Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2011, 22:53   #18
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Każdy kolejny krok przynosił kolejną falę gorąca i niemożliwej wilgotności powietrza. Szli już trzy godziny, przed nimi zostało drugie tyle. Młodzi żołnierze mieli już przepocone koszule, wielu popodwijało rękawy bluz mundurowych, niektórzy uginali się coraz mocniej pod ciężarem plecków i niesionej broni. Niektórzy po cichu narzekali, ale większość nie miała na to siły, pot zalewał twarze.
Thomas z nieukrywaną satysfakcją zauważył, że chociaż kaprale w jego drużynie trzymali fason i nie dawali się ociągać chłopakom. Miał szczęście, że choć kaprali dostał kompetentnych. Szedł na końcu kolumny swojej drużyny, tak by mieć blisko do sztabu plutonu i jednocześnie mieć oko na swoich ludzi.
On już przywykł do ciężkiego klimatu. Pocił się mniej niż inni i choć organizm odczuwał zmęczenie, to jednak gołym okiem było widać, ze warunki tropikalne nie są mu obce. Dwa lata działania w trudnym terenie, w oparciu o miejscowe zasoby i z rzadka dostarczane zaopatrzenie, zahartowały go. Podobnie jak każdego, kto zaznał służby polowej w siłach specjalnych. Jego uwadze nie uszły ukradkowe spojrzenia, to na jego przestarzały karabin, to na naszywkę na ramieniu. Zerkali zarówno żołnierze Korpusu jak i armijni. Nie przejmował się tym, wiedział, że swoją postawą musi dać przykład i modlił się by mieli na tyle rozumu by go naśladować.
On sam wiedział, że każda kula mogła być posłańcem śmierci… nie raz i nie dwa, serie karabinowe przechodziły go o kilka cali. Zawsze jednak miał szczęście… miał świadomość, że może go w każdej chwili opuścić. Ci młodzi chłopcy, też wiedzieli, że będzie niebezpiecznie, ale przeczuwał, że mają takie same myśli jak on na początku.
„To mi się nie stanie… niemożliwe. Poradzisz sobie, wielu zginie, ale nie myślisz, że to ty akurat zostaniesz wybrany na wieczną wartę.” Każdy z nich był święcie przekonany, że może się coś przytrafić koledze, czy komuś innemu z oddziału, ale nie jemu. On już się tak nie oszukiwał… przestał… tak było łatwiej. Myśleć o sobie jak o potencjalnym trupie… wtedy myśli o śmierci było jakby mniej.

*****

Zmierzchało, kiedy wysunięte do przodu czujki, odkryły przed sobą pola ryżowe i zabudowania wioski. Zwiadowcy wrócili do sztabu z informacją i wkrótce poprowadziły podporucznika, Millera, Greena i dowódcę żółtków w stronę wioski. Starali się iść cicho, a LRRP z Korpusu, znalazł całkiem dobre miejsce do obserwacji. Podporucznik wyciągnął lornetkę z futerału i z lustrował okolicę przed sobą.
Droga wchodziła do wioski, mając z jednej strony pola ryżowe, na których zauważyli jakiś ruch, ale nie było to nic zajmującego uwagę. Domy w wiosce były różnorodne, jedne biedne a inne nieco lepiej zbudowane, z dachami pokrytymi blachą falistą. Gdzieś mignęło światło w otwieranych drzwiach i sylwetki kilku ludzi.
Po kilku minutach oględziny były skończone, podporucznik szedł pierwszy a Miller zastanawiał się co też wymyśli ich przełożony. Poprawił pasek hełmu, który do tej pory był rozpięty, zapowiadało się na trochę rozrywki. Po chwili młody oficer wyłożył dowódcą plutonów swój plan.
- Grenn – wskazał dowódcę drużyny Korpusu - weźmiesz swoich chłopców i obejdziesz wioskę z boku, macie obstawić wylot drogi z wioski, ale tak po cichu. Niech przydzielony radiotelegrafista, zamelduje jak będziecie na pozycjach. Macie rozkaz zatrzymać ewentualnych wymykających się, bądź otwarcie uciekających żóltków. Tylko, na miłość Boską żywych. Weźcie ze sobą sekcję ckm z drużyny wsparcia. Niech mają drogę pod ogniem.
- Miller- wskazał na sierżanta Sił Specjalnych - z plutonem ARVN wejdziesz do wioski, kiedy drużyna Korpusu zasadzi się na pozycji. Rozciągniecie się w tyralierę i będziecie się posuwać do przodu, przeszukując wioskę. Palce na spustach, ale ostrożnie nie chcę, żadnych trupów, zwłaszcza cywilów. Strzelać tylko w wypadku zagrożenia życia.
Odwrócił się do dowódcy plutonu wsparcia i powiedział do Wietnamczyka: - Wy zostajecie tutaj, nasz obserwator w razie potrzeby poda wam namiary. Jeśli będzie spokój, wywołamy Was przez radio i dołączycie do nas.
Dowódcy rozeszli się do swoich ludzi. Miller przez chwilę patrzył za znikającymi w gąszczu dżungli żołnierzami marines i ruszył do swoich. Siedzieli na plecakach oczekiwaniu na niego.
- Za kilkanaście minut wchodzimy do wioski. Palce na spustach broń odbezpieczona. Tylko ostrożnie kowboje, żadnych kozackich zagrywek. Poruszacie się w dwóch zespołach po pięciu, operatorzy granatnika nieco z tyłu za każdą grupą, w razie potrzeby zapewnicie wsparcie. Ruszymy lewą stroną wioski, w stronę tych największych chat. Nie dotykać żadnych zbędnych rzeczy, nawet takich które wyglądają na nieszkodliwe. Uważajcie pod nogi, strzelacie tylko w razie zagrożenia życia. Sprawdzić broń, magazynki pod ręką, żeby mi który po plecaku nie szukał czasem. I nie wywalać całego magazynku od razu!!! - zakończył podniesionym nieco głosem, aby upewnić się, czy do nich dotarły jego słowa.
Podszedł do swojego plecaka i przejrzał graty. Sprawdził czy ma pod ręką magazynki w ładownicach. Potem przeładował karabin i sprawdził jak się trzyma magazynek. Mimo, że czternastka była już wycofywaną konstrukcją, to sierżant wolał ją od sprawiającego problemy plastikowego karabinu, który wchodził do uzbrojenia. Czternastka była celna, zwłaszcza gdy strzelało się ogniem pojedynczym, a ciężki pocisk karabinowy, lepiej zachowywał parametry balistyczne, w gęstym poszyciu dżungli., w przeciwieństwie do lekkiego pocisku pośredniego.
Po kilkunastu minutach oczekiwania, radio sztabowego radiooperatora odezwało się. Drużyna Marines dotarła na miejsce i zajęła wyznaczone sektory. Teraz przyszła pora na nich. Ruszyli drogą w kierunku wioski. Przed samymi budynkami rozsypali się na boki. Drużyna Millera wzięła lewą stronę wioski, żółtki poszły w przeciwnym kierunku. Jego ludzie sprawnie sformowali się w dwie sekcje i ruszyli ostrożnie przed siebie.
Powietrze mimo zmroku nadal nie dawało ukojenia… a wilgotność wyciskała kolejne słone krople na czołach i policzkach… Palce na spustach były śliskie… Szli powoli… Na spotkanie z nieznajomym… jeszcze nie wiedzieli czy spotkają przyjaciół… czy wrogów…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 25-02-2011 o 23:33.
merill jest offline