Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2011, 23:12   #51
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Niklas
Na śmierdzących ulicach, gdzie wydawał rozkazy szczylowi Niklas, jeszcze nic się nie działo – być może miał wtedy szczęście, że zdecydował się na pójście do Kaplicy Ślepych, lub, przeciwnie, za szczęściem chowało się Fatum albo Fortuna, obie czczone przez zwycięzców, dla których nigdy nic nie jest przypadkowe.
Smród przyjął z chciwością te parę złych, które brzęknęły w jego dłoni – ugryzł, zważył w dłoni, jakby miało to cokolwiek znaczyć. Jako honorowy mieszkaniec Außenstadt, zaoferował również prostytucję, ale chyba Niklas nie miał czasu na dupczenie młodych chłopców. W każdym razie, dał mu dość pieniędzy, żeby mógł liczyć na to, że smark wcale nie skrewi. Taki mały, a szpiegować umiał.
Kiedy szedł w stronę schronu Vixen, słyszał dodatkowe komunikaty. Większość była po prostu powtórzeniami tych samych informacji, które mówiły o rychłej zapowiedzi końca rasy słowiańskiej, zaś na Czarne Ulice z wolna wylewały się oddziały Feldheeru, które, połączone z prywatnymi wojskami Gildii Kupieckich i frakcji pomniejszych, zawierały na parę chwil ciaśniej kajdany reżimu. Komunikaty o zakładanej niższości Rosjan i Polaków były przemieszane z reklamami rodzących androidów i wymienialnych macic i łożysk na równi z różnorakimi modelami androidów, które przeważnie zawierały kobiety około lat szesnastu, jakkolwiek zawsze znalazło się miejsce na starsze (modele 23-25 były w modzie), jeszcze starsze (40-50 dla dojrzałych) i „towarzyszki starości” (60+), które, o dziwo, także miały wbudowany moduł rodzicielski razem z pełnym zestawem menstruacyjnym i laktacyjnym. Z rzadka pojawiały się ogłoszenia chłopców w ofercie lub dzieci młodszych niż szesnaście, jednak nie były one nieobecne.
Pewien, że odwalił robotę na Czarnych Ulicach dobrze, skierował się do kryjówki Marthy Steuer, po to, by wyruszyć z resztą


# Plaga Cruenti
W ciągu zaledwie paru chwil ogród, będący areną starć Cruenti, kapłanów Boga, Który Wszystko Słyszy i nie do końca przypadkowych gości w tym wszystkim, zmienił się w pewnej jego części w ruinę. Niektóre mury, jak się zdawało, były specjalnie zaprojektowane do tego, żeby wytrzymać nieludzkie wrzaski sonicznych kapłanów. Naturalnie, nie wszystko – na takich dodatkowo zabezpieczonych murach pojawiały się pęknięcia, a kunsztowne rzeźby demonicznych świętych nierzadko rozpękały się na dziesiątki, jeśli nie setki kawałków.
Fingst, Nadia, Jankowski, Vixen i Borys biegli do samochodu. Borys Klein, bardziej chyba z pragmatycznego zmysłu niż względów sentymentalnych osłaniał Niklasa, który pędził do stróżówki. Stróżówka, mały budynek przypominający miniaturową strażnicę, która była zbudowana z pokaźnych murów stylizowanych na średniowieczne, okazała się całkiem mocna – sam fakt, że przetrwała w całkiem dobrym stanie dotychczasowe piekło, był co najmniej godny uwagi.
Niklas dostał się do środka, prawie potykając się o trupa księdza, na którym ucztowały Nekromesjasz wie jakie stwory. Widział je chyba w Unterstadt – były to ślepe larwy wielkości pięści, jaja, zdaje się, złożone przez matkę.
Gorączkowe przeszukiwanie stróżówki w poszukiwaniu mechanizmu okazało się próżne tylko przez parę chwil. Potem przybyli kapłani, węsząc zamiar Niklasa. A potem słyszał tylko wrzask.
Szyba stróżówki poszła w drobny mak po naporem fali dźwiękowej. Nie była to to jakaś głupia przenośnia, która rzekomo miała nawiązywać do rozbicia szyby na tysiące kawałeczków – szyba naprawdę w jednej sekundzie przemieniła się w proch. Niklas, ze względu na fakt, że leżał na ziemi, czekając na swoją kolejkę na aktywowanie mechanizmu i ucieczkę ze stróżówki, mógł tylko czekać. Jednak gdyby mógł zobaczyć w zwolnionym czasie – zupełnie jak na tych efekciarskich filmach sprzed wojen nuklearnych – to stwierdziłby, że nagle na szybie pojawia się tysiące małych pęknięć, pajęczyn, które rozkręcały się jak fraktale, tylko po to, żeby zamienić się w pył.
Co do samego Niklasa, poczuł, że natężenie fali wgniata go w podłogę. Przez te parę chwil poczuł, że może umiera – może już umarł, skończywszy jako bezkształtna i krwawa breja mięsa i kości. Wrzask, który usłyszał, był jak tysiące, nie, miliony igieł wbijających się w jego bębenki i wykręcających jego błędnik niczym szaleńcze narzędzie tortur. Narastał – narastał – ustał.
Dalej rzeczy toczyły się trochę jak we śnie, trochę jak w rzeczywistości, jednak głuche piszczenie w jego uszach miało pozostać do końca tego dnia.
Nie widział, że pierwszego z kapłanów skosił Borys, który przeklinał pod niebiosa, przeładowując magazynek karabinu. Borys nie zdążył. Alecto – owszem.
Mogli sobie tłumaczyć to wydarzenie później niezrozumiałym i pokręconym poczuciem hybrydy człowieka i Cruento – bowiem tym właśnie była Catherine Alecto w całej swojej zakrwawionej i wykrzywionej żądzą mordu krasie. Ale ci z samochodu mogli widzieć. Catherine, będąc o wiele szybsza niż człowiek, zaczęła biec w stronę kapłana, jeszcze zanim ten zaczął wibrować swoim zabójczym głosem. Całość, zdało się, nie zabrała więcej niż parę sekund, przy czym najmniejszą tego częścią była właśnie część sproszkowania szyby, która dla Niklasa mogła przeciągać się minutami lub nawet godzinami, zgodnie z myślą pewnego zapomnianego fizyka, który głosił, że czas jest względny. Ból rozciągał czas, to było pewne.
Alecto posługiwała się broniami, które znajdowała na polu walki, ewentualnie zabijała gołymi rekami. To właśnie była sytuacja z gołymi rękami. Jej blada, niemal śnieżnobiała karnacja na rękach, teraz zaplamiona kroplami krwi i płynami ustrojowymi, sięgnęła jak smuga w stronę gardła krzyczącego kapłana. Wystarczyło tylko jedno uderzenie, głowa wyrwała się z zawiasów karku. Spojrzała w stronę wozu pancernego – nadjeżdżał, Borys przeładował i ani myślał uwierzyć w dobre intencje Alecto. Ostatnie spojrzenie poświęciła Niklasowi, który właśnie podnosił się z ziemi, po to, by uruchomić bramę.
Potem uciekła, choć później Klein przysięgał, że był pewien, że ją postrzelił przynajmniej parę razy. Przysięgał później także na to, że Alecto była potworem – i jako potwór musiała umrzeć.
Cokolwiek miało stać się później, wóz pancerny, prowadzony przez Fingsta, nadjeżdżał z impetem. Niklas zdołał odzyskać poczucie własnego ciała i nawet nieco słuchu, tyle, żeby usłyszeć, żeby wsiąść.
Brama otwierała się zbyt wolno. Nie było wyboru. Alecto zniknęła, akurat w dobrą dla siebie chwilę – kawaleria złożona ze starszych kapłanów właśnie przybyła, o krzykach odpowiednio donośniejszych niż nowicjusze. Nie mieli już zobaczyć fal dźwiękowych, które były w stanie burzyć mury, zupełnie jak w jednej z przypowieści napisanych przez szalonych chrześcijan.

4.Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach.
5.Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie".

Jechali teraz z pełnią prędkością. Wkład i ofiara Niklasa nie przeszły bez echa – dwie bramy zrobione z drewna i okute żelazem z pewnością byłyby niemałą przeszkodą do sforsowania, nawet, jeśli chodziło o wóz pancerny. Przejechali mniej więcej środkiem, starając się jechać jak najszybciej, jednak i tak musieli staranować kawałek – gdy Fingst przejechał środkiem bramy odskoczyły w bok, a znajdujący się w środku pasażerowie podskoczyli.
Byli na zewnątrz.

*

- Fingst? Masz moją matkę?
- rzekł głos Vaudeau. Zdało się, że wreszcie powróciła łączność. - Czekałam, kiedy wejdziesz w zasięg.
Kiedy potwierdził, jej głos uspokoił się. Zupełnie tak, jakby naprawdę była człowiekiem.
- Gdzie jesteście? - tym razem była to Łezka. - Marie gadała coś... Aaa, Vixen. Świetnie, świetnie – mówiła tak szybko, że ledwo rozróżniał słowa. - Słuchaj, Marie zabrała mnie i resztę jej sióstr w stronę innej kryjówki. Jakiejś takiej o wiele bardziej do dupy, z tego, co widzę.
Szybko przekazała Fingstowi lokację, w której się znajdowały. Jak się wydawało, Maria Vaudeau znała niektóre z kryjówek, jakie Vixen zapieczętowała w jej pamięci. Raz, nie była to do końca kryjówka – była to raczej trzypokojowa klitka, w której Vixen czasem ukrywała się i używała jako małego składziku, w którym głównie było jedzenie i baterie do maszyn. Tyle, jeśli chodziło o samo przekazanie informacji.
Wydostanie się z placu, na którym rozgorzała walka, było czymś zupełnie innym.
Oczywiście, wyjechali z pełnym rozpędem – stracili tylko trochę z szybkości, której nabrali już w samej kaplicy Ślepców, co szybko nadrobili. Czarne Ulice stały się nagle dziwnie podobne do pobojowiska, które odnaleźli w Eses-sztubie, choć, oczywiście, tutaj siły były o wiele bardziej wyrównane i zbyt wielu ludziom zależało na tym, żeby dzielnica obstała. Bloki mieszkalne i pomniejsze sklepy natychmiast padły ofiarą Cruenti lub po prostu zwykłych rabusiów, którzy korzystali z nagle wynikłego chaosu. Jednak chaos ten nie miał nic wspólnego z wyłomem z Elysium wschodnim – tu, zarówno Federacja, jak i Gildie Kupieckie wystawiły wojska, które mogły utrzymać opór przez długi czas, nawet, jeśli miałoby to powodować wielkie straty. Centra handlowe wcale nie przestały działać lub magazyny wcale nie przestały dostarczać cennego surowca – ot, po prostu wszystko nagle obrosło drutem kolczastym i zaczęło o wiele bardziej przypominać twierdzę. Jeśli chciało się coś kupić, należało wystawić białą flagę.
Zatem, kiedy uszli z życiem z Kaplicy Ślepych, nie mogli mówić o jakimś wielkim oporze ze strony ludzi. Chodziło tutaj po prostu o to, że wszyscy byli o wiele bardziej zajęci szukaniem krwiożerczych dzieci, przysysających się do twarzy noworodków i wielkich monstrów, które zostały później nazwane „Panami Roju”.
Było jasne bowiem, że im dalej odjeżdżali od Kaplicy, że Cruenti nie jest zwykłym zbiorem dziwacznych mutantów o mniej lub bardziej owadzich cechach – już z dawna Nadia przewidziała, że za Cruenti stała świadomość. Świadomość strategiczna, planująca i kalkulująca, a także unikająca strat. Zatem robaki, jak je czasem określano (na równi z innymi nazwami: Cruenti, Cruanti, Cruneti czy po prostu Pestis). Z rzadka tylko musieli strzelać – czasem nadarzył się na tyle głupi bandzior, który postanowił sobie postrzelać dla zabawy w stronę wozu pancernego lub pomniejszy pomiot Cruenti – dziecko z wilczymi pazurami lub starzec z wystającymi z części brzucha, gdzie powinny być jelita.
Zapasowa kryjówka Vixen właściwie nie była kryjówką. Było to mieszkanie znajdujące się na parterze jakiegoś zapomnianego wohnblocku, który jeszcze nie został zaatakowany przez plagę. Być może było tak dlatego, ponieważ Czarne Ulice były otoczone kordonem, a Cruenti, jak można było spekulować, zależało na czymś szczególnym.
Kiedy tylko spotkali się, nastąpił wylewny, a jednak krótki czas przywitania – Łezka Fingsta, Vaudeau Vixen (reszta androidów było chwilowo wyłączonych przez Vaudeau), wszyscy po swojemu. Jednak nie było czasu. Być może zagrożenie minęło tylko na parę chwil, jednak sam fakt, że z dzielnicy Czarnych Ulic się nie wydostali, zagrażał im śmiercią.
Jak się okazało, wóz pancerny, który gwizdnęli z Kaplicy Ślepych, był używany do przewozu prowiantu do środka Kaplicy – w ferworze walki nie zauważyli tego.
Wewnątrz znajdowało się parę małych skrzyń, wewnątrz których znajdowało się tylko jedzenie dobrej jakości – nieco papek witaminowych, zasuszone mięso wyhodowane w laboratorium, woda impregnowana minerałami (od czasu ostatniej wojny chemicznej czyste źródła wody zdarzały się nieprzyzwoicie rzadko), suchawy chleb zrobiony ze zboża hodowanego w szklarniach i nawet dwanaście puszek piwa żytniego „Atom”. To wszystko, razem z jedzeniem zmagazynowanym w klitce Vixen, mogło wystarczyć nawet na paręnaście dni na szlaku na Zewnątrz. Jedzenie było dosłownie wyprodukowane niedawno, nie było na nim żadnych zegarów zastojowych. Nie było na nim żadnej ochrony przed skażeniem na zewnątrz, jako że miało być ono zjedzone pod Kopułą.
Oczywiście, androidy jadły baterie, a nie żywność, zatem Vaudeau nie liczyła się do ogólnej sumy.

