Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2011, 23:12   #51
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Niklas
Na śmierdzących ulicach, gdzie wydawał rozkazy szczylowi Niklas, jeszcze nic się nie działo – być może miał wtedy szczęście, że zdecydował się na pójście do Kaplicy Ślepych, lub, przeciwnie, za szczęściem chowało się Fatum albo Fortuna, obie czczone przez zwycięzców, dla których nigdy nic nie jest przypadkowe.
Smród przyjął z chciwością te parę złych, które brzęknęły w jego dłoni – ugryzł, zważył w dłoni, jakby miało to cokolwiek znaczyć. Jako honorowy mieszkaniec Außenstadt, zaoferował również prostytucję, ale chyba Niklas nie miał czasu na dupczenie młodych chłopców. W każdym razie, dał mu dość pieniędzy, żeby mógł liczyć na to, że smark wcale nie skrewi. Taki mały, a szpiegować umiał.
Kiedy szedł w stronę schronu Vixen, słyszał dodatkowe komunikaty. Większość była po prostu powtórzeniami tych samych informacji, które mówiły o rychłej zapowiedzi końca rasy słowiańskiej, zaś na Czarne Ulice z wolna wylewały się oddziały Feldheeru, które, połączone z prywatnymi wojskami Gildii Kupieckich i frakcji pomniejszych, zawierały na parę chwil ciaśniej kajdany reżimu. Komunikaty o zakładanej niższości Rosjan i Polaków były przemieszane z reklamami rodzących androidów i wymienialnych macic i łożysk na równi z różnorakimi modelami androidów, które przeważnie zawierały kobiety około lat szesnastu, jakkolwiek zawsze znalazło się miejsce na starsze (modele 23-25 były w modzie), jeszcze starsze (40-50 dla dojrzałych) i „towarzyszki starości” (60+), które, o dziwo, także miały wbudowany moduł rodzicielski razem z pełnym zestawem menstruacyjnym i laktacyjnym. Z rzadka pojawiały się ogłoszenia chłopców w ofercie lub dzieci młodszych niż szesnaście, jednak nie były one nieobecne.
Pewien, że odwalił robotę na Czarnych Ulicach dobrze, skierował się do kryjówki Marthy Steuer, po to, by wyruszyć z resztą


# Plaga Cruenti
W ciągu zaledwie paru chwil ogród, będący areną starć Cruenti, kapłanów Boga, Który Wszystko Słyszy i nie do końca przypadkowych gości w tym wszystkim, zmienił się w pewnej jego części w ruinę. Niektóre mury, jak się zdawało, były specjalnie zaprojektowane do tego, żeby wytrzymać nieludzkie wrzaski sonicznych kapłanów. Naturalnie, nie wszystko – na takich dodatkowo zabezpieczonych murach pojawiały się pęknięcia, a kunsztowne rzeźby demonicznych świętych nierzadko rozpękały się na dziesiątki, jeśli nie setki kawałków.
Fingst, Nadia, Jankowski, Vixen i Borys biegli do samochodu. Borys Klein, bardziej chyba z pragmatycznego zmysłu niż względów sentymentalnych osłaniał Niklasa, który pędził do stróżówki. Stróżówka, mały budynek przypominający miniaturową strażnicę, która była zbudowana z pokaźnych murów stylizowanych na średniowieczne, okazała się całkiem mocna – sam fakt, że przetrwała w całkiem dobrym stanie dotychczasowe piekło, był co najmniej godny uwagi.
Niklas dostał się do środka, prawie potykając się o trupa księdza, na którym ucztowały Nekromesjasz wie jakie stwory. Widział je chyba w Unterstadt – były to ślepe larwy wielkości pięści, jaja, zdaje się, złożone przez matkę.
Gorączkowe przeszukiwanie stróżówki w poszukiwaniu mechanizmu okazało się próżne tylko przez parę chwil. Potem przybyli kapłani, węsząc zamiar Niklasa. A potem słyszał tylko wrzask.
