Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2011, 23:23   #81
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Niewolnicy szli pochodem tak szybko jak wylko zdołali, choć zważywszy na ich wygłodzenie i zmęczenie trudno było o sprawny załadunek. Czas leciał. Soren wykorzystał go by wypytać o czas pobytu w niewoli, a z tym było różnie. Część z więźniów została pochwycona w ciągu ostatnich tygodni, byli to przeważnie rybacy z Archipelagu. Jeden z nich, rosłej postury i wysmaganej wiatrem twarzy zniósł trudy niewoli na tyle dobrze, by móc udzielić szerszej odpowiedzi.
- Co dwa tygodnie zbierali około dwudziestu ludzi i pakowali ich na łajbę, sam byłem w ostatnim transporcie, ale coś musiało pójść nie tak tym łajdakom, bo po 3 dniach rejsu jakby przystanęli, a potem rozległ się grzmot pod pokładem, zaś do ładowni wdarł się jakiś człowiek i zaczęła się strzelanina. Pech chciał, że piraci go poranili i chyba zginął w morskich falach, głowy nie dam, ale przez bulaj widać było jakby szkielet platformy, co to w pobliży Gareezy stoi. Ważne, że ci co wyruszyli łajbą już nie wracali, a my żywi, nie wiem jaki los spotkał pozostałych. Tu większość jest tutejsza, ale są i inni, z dalszych stron Madoku, a nawet tacy z innych światów, chcesz to ci ich wskażę, gdzieś tu widziałem znachorkę... - elokwentny żeglarz zamilkł przeszukując tłum z którego nagle zabrzmiało ciche wołanie:
- Soren?! - z tłumu wybiegła niska kobieta, bardzo młoda, o długich blond włosach, obecnie mocno popielatych od brudu. Rzuciła się do pilota i objęła go w pasie.
- Wiedziałam, że przyjdziesz... - wyszeptała tuląc się do mężczyzny.
- Jasne... - powiedział nieco zaskoczony -... przecież nie mógł bym zostawić mojej wiedźmy.
- ... anioł był przy mnie, i szeptał że jesteś w drodze, i że wszystko będzie dobrze, a ja mu wierzyłam, i już się nie bałam. Tak bardzo... - wykrztusiła, po bladych policzkach spływały jej łzy.
- No tak... to miło z jego strony. - dał znak pozostałym, że przez chwile chcą być sami.


Frachtowiec szarpany wiatrem oderwał się od podłoża i nisko nad ziemią przeleciał w stronę dawnego działa przeciwlotniczego, to jeszcze nie był koniec bitwy. Ponownie osadzenie na ziemi, było o wiele gwałtowniejsze, żeby nie powiedzieć, że włos dzielił ich od wbicia kadłubem w grunt. Statek jednak pozostał cały, tylko do listy napraw należało dodać podpory.
- Co się dzieje, dlaczego nie lecimy. - zapytał rosły marynarz imieniem Rick.
- Spokojnie, tylko upewnimy się, że Beliah nikogo już nie uprowadzi i wracamy do Ayanu.
- Ale teraz, gdy tylu z nas jest zdanych na wasz sukces, spójrzcie na nich, na nas, co się stanie jeśli wam się nie uda? Tam jest chyba z czterdziestu rozbójników, nie uda wam się. Zastanówcie się.
- próbował odwieść ich od zamiaru, jednak bezskutecznie.

Sami nie wiedzieli jak, to się stało, ale baza piratów zdawała się być ogarnięta chaosem. Gdy po raz kolejny zeszli do podziemi w korytarzach brzmiało wycie syren alarmowych, zaś w równoległym korytarzu błyskało czerwone światło.
- Rychło w czas z tym alarmem.
Droga jednak była wolna, tym razem odeszli na lewo i spuścili się pięć-dziesięciometrowym szybem w dół. Na dole wyglądając z kabiny windy rozejrzeli się po komnacie.

Komnata była równie rozległa co hangar łodzi podwodnych, zaś centralne miejsce zajmowały gigantyczne tłoki, które niezwykle powolnie poruszały się w górę i dół. Sycząc przy tym i dymiąc. Jak oddech pradawnego astmatycznego behemota. Walec tłoków schodził jeszcze głębiej, jednak koniec niknął w mrokach przepaści wielkiej dziury w którym tkwiła cała maszyneria. Ponad machiną rozpięte było chodniki, oraz pędy kabli, wszystkie one zbiegały się na okrągłej platformie, na której też znajdowało się coś co wyglądało na tablicę kontroli. Tam też znajdowali się ludzie.

Przy samej konsoli mężczyzna z obrazu potrząsał trzymanym w dłoni drobniejszym mężczyzną w podeszłym wieku, a potem przywalił pięścią w konsolę. Drugi człowiek upadł i wił się u stóp pirata. Całej scenie prócz załogi Rybki przyglądało się dwóch piratów, jeden z nich jeszcze większy od brodacza w czarnym płaszczu, a z jego plecy wiły się wstęgi kabli biegnących do ramion, chodził nerwowo po platformie rozglądając się po komnacie, w szczególności zaś w głębie pod nimi, z której zdawało się słychać było jakby ryk. Drugim członkiem obstawy był zakuty w zbroję rycerz, stojący nieruchomo z opuszczoną przyłbicą. Jakby pogrążony w letargu, zupełnie obojętny na to co się wokół działo.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline