Długie marsze nie były niczym nowym. Na szkoleniach skutecznie zadbano o to, by nieco przybliżyć przeciętnemu Amerykaninowi trud warunków Wietnamskich. By lepiej zahartować spadochroniarzy, przeszli oni dodatkowe szkolenia na Okinawie.
Jednak wielogodzinny marsz w palącym słońcu dał się odczuć. Mike był przyzwyczajony do ciężaru radia na plecach. Ale maszerowania w dżungli, będąc obserwowany przez liczne niewidzialne ślepia, nie dało się wytrenować, tak po prostu wyszkolić. Radioop liczył się z tym, że każdy kolejny krok, może być ostatnim, jaki zrobił na wietnamskiej ziemi. Jego koszula stanowiła już tylko mokrą, przepoconą szmatę, a paski plecaka powoli, lecz boleśnie zaczynały się wżynać w skórę. Mike patrzył po innych, żołnierzom było bardzo ciężko, ale maszerowali dalej, bez szemrania.
W końcu jeden z wysuniętych obserwatorów podniósł rękę, żołnierze kucnęli. Chwila przerwy w marszu. Mike oddychał mocno. Starał się oszczędzać wodę, choć nie było to łatwe.
***
Mike usiadł, wziął głęboki oddech. Podczas narady sztabu żołnierze mogli odetchnąć i spróbować uruchomić rezerwy sił przed nadchodzącą akcją. Chłopak bał się wydarzeń, które mogły mieć miejsce w wiosce. Będzie to jego pierwsze, poważne spotkanie z żółtkami, ze strzelaniem, a może i ze śmiercią.
Po krótszej chwili sierżant Miller wrócił do swoich żołnierzy by przekazać im wskazówki. Widać było, że dla niego to wszystko jest jakieś łatwiejsze, znacznie prostsze niż dla większości szeregowych z jego drużyny. Mówił spokojnym głosem, ale stanowczo. Napięcie rosło, widać było po twarzach zgromadzonych strzelców.
Mike zrozumiał i swoją rolę. Po chwili otrzymał komunikat, po raz pierwszy skorzystał ze swojego sprzętu:
- Alfa jeden, alfa jeden, słyszycie mnie? - Tu alfa jeden, słyszymy, odbiór. - Dotarliśmy, jesteśmy w pogotowiu, bez odbioru
Radio operator chyłkiem podbiegł do sierżanta i przekazał mu wiadomość. Chwilę potem był już na swojej pozycji kurczowo trzymając M14 w rękach. Dłonie zaczynały się mocno pocić. Trzeba będzie owinąć rzemieniem tu i ówdzie, ten karabin. Chłopak wiedział, że jego rola jest nieco inna niż tych chłopaków w hełmach na przodzie, ale jakie to miało znacznie dla żółtka. W obliczu śmierci wszyscy byli równi i Kossant o tym wiedział. Powoli wchodzili do wioski. Co prawda słońce powoli zachodziło nad dżunglą, ale gorąc i panujący smród wzmagał się.
To będą trudne chwile..