Szyba stróżówki poszła w drobny mak po naporem fali dźwiękowej. Nie była to to jakaś głupia przenośnia, która rzekomo miała nawiązywać do rozbicia szyby na tysiące kawałeczków – szyba naprawdę w jednej sekundzie przemieniła się w proch. Niklas, ze względu na fakt, że leżał na ziemi, czekając na swoją kolejkę na aktywowanie mechanizmu i ucieczkę ze stróżówki, mógł tylko czekać. Jednak gdyby mógł zobaczyć w zwolnionym czasie – zupełnie jak na tych efekciarskich filmach sprzed wojen nuklearnych – to stwierdziłby, że nagle na szybie pojawia się tysiące małych pęknięć, pajęczyn, które rozkręcały się jak fraktale, tylko po to, żeby zamienić się w pył.
Co do samego Niklasa, poczuł, że natężenie fali wgniata go w podłogę. Przez te parę chwil poczuł, że może umiera – może już umarł, skończywszy jako bezkształtna i krwawa breja mięsa i kości. Wrzask, który usłyszał, był jak tysiące, nie, miliony igieł wbijających się w jego bębenki i wykręcających jego błędnik niczym szaleńcze narzędzie tortur. Narastał – narastał – ustał.
Dalej rzeczy toczyły się trochę jak we śnie, trochę jak w rzeczywistości, jednak głuche piszczenie w jego uszach miało pozostać do końca tego dnia.
Nie widział, że pierwszego z kapłanów skosił Borys, który przeklinał pod niebiosa, przeładowując magazynek karabinu. Borys nie zdążył. Alecto – owszem.
Mogli sobie tłumaczyć to wydarzenie później niezrozumiałym i pokręconym poczuciem hybrydy człowieka i Cruento – bowiem tym właśnie była Catherine Alecto w całej swojej zakrwawionej i wykrzywionej żądzą mordu krasie. Ale ci z samochodu mogli widzieć. Catherine, będąc o wiele szybsza niż człowiek, zaczęła biec w stronę kapłana, jeszcze zanim ten zaczął wibrować swoim zabójczym głosem. Całość, zdało się, nie zabrała więcej niż parę sekund, przy czym najmniejszą tego częścią była właśnie część sproszkowania szyby, która dla Niklasa mogła przeciągać się minutami lub nawet godzinami, zgodnie z myślą pewnego zapomnianego fizyka, który głosił, że czas jest względny. Ból rozciągał czas, to było pewne.
Alecto posługiwała się broniami, które znajdowała na polu walki, ewentualnie zabijała gołymi rekami. To właśnie była sytuacja z gołymi rękami. Jej blada, niemal śnieżnobiała karnacja na rękach, teraz zaplamiona kroplami krwi i płynami ustrojowymi, sięgnęła jak smuga w stronę gardła krzyczącego kapłana. Wystarczyło tylko jedno uderzenie, głowa wyrwała się z zawiasów karku. Spojrzała w stronę wozu pancernego – nadjeżdżał, Borys przeładował i ani myślał uwierzyć w dobre intencje Alecto. Ostatnie spojrzenie poświęciła Niklasowi, który właśnie podnosił się z ziemi, po to, by uruchomić bramę.
Potem uciekła, choć później Klein przysięgał, że był pewien, że ją postrzelił przynajmniej parę razy. Przysięgał później także na to, że Alecto była potworem – i jako potwór musiała umrzeć.
Cokolwiek miało stać się później, wóz pancerny, prowadzony przez Fingsta, nadjeżdżał z impetem. Niklas zdołał odzyskać poczucie własnego ciała i nawet nieco słuchu, tyle, żeby usłyszeć, żeby wsiąść.
Brama otwierała się zbyt wolno. Nie było wyboru. Alecto zniknęła, akurat w dobrą dla siebie chwilę – kawaleria złożona ze starszych kapłanów właśnie przybyła, o krzykach odpowiednio donośniejszych niż nowicjusze. Nie mieli już zobaczyć fal dźwiękowych, które były w stanie burzyć mury, zupełnie jak w jednej z przypowieści napisanych przez szalonych chrześcijan.

