Wątek: [D&D +18] Limbo
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2011, 01:55   #50
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Malachit

Gdy mgła pochłonęła twoje ciało i zakryła oczy znalazłeś się nagle w tunelu stworzonym z kolorów. Byłeś zawieszony w przestrzenie nie mogą ruszyć żadną kończyną, barwy niczym chmury przepływały nad tobą, obracając się nieregularnie w różnych kierunkach. Patrzenie na nie przez dłuższą chwilę przyprawiało o zawrót głowy, a w żołądku czułeś mdłości. Miałeś wrażenie, że to ty, a nie kolory obracasz się we wszystkie strony.


Nie wiesz jak długo znajdowałeś się w tym miejscu, tak jak gdy wszedłeś w mgłę, szybko straciłeś poczucie czasu. Tkwiąc w tym miejscu skazany tylko na własne myśli, czekałeś co przyniesie ze sobą ta dziwna anomalia. W końcu kolory zaczęły się przecierać, odsłoniły one ogród, a dokładniej placyk w jakimś starym ogrodzie. Jedynymi roślinami które wyglądały w tym miejscu na zadbane były róże. Stały w donicy oświetlone promieniami słońca. Kwiaty nie były jeszcze w pełni wykształcone, trzeba było jeszcze czasu by rośliny pokazały swe piękno w pełnym jego wymiarze. Przy czerwonych kwiatach tyłem do Ciebie krzątał się jakiś osobnik, uznałbyś go za człowieka, gdyby nie nietoperze skrzydła które wyrastały z jego pleców. Ubrany był w skórzany płaszcz a do jego nogi przyczepiony był łańcuch, który ciągnął się kawałek po ziemi po czym kończył się przerwanym ogniwem. Na jednej z małych drewnianych ławeczek, leżało jakieś pudło, jednak nie wiedziałeś do czego mogło by służyć.
Utrzymywany w przestrzeni patrzyłeś na to niczym przez magiczne zwierciadło. Kilka razy twoje ciało zbliżyło się w stronę obrazu, po czym znowu się cofnęło. Miałeś wrażenie jak gdyby coś wahało się czy nie wyrzucić Cię przez ten ekran. W końcu ta tajemnicza moc podjęła decyzję, a kolory ponownie okryły całą dostępną przestrzeń. Znowu unosiłeś się nieruchomo otoczony wirem barw, aż nagle po kilku chwilach zniknęły one bez ostrzeżenia, a ty spadłeś na środek jakiegoś placu.
Rozejrzałeś się by szybko stwierdzić gdzie się znajdujesz. Okazało się że wylądowałeś w jakimś mieście. Otoczony byłeś przez domki, z których wyglądali przestraszenie ludzie. Za tobą znajdowało się istne rumowisko, wyglądało na to, że coś niedawno zniszczyło tu kilka domostw. Na placu po za tobą znajdowała się jeszcze jedna osoba.


Był to dosyć wysoki, młody człowiek o długich, czarnych włosach spływających na jego plecy. Młodzieniec ubrany był w typowe dla maga, lekkie, jasne szaty, przepasany w pasie i lewym ramieniu fioletową szarfą, a w ręku trzymał kostur zwieńczony sierpowatą obręczą, z niebieskim kryształem na środku. Twarz człowieka była delikatna, młodzieńcza, pozbawiona skaz i niesamowicie gładka. Olśniewającego wizerunek dopełniały oczy koloru lazurytu.
Trochę z boku zaś kulił się największy niedźwiedź jakiego w życiu widziałeś. Była to bestia która rozmiarem zadziwiła nawet Ciebie. Zdawać by się mogło że kłapnięciem szczęki mogła przegryźć najgrubszą nawet zbroję. Tym dziwniejsze było to, że znajdowało się w środku miasta, ponadto kuląc się i warcząc cicho na osobnika przypominającego maga.

Nim jednak zdążyłeś powiedzieć choćby słowo, na plac wszedł kolejny osobnik. Wynurzył się z jednej z małych uliczek sprężystym krokiem idąc w twoją stronę. Był to młody mężczyzna z dobrze skrojonym cylindrem na głowie. Rudawe proste włosy sięgały delikatnie za jego ucho, falując przy każdym jego kroku. Oczy osobnika były fioletowe i dookoła nich widać było lekki makijaż, który jeszcze bardziej podkreślał tę niezwykłą barwę. Pod prawym okiem chłopaka znajdował się malutki tatuaż, przedstawiający jakiś dziwaczny symbol. Osobnik ubrany był w niebieski frak z czerwonymi zdobieniami , oraz kolorystycznie pasujące do tego spodnie. Na dłoniach założone miał białe materiałowe rękawiczki.


Mężczyzna uśmiechnął się do czarnowłosego osobnika i przywitał się z nim.
- Witam Panie… Spehir? Dobrze pamiętam? Gdzie pana przyjaciele? To kolejny z nich? – spytał wskazując Ciebie, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w twoją stronę ze słowami. – Witaj jestem Dolcel, burmistrz tego miasta, cóż sprowadza kolejnego śmiałka w mury naszego miasta?
Chciałeś odpowiedzieć. Już wstawałeś by to zrobić. Tylko wtedy łysy mężczyzna spadł Ci prosto na głowę…

Gabriel

Uciekając przed potwornym robactwem postanowiłeś wspiąć się na jakieś drzewo. Szybko wypatrzyłeś takie które do wspinaczki nadawało się idealnie. Dobrze usytuowane, potężne gałęzie, skamieniała korona położona wysoko nad ziemią, miejsce idealne by tam schronić się przed pogonią.
Elfka zwróciła się również w stronę drzewa które wypatrzyłeś. Ruszyliście w jego stronę wytężając wszystkie siły, tobie udało dobiec do niego pierwszemu. Postawiłeś stopę na jednej ze skamieniałych gałęzi, ręką chwyciłeś jakąś usytuowaną wyżej, po czym z niezwykłą zwinnością począłeś się wspinać. Adrenalina dodawała Ci wigoru, i z każdą sekundą piąłeś się wyżej.
Delia dobiegła do drzewa i odwróciła się na chwile by ocenić odległość między wami a owadami. Stworzenia były jeszcze na tyle daleko, że elfka spokojnie mogła wspiąć się na drzewo. Jej delikatne dłonie złapały tą samą gałąź której ty użyłeś do wspinaczki, noga natrafiła na jedną z gałęzi. Elfka podciągnęła się z pewnym uśmiechem, wtedy też ziemia za nią rozstąpiła się z głośnym trzaskiem. Delia odwróciła się zaskoczona, a ty spojrzałeś w dół, by upewnić się że to nie drzewo w jakiś nieznany sposób, postanowiło upaść.
Ze skamieniałą rośliną wszystko było jednak w porządku, jednak widok który ujrzałeś wcale nie napawał optymizmem. Ziemia pękła z powodu gigantycznego skorpiona, który wynurzył się tuż pod drzewem. Pancerz który go pokrywał wyglądał niczym stworzony z kamienia, a kolec na ogonie był niesamowicie ostry i długi. Zwierzę kłapnęło parą szczypiec, próbując pochwycić nogę elfki, ta jednak cudem wygięła się w inną stronę i uniknęła pochwycenia.
Ogona jednak nie była wstanie zobaczyć…
Kolec przeszył jej pierś na wylot, przybijając ciało elfki, do kamiennego drzewa. Krew spłynęła po szarej korze gęstym strumieniem wprost na łeb insekta. Nie było wątpliwości, elfka nie miała szans przeżyć. Skorpion chwile mocował cię z kolcem który utkwił w potężnej roślinie, ale po chwili zdołał go uwolnić, a ciało elfki opadło na ziemię. Owady które po chwili zrównały się z drzewem, najwidoczniej wyczuły krew, bowiem chmarą zbliżały się do martwej Deli. Skorpion ostrzegawczo zaciskał szczypce, próbując odgonić padlinożerców, jednak na próżno. Pod drzewem rozpoczęła się walka o pożywienie.
Obserwowałeś to siedząc na jednej z potężnych gałęzi drzewa. Zobaczyłeś że ziemia pęka w wielu miejscach tego lasu, uwalniając na świat te dziwaczne skorpiony, które zaczynały walczyć z owadami, które goniły Cię wcześniej.
Z dziur które wytworzyły się w podłożu zaś, wypływała mgła. Poczęła zalewać cały obszar, skrywając po chwili walczące stworzenia. Na wszystkich drzewach w okolicy, także na tym na którym się znajdowałeś zaczęły pojawiać się pęknięcia, z których wypływał mleczny opar.
Wiedziałeś co się szykuje, nie opierałeś się gdy mgła otoczyła Cię i ponownie otoczyły Cię kolory.
Znowu znajdowałeś się w tunelu barw, który zabierał Cię na kolejną podróż. Wisząc w przestrzeni oczekiwałeś, aż pojawisz się w nowym miejscu.
Gdy kolory zniknęły ty opadłeś, z góry na coś twardego, zwalając to na bruk. „Coś” okazało się być potężnie zbudowanym trolem, którego widziałeś wcześniej w obozie wyprawy. Jak na dyplomatę przystało starałeś się bowiem, przed wyruszeniem, zapamiętać wygląd większości członków wyprawy. Trol był zaś dość charakterystyczny.

Szybka analiza sytuacji pozwoliła Ci stwierdzić, że powróciłeś do miasta. Spehir i Muniek również byli na tym placu, a pora dnia wskazywała na to, że nie było Cię jedynie kilka minut. Ale przecież w kamiennym lesie spędziłeś cały dzień…
Dolcel którego dopiero teraz spostrzegłeś spojrzał na Ciebie z uśmiechem.
- Znowu spada pan z Nieba, Panie Gabriel. Dziwne są te wasze teleportację nie powiem… Może wpadniecie potem z tym zacnym przedstawicielem zielonej rasy do mojego urzędu? Zjemy coś i podyskutujemy, bowiem muszę Panu o czymś powiedzieć.
 
Ajas jest offline