*

Vaudeau zgodziła się odtworzyć infokość i przegrać zawarte w niej informacje na parę dodatkowych kości – co zasugerowała Vixen, która użyła laptopa Łezki do ekstrakcji informacji z infokości. Obie kobiety znały się na technologii dość, żeby przyspieszyć znacznie proces łamania zabezpieczeń infokości i zgrać cały przekaz do laptopa i androida.
Kiedy reszta była zajęta, Vixen rzekła do maszyny:
- A teraz, moje drogie dziecko, powiedz nam, co było spisane na kości.
- Tak jest – rzekła głębokim głosem Marie, a Łezka obserwująca całą sytuację drgnęła. Klein, który zdołał przynieść od siebie broń i amunicję, patrzył na całość ponurym wzrokiem. - Odczytuję przekaz XJIO-888, zapiski ślepego kapłana.
Zamilkła na chwilę, a Borys przeładował.
- Byłem tam wtedy – rzekła głosem starego mężczyzny. - Kiedy podrzynali gardło J. Oczywiście, nikt mnie wtedy nie rozpoznał, miałem na twarzy maskę, choć teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia. Mam tylko nadzieję, że kiedy i moja głowa spocznie obok moich stóp, ktoś będzie mógł usłyszeć to wszystko, choć nie wiem wszystkiego.
Znowu cisza.
- Już dawno zarzuciłem służbę dla Ślepych i przywiodło mnie to tylko do mojej zguby. Kiedy tylko ten przekaz zostanie zapisany, musi zostać dobrze ukryty – na tyle dobrze, że nikt nie będzie mógł o nim wiedzieć. Wydaje się, że W. odwali za mnie tą robotę, ponieważ on przewidział to wszystko. Poleciłem mu, żeby miejsce ukrycia znajdowało się w jakimś szczególnym miejscu – tak, by powodzenie odnalezienia kości informacyjnej nie zależało od tego, czy W. przeżyje czy nie, ale od tego, czy informacja dojdzie do czyichś uszu.
Teraz zajmijmy się Federacją. Ze zrozumiałych względów, nie mogę podać wszystkich poszlak, na które natrafiłem. Mój czas dobiega końca, a moje imię nie będzie nikomu potrzebne. Jednak niech będzie wiadome, że nazywam się Mariusz. Po prostu Mariusz, takie było moje imię zakonne. Zostałem wysłany przez stronnictwo Ślepego Boga, aby zbadać sprawę zwłok kapłanów, których Federacja nigdy nie oddała – paru naszych zginęło w jednej z zamieszek w Jatkach.
Dość jednak historii. Szpiegując Mortuarium na północy, odkryłem, że Federacja jako pierwsza ma prawo do zwłok i niechętnie przygląda się, jak trupy są grzebane bez przejścia przez ręce Federatów. Moje śledztwo i paru innych zaangażowanych z kościoła wykazało, że zwłoki naszych nie były od razu pogrzebane – nierzadko, Federacja postanawiała przeznaczać do kremacji zwłoki znalezione na ulicy. Wydawało się, że interesowały ich tylko trupy specjalnego pochodzenia, kapłanów, ludzi inteligentnych, naukowców, nawet przywódców wojen domowych. Ponoć na początku brali wszystkich, jak leci – wiązało się to także z eksperymentami na żywych ludziach.
Eksperymenty, które prowadziła Federacja, były związane ze specyficznym rodzajem broni. Dotychczas mieliśmy bronie maszynowe, bronie soniczne, karabiny, noże i wszystko, co wykluczało ciało fizyczne człowieka z bitwy. Badania nad cybernetyką, bioniką i emulatorem duszy zapoczątkowały nową gałąź badań. Projekt, który później miał być znany jako Aurum.
Pomimo tego, że sama nazwa przeciekła na zewnątrz, to nikt nie ma pojęcia co tak naprawdę miałoby to znaczyć. Podobnie, zbadałem wiele szczegółów, jednak muszę podać tylko rezultaty tego śledztwa.
Okazuje się, że systematyczne badania nad możliwościami ludzkiego mózgu doprowadziły Dyrektoriat – bowiem to Dyrektoriat zainicjował badania nad Aurum – do wniosków, że istnieją pewne cechy ludzkiego mózgu, które nie mogą być wykonywane przez cokolwiek innego nad komputer biologiczny, stąd fakt, że emulator duszy, który ma wbudowany każdy android, jest w rzeczywistości pewnym zlepkiem procesora i sztucznie wyhodowanego organu, który od biedy można nazwać mózgiem. Mówiąc krótko, dokopali się do tak zwanych „ukrytych właściwości” mózgu, które potrafili wykorzystać jako broń.
Jak się okazało, nie było to takie łatwe – sama stymulacja narkotykowa i elektryczna nie wystarczała, a stymulacje i narkotyki, które wykorzystywała Federacja, były za drogie, aby ciągle z nich korzystać. Jak podają akta, eksperymenty podawały sukcesywne burzenie ścian, powoływanie do istnienia tak zwanych tulp, czyli materializację myśli. Zatem słuszne było założenie naszych przodków mistyków, że myśli kształtują rzeczywistość, jednak osobiste kreowanie rzeczywistości przez jedną osobę jest zbyt małe, żeby mogło wchodzić w rachubę.
Oczywiście, takie jest moje wytłumaczenie, które może być błędne. Dość powiedzieć, że poprzez oddziaływanie na mózg, mogli tworzyć te małe cuda. Mówię „małe” ponieważ zburzenie ściany
 
Irrlicht jest offline  
Stary 24-02-2011, 23:21   #52
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
mniej więcej wielkości jednego człowieka oznaczało maksymalne napięcie i bardzo precyzyjną stymulację. To wszystko było o wiele za drogie i pochłaniało o wiele za dużo energii, szczególnie energii nuklearnej, którą tak sobie wysoko Elysium ceniło.
Eksperymenty nie powodziły się przez bardzo długi czas – aż do odkrycia pola zwanego przez Federację duszą.
Termin dewiant powstał właśnie podczas tych prac. Obejmował on nieudany eksperyment i jako taki był niebezpieczny. Chodziło tutaj o to, że część obiektów badań z powodu promieniowania oszalała. U osobników-dewiantów wykryto takie same zapisy na urządzeniach, jednak bez wyraźnej postaci obłędu, a badania kliniczne i rozciągnięte w czasie potwierdziły, że dewianci oznaczali pewnego rodzaju bombę zegarową i wyciek treści podświadomych na zewnątrz. Nie tylko do świadomości, także na zewnątrz ciała.
Jak się okazało, siła mózgu jednego ludzkiego indywiduum była o wiele za mała, aby stworzyć zadowalające rezultaty. Oczywiście, istniały wcześniej teorie o kolektywnym wykorzystaniu energii psychicznej ludzi, jednak były one w większej części teorią, ponieważ nie znano metod pozwalających na pobieranie energii psychicznej od kogokolwiek. W tym właśnie czasie powstawały pierwsze projekty urządzenia o skrócie MNA, czasem nazywanego dla zabawy Maną. Skrót, jak udało mi się dowiedzieć, oznacza Mentalgerät für Neuronversuche Anstellung. Czasem jest on nazywany Aurum, ze względu na dawny projekt.
MNA jest w stanie zbierać energię, którą wytwarzają przy sobie jednostki ludzkie, ale ze względu na wczesne stadium zaawansowania jego konstrukcji, traci on bardzo duże ilości energii, jednak cały czas pracuje się nad jego ulepszeniem. Wykazano bowiem, że każdy człowiek promieniuje pewnym rodzajem energii, który można wykryć przez pewne urządzenia – urządzenia te to prototypy MNA, bo pierwszym jego celem jest rozpoznawanie i wykrywanie energii jako takiej, a później dopiero jej akumulacja.
Trupy były zbierane jako baterie. Wykryto, że ciała ludzkie, szczególnie tych, którymi kierują silne emocje lub posiadają wysoki iloraz inteligencji, posiadają o wiele więcej energii, która może być o wiele łatwiej i owocniej zebrana. Energia ta paruje zaraz po zgonie, zatem najlepsze są jak najświeższe zwłoki. To tłumaczy, dlaczego Federacja zawsze chciała mieć kontrolę nad Mortuarium.
Pierwsze eksperymenty były przeprowadzane na ludziach, jednak nie były one zbyt zaawansowane – zaledwie stanowiły pewien wgląd. Obejmowały one promieniowanie na mózg i obserwacje efektów.

Jednak potrzebowali więcej, stąd powstała taka postać MNA, jaka jest dzisiaj, to znaczy zainstalowana na szczycie Kopuły. Aparat jest stosunkowo wielki, jednak zostały opracowane mniejsze wersje Aurum, które wyzyskują także mniejsze porcje energii. W obu przypadkach technologia nie jest zaawansowana, to fakt, jednak prace zostały ukończone na takim etapie, że Aurum może zabijać. Nie trzeba chyba dodawać, że każde użycie Aurum kosztuje Federację wielkie ilości energii, a i tak jest to broń eksperymentalna, na której nie do końca się polega.
Aurum jest zatem pierwszej generacji bronią psychiczną w dosłownym tego słowa znaczeniu. Może akumulować energię mieszkańców Kopuły po to, żeby zlikwidować zagrożenie, jednak nie jest to jedyna z jego funkcji. Aurum może także sondować umysły swoich obywateli, działając o wiele lepiej niż kamery, a przez to przeciwdziałać prawdopodobnemu zagrożeniu o wiele szybciej. Po drugie, Aurum jest bronią czy narzędziem, dzięki któremu można było rozpocząć projekt Jelinek od nazwiska jego twórcy.
Jelinek jest najmniej zbadaną częścią mojej pracy i właściwie wszystko, co teraz powiem, jest tylko podejrzeniami, które mają swoje dobre podstawy.
Jak mówią raporty, Jelinek powstał bezpośrednio z możliwości sondowania umysłu każdego człowieka przez MNA, czyli Aurum. Pozwoliło to zapisywać fałszywe wspomnienia niektórym ludziom, a w niektórych przypadkach – nawet kasowanie ich. Jednak najpowszechniejszą praktyką jest zapisywanie wspomnień podświadomych, bitów informacji, których natury jeszcze nie znam, jednak wydaje się, że zdobycie takich wspomnień jest możliwe w bardzo konkretny sposób – przez sny mianowicie.

- Dalej – rzekła Vixen. - Dalej.
- Jesteśmy całkowicie przekonani, że coś przebije Kopułę. Federacja, żeby rozpocząć swój największy test, pozwoli na miejscowe przebicie jej. Rosjanie będą chcieli dostać się do kapsuły zlokalizowanej pod ziemią, w której znajduje się technologia zapisana na starym dysku. Dysk ten przedstawia ze sobą sposób odtworzenia pewnych technologii, zarówno fizycznych, jak i biologicznych. To, co jest jednak najważniejsze, zawiera pewne informacje o tym, jak zapisywać i odczytywać informacje zawarte w podświadomości.
Samo pochodzenie kapsuły jest nie do końca znane. Uważa się, że zbudował ją bardzo dawno Rząd Nieśmiertelnych, jednak, skoro ją zakopali, to dlaczego na tak niebezpiecznym terenie, jak Ziemie Niczyje, a nie Pustoty Gwezdy? Ponadto, skoro mieli dostęp do tak wysokiej technologii, to dlaczego jej nie użyli?
Jelinek zatem, jak mówią pogłoski od tych, którzy się otarli o projekt, jest wykorzystaniem podświadomości zbiorowej. Nie znam szczegółów, co miałoby to oznaczać, ani jak miałoby się to manifestować. Dość powiedzieć, że włamywanie się do głów doprowadziło Federację do odkrycia pewnych bytów zakodowanych w psychice ludzi. Co miałoby oznaczać słowo „byty?” Jak można manipulować ludzką podświadomością?
Te pytania mają swoją odpowiedź, a znajduje się ona w kapsule. Każdy, kto będzie mógł odczytywać bity informacji zaszyfrowane w podświadomości drogą inżynierii wstecznej, dojdzie do tego, co tak naprawdę zostało zaszyfrowane w głowach każdego z nas.
Tak kończy się ten przekaz. Wiem, że nie jest to zbyt wiele – jednak nie miałem zbyt wiele czasu, a i być może całej reszcie pod Kopułą kończy się czas.


*


Vixen zapaliła papierosa, a Vaudeau zmarszczyła brwi. Ciszę przerywały nie tak dalekie wystrzały karabinów i brzmienie palców Łezki uderzających o klawiaturę.
- Pozwolisz, Borys? - powiedziała.
Klein nie poruszył się.
- Chodzi o twoją głowę, a w konsekwencji i o Nadię. Chyba nie chcesz, żeby przypadkiem nastąpił... Jak on to powiedział? „Wyciek treści podświadomych do świadomości?” Marie?
- Tak, matko.
- Właśnie.

Gigant niechętnie przysiadł się do Vixen.
- Niestety, ten klecha nie powiedział zbyt wiele nad to, co wiedziałam już wcześniej, a ja nie mam czasu mówić dokładnie, co tak naprawdę oznacza to, że zepsuli ci głowę. Ksiądz ujął to zbyt delikatnie. Tak naprawdę, nie poznano przyczyny, dlaczego dzieje się ten wyciek, czy jak tam sobie chcesz to nazwać. Może cię popierdolić od porażenia prądem, ale równie dobrze z niczego. Nie wiadomo, czemu tak jest. Rozumiesz to, Borys?
Borys w odpowiedzi tylko zacisnął mimowolnie ręce.
- Widze, że rozumiesz. Młoda – rzekła do Marie – rusz się i przynieś od jednej z sióstr kawałek części rdzeniowej emulatora. Wystarczy mały.
- Tak jest.
- Co do ciebie, Borys, zwyczajnie położyłabym cię na stole operacyjnych i zrobiła to po swojemu, ale tak się składa, że dowiedziałam się, że mój dotychczasowy lab poszedł z dymem z powodu tej kurewskiej plagi robaków. Na szczęście, obstała jedna lalka z przyrządami medycznymi. Mam tutaj też trochę znieczulaczy, ale bez cudów. Wiesz, co będę potrzebowała zrobić?

Milczał.
- Jeśli nie chcesz nagle przemienić się w jakieś pierdolnięte monstrum, które z kaprysu może zachcieć zabić wszystkich albo, co gorsza, samą siłą głowy będzie przesuwać meble i robić poltergeisty, potrzebuję otworzyć twoją potylicę i w niej pomajstrować. W rdzeniu przedłużonym, tak dla twojej informacji.
Milczał, a Nadia zapytała się, czy to naprawdę konieczne.
- Oczywiście, że to konieczne – odparła Steuer. - W tych stanach mózg emituje pewne fale i częstotliwości. To, co chcę zrobić, to zainstalować ci w nim chip, który unieruchomi cię do czasu, dopóki nie zrobi ci się lepiej.
- Na zawsze?
- rzekł wreszcie ponuro Klein.
- Nie. Do czasu, kiedy zejdziemy do kapsuły. Albo przynajmniej ja tam się wybieram. Operacja nie będzie długa, zaledwie piętnaście minut, bo manekin ma na wyposażeniu sondę czaszkową. Potem możesz mieć wypukłość, bo plomba czasem odstaje.
Spojrzała na pierścień na palcu serdecznym prawej ręki. Był na nim smok pożerający własny ogon.
- Ktoś jeszcze chce sobie dać przedziurawić łeb?

*

Argumenty Nadii w ogóle nie trafiały do Steuer.
- Gówno znaczy, że zginąć można – rzekła Steuer.
- Oszalałaś. To nie jest tego warte.
- A ja mówię, że właśnie to jest jedyna sensowna decyzja –
rzekła Steuer. - Teraz, kiedy Cruenti zaatakowali, Rząd Nieśmiertelnych i Czciciele Krzyża muszą zbalansować swoje siły, ergo, droga do kapsuły nie jest dobrze strzeżona. Jeśli kiedykolwiek był czas, to właśnie teraz.
- Z tego miasta trzeba uciekać –
powiedziała Nadia. - Dopóki Kopuła...
- Kopuła postoi na tyle długo, żebym mogła zabrać dyski z kapsuły, pożegnać się z Federacją, a dwóm pozostałym zostawić list pożegnalny. Marie, masz pieniądze. Idź na ulicę i kup dobrą broń. Dobrą broń, którą można odstrzelić łby w miarę cicho. Okej?

Kiedy Vaudeau poszła, rzekła:
- Emulator duszy czasem nawala, nie jest tak wszechstronna jak człowiek. Ale uczy się, a to jest właśnie cecha emulatora. Jest jedyna taka. Inne mają tylko prototypy i nie są tak doskonałe jak ona. Ciężko będzie mi wymienić ją na lepszy model... O ile kiedykolwiek to zrobię.
- Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- A to jakieś było? Reszta waszych przyjaciół chce chyba uciekać z Elysium, a ja im drogi nie zabraniam. Borys ma łeb naprawiony, przynajmniej do czasu. Ja potrzebuję dostać się do Altstadt. Wszyscy są zadowoleni.

Daleko rozbrzmiał potężny huk.
- W każdym razie, tak długo, jak żyją – uśmiechnęła się Vixen; jej białe i ostre zęby kontrastowały z krwistoczerwonymi dziąsłami. - Już i tak za długo gadamy i planujemy.
Nadia spoglądała na Vixen.
- Nie martw się – dodała z cieniem ironii w głosie. - Jak mi będzie smutno, to zawsze mam moje ukochane córcie, które zapewniały mi zabawę na długie wieczory.
- Przecież możemy włamać się do kapsuły później, kiedy będzie bezpieczniej.

