Zmęczyć sięnie chcieli i być ostatnimi za nami.

Chłopczyk otarł nos rękawem nieco zaciekawiony.

- Dobrze mówię? – zagadnął Fish nie patrząc na chłopca, bawiąc się w rękach Pajęczakiem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1eS48XaSvEs[/MEDIA]

Widział kątem oka jak mały obserwując go machnął z zaciśniętymi ustami, a na widok robocika pogodniejąc, aż pokazały się dołeczki w policzkach.

- Hm? – mruknął barman do malca przenosząc na niego wzrok. – Szybko biegasz?

- Szybko! – Leo powiedział dobitnie po chwili namysłu.

- On też umie szybko biegać. – powiedział ostrożnie stawiając pokemona na stole, którego już ustawił na tryb zwierzątka domowego.

- A jak ma na imię?

- Artuditu. Ale możesz go nazywać Artu, bo tak lubi bardziej.

- Acha. A ile ma lat?

- Emm… - zająknął się Fish zatkany pytaniem. Właściwie nie wiedział i nigdy nie sprawdzał. Dostał go kiedyś w prezencie; wiele lat temu od stałego, dzianego klienta jako napiwek przecież. Tak, siedem lat temu. Pewnie ma z jakieś dwadzieścia, pomyślał. – Siedem. Siedem lat ma.

- A ty?

- Ja też! – uśmiechnał się ożywiony – Właściwie to mam jeszcze sześć… Ale już niedługo siedem.

- To masz sześć i pół?

- Nie, prawie siedem – nalegał poważnie Leo.

- Okay.

- Umie sztuczki?

- No jasne!

- A jakie? Pokaże pan? – zapytał wpatrzony w Artu, który powoli zbliżał się do malca.

- Sam spróbuj. – powiedział Fish odpalając zapałkę od naramiennika kombinezonu.

- Siad! – krzyknął Leo.

Pajęczak odwrócił główkę w stronę Fisha machając antenkowym ogonkiem i widząc Chucka puszczającego nieznacznie oczko po zaciągnięciu się papierosem, usiadł przed malcem.

- Podaj łapę – wyciągnął na przywitanie rękę a robocik wysunął ku uciesze chłopca teleskopik ściskając jego palec delikatnie uchwycikiem.

- Daj drugą – rozkazywał, a robocik powtórzył komendę z drugim czułkiem.

- Leżeć! – zaśmiał się a Artu przewrócił się na plecy wystawiając wszystkie czułki do góry nieruchomiejąc, co wywołało na twarzy chłopca głębokie zdziwienie.

- Zepsuł się? – zapytał nieśmiało z nutą przestrachu w głosie.

- Eeeee… - bąknął Chuck – zawsze mu się ta komenda merda z udawaniem zabitego. – Atru wystarczy. – powiedział i wypuścił dym na bok, a pajęczak podskoczył do góry zachęcony dziecięcym śmiechem do zabawy.

- A szybko biega? – dopytywał malec głaszcząc wesołego robocika po metalowym grzbiecie.

- Bardzo!

Po chwili Leo zapominając najwyraźniej na chwilę o smutku przemierzał dookoła stołu konferencyjnego goniony przez pajęczaka. Pokilku okrążeniach zmieniały się role i Artu biegał za malcem a obaj na zakrętach ślizgali się po posadzce, aż pajęczak na zakręcie zatrzymał się na ścianie nie wyhamowując szalonej gonitwy.

- Kawa i zapiekanka – Zoe wyszła z pomieszczenia socjalnego niosąc tacę z wiktuałami, którą zręcznie w ostatniej chwili uniosła nad przebiegającym synkiem i z gracją tancerki ominęła cwałującego między jej nogami Pajęczaka.

- Super. – ucieszył się Chuck gasząc papierosa.

Leo wskoczył posłusznie na krzesło zajmując swoje miejsce przy stole.

- Nie poparz się – rzuciła stawiając dymiące, pachnące zapiekanki.

- Dobra! – powiedzieli niemal jednocześnie Leo z Chuckiem.

- Wujek tez lubi zapiekanki? – zagadał malec sięgając po największą.

- Jasne. Z ketchupem i majonezem. – odpowiedział poważnie barman chowając rozbrykanego pokemona do kieszeni. Widok jedzenia pobudzając gruczoły ślinowe ucieszył go jak sam nie wiedział co.

- Ja też! – wypalił mały wyciskając uparcie resztki wspomnianych składników z jednorazowych dyspozytorków.

- Mmmm… Niebo w gębie – Chuck zachwycał się z pełnymi ustami nie zważając na temperaturę gorących kanapek.

Zoe skwitowała zachowanie przy stole uśmiechem. Pierwszym jaki zobaczył na jej twarzy. Naprawdę uroczy, przemknęło mu przez głowę stawiając przed oczami delikatne wargi Nicole ukazującego śnieżnobiałe, równiutkie ząbki.

Dźwięk ruszającej windy przeszył pomieszczenie. Wagonik jechał na górę. Kurwa, zaklął w myślach Fish przełykając zapiekankę, zapomniałem zablokować windę krzesłem! Ktokolwiek ją wzywał był obcym, bo nikt z ich ekipy na poziom D się nie wybierał. Trzy minuty.

- Leo! Chodź pobawimy się w chowanego. – udał beztroskę.

- Teraz? – ucieszył się malec – Ale głodny jestem. – zmartwił się przed postawionym trudnym wyborem.

- Chodź, schowamy się tam! – pokazał na magazyn z bronią biorąc tacę z jedzeniem ze stołu.

- Dobra! Ale kto pierwszy kryje?

- Chcesz?

Leo pokiwał przecząco głową widząc zapiekanki w drodze do magazynu.

- No to Artu pierwszy szuka! Szybko! – ponaglił zerkając na wyświetlacz windy.

- Choć mamo! – Leo pociągnął za rękę Zoe do zbrojowni, która blada jak ściana pobiegła za nim, rzucając Fishowi smutne spojrzenie.

Chuck upewniwszy się, że zablokowane przez Rocka solidne grodzia po zwolnieniu hamulca otwierają się tylko od środka zbrojowni, zgasił światło w pomieszczeniach Gniazda. Pajęczaka ustawił na tryb manualny i zostawiając go w Gnieździe zamknął się z matka i synkiem w magazynie. Na zielonkawym od noktowizji kamery Artuditu wyświetlaczu WKPa w skupieniu wpatrywał się w czerwony czytnik windy, którą ktoś jechał na dół. Miał na podorędziu pałki ochrony, które zawsze kojarzyły się mu z przerośniętymi wibratorami i paralizatory elektryczne nico bardziej skuteczne od tego damskiego, z którym teraz paradował inżynier. Zoe sprawdziła baterię na ściskanym wzdłuż nogi wyświetlaczu broni.

- Do ilu on liczy? – zapytał szeptem Leo.

- Jeszcze minuta. – Chuck odpowiedział równie konspiracyjnie przykładając porozumiewawczo palec do ust na znak milczenia.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline