Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2011, 14:08   #33
ThRIAU
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Chłodny wiatr lekko zawiewał od gór unosząc ze sobą dymy z nad płonących stosów. Sprawiał iż odczuwalna temperatura wydawała się niższa niż w rzeczywistości była, toteż większość gapiów stała zziębnięta, zbita w kupki lub pogarbiona niczym stare poskręcane drzewa, osłaniając się od zimna. Wszak nie co dzień w tej małej ludzkiej osadzie działy się takie rzeczy jak ostatnio i każdy chciał dokładnie wiedzieć co i jak. Spokojne zimowe życie osady i karczmy „Pod mostem” dramatycznie nabrało rumieńców z ustąpieniem zimy kiedy to w karczmie zaczęły dziać się przedziwne rzeczy. Wynikiem czego płonął tego wieczora stos a na nim ciało młodej dziewczyny, opłakiwane przez towarzyszy z którymi podróżowała. Obok płonął drugi znacznie większy stos a na nim trzy ciała. Dwa należące do nieznanych gapiom jeźdźców a pomiędzy nimi ciało impresario grupy aktorów. Obserwujący pochówek według pradawnych zwyczajów wiedzieli tylko, że we wcześniej już wspomnianej karczmie doszło do zbrojnego starcia, ale o co poszło na ten temat już krążyło wiele plotek i ploteczek. Jeszcze bardziej wyobraźnię gapiów rozpalała myśl o tym, że podobno kilku z nich jeszcze żyje, choć są ranni. Miejscowi strażnicy którzy byli na miejscu zaraz po zajściu niewiele chcieli powiedzieć, toteż wielu zastanawiało się kto mógł takich potężnych mężczyzn tak użądzić, i dlaczego impresario zginął. Pomagający w układaniu ciał na stosach rozpowiadali, że ciało to strasznie trącało zgnilizną jakby było martwe od wielu dni. Niestety pomysł z ułożeniem na nim stosu nie było dobry ponieważ truchło mogło nie spłonąć doszczętnie znajdując się pod najsilniejszymi płomieniami. Członkowie grupy aktorskiej musieli być tą podwójną stratą wstrząśnięci i w związku z tym nikogo nie dziwiła zapowiedź możliwie najszybszego opuszczenia progów karczmy.

W oczach Endymiona odbijały się płomienie płonących stosów z iglastego drzewa, czuł unoszącą się woń żywicy i olejków z przeplatającą się wonią palących się ciał. Rozejrzał się po rozświetlanych płomieniami twarzach zgromadzonych gapiów po czym wrócił do swoich rozmyślań. Nie mógł zcierpieć, że dwóch wywinęło się spod miecza. Całe to zajście przypomniało o obławie na bandę rzezimieszków grasujących na gościńcach Lebenninu. Wtedy po raz pierwszy przyszło mu zabić człowieka, a że Dunlandczycy przypominali tamtych mogło to obudzić wspomnienia. Kiedy ich wytropili poczekali na dogodną okazję i wycieli do nogi. Wprawdzie było ich tylko sześciu ale za to strażników dwóch. Endymion dla którego była to pierwsza misja i Golin znacznie bardziej zaprawiony strażnik i jednocześnie mistrz dla Endymiona. Mimo zaskoczenia podczas hulańczej biesiady stawiali opór ale było to bezcelowe. Zanim się zorientowali dwóch było już przeszytych mieczami strażników, Endymion wdał się w pojedynek z jednym z bandytów, który zakończył się śmiercią tamtego po tym jak oczekując ciosu mieczem w pierś wbił się nóż a zaraz potem kolejny zwalając bezwładne już ciało z nóg. Natomiast Golin w tym czasie sprawnie rozprawił się z pozostałą trójką. Wtedy to po raz pierwszy dostrzegł tak ogromny spokój w oczach swojego mistrza, skąpanego w ludzkiej krwi, który spokojnie wręcz lakonicznie rzekł - nie pchaj się do walki bez potrzeby ale jak już zaczniesz nie przebieraj w środkach- słowa te tego dnia przypomniały Endymionowi czym zawsze starał się kierować gdy dobywał miecza. Postronny obserwator powiedział by, że niczym się nie różni od mordercy czy też rzeźnika jakiegoś, któremu zabijanie sprawia przyjemność lecz Endymion wiedział doskonale, że właśnie taka postawa pozwalała mu wyjść z niejednego starcia obronną ręką. Poza tym pozostawiając za sobą tylko śmierć gwarantował sobie iż nikt nie będzie szukał pomsty bo trupy zazwyczaj nie są takie groźne, chybże wstaną z grobu opętane magicznymi zaklęciami w księżycową noc.