Steuer drapała brodę. Wydęła usta.
- Argument o wolności był słaby, ale można by pomyśleć o jakimś tam miejscu, które byłoby w miarę bezpieczne – powiedziała ze zniechęcieniem Vixen. - Pod warunkiem, że przekroczylibyście góry, co nie jest bezpieczne. Dwa, to od czasu wojny, nikt o Czechach tak naprawdę nie słyszał. Tutaj są Kopuły, tutaj jest stary syf. Niebezpieczny, bo niebezpieczny, ale znany. Skąd wiesz, kurwa, że na południu albo gdzie indziej jest lepiej niż tutaj? Prędzej promieniowanie was sfajczy.
Vixen mówiła oczywiście o czasie promieniowania, które rozciągało się w dawnych Niemczech zachodnich, a także na południu i południowym-wschodzie Ziemi Niczyjej. Pas promieniowania były to całe kilometry ziemi, na których promieniowanie i ataki chemiczne wywarły największe piętno, jako że stanowiły produkt lat bombardowań i ciągłego spuszczania radioaktywnych odpadów, nie mówiąc o bombach chemicznych o przedłużonym pasie emisji.
- Jeśli jednak chcielibyście szukać bezpiecznego miejsca na Ziemi Niczyjej, to możecie o tym zapomnieć – odparła Steuer. - Kiedy tylko fedki dobiorą się do kapsuły lub ktokolwiek inny się do niej dobierze, to natychmiast sięgnie po supremację, obojętnie, czy ma Aurum, czy nie. Później będzie tak, że my nie będziemy mieli reżimu pod Kopułą, tylko reżim na całej Ziemi Niczyjej, bo ktokolwiek do tej kapsuły się dokopie, to właśnie to zrobi. Kapiszi?
- To dlaczego wcześniej Federacja nie dokopała się do kapsuły?
- Zabezpieczona. Ryzykowaliby podziemnym wybuchem nuklearnym, o ile nie czymś gorszym. Skoro tamtych dwóch zaatakowało, to znak, że mają coś naprawdę fajnego. A jeśli nie... Cóż, ryzykują tylko utratą wojsk, a Elysium się zawali. Dlatego federastom zależy na tym, żeby ktoś odwalił za nich robotę. Ryzyko wielkie jak cholera. Ale warto, szczególnie dla mnie.
- Ale...
- Nie. Życzę. Sobie. Żadnych. Ale
– powiedziała Vixen. - A teraz, panowie – zwróciła się do reszty. - Mam nadzieję, że uzgodniono jakiś konsensus co do tego, gdzie chcecie iść? Za pięć minut powinna być tutaj niejaka Lidia, moja dobra znajoma, z którą obgadam parę rzeczy. Obgadaliśmy już i pieprzyliśmy przez długi czas, a ja nie ukrywam, że chętnie przyjęłabym jakąkolwiek pomoc, nawet ze wsparciem lalek. Zatem? Zatem?




 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 26-02-2011 o 20:11.
Irrlicht jest offline  
Stary 27-02-2011, 19:50   #53
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Fingst popatrzył za znikającym Niklasem wśród ciężkich starć na dziedzińcu i ogrodzie katedry. Borys osłaniał go, jak dobrą inwestycję. Brama mogła stawić opór, utrata bądź uszkodzenie transportu powodowałaby nieprzewidywalne konsekwencje. WiFi zaś był w swoim żywiole. Z lekkim rozbawieniem zorientował się, że myśli teraz coraz bardziej na sposób Vaudeau. Zyski i straty, optymalne rozwiązania, taktyka to jednak zadanie dla tosterów. No cóż, wojna zawsze pomagała mu się skupić. Turbiny impellera zasilające pojazd wreszcie rozbujały się do obrotów pozwalających przenieść siłę na napęd. Niklas znikał w stróżówce, Bauer patrzyła na niego z przedziału ładowni pytając wzrokiem „na co kurwa jeszcze czekasz kretynie”. Sprawdził odczyty, paliwo, temperaturę i obroty po czym pchnął przepustnicę do przodu. Wóz skoczył z miejsca drąc odlewanymi z plastogumy oponami kamienny dziedziniec. Kątem oka zobaczył na małym monitorku obraz z sektora NWN fibrokamer montowanych na dachu wozu. Po podniesieniu osłon na szyby, był to jedyny sposób obserwowania z kabiny sytuacji na przedpolu.
Cruenta szybka jak błyskawica biegła w stronę Niklasa, masakra jaką czyniła wokół siebie była bardzo efektywna, mimo tego że korzystałą wyłącznie z improwizowanej broni i własnych pięści. WiFi dostrzegł jak głowa kleryka, zerwana jednym ruchem z karku frunie w górę ciągnąc za sobą warkocz krwi. Borys przeładował i puścił w jej kierunku długą serię, ale cruenta lawirując w gruzach zalegających dziedziniec jak fryga, uciekła i zniknęła pomiędzy rumowiskiem. Niklas otworzył bramę i wskoczył do wozu, Borys klnąc na czym świat stoi i zarzekając się, że pociął ją przecież na kawałki patrzył ciągle przez klapę w kierunku w którym zniknęła. WiFi zaś ujął silniej stery i zapiął pasy dociskowe. Brama uchylała się, drugie ze skrzydeł nie zdążą się otworzyć. Szybki rzut oka na tylni monitor spowodował, że krzyknął tylko by się trzymali. Kapłani, którzy wyszli z katedry, mieli zdaje się dość zabawy i zaczęli rozpieprzać wszystko wokół. Transporter uderzył ciężko w bramę, kontrolki zawyły ostrzegającym, pulsującym tonem, który utonął w zgrzytliwym i przeraźliwym wizgu giętych blach i dartych żelaznych okuć. Przebili się bez większych uszkodzeń, Fingst opanował pojazd i skręcił gwałtownie mijając żołnierza Feldheeru w mechanicznym egzoszkielecie. Na szczęście zanim zdążył się obrócić i wycelować z ręcznego wielkokalibrowego działka, zniknęli za rogiem.

- Potwierdzam. Ekstrakcja zakończona sukcesem. Vixen na pokładzie, infokość odzyskana. – powiedział spokojnym głosem, kiedy odezwała się Vaudeau. – Prześlij koordynaty punktu spotkania.
Zerknął na wyświetlacz pozycjonera, a gdy po chwili zapalił się na nim czerwony punkcik powiedział jeszcze:
- Czas dojazdu dwadzieścia minut. – wykręcił sterami mocno w bok kontrując odbijaczem z lewej strony. Jakiś skurwysyn, strzelający do nich został przemielony pod kołami wozu na szkarłatną miazgę. Czarne Ulice broniły się na swój sposób. Ochrona zysków przede wszystkim. Nekrosyf rodem z koszmarów sennych wyłazi zewsząd? Świetnie, ale przecież nie zamkniemy sklepów, to jeszcze nie koniec świata… Składy gildii i większe bloki ze sklepami po ochroną wojska i prywatnych sił zamieniły się w twierdze, oblegane z rzadka przez cruenti, częściej przez durnych rabusiów. Perspektywa szabru i szybkiego wzbogacenia się wygrywała z rozsądkiem. Ciężka broń wojska i najemników korporacyjnych szatkowała właśnie grupę kilku połączonych gangów. Naćpani po dziurki w nosie tanimi zamiennikami Wiru, byli odporni na strach i ból. Fingst jadąc już wolniej, by nie uszkodzić pojazdu w labiryncie gruzów i lejów po bombach i wybuchających cruenti, zobaczył wśród nich kilkunastoletniego chłopaka. Był pokryty holotatuażami od czubka głowy po stopy. Czarnoczerwone płynne obrazy tańczyły po jego ciele, układając się w ryczące ogniem smoki, lub dymiące spalinami staroświeckie silniki wysokoprężne montowane na monstertruckach. WiFi w zwolnionym tempie zobaczył jak seria igieł z pulsara odrywa chłopakowi rękę w łokciu, w której trzymał plujący ogniem karabin, zachlapując wszystko w koło posoką. Dzieciak stanął jakby zdziwiony i cofnął się kilka kroków by podnieść broń drugą ręką. Zupełnie jakby zabawka przypadkiem wypadła mu z dłoni, po czym z wrzaskiem ruszył za swoimi kompanami szturmującymi ufortyfikowany market farmaceutyczny MedTechu.

Zorientował się szybko, że Cruenti zaś działali planowo, to nie była tępa masa. Byli dowodzeni, jakkolwiek by to nie nazwać. Łączność, świadomość, czy też zbiorcze, wspólne ego roju zapewniane przez nekrotkankę. Armia niedoskonała, wymagająca przetestowania, sprawdzenia w warunkach bojowych, ale z potencjałem przerastającym wszystko inne. Cruenta rozdzierająca mnichów na strzępy to pewnie nie końcowy produkt rozwoju. Mając takie możliwości w zasięgu ręki grzechem byłoby nie wypuścić tego na powierzchnię i przypatrzeć się jak działa, ewoluuje i udoskonala się. Cały przekrój menażerii, od małych larw, żerujących na trupach, przez koszmarne hybrydy dzieci, o których mówił wcześniej Borys, do „panów roju” jak już zdążono ochrzcić pozlepiane z kilku ludzi stwory. Kurwa, a oni siedzieli w tym po pachy.
Nagle obraz zachwiał się i zaczął rozmywać. Boże, tylko nie teraz... Widział jak nagie, koszmarne dziecko z wilczymi pazurami odwraca się znad trupa ze zmasakrowaną twarzą i patrzy na niego. Zamrugał oczami, zacisnął do bólu dłonie na manetkach. Małe dziecko-cruentum miało twarz dziesięcioletniej dziewczynki, mały zadarty nosek, piegowatą twarz aniołka. I te oczy, szare, wpatrujące się w niego, wodzące za nim pustym wzrokiem. Twarz którą widywał już setki razy. Wyjął z kieszeni drżącymi rękami fiolkę i połknął tabletkę Rutgera. Nakładające się na siebie obrazy zaczynały blaknąć. Vixen kołysząca się do rytmu drogowych wybojów wpatrywała się w niego wzrokiem o nieodgadnionym wyrazie.

Dojechali. WiFi wmanewrował pojazd we wskazane przez Vixen miejsce, kryjąc go przed niepożądanym wzrokiem. Nie mogli tu zostać długo, ich przejazd nie pozostanie niezauważony, nawet w tym chaosie. Zaparkował wciskając się do nieczynnej windy towarowej w wohnblocku obok kryjówki lalkarki, tak by był gotowy do szybkiego odpalenia. Pojazd spisał się całkiem dorze podczas ucieczki, prymitywne opancerzenie nie mogło powstrzymywać poduranowej amunicji, czy bezpośredniego trafienia z czegoś cięższego, ale zwykłe pociski nie rozbiły już na płytach żadnego wrażenia, podobnie plastikowe igły pulsarów, używane na cele nieopancerzone. WiFi znalazł w ładowni skrzynie z dobrym żarciem i wodą. W sam raz na wycieczkę poza kopułę, kiedy znajdą do nich odpowiednie opakowania chroniące. Inna kwestia jak wydostaną się tym gratem z Elysium…
Wszedł do środka i spojrzą na Łezkę. Cała i zdrowa, jak zwykle ruchliwa i niecierpliwa. Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Krótki, niekontrolowany wybuch emocji. WiFi zaś poklepał ją po plecach i zaraz postawił na ziemi.
- Wszystko w porządku, mała?
- Było grubo WiFi, ale siostry Vaudeau i ona sama to ostre panienki. –
uśmiechnęła się krzywo i puściła oczko do androidki. Fingst zmarszczył brew i skinął w końcu głową – Mówię ci, z tamtej nory nie został nawet ślad, wszystko poszło w drzazgi. Dobra robota w katedrze, na prawdę dobra.
Niecierpliwie patrzyła na niego, aż Marie zabrała się za odczytywanie infokości. WiFi słuchał kolejnej porcji informacji wypełniających i uzupełniających dotychczasowe luki. Dopilnował by jedna z kopii wpadła mu w łapy i zgrał wszystko na swojego palmtopa. Starał się przetrawić to co usłyszał na swoją własną sytuację. Federacja zrobiła sobie z jego głowy matrycę do przechowywania jakiś danych. Cząstki informacji zakodowanych w jego mózgu wtłoczone mu tam w projekcie Aurum powodowały z jednej strony niejakie uodpornienie się na zabójczą moc MNA zamontowanego pod kopułą. W końcu przecież przeżył drganie powietrza kiedy inni wyrzygiwali sobie wnętrzności. Z drugiej strony powodowały też… przestoje, koszmary. No to, że odpierdalało mu do kwadratu. To były te wycieki, o których gadał Mariusz? Ale przecież według tego co wygrzebał Rutger nie był klasyfikowany jako dewiant, więc może to co innego? Może upchnięcie czegoś w jego mózgu tylko przyspieszyło naturalne procesy? Może od początku miał w genach zdolność do tego co zrobili z oddziałem podczas pacyfikowania nomadów… Może Aurum to tylko fajne wytłumaczenie i sposób by tego nie pamiętać? Ja pierdolę… Ciągle dużo tych "może". Aurum. Ostateczny sposób na kontrolowanie społeczeństwa. Implementacja pamięci, kasowanie, zmienianie czego dusza zapragnie. Kolektywna podświadomość kreująca rzeczywistość. Wspomniał nagrania z kamer poza kopułą które pokazała mu Łezka od 1337-dziadków. Czyżby coś sobie wtedy stworzyli? Mea maxima Tulpa?

Patrzył na operację Borysa z daleka, chodził po kryjówce spokojnym krokiem. Vixen czasami patrzyła na niego, ale WiFi nie zważał na to. Wyjazd z miasta odsunął się w jego planach. Cokolwiek było w kapsule, musieli to wydobyć. Kolejny kawałek w układance. Podświadome byty, promieniowanie duszy, duch w skorupie… Może nekrotkanka zarządzana przez kolektywną podświadomość cruenti to dalsza ewolucja rodzaju ludzkiego? Za tysiąc lat po ziemi będą chodzić ulepszone wersje Alecto? Nie można im odmówić przystosowania i efektywności.
Obserwował Vixen. Odnosiła się do Bauer z wyższością i ironią, a myślał że są na lepszej stopie. Może to tylko wrażenie. Nie ufał jej. Było w niej coś takiego, ze miał pewność, iż w minutę po tym jak nie będą jej potrzebni sprzeda ich Fedom, Tędlarzowi lub temu kto da więcej. Na razie jednak potrzebowali się wzajemnie.
- Zejdę z tobą do kapsuły. – podjął szybką, wojskową decyzję. – Każ droidkom załatwić sprzęt do podróży poza Kopułą. Medy, ochraniacze, skafandry, eradykaty promieniowania. Niech przygotują pojazd do drogi przez pustkowia. To moja cena, myślę ze niezbyt wygórowana.
Poszedł z Marie na zakupy. Co jak co ale prędzej go chuj strzeli niż zostawi wybieranie broni cywilowi. Dla siebie wybrał szturmówkę SigSauera z amunicją ze zubożonym uranem. Doskonała siła przebicia, a układ pozycjonowania oparty na serwomotorach i patentowany przez korporację SS gwarantował że odrzut nie wybije strzelcowi ramienia ze stawu. Tłumik poddźwiękowy wyciszał karabin do pewnego poziomu. Głośniejsze były uderzenia pocisków w cel. Zabawka o której szara piechota Feldheer widywała tylko na obrazkach. Podczepiany granatnik podlufowy z pociskami termicznymi i burzącymi dopełnił zestawu bojowego. Marie zostawiła w sklepie majątek, ale każdy z kompanów dostał sprzęt najwyższej jakości.
Wrócili po godzinie, WiFi przeglądnął i załadował sprzęt. Czekał na Lidię, kimkolwiek była. Przesłał jeszcze potrójnie szyfrowanym kanałem wszystko z infokości Rutgerowi.
- Głowy ruszać ci nie dam, ale sprawdź co dasz radę zrobić z kolanem.
Vixen spojrzała na niego znowu nieprzeniknionym wzrokiem.
- Uważasz, że to jest twoim największym problemem?
- Nie. Ale będzie utrudniać mi pomoc twoim dzieciaczkom w odzyskaniu dysku.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, nie mam sprzętu aby…
- Ja nie mówię abyś mi naprawiła staw, czy wszczepiała w rdzeń te wężowe cuda, dzięki którym chodzisz. Po prostu zblokuj ból.

Skinęła w końcu głową i razem z androidką zabrały się do roboty. Kapsułka z monokainą i dozownikiem organicznym wszczepiona w udo załatwiła ból na poziomie komórkowym w lewej nodze. Prosty, tymczasowy sposób, dzięki któremu ograniczy betablockery od Rutgera na które zaczynał się już uodparniać.
 
Harard jest offline  
Stary 27-02-2011, 22:42   #54
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Paweł przez większość drogi jechał w milczeniu, przyklejony do chłodnej ściany wozu pancernego. Nie mówił zbyt wiele, bo z pewnością mało kto byłby w stanie go usłyszeć. Przeprawa przez kościół ślepych kapłanów po raz kolejny utwierdziła go w przekonaniu, że powinni złożyć ofiarę jakiemuś bogu za czuwanie nad nimi wszystkimi. Najlepiej z ładnej dziewicy. Skala trudności znalezienia takiej odpowiadała szansom przeżycia całej grupy. W sumie to i tak dobrze, że nagle z uszu nie zaczęła lecieć im krew. Spokojne rozmyślanie i próbę złapania oddechu przerwał jednakże huk pocisków odbijających się od prowizorycznych płyt pancerza. Widać niektórym ciągle się jeszcze nudziło, albo mieli zbyt dużo niepotrzebnych naboi. Z własnego doświadczenia wiedział, że mieszkańców Elysium było wyjątkowo trudno wybić z naturalnego rytmu praca/walka/kupowanie/zdychanie. Nie pomylił się i tym razem. Co z tego, że po ulicach biegają mutki skoro handel musi toczyć się dalej? Wystarczy tylko bardziej uważać, wszak to co złe nigdy nas nie dosięgnie, prawda? Smutne rozmyślania umilała mu tylko puszka piwa „Atom”, która okazała się istnym napojem przenajwiększych i rozbrajającym specyfikiem wywołującym fale rozkoszy w podświadomości każdego prawdziwego mężczyzny. Piwo. Przynajmniej jedną kwestię w tym pojebanym dniu można było uznać za plus.

Niezbyt lubił uczuciowe przywitania, toteż szybko zniknął z drogi Fingsta i Vixen dając im czas do należytego „przytulańca” i innych takich rozczulających zachowań. Wolał jednak przejść od razu do konkretów, toteż dość szybko wyciągnął infokość z kieszeni wręczając ją tym samym Vaudeau. Cholera nawet nie dostał buziaka za odwagę! Kiedyś ze Skawińskim obrabiali jakiś opuszczony szpital, czy tam gabinet lekarski, bo Skawiński wpadł na zajebisty pomysł, że niepotrzebny mu całe zaplecze logistyczne i sam sobie będzie robił dragi z polopiryny i apapu. Tak nazywały się leki w tych kolorowych opakowaniach. Byli młodzi i głupi. Zaledwie dwanaście lat na karku wystarczyło, aby nygas dostał swoją pierwszą działkę do rozprowadzenia. Znaleźli też żółtawą plakietkę przedstawiajającą małego chłopca oraz jakąś ubraną na biało dziewczynę ze strzykawką w ręku. Nachylona nad nim dawała mu całusa w policzek, a napis pod głosił „Dzielny bohater zawsze dostanie buziaka!”. Pierdolone kłamstwo. On był dzielny i o mało nie spadł z galeryjki, a żadnego buziaka nie dostał.
W końcu przyszedł czas na odczytywanie cennej zawartości znaleziska. Jankowski ponownie zamilkł wsłuchując się w słowa ślepego kapłana. Gdy nagranie się zakończyło, żaden dźwięk nie opuścił jego rozgadanej gęby, którą mógł konkurować czasem ze Skawińskim. Zwyczajnie po raz pierwszy od długiego czasu nie wiedział co powiedzieć. Nawet głupot nie chciało mu się już wyszczekiwać. Przynajmniej dowiedzieli się co mogło dolegać Borysowi i dlaczego oznaczono go jako dewianta. Rozwiązała się też kwestia dlaczego Mobius chciał zarżnąć akurat jego. Inteligentni wytwarzają więcej energii. Kolejny punkt podbudowujący jego nadwątlone ego.
Nie miał zamiaru przeszkadzać w operacji Borysa, bo wszak wiadomo, że głupawe komentarze i ciągłe patrzenie na ręce potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet największego specjalistę.
- Uważaj żeby ci nie wszczepiła macicy do mózgu. – Rzucił jeszcze na odchodne do Borysa, znikając z pola widzenia „oddziału”. Ot wyskoczył na klatkę schodową wohnblocku wypalić kilka papierosów i pogapić się tępo przez szybę na teren Czarnych Ulic w nadziei, że nadejdzie jakaś armia zbawienia bądź też Cruenti podchwycą dawny slogan „Make love, not war.” i zajmą się sobą nawzajem. Zawsze można było też dostrzec fajfusów z Federacji, którzy dorwali ładną Słowiankę w celu oczyszczenia społeczeństwa i własnych cojones. Dzisiejszy świat przedstawiał w sobie tyle fascynujących możliwości… Jankowski skinął tylko głową Fingstowi i reszcie jego mechanicznej obstawy, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia wyciągając drżącymi palcami następnego papierosa. Mały dymek dobry na wszystko, cholera gdyby to było takie proste.
- Fingst weź mi z trzy magazynki do 9mm i tego zmodernizowanego kałasza. Czekaj, jak tam na niego mówili... AEK - 971, czy coś takiego. Jeden chuj czy 5, czy 7 mm. - Zawołał jeszcze mając nadzieję, że Fingst zdoła go jeszcze usłyszeć z niższych poziomów bloku. Stary poczciwy kałasz przez lata pozostawał niemal taki sam zmieniając jedynie swoje pozorne oblicze. To druga łącznie z wódką rzecz od ruskich, która nadawała do czegokolwiek.

Kiedy wrócił właśnie wywiązywała kolejna dyskusja na temat dalszych działań. Jankowski osobiście był za nawianiem poza Elysium i zbunkrowaniem się w jakimś bezpiecznym miejscu z dala od tych wszystkich cruenti i popieprzonych fajfusów z Federacji, bo kiedy pomyślał o tym, że przyjdzie im po raz kolejny złazić pod ziemię w samo serce plagi i szukać swojego szczęścia w postaci kapsuły to naprawdę odechciewało mu się nawet oddychać. Niech przystawią sobie lufę do skroni i pociągną za spust. Przecież to znacznie szybsza i oszczędniejsza śmierć, niż zapierniczanie pod ziemię w tym samym celu. Bo jakie mieli szanse? Niby kurwa jakie? Wystarczyło zapytać tylko ich blaszaną przyjaciółkę o dźwięcznie brzmiącym nazwisku, jakie są ich procentowe szanse na przeżycie.
Gdy usłyszał jednak imię Lidi poczuł się tak, jak gdyby właśnie ktoś pierdolnął mu kilku kilowym młotkiem z solidnego zamachu. To Lidia bawiła się z lalkarką? Skawiński mówił, że znalazła jakąś robotę, ale żeby bujała się z Vixen? Po co? Na co? Dlaczego kurwa? W sumie... nawet nie wiedział, czy chciałby pytać. Lidię uznawał za zamknięty rozdział swojego życia, a konkretnie zakończył się on przed domem jego ojca - panie świec nad duszą tego skurwysyna.
- Co z tobą niby robi Lidia? Ją też wciągnęłaś w to całe schodzenie po kapsułę, hę? - Zapytał Vixen drapiąc się po głowie. W sumie nie wiedział czy lepiej zostać i porozmawiać, czy też spierdzielać właśnie w tym momencie. Minęło sporo czasu odkąd zamienił z nią choćby kilka słów.
 
Araks3 jest offline  
Stary 27-02-2011, 23:58   #55
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Obraz tańczył jak chciał. Niklas nawet nie był dokładnie pewien, która z płaszczyzn stanowi poziom, a która pion. Bardziej wpadł niż wszedł na pakę pancernego wozu. Dopiero młody pomógł mu się władować i spocząć w końcu na podłodze transportera. Oparłszy się o boczną ściankę zbrojoną zamknął oczy. Łeb go tak napierdalał jakby przez pół poprzedniego dnia bimber na benzynie walił. Do tego poza przeciągłym gwizdem nie słyszał właściwie nic. A o ile wzrok go nie mylił, stojący obok Borys nie szczędził amunicji. W ogóle był mało interaktywny. Po chwili zobaczył przed sobą twarz Steuer. Wyciągnęła coś zimnego z jego policzka i ręki. Syknął nie do końca jeszcze kojarząc skutek z przyczyną. Okrwawione szklane okruchy upadły na podłogę. Gdy jednak pstryknęła palcami tuż przed jego nosem niemrawym ruchem ręki odtrącił ją by dała mu spokój. Zignorowała. Coś powiedziała, ale nie usłyszał przez ten kurewski gwizd. Z ruchu wąskich ust lalkarki wyczytał tylko „debilu”. Odpuścił. I tak chuj do niego dochodziło. Miał kretyńskie wrażenie, że wóz się wznosi i robi szerokie, szybkie kółka w przestworzach. Nawet czuł jak przeciążenia wgniatają go w boczna ściankę. Steuer najwyraźniej jednak nie dotyczyły, bo kucając niedbale na swoich hydraulicznych kulasach obejrzała jeszcze pobieżnie jego uszy. Zatrzymała się na chwilę przy prawym, za którym widniał wytrawiony w skórze numer ewidencyjny. Ciekawe, czy zaraz zacznie panicznie wycierać ręce o bluzkę… Nie zaczęła. Odrzuciła tylko jego głowę do tyłu po skończonych oględzinach.

Pierwsze dźwięki i głosy zaczął znów rozróżniać gdy dojechali na miejsce. Błędnik też wrócił do względnej normy. A w każdym razie Bestandiger mógł już iść prosto. W lewym uchu jednak cichy pisk nie ustępował. Najwyraźniej poszła błona bębenka. I oby nic więcej bo przez to tępe pulsowanie nie mógł się na niczym skupić. Nie zapomniał jednak z kufra ciężarówki zgarnąć browarów. Nie było z nim więc tak źle.
Kryjówka wybitnie tymczasowa. Nawet niespecjalnie różniącą się od jego nory w Eses-Sztubie. Tylko, u niego nie było tych cholernych androidów. Na czas powitań i kopiowania informacji z kości znalazł sobie jakiś kąt w mieszkaniu i wziąwszy trzy tabletki fentanylu z apteczki otworzył pierwszego atoma. Relacja starego kapłana zaczęła się chwilę później. Słuchał jej uważnie. Bardzo uważnie.

Stopień tajności informacji jakie uzyskali był mu całkowicie nieznany bo się w tych sprawach w ogóle nie orientował. Jednak sposób wypowiadania się kapłana nie zostawiał wątpliwości. Jeśli ktoś myślał, że Federacja zamierza poprzestać na broni jądrowej to się grubo pomylił. Czy prototyp broni Nadii miał coś wspólnego z Aurum, ciężko było stwierdzić. Ale na pewno jej gaszek miał bardziej przesrane niż ktokolwiek inny.
Łyk piwa uwiązł mu przez chwilę w gardle. Szybkie skojarzenie przywróciło przed oczy widok igieł i odczynników. Projekt Federacji był na szeroką skalę. Zatrudniali masę ludzi. Potrzebowali mnóstwo materiałów… Przełknął piwo. Nie ma się co rajcować na razie. Lekarka nie musiała nawet zdawać sobie sprawy z połowy tych rzeczy. Niemniej z zaufaniem do niej powinien przystopować. Na jakiś czas.

Włączył odbiornik Nadii. Cisza. Gromski nie zostawił żadnej wiadomości.

***

- Oba?
- Nie. Lewe tylko.
- Szczęście głupiego. Ale to chyba wasza zawodowa cecha…
- Po prostu rób swoje.

Kilka minut później dzięki sprzężonym z Vaudeau spektroskopom, słuch Niklasa powrócił do normy.

Decyzja jaką należało podjąć została już przez niego uprzednio podjęta. Związał swoje szanse z Elysium i nie zamierzał się z tego wycofywać. Co prawda mówi się, że tylko Szwab nie zmienia zdania, ale miotanie się to to czego nienawidził. Jak brniesz w gówno, to przynajmniej rób to dziarsko. Co więcej Steuer sprawiała wrażenie osoby, która dobra była w tym w czym on nie zawsze się znajdywał. Szybko myślała, a myślenie to przekładało się na konkrety choćby takie jak sprawdzona informacja o infokości. Z drugiej strony omal zapomniał o jednej dość ważnej sprawie. Wspomnienie spojrzenia mordującej Alecto wróciło mu przed oczy zupełnie niespodziewanie.
- Fingst. Weź mi sześć noży miotanych. Eickhorny najlepiej, ale może być cokolwiek. I dla mnie styknie. Steuer, też się mogę pisać na kapsułę. Ale… Niejaki Gołebiowski wszczepił mi i młodemu coś co nazywał „substancją stabilizującą”. Ma to jakoś reagować na jakiś sygnał roju, czy coś… kurwa. Nie znam się na tym. Ale nie chcę by mi odpierdoliło gdy będziemy się zbliżać do kapsuły. Sama więc zdecyduj czy ci się mogę przydać, bo jak nie to szkoda czasu i spierdalam stąd.