4.Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach.
5.Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie".

Jechali teraz z pełnią prędkością. Wkład i ofiara Niklasa nie przeszły bez echa – dwie bramy zrobione z drewna i okute żelazem z pewnością byłyby niemałą przeszkodą do sforsowania, nawet, jeśli chodziło o wóz pancerny. Przejechali mniej więcej środkiem, starając się jechać jak najszybciej, jednak i tak musieli staranować kawałek – gdy Fingst przejechał środkiem bramy odskoczyły w bok, a znajdujący się w środku pasażerowie podskoczyli.
Byli na zewnątrz.

*

- Fingst? Masz moją matkę?
- rzekł głos Vaudeau. Zdało się, że wreszcie powróciła łączność. - Czekałam, kiedy wejdziesz w zasięg.
Kiedy potwierdził, jej głos uspokoił się. Zupełnie tak, jakby naprawdę była człowiekiem.
- Gdzie jesteście? - tym razem była to Łezka. - Marie gadała coś... Aaa, Vixen. Świetnie, świetnie – mówiła tak szybko, że ledwo rozróżniał słowa. - Słuchaj, Marie zabrała mnie i resztę jej sióstr w stronę innej kryjówki. Jakiejś takiej o wiele bardziej do dupy, z tego, co widzę.
Szybko przekazała Fingstowi lokację, w której się znajdowały. Jak się wydawało, Maria Vaudeau znała niektóre z kryjówek, jakie Vixen zapieczętowała w jej pamięci. Raz, nie była to do końca kryjówka – była to raczej trzypokojowa klitka, w której Vixen czasem ukrywała się i używała jako małego składziku, w którym głównie było jedzenie i baterie do maszyn. Tyle, jeśli chodziło o samo przekazanie informacji.
Wydostanie się z placu, na którym rozgorzała walka, było czymś zupełnie innym.
Oczywiście, wyjechali z pełnym rozpędem – stracili tylko trochę z szybkości, której nabrali już w samej kaplicy Ślepców, co szybko nadrobili. Czarne Ulice stały się nagle dziwnie podobne do pobojowiska, które odnaleźli w Eses-sztubie, choć, oczywiście, tutaj siły były o wiele bardziej wyrównane i zbyt wielu ludziom zależało na tym, żeby dzielnica obstała. Bloki mieszkalne i pomniejsze sklepy natychmiast padły ofiarą Cruenti lub po prostu zwykłych rabusiów, którzy korzystali z nagle wynikłego chaosu. Jednak chaos ten nie miał nic wspólnego z wyłomem z Elysium wschodnim – tu, zarówno Federacja, jak i Gildie Kupieckie wystawiły wojska, które mogły utrzymać opór przez długi czas, nawet, jeśli miałoby to powodować wielkie straty. Centra handlowe wcale nie przestały działać lub magazyny wcale nie przestały dostarczać cennego surowca – ot, po prostu wszystko nagle obrosło drutem kolczastym i zaczęło o wiele bardziej przypominać twierdzę. Jeśli chciało się coś kupić, należało wystawić białą flagę.
Zatem, kiedy uszli z życiem z Kaplicy Ślepych, nie mogli mówić o jakimś wielkim oporze ze strony ludzi. Chodziło tutaj po prostu o to, że wszyscy byli o wiele bardziej zajęci szukaniem krwiożerczych dzieci, przysysających się do twarzy noworodków i wielkich monstrów, które zostały później nazwane „Panami Roju”.
Było jasne bowiem, że im dalej odjeżdżali od Kaplicy, że Cruenti nie jest zwykłym zbiorem dziwacznych mutantów o mniej lub bardziej owadzich cechach – już z dawna Nadia przewidziała, że za Cruenti stała świadomość. Świadomość strategiczna, planująca i kalkulująca, a także unikająca strat. Zatem robaki, jak je czasem określano (na równi z innymi nazwami: Cruenti, Cruanti, Cruneti czy po prostu Pestis). Z rzadka tylko musieli strzelać – czasem nadarzył się na tyle głupi bandzior, który postanowił sobie postrzelać dla zabawy w stronę wozu pancernego lub pomniejszy pomiot Cruenti – dziecko z wilczymi pazurami lub starzec z wystającymi z części brzucha, gdzie powinny być jelita.
