- Revan jestem. – odparł, podchodząc do „towarzyszy”, zapinając klamrę od spodni i uśmiechając się przy tym. Ten uśmiech, choćby był szczery, wygląda paskudnie. Widać, że zniknął na chwilę za potrzebą. Był zbyt zajęty, by zareagować na krzyki, znaczy się, potrzeba siłą wyższą. A że w drużynie była kobieta… to poszedł w las trochę głębiej. Cóż, miał tylko nadzieję, że nie wezmą go za konfidenta jakiegoś.
Zauważył twarz Hugo i jego bandaż. Wyszczerzył kły w paskudnym grymasie, który ledwo przypominał uśmiech.
- Ładnie. – skwitował.
Wzrokiem poszukał reszty kompanii, znaczy się, kupca i dziewczyny.
- Doszliście już do jakichś ciekawych wniosków podczas mojej nieobecności? – co szkodziło zapytać. Może nie tylko dla niego sprawa śmierdziała mistyfikacją? |