Po wyjściu Fingsta usiadł do laptopa Łezki, która gdzieś odeszła na chwilę. Z dopiskiem „Czekam na dalsze info o Tędlarzu”, przesłał na adres Gromskiego dane z infokości. Rozłączył się w sam raz gdy do pokoju wchodził Borys. Dwa razy większy od niego gość swoim gabarytem zastawił prawie całe wyjście. Niklas zatrzymał się czekając aż bamber się usunie. Nie czekał długo.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 06-03-2011, 23:13   #56
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Wilhelm Fingst – Marie Vaudeau
To, co było dziwne, był fakt, że Elysium tak naprawdę nie przejmowało się stratami w ludziach, Cruenti i wyłomem Kopuły.
Było to związane z faktem, że o ile Innenstadt rzadko, o ile w ogóle, oglądało zamieszki (opłacając to sowicie inwigilacją na każdym kroku i obecnością kamer niemal wszędzie), to Miasto Zewnętrzne było przyzwyczajone do krwi i terroru, tak, że wychowywało ludzi twardych na tyle, żeby być w stanie patrzeć na trupy i rozpad i przy okazji jeszcze nie oszaleć z rozpaczy. Ostatecznie, dla wielu, Zewnętrzny Krąg był wcale dobrym rozwiązaniem w porównaniu z tym, co mogło czekać na byle durnia na zewnątrz Kopuły, z czego promieniowanie i skażenie chemiczne były tylko pomniejszymi problemami.
Kiedy rozmawiali poprzednio ze Steuer, było oczywiste, że Vaudeau nie była zaprojektowana na androida bojowego, a w każdym razie – dotychczas nie miała okazji lub po prostu nie chciała demonstrować swoich umiejętności bojowych. Raczej, jak można było pomyśleć, Marie stanowiła jakiś rodzaj eksperymentu Vixen, przy którym słowa Łezki o drewnianej lalce stającej się człowiekiem nabierały o wiele większego sensu. Jak sama Vaudeau gotowa była przyznać, dotychczas nie mogła się zbyt wiele ruszać poza kryjówkę Vixen, a o emulatorze duszy wiedziała tylko niewiele („Odbija to, co jest na zewnątrz” - jak rzekła swojego czasu). Tak czy inaczej, android był wyraźnie czymś więcej niż tylko maszyna wykonująca swoje zadania, choć dla osoby, która przebywała dłużej w jej otoczeniu, trudno było się oprzeć wrażeniu mechaniczności manekina, jak czasem nazywała swoje córki Vixen.
Idąc po mieście, stwierdzili, że Czarne Ulice stawały się pewnego rodzaju miniaturą Miasta Wewnętrznego minus splendor. Godzina policyjna była już na długo przed zmierzchem, teraz zaś można było mówić tylko o niewolnictwie i panicznym pilnowaniu ulic.
Co nie znaczyło oczywiście, że sytuacja została opanowana. Wojna przenosiła się tylko w różne części dzielnicy, czasami nawet schodząc pod ziemię.
Co gorsza, wyglądało na to, że przegrywała jednak strona Czarnych Ulic – już od pewnego czasu w pobliżu nie było widać czarnoszarych pancerzy Federacji, które zjawiły się tutaj zaraz po pierwszym ataku Cruenti. Nie można było mówić tutaj o przegranej Federacji.
Gildie Kupieckie, jakby wyczuwszy, że nie mają wsparcia, zaczęli cichcem przemycać towar poza miasto, zatem dla zwykłych drabów i poszukiwaczy kłopotów sprawy stały się bardziej skomplikowane. Fingst bez problemu kupił całkiem niezłej jakości noże do rzucania bez żadnej marki, a które miały tylko mały defekt w równowadze, co miał później wykryć Niklas.
Jeśli chodziło o broń palną, kłopoty były większe. Zostawiono w większości broń dla tych, którzy mieli bronić Gildii, a racje amunicji zostały podzielone według zmysłu pieniądza kupców – jak się udało im dowiedzieć, powędrowały one na wschód i zachód; jako że armie dowodzone przez kupców były neutralne lub zachowywały się czysto jak żołnierze fortuny, miały zasilić szeregi Rządu Nieśmiertelnych, Czcicieli Krzyża, czy wreszcie posłużyć w prywatnych wojnach lub zostać wystrzelane w intrygach mniej znaczących frakcji. Nadto, chciwcy, gnani niezawodnym przeczuciem, że w czasach pożogi można zarobić na nieszczęściu ludzkim, podnieśli znacząco ceny na amunicję i broń. Nic to – Vaudeau stwierdziła, że woli wydać więcej, kończąc swoją chłodną analizę uwagą, że za pieniądze można zarżnąć byle dziada na ulicy, a kiedy oni zginą, to gra się skończy.
Dlatego też wydali niemal wszystkie złe, które posiadali, grupowo posiadając zaledwie dwadzieścia złych. Byli uzbrojeni, to było oczywiste, jednak nie posiadali sprzętu do poruszania się poza Kopułą – bynajmniej nie dlatego, że pieniędzy nie wystarczyło (posiadali dodatkowe liczniki Geigera, tabletki odkażające i średniej jakości kombinezony przeciwpromienne) – zabrakło ich o wiele wcześniej, już zaczęło ubywać wtedy, kiedy połączone wojska polskie i rosyjskie nagle znalazły się przed Kopułą.

*

# Vixen | 1
Androidy czują się całkowicie dobrze bez nas.
Jest to prawda. Kiedy raz wprawi się maszynę w ruch, obojętnie jaką maszynę, maszyna będzie wykonywać swoją pracę, do której została przeznaczona, pod warunkiem, że będzie w niej działać jakiś typ energii – w tym przeklętym świecie nie ma czegoś takiego, jak perpetuum mobile, wszystko się rodzi i wszystko umiera. Ruchy, które myślałyby o wytworzeniu perpetuum mobile byłyby czymś w rodzaju ruchu przeciwko naturze – by rzec, wstecz. Nie zmieni to jednak faktu, że maszyna jest w pewnym sensie doskonalsza od człowieka, oczywiście, tak długo, jak mówimy o ściśle zdefiniowanej roli maszyny, bowiem kolejnością ról różnią się maszyna i człowiek.
Dowód? Najpierw pojawia się rola dla maszyny, a potem pojawia się ona sama, zatem całość życia maszyny zawiera się w jednej tylko roli. Jeśli chodzi o człowieka, to najpierw pojawia się człowiek, a potem role – wyjąwszy przypadki niewolników czy przeznaczania dziewic do zerżnięcia dla królów. Maszyna nie może zmienić roli, zawsze pozostaje cholerną frezarką, a człowiek, wręcz przeciwnie, często musi zmieniać role, żeby się utrzymać w życiu. Za maszyną przemawia projekt. Człowiek nie zna projektu, na podstawie którego został zaplanowany. Stąd religia. Maszyna, inaczej, nie pierdoli się z religią. Spaliny rzygają tak długo, jak silnik jest sprawny. Człowiek jest bardziej wszechstronny. Maszyna bardziej perfekcyjna.
Było tak do czasu, dopóki nie pojawiły się androidy. Maszyny o formie ludzkiej, zatem słusznie było podejrzewać, że mają przynajmniej ludziom dorównać. Być wszechstronne. Nie kalkulować tylko małego wycinka – przeciwnie, miałyby przyjmować setki ról, a z powodu uniwersalnego sprzętu zainstalowanego w emulatorze duszy, stałyby się wszechstronne.
Zawsze sądziłam, że ten świat jest eksperymentem w geniuszu i klatką, w której ma się hodować specyficzne rodzaje małp. Zmieniać różne kombinacje małp i oglądać, jak te kombinacje się na siebie nakładają. Chodzi tu o to, żeby na gnojowisku ludzkości wyrosły fiołki. Albo jabłoń, która będzie rodzić złote jabłka.
Kiedyś, przed paroma lub parunastoma wojnami atomowymi (kto to zliczy?) ponoć istniał ktoś, kto powiedział, że człowiek właśnie z małpy powstał. Mam na myśli, takiej prawdziwej małpy, z prawdziwego lasu, a nie małpy z próbówki, która hasa sobie na genetycznie wyhodowanej łące w Mieście Wewnętrznym. A małpa z czegoś tam. I to jeszcze z czegoś poprzedniego, zadając kłam różnym wersjom chrześcijańskim, jakoby Bóg wypluł Adama lub Adama wyśpiewał.
Wiecie, ja tam nie daję wiary żadnym bajkom. Bo większość wiedzy ludzkości to bajki właśnie, różniące się tylko różnymi rodzajami użyteczności. Mam na myśli – jeśli opowiem wam jakąś głupią opowiastkę o czarownicy z Izraela, to nie wyciągniecie z niej żadnego wniosku, może poza tym, że trzeba Żydów w piecu palić. Tak, wiem o tym, że kiedyś istniał Izrael. Wyczytałam to z takiej bardzo starej książki z wydartymi okładkami. Zatem ponoć świat istnieje poza Ziemią Niczyją, pomimo tego, że nikt tam nie chce iść.
A człowiek i małpa? Skoro jaszczurka wyrzygała małpę, a małpa człowieka, to jasne jest, że czas najwyższy, żeby i człowiek coś z siebie dał. Coś wartościowego. Coś nowego. Nowy gatunek. Może nawet nadczłowieka?
A może nawet o to chodzi, że tu ewolucja organiczna się kończy, i właśnie to stanowi odpowiedź do wyjaśnienia zagadki tego, dlaczego człowiek istnieje na ziemi. Człowiek ma wydać z siebie nadczłowieka, to jest wszechstronną maszynę. Wszyscy o tym śniliśmy od czasu, kiedy zaczęliśmy odlewać w formie syntetyczne miednice i żebra. Zapewne to samo śniło się tym głupcom z Federacji, kiedy kombinowali, jak podłączyć łożysko do cybernetycznej macicy. Powstało, jak to zwykle bywa, z niskich pragnień – z lepszych kobiet, które można wstawić do szafy, kiedy się znudzą. Potem ktoś się zabawił i wstawił emulator duszy po to, żeby istniała możliwość, żeby lalka wyważyła drzwi szafy i zrobiła awanturę o to, że właściciel śpi z nowym modelem.
Człowiek zatem był tylko kolejnym stopniem, czymś, co należało przekroczyć, tak samo jak przekroczone zostały wszystkie wcześniejsze gatunki. Jakie to zabawne, że zaczęło się od ameb, a skończyło się na połączeniu stopu żelaza i sztucznych tkanek.
A potem? Potem to już będzie cała nowa rasa panów, która zapanuje nad brudną ludzkością, choć nic z tego nie jest przesądzone, ponieważ emulator duszy nadal jest tylko eksperymentem, a nie czymś pewnym i coś, co, kiedy włożone do środka plastikowej lalki, uczyni z niej niewątpliwie coś więcej – wleje ducha w maszynę. Jeśli coś takiego byłoby możliwe, znaczyłoby to, że nie ma żadnego Boga chrześcijan, że funkcje mentalne można rozbić na ciągi jedynek i zer.

*

Kiedy wrócili, bito na alarm, chociaż i tak nikt nie zważał na to. Od pewnego czasu, stan alarmowy był normą w Elysium, mieście, które było zdolne trwać, pomimo oczywistej zarazy lęgnącej się w mieście – tylko Gildie Kupieckie było stać na to, żeby podczas ucieczki sprzedawać, cokolwiek się dało i jakkolwiek się dało, a przy okazji jeszcze strzelać do Cruenti.
Już traciłam nadzieję, że się zjawi Stockenheim, ale jednak przyszła. Tu, w Mieście Zewnętrznym, była znana po prostu jako Lidia – mało kto wiedział, że pochodziła z rodziny z Innenstadt.
Zdawało się, że ten jeden z nich ją znał.
Oczywiście, wymienili grzeczności, chociaż w tej sytuacji mało kto miał czas na długie rozmowy i zwierzenia.


# Nadia Bauer – Wilhelm Fingst – Niklas – Paweł Jankowski
Jak wkrótce się okazało, Lidia miała dość dużo wspólnego z Vixen, z którą miała pewne kontakty jeszcze przed wybuchem plagi Cruenti. Vixen miała bowiem dostęp do małych ilości wykradzionych nanobotów, które przywłaszczyła sobie „jeszcze za dawnych czasów”, cokolwiek to miało znaczyć w jej ustach. Lidia miała mniejsze doświadczenie i wiedzę niż Steuer, jednak była jej przydatna z powodu faktu, że mogła załatwiać różne części do sprzętu, czasami – jeśli się poszczęściło – mogła nawet sprowadzić kawałki androidów. Tak było, w każdym razie, do czasu, kiedy wybuchła nowa wojna i plaga. Wtedy handel zatrząsł się poważnie, uniemożliwiając zdobycie porządnych rąk, nóg i całej reszty dla manekinów.
Ponadto, Lidia po prostu potrzebowała jakiejś pomocy dla ojca, który już wcześniej nie domagał – wszystko i tak poszło na marne, zginął, kiedy siły Federacji wdały się w krótką potyczkę z rebelią.
Od czasu śmierci swojego ojca, mogła przejąć Dziewiąte Wrota – jak nazywała się speluna, jednak dla Lidii jego śmierć była końcem czegoś. Coś skończyło się na zawsze i nie było sensu tego wskrzeszać. Sprzedała lokal za psie pieniądze jeszcze tego samego dnia, w którym wojska dwóch frakcji miały przebić Kopułę. Miała szczęście. Odebrała pieniądze i po prostu wyszła ze wszystkim, co udało jej się zebrać podczas życia w Mieście Zewnętrznym. Nie było to wiele – jakiś pistolet samodzielnie złożony przez rusznikarza z Außenstadt, trochę jedzenia, nóż i ubranie. Zdjęcia martwego ojca wyrzuciła.
Relacje z Vixen miała dobre, co zastanawiało. Steuer była typem osobowości dominującej i Lidia też była takim typem. Kiedy rozmawiały, nie dochodziło wśród nich do żadnej kłótni, raczej do częstych negocjacji i ustępstw, zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Widać, każda znała swoją rolę, jaką miała odegrać.
- Lidia – uśmiechnęła się Steuer, kiedy byli na zewnątrz. Teren zabezpieczały uzbrojone lalki.
- Marta – uśmiechnęła się o wiele bardziej blado Stockenheim.
- Więc zdecydowałaś się?
- A było coś do decydowania?
- odparła. - Dziewiąte Wrota są splądrowane, ojciec nie żyje, konkurencja ma ochotę mnie zagryźć. Ponoć wyjeżdżasz z miasta.
- Jeszcze nie
– mrugnęła Steuer. - Znasz ich?
- Nie... Tak! -
wykrzyknęła nagle, rozpromieniwszy się na widok Jankowskiego. Już miała podejść, kiedy została zatrzymana przez Vixen.
- Jedziemy w stronę Elysium zachodniego. A potem, to szczerze powiedziawszy, będzie jeszcze gorzej, bo schodzimy pod ziemię. Ale wszystko dla dobrej sprawy, o tym mogę cię zaręczyć.
Stockenheim zatrzymała się w pół kroku.
- Pod ziemię?
- Do tej dziury, co ostatnio nam wykopali.

To, co powiedziała Steuer, nie mieściło się w logice Lidii.
- Mówił ci już ktoś o tym, że zginąć można?
- Wiem. I dlatego mam ciebie z twoimi projektami krzyku neuronalnego.
- Jeszcze nieskończone... -
podrapała się po głowie Lidia.
- To i tak już nie ma znaczenia – ciągnęła Vixen. - Im dłużej jesteśmy w mieście, tym bardziej ryzykujemy życiem. Czarne Ulice wcale nie są bezpieczniejsze od terenu Eses-sztuby.
- Wiem –
zmitygowała się Lidia.
- Zatem jedziesz? Będę potrzebowała twoich zabawek.
Stanęła, wahając się. Dla niektórych, takie decyzje były ciężkie do podjęcia.
- Lidia, nie mamy...
- Dobra
– powiedziała. - Dobra.
Jej twarz mogła wyrażać wszystko.

*

Wielu, którzy później mieli wspominać ten dzień, zawsze wspominali najpierw holograficzne niebo. Coś było w tej symulacji nieba, tak jakby wskazywała na wydarzenia, które miały dopiero nadejść. Zbliżał się sztuczny zmierzch, tak różny od wiecznego zmierzchu, który trwał na zewnątrz Kopuły. Tu niebo przedstawiało zachodzące słońce ginące za nieistniejącym horyzontem; łuna na zachodzie była koloru złota, które znaczyło żyłkami fioletowe i czerwone chmury. Gdyby nie fakt, że lata już nie było, można by pomyśleć, że właśnie lato nadchodziło.
Wszystko – wybuch rebelii, Cruenti, przebicie Kopuły – wydarzyło się zaledwie w ciągu dwu dni, a jednak istnieli jeszcze tacy, którzy w środku chaosu znajdowali metodę i zamierzali na tym skorzystać.
Jednym z takich była Vixen razem z jej bandą lalek. Jechali dwoma samochodami przez szaloną dzielnicę miasta, gdzie handel był stawiany ponad wojnę i strach przed śmiercią. Nierzadko mogli patrzeć na absurdy, które rozgrywały się przed ich oczami na Czarnych Ulicach; kupcy, którzy rozkładali stragany, aby sprzedać ostatnie rzeczy w mieście po to, by uciekać, okopywali się, a jeśli nie mogli, zastawiali się drutem kolczastym i kładli karabiny maszynowe na ladach, na których wystawiano dosłownie wszystko, od żywności, poprzez broń, by skończyć wreszcie na halucynogenach i różnych odmianach Zbawiciela czy Wiru. Sprzedawcy przekrzykiwali się, wrzeszcząc o tym, co sprzedawali, a jednocześnie dawali znaki dla najemników, aby tamci szyli z maszynowych do Cruenti, które od czasu do czasu wychodziły ze Starego Miasta. Na szczęście, to, że niektóre z odmian Cruenti potrafiły razić na odległość, pozostawało w sferze niejasnych plotek snutych przez żołnierzy, którzy widzieli o jedną walkę za dużo.
- Dobry chlieb z genetycznie czystych zbóż! Chlieb! Chlieeeb!
- Ej tam, Wania! Huź-ha! Wal w skurwysyna, widzisz go?
- Z kanału wylazł!
- Chlieeeb!
- Zbawiciel o smaku cytrynowym!
- Wir w opakowaniach ekonomicznych i ergonomicznych!

