Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2011, 18:26   #24
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację

Ork jeszcze chwilę jęczał i gdy spojrzał na kapłana od razu było jasne, że nie rozumie nic z tego co Konrad do niego mówi. Splunął mu obleśną czarną juchą zmieszaną z krwią na szatę i zacharczał przeciągle.
- Mene… there…
Gdy Kreter podszedł do leżącego przeciwnika zauważył, że jego słowa trafiły w pustkę, albowiem zielona kreatura wyzionęła wreszcie ducha od okropnej rany jaką zadał jej sigmaryta. Czarne ślepia zastygły wlepione pusto w nocne niebo, krzak w końcu wypalił się do reszty i znów zapanował półmrok.
Samphenion mógł odetchnąć z ulgą, strzała nie uszkodziła ani tętnicy, ani kości, zahaczyła tylko o mięsień pachwinowy. Niestety nie da się wyjąc strzały w całości, z pewnością będzie trzeba ją złamać na pół. To będzie bolesne, acz nie skomplikowane zadanie. Elf pewnie jeszcze będzie długo kulał, ale jedyną pamiątką będzie wyłącznie maleńka blizna. Choć jedna pocieszająca wiadomość. Wreszcie nastała cisza. Nie trwała jednak zbyt długo. Konrad wreszcie otrzymał odpowiedzi na niektóre z pytań.
Nad lasem od strony północy niebo delikatnie jarzyło się czerwoną łuną, jakby ogromny pożar wędrował z tamtej strony, a w głuchym powietrzu zawirowały setki rogów, w które dęły płuca nie przyjaciela, oznajmiając swoje przybycie. Tak na słuch mogliście od razu wywnioskować, że horda oddalona jest zaledwie o kilka stajen od was. Jak nigdy czas zaczął gonić, a łuna po woli powiększać.

****


Cała armia orków i ich rasowych krewniaków maszerowała równo przez ciemny las, a każdy z nich dzierżył pochodnię w ręku. Szli tak w ciszy nie rozmawiając i tylko potężne warchlaki jeźdźców z tyłu porykiwały co jakiś czas w rytm zadętych rogów. Mozolnie i po woli pomiędzy nimi kroczyły wielkie i napuchłe trole, wlekąc za sobą maczugi wyrzeźbione z pni i konarów drzew, nabijane grubymi ćwiekami i metalowymi prętami, powyginanymi i zakrzywionymi we wszystkie strony. Pomiędzy ich nogami przebiegały małe gobliny z paskudnym wyrazem mordu na twarzy. Gdy piechota przeszła za nią wreszcie pojawili się pierwsi jeźdźcy. Ich warchlaki wszędzie porośnięte były długi kościstymi naroślami i przypominały skrzyżowanie dzików z jeżami, wielkości potężnego byka, wszystkie były osłonięte w czułych punktach starymi kolczymi narzutami, a na górze za garbem miały siodło. Dosiadający ich orkowie dzierżyli w dłoniach podłużne drewniane piki obite metalem. Gdzieś dalej w głębi, strzeżony przez najsilniejszych wojów jechał ciągnięty przez cztery warchlaki ogromny powóz z siedliskiem w kształcie prymitywnego tronu obitego skórami niedźwiedzi i wilków chaosu. Nad tronem wznosiły się cztery długie szpiczaste kolce, na które nadziane było jakieś ludzkie ciało, przegniłe już do granic możliwości. Zasiadający tron ork najwyraźniej nic sobie nie robił z robaków co rusz wypadających ze śmierdzącego korpusu i spadających mu na głowę. A głowę miał okrytą niezwykłym hełmem. Był on podłużny przyozdobiony rogami i okuty ćwiekami, na gołej piersi zwisały mu podłużne pióra z talizmanu noszonego na szyi. Między hordę wpadł jeździec, najwyraźniej łucznik. Zeskoczył ze swojego warchlaka i padając na twarz woła orkowe powitanie. Wódz krzywi się, najwyraźniej dostrzegł, że jest sam. Łucznik podnosi głowę wciąż klęcząc przed przywódcą i w plugawym języku zielonych zdaje relacje z wydarzeń na moście.
- Panie mój Har – Osh!!! Wybacz mi złe wieści…
Przywódca zmrużył oczy, musiał być już stary gdyż na jego paskudnej skórze pojawiły się nowe zmarszczki.
- Czyżby mój syn Arel zawiódł i nie miał odwagi powiedzieć własnemu ojcu o porażce?! Jeśli nie dopadł gońca gorzko pożałuje, że mnie zawiódł!!!
Zagrzmiał ciężkim tubalnym głosem stary ork nie przestając mrużyć wzroku. Łucznik przełknął głęboko ślinę, czując jak serce staje mu kołkiem w piersi.
- Mój panie! Twój syn… - ork zawahał się chwile, w końcu drżąc cały wyszeptał – Twój syn panie nie żyje…
Ork otworzył szeroko oczy, na czole i mięśniach wystąpiły pulsujące żyły, a złość zdawała się kipieć. Zeskoczył z tronu i z łoskotem upadł na ziemię. Cała armia zamarła spoglądając uważnie na to co się dzieje przy powozie.
- Kto!? Gdzie!? I kiedy!? Mów !!!!!
Wydarł się zielonoskóry kopiąc łucznika w twarz. Ten cicho stęknął, zdawać by się mogło, że zmalał nagle.
- Krasnolud panie, przeklęty menethere, jeden plugawy elf i pokraczny halfling! W tamtym kierunku jest wieś i przy niej dwór, to właśnie tam zabili twego najstarszego syna panie!!!
Ork zaczął z całych sił kopać leżącego u stóp łucznika, po czym wyrwał bat poganiaczowi warchlaków i chłoszcząc nim w powietrzu zaczął ciąć skórę na plecach, żałośnie łkającego łucznika. Gdy z pleców nieszczęśnika pozostała krwawa miazga zaprzestał chłosty i oddychając ciężko zwrócił się do reszty.
- Każdy, który przyniesie mi choć jednego z tych łachmytów i psich synów zajmie miejsce mojego syna i obsypię go czym tylko zapragnie!!!
Wodzowi odpowiedziało dzikie wycie z setek gardeł a jeźdźcy niczym błyskawice popędzili w kierunku wskazanym wcześniej przez łucznika.

Załącznik nr 4 Hak-Osh Warel


 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 24-02-2011 o 18:29.
Tasselhof jest offline