Zapasowa kryjówka Vixen właściwie nie była kryjówką. Było to mieszkanie znajdujące się na parterze jakiegoś zapomnianego wohnblocku, który jeszcze nie został zaatakowany przez plagę. Być może było tak dlatego, ponieważ Czarne Ulice były otoczone kordonem, a Cruenti, jak można było spekulować, zależało na czymś szczególnym.
Kiedy tylko spotkali się, nastąpił wylewny, a jednak krótki czas przywitania – Łezka Fingsta, Vaudeau Vixen (reszta androidów było chwilowo wyłączonych przez Vaudeau), wszyscy po swojemu. Jednak nie było czasu. Być może zagrożenie minęło tylko na parę chwil, jednak sam fakt, że z dzielnicy Czarnych Ulic się nie wydostali, zagrażał im śmiercią.
Jak się okazało, wóz pancerny, który gwizdnęli z Kaplicy Ślepych, był używany do przewozu prowiantu do środka Kaplicy – w ferworze walki nie zauważyli tego.
Wewnątrz znajdowało się parę małych skrzyń, wewnątrz których znajdowało się tylko jedzenie dobrej jakości – nieco papek witaminowych, zasuszone mięso wyhodowane w laboratorium, woda impregnowana minerałami (od czasu ostatniej wojny chemicznej czyste źródła wody zdarzały się nieprzyzwoicie rzadko), suchawy chleb zrobiony ze zboża hodowanego w szklarniach i nawet dwanaście puszek piwa żytniego „Atom”. To wszystko, razem z jedzeniem zmagazynowanym w klitce Vixen, mogło wystarczyć nawet na paręnaście dni na szlaku na Zewnątrz. Jedzenie było dosłownie wyprodukowane niedawno, nie było na nim żadnych zegarów zastojowych. Nie było na nim żadnej ochrony przed skażeniem na zewnątrz, jako że miało być ono zjedzone pod Kopułą.
Oczywiście, androidy jadły baterie, a nie żywność, zatem Vaudeau nie liczyła się do ogólnej sumy.

*

Vaudeau zgodziła się odtworzyć infokość i przegrać zawarte w niej informacje na parę dodatkowych kości – co zasugerowała Vixen, która użyła laptopa Łezki do ekstrakcji informacji z infokości. Obie kobiety znały się na technologii dość, żeby przyspieszyć znacznie proces łamania zabezpieczeń infokości i zgrać cały przekaz do laptopa i androida.
Kiedy reszta była zajęta, Vixen rzekła do maszyny:
- A teraz, moje drogie dziecko, powiedz nam, co było spisane na kości.
- Tak jest – rzekła głębokim głosem Marie, a Łezka obserwująca całą sytuację drgnęła. Klein, który zdołał przynieść od siebie broń i amunicję, patrzył na całość ponurym wzrokiem. - Odczytuję przekaz XJIO-888, zapiski ślepego kapłana.
Zamilkła na chwilę, a Borys przeładował.
- Byłem tam wtedy – rzekła głosem starego mężczyzny. - Kiedy podrzynali gardło J. Oczywiście, nikt mnie wtedy nie rozpoznał, miałem na twarzy maskę, choć teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia. Mam tylko nadzieję, że kiedy i moja głowa spocznie obok moich stóp, ktoś będzie mógł usłyszeć to wszystko, choć nie wiem wszystkiego.
Znowu cisza.