Tymczasem w wozie trwały pospieszne rozmowy. Lidia dzieliła swoją uwagę na Jankowskiego, któremu starała się przekazać, jakie były dotychczas jej związki z Vixen, a także rozmawiać z samą Vixen na temat jej roli w tym, co miało nadejść.
Jak się okazało, obie kobiety znały się dobrze nie tylko ze względu na sprawę z ojcem, która była oczywistym początkiem ich znajomości. Lidia posiadała talent to pewnej rzadkiej dziedziny nauki, która była bezpośrednio związana z Aurum. Po pierwsze, z powodu wykradzenia planów Federacyjnych, mogła mierzyć natężenie pola psychicznego, a w konsekwencji przewidywać ataki MNA, podczas których to promieniowanie zawsze ulegało zagęszczeniu. Po drugie, posiadała pewną wiedzę o samym Aurum, o czym w oczywisty sposób Federacja wiedzieć nie mogła – za samą wiedzę o projekcie Aurum i jakichkolwiek jego szczegółach skazywano na dożywocie z powodu zdrady Nuklearvereinigung lub po prostu zabijano. Dane zdobyła przez kontakty Franza Neumayera, który z kolei znał Jankowskiego.
Lidia nie znała całej konstrukcji Aurum, jednak dużo podejrzewała i właśnie dlatego była wartościowa dla Vixen, tak samo jak Steuer była wartościowa dla Stockenheim (choć z innych powodów). Pewna wiedza o projekcie Aurum pozwoliła Stockenheim skonstruować własne wersje Aurum, które były od niego o wiele mniejsze, a w konsekwencji mogły powodować o wiele mniejsze efekty.
Instrument, który miała przy sobie Lidia, był nieco podobny do rękawicy chronicznej, która była w posiadaniu Nadii, jednak z tą różnicą że istniała także część podłączana do pnia mózgu, który posiadała także Vixen.
Vixen bowiem, tak samo jak i Stockenheim, miały wbudowane w swoich czaszkach małe implanty pozwalające na podłączenie kabla neuronalnego, który mógł wysyłać informacje w obie strony. Używanie urządzeń, które posiadała Lidia, wymagało używania tego implantu – jej wersja Aurum, którą posiadała, była podłączana bezpośrednio do mózgu, razem z filtrem na oczy i drugą, pomocniczą rękawicą.
Kosztem swojej energii, Lidia mogła dokonywać małych, lecz znaczących zmian w rzeczywistości, takich jak drenaż energii psychicznej, który powodował śpiączkę i śmierć, sztucznie indukowaną hipnozę, bardzo nietrwałe iluzje w rzeczywistości, słabą telekinezę i pirokinezę w zasięgu wzroku – wszystko to działało na zasadzie ogniw nuklearnych w broni (którą nazywała Seelensturmem) i transformacji energii psychicznej człowieka, głównie jej własnej, ponieważ nad akumulacją energii innych nie mogła zapanować tak doskonale, jak nad swoją.
Vixen wykorzystała tę umiejętność już na samym początku, kiedy przejeżdżali przez bramy kolejnych dzielnic.
Często Lidia po prostu wychodziła i wchodziła do wozu, wyposażona w zestaw dwóch rękawic, po czym zbliżała się do straży obstawionej przy bramie, jak gdyby nigdy nic. Rozmawiała ze strażnikami, dawała znak do przejazdu. I to było na tyle, z tą różnicą, że po każdej takiej próbie wracała do wozu coraz bardziej zmęczona i wycieńczona, jak gdyby w tych paru chwilach został zawarty wielki wysiłek, zarówno fizyczny, jak i psychiczny.
Lidia nie mówiła im nic, a Vixen też nie kłopotała się z wyjaśnieniem, co dokładnie maszyna podłączona do jej głowy robi, jednak każdy, kto później pytał się się żołnierzy, dlaczego przepuścili wóz pancerny i naprędce skombinowaną furgonetkę na manekiny, odpowiedzieliby, że przyszedł pewien dowódca przydzielony do tego rejonu i nakazał przepuszczenie dwóch wozów jako posiadających wartość taktyczną. Nazwiska oficera przypomnieć sobie nie mógł nikt, znaleziono zatem kozła ofiarnego i o całej sprawie miano później zapomnieć, nie poświęciwszy temu żadnego raportu.

*

Poza Czarnymi Ulicami, sprawy miały się inaczej. Plac Krzyżowy był opustoszały, pozostali tam jedynie ci, którzy poza pracą w fabrykach nie mieli nic. Ulice były wyludnione i nie były patrolowane przez prawie nikogo.
Jadąc, widzieli rzędy pustych ulic, do których zawiewał czasem śmierdzący wiatr, zabłąkawszy się z wyłomu w Kopule. Ulice prawie takie, jak sprzed paruset lat temu, kiedy ludzie zaczęli uciekać z wielkich miast w strachu, że także na nie uderzą bomby. Takie same sterty makulatury nagle pozostawione na ulicach (człowiek, kiedy tylko przeczyta gazetę o tym, że jego miasto jest kandydatem na miejsce, gdzie ma wyrosnąć grzyb atomowy, nagle przestaje się przejmować tym, że ulica może być zaśmiecona). Takie same, nagle zastygłe życie – dziwnie pozostawione samym sobie stragany, dyndające już o wiele za długo trupy na szubienicy, czasem pospolite śmieci wyrzucone z ulicy.
Choć Cruenti posiadały i walczyły o swoje siedliska głównie w Eses-sztubie i na Czarnych Ulicach, to również ta część Elysium nie była od nich wolna, choć z powodu tego, że nikt nie dbał o to, czy są, czy nie.
Miasto Zewnętrzne zostało spisane na straty. Wszyscy o tym wiedzieli i nikt się nie oszukiwał.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 06-03-2011, 23:18   #57
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Tutaj jednak obecność Cruenti była o wiele mniej jasna – zniekształcone figury ludzi w różnym wieku przemykały pomiędzy opuszczonymi budynkami, chowając się przed światłami patroli i lufami co bardziej zdesperowanych rebeliantów, którzy założyli naprędce bazy w tej części miasta. Można by pomyśleć, że była to najspokojniejsza część miasta, zwłaszcza, że dochodziły tu echa wymiany strzałów na Czarnych Ulicach; tu jednak panowało martwe oczekiwanie i pełna grozy cisza. Liczono trupy i myślano, czy ktoś, kto zniknął za rogiem, żeby się odlać, wróci czy nie wróci. Z rzadka tylko zdarzył się samotny wystrzał czy daleki krzyk, którym i tak się nikt nie zajmował, ponieważ i tak było za późno.
O wiele większym zmartwieniem i lękiem napełniały ludzi pomieszczenia wypełnione nekrotkanką. Większość z nich palono albo wysadzano, z raczej marnym skutkiem. Z powodu cichego przyzwolenia ludzi, życie Cruenti – o ile tak można je było nazwać – rozwijało się w opuszczonych salach i zakurzonych hotelach.
Pokłosiem rozwoju nekrotkanki były pseudocmentarzyska, które wyrastały w zapieczętowanych budynkach i miejscach, których nikt już nie odwiedzał. Cruenti, powodowane świadomością roju, zawsze zjawiały się po części ciał ludzi, które zanosiły do ciągle rozwijającej się sieci, która zdawała się mutować. Oprócz zarażania wirusem osobliwego stanu nieśmierci, lwia część zwłok była używana jako budulca do Bóg wie czego. Ściany takich cmentarzysk były oblepione mięśniami i skórą zdartą z trupów; komórki mutowały się w narządy, o których przeznaczeniu wiedziała chyba tylko Matka Roju, jak wkrótce też zaczęto nazywać domniemaną świadomość przejawiającą się za ruchami Cruenti. Arterie i ścięgna dekorowały w dziwaczny i absurdalny sposób ściany, zwisając i łącząc się w całe korytarze pulsujące niepoznanymi dotychczas substancjami i arteriami.
Cruenti działały głównie w ukryciu, jednak dla ludzi, niektóre ich ruchy wydawały się co najmniej nielogiczne. Raz jeden żołnierz przez przypadek wziął za ludzi te formy robaków, które miały formy dziecięce. Zdarzenie szybko obiegło szeregi, zatem nie było dobrze znane; zapewne ktoś mógł zmyślić całą rzecz, jednak podobne zagrywki ze strony Roju kazały przypuszczać, że tak w istocie mogło być. Mianowicie, żołnierz, o którym mowa, zobaczył dzieci bawiące się przy blokach mieszkalnych na zardzewiałej huśtawce; skakały, śmiały się i rozmawiały ze sobą swobodnie, jak gdyby parę kroków dalej nie palono stosu funeralnego. Ich słowa, jak miał potem powiedzieć, przypominały urywki rozmów i wspomnień i nie trzymały się wielkiej logiki. Tak jak:
- ...mamo, ja chcę siku. Wyskakuj z forsy, cwelu.
- Halo, nie mogę się dodzwonić. Możesz przekazać tą wiadomość? Jesteś wspaniałym mężem, weź mnie.
- Przyjąłem kapralu. Spierdalaj, cholerna zdziro! Nie po to kupowałem cię na jebanym targu niewolników, żeby ktoś inny cię teraz orał!
- Kochanie, naprawdę mógłbyś zmienić te kotary w przedpokoju, już są stare i brudne...
- Jesteśmy całkowicie przekonani o tym, że rozwiązanie doktora Stieffenhauera dotyczące teori kwantowej... Causative have w języku angielskim? To proste. Nasz najnowszy android...

To, że niektóre z nich mają zęby dwa razy dłuższe niż normalny człowiek, inne trzy ręce, a trzecie o parę głów za dużo, zobaczył za późno. Na szczęście, stracił tylko lewą dłoń, a nie życie.

*

- Zatem wiesz coś o kapsule, o czym ja nie wiem? - rzekła Vixen.
- O technologii, która jest w kapsule – powiedziała Stockenheim, na co druga machnęła tylko ręką.
- Nikt tego nie wie.
- Co jest w kapsule?
- zaciekawiła się Łezka.
- Wyjebany sprzęt, za który będziemy pływać w forsie, władzy i forsie – powiedziała, szeroko się uśmiechając Vixen. Jej mechaniczne ramię drgnęło.
- Jest tam...
- Wiem, co tam jest. Technologia, na podstawie której powstało Aurum.
- I nie tylko.

Fingst jechał, a do miejsca przeznaczenia zostało trochę czasu.
- No? - rzekła wreszcie Vixen po chwili milczenia.
- Według tego, co wiem, w kapsule, oprócz technologii Aurum, znajduje się także zapis eksperymentów nad robakami.
Vixen zmarszczyła brwi.
- Nad Cruenti?
- Tak. Z tego, co udało mi się wykraść, często powraca temat Organische Waffe. Wydaje się, że Federacja szykuje lub szykowała jakiś projekt związany z Aurum, który miał pozwolić na kontrolowanie ruchów Cruenti.
- Sugerujesz, że to wszystko
– Łezka zrobiła ruch dłonią – to może być po prostu testowanie broni biologicznej Federacji?
- To możliwe –
przyznała Vixen, zagryzłszy wargi. - Ciężko w to uwierzyć, ale...
Oczy wszystkich powędrowały w stronę Steuer.
- Skoro Aurum może kontrolować do pewnego stopnia psychikę ludzką, to także można mówić o wpływie na Cruenti. Ostatecznie, mózgi trupów są ludzkie. Można by dopuścić możliwość tego, że Cruenti mogłyby być kontrolowane... No – uśmiechnęła się z uznaniem Steuer. - Coś jeszcze wyszperałaś?
- Tak. Na pewno jest tam neutralizator grawitacyjny

Neutralizator grawitacyjny był kolejnym wynalazkiem – tak jak Aurum – o którym wiedziało właściwie całe miasto, a o którym nic konkretnego praktycznie wiadomo nie było. Jak sugerowała nazwa, miał to być prototyp maszyny, która pozwalała na miejscową manipulację grawitacją ziemską. Jak by jednak miał wyglądać taki prototyp, jakiej miał być wielkości i jak dokładnie miałby działać – tego nie wiedział nikt.
W końcu, Vixen rzekła:
- Kapsułę otacza sporo legend.
- Myślisz, że już się do niej przebili?
- Mam taką nadzieję –
westchnęła. - Jeśli tego jeszcze nie zrobili, będziemy musieli poczekać, aż to zrobią. Kapsuła nie była otwierana od paru setek lat. Jeśli robią to dopiero teraz... Sama wiesz.
- Wiem
– powiedziała pewnie Stockenheim.
Dwójka patrzyła na siebie oceniającym, nieledwie srogim wzrokiem, mierząc własne możliwości i kalkulując wiedzę, którą mogły posiadać, a którą ze swoich powodów podzielić się nie chciały lub nie mogły. W obu przypadkach dotyczyła związków z Federacją. Wiedza kosztowała, nierzadko sporo, a koszty były rozłożone na wszystkich. Vixen bała się, że może zapłacić zbyt dużo.
- A Alecto? - przerwała wreszcie niezręczną ciszę Łezka.
- Mutant. Po prostu – powiedziała Vixen. - Nie ma tutaj o czym gadać.
- Zatem stwory typu Alecto są związane z Cruenti. A jednak ona żyła, kiedy...

Łezka kierowała się opowiadaniem Fingsta na temat Alecto.
- To niewiele zmienia – zaprzeczyła Vixen. - W pewnym sensie, Alecto jest czymś podobnym do mnie, z tą różnicą, że jej świadomością kieruje Rój, a ja sama ulepszyłam się dzięki technologii, a nie mięśniom, które mi wyrosły pod skórą. Wydaje mi się, że gdyby można uzyskać próbki nekrotkanki i zacząć kombinować, jak wszczepić je pod ludzką skórę, może by się coś z tego urodziło... Ale to nie moja broszka – rzekła w końcu Vixen.