Zimno dopadłszy palce u stóp Endymiona zmusiło go do nerwowego przebierania nogami w celu rozruszania przemarzniętych członków. To samo spotkało chyba też karczmarza, który podrygiwał w grubym kożuchu. Niemało się biedak dzisiaj naprzeżywał, łupniak w głowę, strach o dziecko i zdemolowana karczma. Ścieranie krwi zaschłej na deskach podłogi zeszło mu prawie do wieczora. Marnym pocieszeniem było zatrzymanie koni jeźdźców wraz z oporządzeniem jako wyrównanie za poniesione dzisiejszego dnia straty. Jednak powinno to w zupełności pokryć straty, choć niemało stołków dzisiaj połamano.

Na chłodzie znacznie mocniej bolało zranione ramię, pomimo opatrunku, który wykonał sobie sam, i przemycia rany mieszanką zaparzonych ziół, rana cały czas przypominała o swojej obecności. Czynność polegająca na przemywaniu rany i zmianie opatrunku sprawiała już nie raz, iż nie jedna rana szybko i bez problemu się zagoiła.

Endymion spojrzał w niebo, które tej nocy było rozświetlone blaskiem księżyca, co sprawiało, że noc była wyjątkowo jasna. W powietrzu unosiły się żarzące iskierki z płonących stosów, które po krótkim i burzliwym locie targane podmuchami wiatru opadały na ziemię i umierały gasnąc wyziębione. Przypominało to życie istot stąpających po tym świecie zrodzone w płomieniach namiętności a potem targane przez nieubłagane żywioły losu by na końcu zgasnąć tracąc swój blask.

Ciemności ogarniały Endymiona coraz bardziej w miarę oddalania się od płonących stosów, wracał do karczmy nie mógł przezwyciężyć ciekawości, chciał przeszukać pokój Makhlera. Sam nie wiedział czego tam szukać ale lepiej było sprawdzić jakie sekrety mógł jeszcze skrywać impresario grupy aktorów. Toteż gdy cicho przemknął przez opustoszałą karczmę znalazł się pod drzwiami pokoju Makhlera niezwłocznie wszedł do środka. Rozejrzał się po pokoju, w blasku świec ze świecznika zaczął przetrząsać rzeczy należące do mordercy Amidoli. Jego uwagę zwróciły dwa flakony z początku wydawało się że to pachnidła maskujące zapach zgnilizny jaką miał na ciele Makhler. Coś jednak tknęło Endymiona aby otworzyć flakoniki, i ku jego zdziwieniu ich zawartość okazała się z goła odmienna niż się wydawało. Mając trochę wiedzy o ziołolecznictwie i sporządzaniu eliksirów Endymion natychmiast po woni zawartości szklanych fiolek zorientował się iż są to silne trucizny. Jedna działa natychmiastowo, niezwykle skuteczna i rzadko spotykana substancja, druga paraliżuje stopniowo otumaniając. Zazwyczaj tą drugą stosuje się dolewając do alkoholu, tak że efekty przypominają u obserwujących i trutego działanie procentów po czym następuje zgon. Wsuwając obie fiolki do kieszeni i zastanawiając się na co Makhlerowi te trucizny zaczął dalsze przeszukiwanie pokoju. W szmacianym zawiniątku znalazł połamane ostrze dużego noża lub krótkiego miecza na którym jest widoczny końcowy zapis runiczny. Zważywszy iż runy przypominały pismo elfie postanowił w tej kwestii poprosić o pomoc Andarasa w ich odczytaniu, jak tylko ten przestanie się gniewać za to że Endymion kazał spalić ciała zabitych jeźdźców. Elfowi zależało aby odesłać ciała zabitych do domu, nawet na własny koszt. Teraz decyzją strażnika oba ciała płonęły.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 01-03-2011 o 18:18.
ThRIAU jest offline