- Już dawno zarzuciłem służbę dla Ślepych i przywiodło mnie to tylko do mojej zguby. Kiedy tylko ten przekaz zostanie zapisany, musi zostać dobrze ukryty – na tyle dobrze, że nikt nie będzie mógł o nim wiedzieć. Wydaje się, że W. odwali za mnie tą robotę, ponieważ on przewidział to wszystko. Poleciłem mu, żeby miejsce ukrycia znajdowało się w jakimś szczególnym miejscu – tak, by powodzenie odnalezienia kości informacyjnej nie zależało od tego, czy W. przeżyje czy nie, ale od tego, czy informacja dojdzie do czyichś uszu.
Teraz zajmijmy się Federacją. Ze zrozumiałych względów, nie mogę podać wszystkich poszlak, na które natrafiłem. Mój czas dobiega końca, a moje imię nie będzie nikomu potrzebne. Jednak niech będzie wiadome, że nazywam się Mariusz. Po prostu Mariusz, takie było moje imię zakonne. Zostałem wysłany przez stronnictwo Ślepego Boga, aby zbadać sprawę zwłok kapłanów, których Federacja nigdy nie oddała – paru naszych zginęło w jednej z zamieszek w Jatkach.
Dość jednak historii. Szpiegując Mortuarium na północy, odkryłem, że Federacja jako pierwsza ma prawo do zwłok i niechętnie przygląda się, jak trupy są grzebane bez przejścia przez ręce Federatów. Moje śledztwo i paru innych zaangażowanych z kościoła wykazało, że zwłoki naszych nie były od razu pogrzebane – nierzadko, Federacja postanawiała przeznaczać do kremacji zwłoki znalezione na ulicy. Wydawało się, że interesowały ich tylko trupy specjalnego pochodzenia, kapłanów, ludzi inteligentnych, naukowców, nawet przywódców wojen domowych. Ponoć na początku brali wszystkich, jak leci – wiązało się to także z eksperymentami na żywych ludziach.
Eksperymenty, które prowadziła Federacja, były związane ze specyficznym rodzajem broni. Dotychczas mieliśmy bronie maszynowe, bronie soniczne, karabiny, noże i wszystko, co wykluczało ciało fizyczne człowieka z bitwy. Badania nad cybernetyką, bioniką i emulatorem duszy zapoczątkowały nową gałąź badań. Projekt, który później miał być znany jako Aurum.
Pomimo tego, że sama nazwa przeciekła na zewnątrz, to nikt nie ma pojęcia co tak naprawdę miałoby to znaczyć. Podobnie, zbadałem wiele szczegółów, jednak muszę podać tylko rezultaty tego śledztwa.
Okazuje się, że systematyczne badania nad możliwościami ludzkiego mózgu doprowadziły Dyrektoriat – bowiem to Dyrektoriat zainicjował badania nad Aurum – do wniosków, że istnieją pewne cechy ludzkiego mózgu, które nie mogą być wykonywane przez cokolwiek innego nad komputer biologiczny, stąd fakt, że emulator duszy, który ma wbudowany każdy android, jest w rzeczywistości pewnym zlepkiem procesora i sztucznie wyhodowanego organu, który od biedy można nazwać mózgiem. Mówiąc krótko, dokopali się do tak zwanych „ukrytych właściwości” mózgu, które potrafili wykorzystać jako broń.
Jak się okazało, nie było to takie łatwe – sama stymulacja narkotykowa i elektryczna nie wystarczała, a stymulacje i narkotyki, które wykorzystywała Federacja, były za drogie, aby ciągle z nich korzystać. Jak podają akta, eksperymenty podawały sukcesywne burzenie ścian, powoływanie do istnienia tak zwanych tulp, czyli materializację myśli. Zatem słuszne było założenie naszych przodków mistyków, że myśli kształtują rzeczywistość, jednak osobiste kreowanie rzeczywistości przez jedną osobę jest zbyt małe, żeby mogło wchodzić w rachubę.
Oczywiście, takie jest moje wytłumaczenie, które może być błędne. Dość powiedzieć, że poprzez oddziaływanie na mózg, mogli tworzyć te małe cuda. Mówię „małe” ponieważ zburzenie ściany
 
Irrlicht jest offline