*

Kapsuła była strzeżona.
Nie było mowy o wejściu do kapsuły z punktu, w którym Czciciele Krzyża zaczęli wiercić i wysadzać – tam znajdował się lej głęboki na około sto – dwieście metrów, o ile nie więcej. Choć starano się, żeby otwór był jak najmniejszy, siła uderzenia i częste zarabowania sprawiły, że dziura w ziemi była wielkości małego budynku, który otoczono kordonem i postawiono umocnienia z worków z piaskiem i karabinów maszynowych z amunicją pulsową.
Nie mieli żadnego wyboru, jak oglądać tą scenę z okien jednego ze zgruzowanych budynków zniszczonych falami sonicznymi. Tu, w dawnym budynku, które mieściło biuro policyjne, przez spękane szkło sączyło się światło, które zatrzymywało się tylko na kratach, które rzucały cienie na ich wszystkich.
W okolicy nadal trwała wojna i można było to odczuć. Między gruzami i szkłem, które połyskiwało feerią kolorów na tle zachodzącego nuklearnego słońca, leżały ludzkie zwłoki, o które nie kłopotał się nikt. Kilometry Elysium wschodniego zostały wręcz zrównane z ziemią, ułatwiając zadanie snajperom; grupy wyraźnie zaznaczyły granicę, za którą przechodzić nie mógł nikt bez ryzykowania życia.
Cruenti występowały tutaj rzadko lub wcale. Federacja, Rząd Nieśmiertelnych i Rewolucja Polszewicka wyraźnie nie życzyły sobie, żeby ktokolwiek poza nimi miał wpływ na losy kapsuły; była to gra, w którą chcieli grać tylko najlepsi gracze i wiedzieli, jak wyeliminować z gry słabszych konkurentów. Czekano na oczywistość, to jest otwarcie kapsuły, zatem oddawano do siebie strzały tylko z rzadka, nawet w przyjacielski i pieszczotliwy sposób, żeby dać znać wrogowi, że się jest po drugiej stronie i się jest żądnym jego krwi.
Vixen odesłała Stockenheim i Łezkę do wozu. Lidia ledwo trzymała się na nogach po swoich wyczynach z iluzjami umysłu, a jednak nie mogli sobie pozwolić na to, by zostawić ją w tyle, Łezka natomiast nie była od walki. Vixen wymieniała urywane komendy i uwagi do Vaudeau, która także została w samochodzie, wysyłając tylko radiowe sygnały do swoich sióstr, które zabezpieczały teren i ostrzegały przed niebezpieczeństwem. W ten sposób mieli rozeznanie terenu, na którym przebywali.
- Wchodzimy do Altstadt – rzekła w końcu Vixen, dając czas na omówienie z resztą. - Górą nie wejdziemy, a nie chcę tracić żadnej z lalek.
Przyłożyła rękę do ucha.
- Mam namiary od manekina, gdzie znajduje się najbliższe zejście.


# Matriarch Wsiewodoj – Rita Dranger
Kula świsnęła obok ucha Wsiewodoja. Zawsze myślał, że kule są jak osy. Jak o wiele gorszy rodzaj os, os, które mogą zarżnąć jednym ukąszeniem, os, które zawsze są wymierzone żądłem w jego twarz. Przypominało mu to o martwym bracie, który został zagryziony przez coś, co osy przypominało. Coś, co przyszło z zewnątrz.
- Cholerny kłamca i drań – wycedziła przez zęby żółte od papierosów i kawy Dranger.
Nacisnęła cyngiel. Ołowiana osa znowu brzęknęła obok ucha Wsiewodoja. Milczał. Nie uciekał, ale nie zamierzał też walczyć. Jak gdyby patrzył w oczy jakiegoś bóstwa rodem z piekieł, które mogło w jednej chwili udzielić wiedzy o tym, jak zarzynać bogów i wyrabiać magiczne różdżki z piszczeli wrogów, po to, by z jednego kaprysu wypruwać flaki i z kości wyrabiać chleb.
- Mówiłeś, że nie wiesz nic o Moldtke. I o Strachowskim. I o, kurwa, Tędlarzu.
Strzał. Osa.
- Podczas gdy wiedziałeś, kurwa, wszystko. Okłamywałeś mnie przez ten cały czas, a ja dawałam ci informacje, jak do nich dotrzeć. Mogłeś... Mogłeś nawet wykorzystywać WiFiego.
Wolno sięgnął w stronę małej kieszeni na jego piersi. Broń nawet nie drgnęła w rękach Dranger. Wyciągnął paczkę papierosów i zapalił. Zgrywał twardziela, choć wiedział, że właśnie jego los zawisł na widzimisię rozzłoszczonej kobiety. Nie cierpiał kobiet. Były zbyt nieprzewidywalne i nie kierowały się większą logiką.
Pokój znajdujący się w Innenstadt nie miał nic wspólnego z pokojami z Miasta Zewnętrznego. O wiele lepiej urządzony. Prawdziwa sofa z dobrej skóry syntetycznej. Jakieś obrazy sprzed wojny, które kupowano z sentymentu raczej. Odbiornik telegraficzny, który zastępował telefon i telewizję; z telewizji zresztą korzystało się najmniej, ale zawsze można było powiedzieć, że jest się wzorowym obywatelem Wewnętrznego Pierścienia, który uczciwie się indoktrynuje. Nie było żadnego brudu, bo pomimo wojny trwającej na zewnątrz, można było zamówić sprzątacza lub chociażby androida, który znał się na sprzątaniu dość, by spełnić wymagania klienta. I tylko rozbite przez strzały Dranger akwarium dawało znać, że w pomieszczeniu było coś i ktoś, które nie powinny się tutaj znaleźć.
Leżała w łóżku. Pomimo trzydziestu paru lat, wydawała się wyglądać o wiele starzej niż reszta jej znajomych pracujących w Officinae. Tym, co ją do tego doprowadziło, było nie picie, ale pochłanianie hektolitrów syntetycznej kawy mieszanej z pochodnymi amfetaminy i niektórymi dragami używanymi przez wojskowych, palenie papierosów raczej kiepskiej marki („Sturmer”), hedonistyczno-nihilistyczny tryb życia i ciągłe stanie na warcie; do jej głównych obowiązków jako zastępczyni komendanta sił Ordnungsdienst należało spodziewać się najgorszego i być na warcie, która w zasadzie nigdy nie ustawała; jej pozycja była niebezpieczna, choć dobrze płatna. Musiała znosić upokorzenia ze strony głowy policji i po stokroć gorsze upokorzenia ze strony tych, którzy garnęli się na jej miejsce. Od czasu wybuchu zarazy Cruenti i śmierci głównodowodzącego, który zamienił się w głodnego trupa, chwilowo przejęła władzę nad całym Ordnungsdienst. To wszystko spadło na nią paroma tonami czystej paranoi i podejrzewania każdego wokół siebie.
Obok łóżka, przez nieostrożność Wsiewodoja, leżały akta Stachowskiego, Moldtke i Tędlarza, a także Mullera; akta Tędlarza były po prostu zapisem śledztwa prowadzonego przeciwko osobie o tej ksywie. Bądź co bądź, nie wiedziano jeszcze dokładnie, kim jest Tędlarz.
On, przeciwnie. Odkrywszy świetny towar na rynku, nie żałował sobie. Kosztem depresji i innych skutków ubocznych, które były hamowane jeszcze innymi prochami, był przystojny tak, jak mógł być przystojny facet po czterdziestce. Bez żadnej dzikości dwudziestki lub nawet trzydziestki; czterdzieści lat zobowiązywało (choć tak naprawdę wiek stosował się tylko do wyglądu – żyli w czasach, kiedy tak naprawdę ciężko było stwierdzić wiek kogokolwiek; byle dziecko na ulicy mogło mieć lat szesnaście, jak i sto sześćdziesiąt, będąc jakimś dziwacznym wytworem odrzuconym przez Rząd Nieśmiertelnych). Było się rzetelnym tatusiem, który swoje już przeżył, a przecież dzieci w tym wieku więcej niż dwadzieścia lat mieć nie mogły, jeśli chciało się być uważanym za człowieka statecznego.
Z ludzi starych i starzejących się nie emanuje żaden spokój, jest to po prostu zobojętniałość.
Otworzył usta, testując, czy widok O sprawi, że zarobi wreszcie tą kulę między żebra. Nic się nie stało. Zaczerpnął powietrza, rzekł:
- Nie pytałaś.
- Pytałam, kurwa, a jakże, pytałam –
giwera niebezpiecznie zatańczyła w jej dłoniach. - Pytałam, jaki jest twój związek z Fingstem. Okazuje się, że Fingst to tylko część twojej polityki.
- Tak samo jak ja jestem częścią jego polityki, obojętnie, jak on to nazywa.
- Ty mi tutaj filozofią sobie gęby nie wycieraj
– jej twarz przybierała coraz bardziej wściekły wyraz; z jakiegoś powodu przypomniał mu się pies, który nie może ugryźć, jeśli szczeka. - Zbierasz informacje, to pewne. Ale dla kogo?
- Dla siebie –
odparł spokojnie.
Parsknęła.
- Na takich informacjach nie zarobi nikt, a w każdym razie – nikt normalny.
- Sprzedać można.
- Więc i na kontrakt się podpisać. Jeśli ktoś się dowie, że był w moim biurze Rus, który wywęszył informacje pierwszej klasy, wyjebał mnie w dupę i sobie po prostu poszedł, to jestem skończona. Już są pytania na twój temat.
Błyskawicznie wysunęła bębenek rewolweru i znowu wsunęła go do środka.
- I tak masz gdzieś te pytania. Jesteś teraz zbyt wysoko, żeby ktokolwiek mógł ci zrobić krzywdę. A przynajmniej do czasu, kiedy masz władzę nad policją. Ale już niedługo.

Zakręciła bębenkiem.
- Co wiesz?
- Więcej niż ty.

Traciła coraz bardziej głowę.
- Gadaj, kurwa, co wiesz! - krzyczała, a napięte mięśnie jej twarzy przez chwilę sprawiły, że wyglądała na naprawdę obłąkaną. Testował ją; wiedział już, że zabić go nie może, a w każdym razie tak długo, dopóki sądzi, że naprawdę coś wie.
- Nie będą czekali długo – zełgał gładko. - Decyzje podjęto już wcześniej, na wypadek, gdyby zdarzyły się rzeczy, które już się zdarzają.
- Kto? -
warczała nieomal. - Kto?
Już miał wymienić nazwiska, kiedy do środka ktoś wpadł. Nie czekali. Zaczęła strzelać już wtedy, kiedy jego broń podskoczyła, nagle wydobyta z kabury.
Zamachowiec nie był zbyt dobrze wyszkolony. Ledwo co zdołał nacisnąć cyngiel i wypuścić niecelną serię, kiedy para kul rozorała jego głowę. A potem drugiego. Myśleli pewnie, że będzie sama, błysnęło w głowie Wsiewodoja. Nie miał pojęcia, co to wszystko miało oznaczać i czym to było. Czekał na pełne opresji w głosie „Rzuć broń!” ze strony łóżka.
Nic nie nadeszło. Krew powoli wsączała się w uroczy, różowy dywan, barwiąc go na ciemnoczerwony kolor. Wyglądało na to, że wyładowała swój nagły napad złości na kimś, kto chciał ich zabić; nie odwracał głowy w stronę łóżka, gdzie nagle gniazdo uwiła sobie żądna krwi harpia. O podejściu do martwych też nie było mowy – był pewien, że nie mieli przy sobie nic, a w kartotekach nie znajdzie się nic. W paru chwilach jego umysł wybuchł podejrzeniami dotyczącymi Cruenti i śmierci dotychczasowych dowódców Ordnungsdienst; że ta miała być następna – że ta może nawet mogła być ostatnia – a wreszcie – komu, u diabła, zależało na całkowitym rozpadzie Służby Porządkowej? W dalszym ciągu nie odwracał głowy, obojętny i patrzący w przestrzeń, jak kundel podgryzany w szyję przez o wiele większego i potężniejszego ogara.
- Nazwiska? - wreszcie doszło do jego uszu. Był teraz pewien, że nawet, jakby wymienił nazwisko samego cholernego papieża w Mieście Pana na północy Ziemi Niczyich, uwierzyłaby mu; istniała bowiem pewna granica w paranoi i ciągłym podejrzewaniu, mianowicie taka, że kiedy wszystko nagle traciło logikę i sens, można było zacząć wierzyć w duchy. Powiedział nazwiska. Odwrócił głowę.
Stała. Jakżeby nie miała stać, kompletnie zobojętniała na siebie, swoją nagość, pornosy specjalnego sortu, na których stała i wibratory. Tabletek nie brała, nie kazała też gum zakładać, bo była bezpłodna. Zapewne z powodu promieniowania, będąc dzieckiem z zewnątrz, chociaż nie wracała do tego nigdy.
Nie wiedział, ile miał szczęścia. Może nawet więcej, niż przez resztę swojego życia, bo w końcu, o czym innym można było mówić, jak nie o szczęściu, kiedy mówił dowódcy Ordnungsdienst bzdury, jakoby planowano na nią zasadzkę, podczas gdy ona mogła mu odstrzelić głowę. A potem właśnie szczęście, że mógł zabić kogoś. Ba, nawet imaginował sobie, że bezprzykładnie łżąc, powiedział przypadkiem prawdę!
Oczywiście, zapytała jeszcze raz o znalezione akta. Poszło już łatwo. Zresztą, nawet kłamać nie musiał, więc powiedział niemal wszystko jak na spowiedzi u księdza. Że Tędlarz i reszta to jest z Werwölfe i jaki ma obowiązek.
A potem role się odwróciły. To, co robili, przypominało w jakiś sposób dawny rytuał, choć, naturalnie, nie obchodziły ich dawne czasy i to, co się w dawnych czasach robiło, bowiem tego nie pamiętał nikt. Gżenie się, podczas gdy obserwowały ich martwe oczy zmętniałe krwią toczącą się z ran. Teraz mógł sobie pozwolić na wiele, dopełnić to, co już zaczął i mógł zacząć nowe plany i projekty.
Mógł teraz knuć na nowo.


# Rutger Wolf – Jacek Celestyn
- Ruszysz się wreszcie, czy nie? - rzekł chrapliwym głosem Rutger. - Nie będę czekał w tym kurewskim mieście na to, aż zeżrą mnie Cruenti.
Celestyn jęknął i wziął do ust tabletki uspokajające. Kwasowość przyprawiała go o wymioty, jednak całą siłą woli walczył o to, żeby go nie zwrócić, bogatszy o wiedzę, co mogłoby oznaczać wydalenie posiłku tutaj, w Altstadt. Albo na szlaku na zewnątrz.
Wolf zaproponował interes paru Polakom i Rosjanom, których przygodnie napotkali jeszcze w mieście. Tamci chcieli zabijać się i walczyć o powstanie nowego reżimu, ich reżimu. Ostatecznie,
 
Irrlicht jest offline  
Stary 06-03-2011, 23:21   #58
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[MEDIA]https://sites.google.com/site/wzburzenieech/Dub_Buk-Wooden_Pijwa.mp3[/MEDIA]

nie mieli żadnych opcji, a o demokracji nie słyszał właściwie nikt.
Tu, w Starym Mieście? - pomyślał Rutger. Spasiba, dzieje się niezgorzej. Przed chwilą udupiliśmy całą klasę razem z nauczycielką, jak tylko weszliśmy do opuszczonej szkoły pod ziemią. Widać, nie wszyscy mieli tyle szczęścia, żeby móc wyjść z miasta, bowiem Cruenti powiesili paru rabusiów na hakach w szatni. Dzieci chciały nas zagryźć i zadziobać ołówkami, więc pourywaliśmy im głowy i z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że nadal się ruszają, więc wrzuciliśmy ich do rowu. O, tamtego. Chyba jeszcze się ruszają.
Gadanie do siebie w myślach rekompensowało bardzo dużo Rutgerowi Wolfowi. Tak po prawdzie, to gadanie w myślach do siebie rekompensowało mu rodzinę. Raz, dzieci, które zatłukł w ślepym przypływie szału. Dwa, żonę, która zaraz potem chciała zadzwonić na policję, ale kiedy się okazało, że Ordnungsdienst niespecjalnie się przejmuje mieszkańcami Miasta Zewnętrznego, nawet w obliczu oczywistych mordów, po prostu uciekła z domu. Jej plecy, szybko drobiące nogi i pełen rozpaczy wrzask połączony z łkaniem były ostatnią rzeczą, jaką zobaczył tamtej nocy. Zniknęła w ciemności. Nie widział jej nigdy potem i, prawdę powiedziawszy, wcale nie miał ochoty jej widzieć.
Nagle stał się paladynem nowych wartości – odkrył, że bimber domowej roboty jest o wiele lepszy niż baba, a przecież jak się chce zaruchać, to widział, że ostatnio otworzyli na rogu taką fajną knajpę, co jak się na zaplecze wejdzie, to są fajne dupcie zrobione z żelaza i niklu. W środku, oczywiście. Bo na zewnątrz to jak prawdziwe. Wolf nie był właściwie zbyt wybredny i miał gdzieś to, że różnice pomiędzy androidem a człowiekiem przedstawiały się kwestii programu organicznego i krzemowego. Wsjo rawno, jak czasem powiadał. I jedne i drugie ssać umieją, a te drugie to może nawet lepsze, przecież ostatnio wypuścili serie składane, do nesesera włożyć sobie te nowe kobiety można.
Morze alkoholu, które wypił, sprawiało, że nie do końca trzeźwo patrzył na sytuację nawet wtedy, kiedy zawartość promili w jego krwi spadała do zera. Wolf był oczywiście zadowolony. Jego niższe emocje z wolna wyparowywały, zostawała tylko rubaszna radość połączona z chęcią pędzenia bimbru i babrania się w bebechach maszyn. Wystarczało całkowicie, żeby przeżyć i zamknąć się w kręgu. Kiedyś, kiedy był jeszcze bardziej człowiekiem niż po prostu konsekwencją swoich wyborów, pomyślał, że stanie się w końcu uśmiechniętym idiotą, który zna się tylko na chlaniu i maszynach.
Ile czasu minęło od tamtych dni? Oczywiście, nie pamiętał.
A teraz razem z Jackiem Celestynem, biotechnologiem i kumplem po fachu, znajdowali się w Mieście Podziemnym i została im jeszcze godzina-dwie w miarę szybkiego marszu przez zawalone ulice i ciągi domów.
Szli, ułożywszy się uprzednio w kolumnę. Celestyn klął i stękał, na czym świat stoi, ponieważ skończył mu się zapas tabletek, których uprzednio brał ilości, których nie powstydziłby się nawet największy lekoman.
Nauczycielkę zgwałcono, a jakże. Okazało się, że pomimo zainfekowania jej mózgu, zachowała w miarę ludzką formę minus twarz, która była wykrzywiona przerażającą maską złości, która nie mogłaby być utworzona przez żadne ludzkie mięśnie. Reszta jakoś obleciała, a jako że była tylko jedna, to brali ją po kolei, oprócz Celestyna, który znowuż przeklinał to, że stoją tak długo w jednym miejscu, bo przecież Cruenti mogą ich zobaczyć i pozabijać.
Rosjanie śmiali się, wchodząc w nią. W pewnym sensie, to, czym obdarzały Cruenti, było jakimś błogosławieństwem dla gwałcicieli. Każdy podryg i próba obrony nauczycielki, której naciągnięto na głowę czarny worek sprawiały, że Rusom i Polakom szybciej biły serca pompujące drogocenną krew do ich naprężonych członków; później, zniecierpliwieni, brali po dwóch, związawszy uprzednio ręce. Raz tylko we trzech wzięli, jeden, ten najodważniejszy, skończył z odgryzionym kikutem, gryząc ziemię z bólu. Nauczycielkę wzięto ze sobą, ostatecznie nie było powodu dla tego, żeby pozbawiać się jedynej pociechy duchowej w tych zapomnianych przez Nekromesjasza podziemiach.
Później zrobiło się trochę mniej wesoło.
Najpierw usłyszeli wrzaski dzieci, więc zaczęli oczywiście śpiewać improwizowane piosenki o tym, jak to im ukręcą karki. Celestyn stał się kłębkiem nerwów.
Skoro śpiewali, to nie mogli usłyszeć groźnego pomruku obijającego się w samotnych korytarzach.
Kształt wyskoczył. Rzucił w jednego z idących ciężkim prętem zbrojeniowym, który wyrwał z jednego z budynków, który momentalnie się zawalił. Szalona nauczycielka niesiona na końcu kolumny zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej, a śpiew urwał się natychmiast.
Wolf skinął na Celestyna, który chyba czekał na tę sytuację, ponieważ zaraz ruszył się i wyładował w bestię cały magazynek. Terkotanie karabina maszynowego chyba otrzeźwiło całą resztę, która także zaczęła wyciągać broń.
Coś zaryczało gniewnie i natychmiast skoczyło do trzech na czele, gryząc, gniotąc, miażdżąc czaszki, łamiąc kości. Zarówno Wolf, jak i Celestyn nie mieli ochoty wyławiać szczegółów z pulsującej masy mięsa, która weszła w krąg światła; dla nich kształt pozostał tylko kształtem, dziwnym fantazmatem umieszczonym w rzeczywistości.
Ktoś o nieco ostrzejszym osądzie postanowił natychmiast poderżnąć gardło zarażonej przez plagę nauczycielce; odrąbanie jej głowy zajęło mu tylko parę chwil, a i tak ciało nadal wierzgało i wcale nie zamierzało się poddać. Sączące ciemnawą krwią arterie wcale nie słabły, a tchawica nadal nabierała chciwie powietrza. Coś kotłowało się w jej ciele, które było tylko pustą formą.
Coś zaczęło wypełzać z jej otwartej szyi.
W tym samym czasie coś zabijało całą resztę. Ludzie wrzeszczeli i byli gotowi zabijać, podjudzeni i upewnieni w zwycięstwie ostatnim stosunkiem z krwiożerczą panią od angielskiego. Dlatego też ginęli szczęśliwi, niczym wojownicy zdążali do swojej słowiańskiej Valhalii, gdziekolwiek to miało być. Wolf i Celestyn byli mądrzejsi i nie widzieli już scen, które miały się rozegrać później, tego, jak z wewnątrz ciała kobiety podnosi się złośliwie wykrzywiona główka wcześniej pożartego dziecka, jak w końcu udaje się jej rozerwać powróz, którym była związana; jak jej ciało staje się aformiczne, a jego ludzka powłoka tylko tylną częścią wylewającej się ciemności, która syczała, warczała i mówiła nieznanym językiem.
Wolf krzyczał do Celestyna. Powiedział, że czas, żeby użyć jednego z asów w rękawie.
Celestyn wyciągnął tak szybko i tak delikatnie, jak tylko mógł, urządzenie, które kształtem przypominało broń palną, choć w grubszych detalach tylko. Zwykłe oko nie mogło zliczyć kabli opinających zwojnicę i kręcących się już cylindrów, które błyskały groźnie małymi wyładowaniami energii.
Błysnęło tylko raz. Potem Wolf poczuł znajome uczucie ciężkości, które rozchodziło się po jego ciele. Czas zwolnił, przynajmniej dla wszystkich dookoła – wiedział, że dla innych stali się teraz zaledwie ledwo rozróżnialnymi sylwetkami, cieniami, które podróżowały przez gwałtownie wygiętą przestrzeń. Nie mieli czasu – ustrojstwo, które miał przy sobie Celestyn, działało tylko przez bardzo krótki okres czasu. Tunel czasowy, który właśnie wyrzezali, już od początku swojego istnienia zaczął się kurczyć. Biegli zatem, wiedząc, że ich zniknięcie będzie dla normalnego biegu czasu kwestią paru sekund – całkowicie wystarczyło im tego, by uciec daleko. Naprawdę daleko.
Wreszcie, tunel czasowy zamknął się przy akompaniamencie pisków i zgrzytów – to warstwy rzeczywistości wracały na swoje zwykłe miejsce.
Mieli szczęście, że Cruenti już zabiły dość, by nie szukać więcej mięsa.
- Kurwa – podsumował wreszcie Celestyn.
- Myślałem, że belferka z zawodu – odparł Wolf. Jego umysł wibrował na innych falach; już wcześniej schlany, czuł filuterną radość i ciepło emanujące z jego ciała.
- Daleko jeszcze?
- Niedaleko. Już jesteśmy poza miastem. Mówiłeś, że...?
- Że znajdzie się coś dla nas.
- Ano, to już usłyszałem. A dokładniej?
- Schron przeciwatomowy, paręnaście kilometrów na wschód od Elysium. Fajna okolica, nie ma tam żadnych rabusiów ani kultystów. Opustoszała trochę, nie ma obozu kupieckiego. Sprzęt za to jest.
- No, no...
- Ale bimbru nie ma.
- Wytrzymam. Zapas wziąłem, to chyba wystarczy do czasu, kiedy się znowu rozłożę.

Gadanie o bzdurach oferowało ze sobą pewną namiastkę rzeczywistości. Dla Celestyna było to zbawienne, Wolf miał to gdzieś – był po prostu pijany.
- Mamy szczęście, że żyjemy – powiedział wreszcie Celestyn.
Dobre samopoczucie Rutgera Wolfa przeminęło jak płomień świeczek gaszonych na trzecie urodziny. Zasępił się i przez pewien czas nie mówił nic, a naukowiec wyczuł, że z pijaństwa staremu się zebrało na filozofię.
Przypomniał sobie wcześniejsze chwile.
- Ty wiesz, Celestyn – Rutger silił się na wesoły ton, co jeszcze bardziej rujnowało sytuację. - Umrzeć, źle, urodzić się jeszcze gorzej. Chyba najlepiej mają ci, co się w ogóle nie narodzili.


# Vixen | 2

Zejście do Altstadt miało nam zagwarantować bezpieczeństwo. Ostatecznie, okazało się, że Altstadt pogmatwało jeszcze więcej. Nagle pozbawieni towarzystwa Łezki i Stockenheim, poczułam się wystawiona na niebezpieczeństwo. Tak, kurwa, na niebezpieczeństwo.
Był to ten moment, w którym dawny złodziej, a teraz wojownik na arenie na Placu Krzyżowym staje i myśli, czy przypadkiem ta walka nie będzie jego ostatnią. Sprowadza się to tylko i wyłącznie do fizyczności, to jest tego, czy to ja połamię mu żebra, czy on mi. Reszta jest zaledwie dodatkiem.
Zejście zajęło nam więcej czasu, niż sądziliśmy. Ostatnie wyburzenia, do których rękę przyłożyło Prawitelstwo Bessmertnyh wywołało duże zawały miasta pod ziemią, pogłębiając tylko chaos i przypadkowość, która znajdowała się już wcześniej.
Tak więc zeszliśmy schodami w jakimś zapomnianym wohnblocku, po to, by wyjść oknem na pierwsze piętro zrujnowanego domku jednorodzinnego, by wreszcie przejść przez strych do zakrystii; o parę kroków dalej leżały zwalone pozostałości huśtawek.
Mogliśmy teraz ujrzeć kapsułę.
Było jasne, że została zakopana tutaj celowo – jednak przez kogo? I dlaczego? Nie wiedział tego nikt. W swojej istocie, kapsuła była rozległym kompleksem stali i szkła rozciągającym się na paręnaście pięter pod ziemią. Nie odkopali jej całej, widać było tylko wejście; było to tak, jak gdyby jakiś statek kosmiczny zapomnianej cywilizacji został wbudowany w drzwi jednego z domów z osiedla, na który wieki temu spuszczono tysiące bomb i który był obiektem tysięcy ataków chemicznych. To wszystko było oświetlane dalekim światłem z góry, otworem, który utorowała sobie Rewolucja Polszewicka i Rząd Nieśmiertelnych.
Miałam rację, kiedy mówiłam, że straży będzie mniej. Uformowano tutaj tylko jeden silny przyczółek, który, na szczęście, nie znajdował się w stanie pełnej gotowości. Chyba dwie frakcje poczuły się pewnie na ziemi, którą wywalczyli – może nawet zbyt pewnie.
Podeszła do mnie jedna z lalek.
- Zaatakować, matko?
Pogładziłam jej twarz moją toporną, bioniczną ręką.
- Niech numer siódmy i ósmy będą gotowe do walki bezpośredniej. Jeśli chodzi o twoje siostry, które dostały w darze implanty oczne, mają się zająć pracą snajperską. Wyposażyłam je odpowiednio przecież.
- Tak jest, matko.
- Przyjmij moje błogosławieństwo.
Skłoniła głowę, a ja pocałowałam ją w czoło, jak zawsze.
Odwróciwszy się na pięcie, odeszła, cicha jak kot.

*

Ile dla matki może znaczyć strata swoich dzieci? Jak bardzo może matka stać się potworem i zabijać mężczyzn tylko z tego powodu, że odjęli jej dziecko od jej piersi? Ile śmierci może zadać ten na nowo wytworzony potwór, kiedy pojmie, że jej instynkty stały się wolą zabijania wszystkiego, co przeciwstawia się jej matczynej woli?
Ale androidy i ich osobowości jako takie są nieśmiertelne, jeszcze lepsze i jeszcze doskonalsze od ulepszeń Rosjan, którzy wzięli sobie za cel ulepszanie człowieka, podczas gdy jedyną rzeczą, którą należało zrobić, to wytworzyć nowy gatunek człowieka, o wiele mniej sentymentalny i o wiele lepszy od rasy ludzkiej. Płodne kobiety, które nie miesiączkują, mężczyźni, u których wzwód jest kwestią aktywowania programu. Żadnych chorób, a rdzy można uniknąć przy odpowiedniej konserwacji. Nie genetyka, a design.
Kiedy tylko padł pierwszy strzał z naszej strony, moje serce zabiło szybciej trwogą. Kiedy tylko padł pierwszy trup z ich strony, moje serce zabiło radością i nienawiścią. Siódemka i ósemka sunęły przez pole walki niczym mityczne walkirie. Z długimi nożami, które wbijały w krtanie przeklętych mężczyzn i w zamęcie dekorowały swoje zacięte twarze krwią.
- Wchodzimy – powiedziałam do reszty to, co było oczywiste. Znali przecież plan.
Wszystko szło jak po maśle. Do czasu.
Najpierw do mojego głośnika przyszła informacja o nagle dezaktywowanym numerze piątym, który do tej pory zajmował się snajperką. Zapytałam o raport, który brzmiał: Cruenti.
- Do mnie! Nie atakować plagi, pozbierać numer piąty! - krzyknęłam do mikrofonu.
Większość strażników leżała w kałużach własnej krwi, niedobitki jeszcze broniły się. Ale plaga nieludzi zaczęła wypadać z ciemnych otworów – czy obserwowali nas do tej pory!?
Nie miałam nawet czasu opłakać moje dziecko, które przyniosła na rękach jedna z córek – rozbity obraz niedokończonego projektu.
Strzelaliśmy teraz wszyscy, posyłając bestie do piekła. Wejście do kapsuły wydało się teraz oczywiste. Klein, dzięki Bogu lub komuś innemu, dobił umierających przy maszynowym i zaczął żąć nadchodzące kształty jak zboże.
A potem, niczym przeklęty anioł śmierci, wyłoniła się ona. Sczerniałe włosy, o wiele większe niż u człowieka, czarne źrenice. Nacierała i mogła zabić gołymi rękami.
Byłabym nie żyła. Obronił mnie numer szósty – to jej głowa znalazła się w rękach zabójczyni, nie moja.
Ciemne kształty wyrosły przed nią, jakby były w istocie jej częścią; później mieliśmy się dowiedzieć, że rzeczywiście były jej częścią. Była w końcu jedną z Matek Roju.
W jednej chwili zastygliśmy – czekaliśmy na to, aż któreś coś powie lub rzuci się do walki. Ona stała, uśmiechając się, mając na sobie tylko brudne i poszarpane przez kły i pazury ubrania. Wyglądała zupełnie tak, jak androidy. Groźba śmierci i pożarcia wywiewały z głowy jakiekolwiek trwałe porównania pomiędzy nią a ludźmi.
Zapadła martwa cisza.



 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 06-03-2011 o 23:30.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172