Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2011, 16:26   #58
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Padły strzały. Przypadkowa kula zraniła agenta.

Czekając aż McMillan opatrzy postrzelonego, Lambert starał się nie myśleć o tym, co zaszło. Nawet nie patrzył na zmasakrowane zwłoki w esesmańskim mundurze. Wstydził się utraty panowania nad sobą. Nie powinien był rzucać się do bójki z odbezpieczonym peemem, nie powinien był ignorować zagrożenia dla agenta, w ogóle do ciężkiej cholery nie powinien być w tym całym burdelu – to po pierwsze. Starał się nie myśleć, co mu nie wychodziło.

Lee kończył bandażowanie, w tym czasie Adam wyszedł na korytarz i palił z pustym spojrzeniem utkwionym w ścianie. Wreszcie ranny szpieg był w stanie chodzić, a nawet trzymać broń. Ruszyli. Lambert mechanicznie przeczesywał kolejne pomieszczenia lufą broni, sprawdzał drzwi i boczne korytarze. Umysłem był jednak gdzie indziej.

Miał 40 lat i myślał, że widział już wszystko. Zjeździł świat od biegunów po równik. Walczył w trzech wojnach. Jeszcze wczoraj nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, z której nie znalazłby wyjścia. Rzeczywistość była dla Adama jak warsztat, w którym znał narzędzia i potrafił przy ich pomocy kształtować surowiec w wybrane formy. Dziś rzeczywistość okazała się nie warsztatem, ale cholernym laboratorium diabła, pełnym sprzętów nieznanych i niezrozumiałych. Jedno, co rozumiał, to że jest tu niebezpiecznie.

Takie przemyślenia zajęły drogę polarnikowi i w końcu doprowadziły go do wniosku. Musi wziąć się w garść – zadecydował ambitnie. Jeśli rzeczywistość postanowiła wymknąć się umysłowi i przybrać formę kompletnie zaprzeczającą całemu jego życiowemu doświadczeniu – trudno, zaakceptuje to. Pierwszy szok musi minąć. Człowiek przywyknie, zawsze przywyka. Przy następnym nadnaturalnym zdarzeniu postara się zachować zimną krew i nie zastrzelić nikogo ze swoich.

Tymczasem dotarli do pomieszczenia z wagonikami. Porucznikowi McMillanowi zachciało się podowodzić, w efekcie czego wkrótce trzech Niemców gryzło piach. Adam, otrzeźwiony walką, wziął się do działania.

Ciężkie, metalowe drzwi oddzielały ich od reszty bazy. Drzwi otwierały się tylko, by przepuścić wagoniki – Lambert tłumaczy niemiecką instrukcję – a kolejkę uruchamiało się z pulpitu.

- Panowie – polarnik wskazał wagonik – Nasz rydwan czeka.

Uruchomił kolejkę i po chwili trzech mężczyzn skryło się na dnie wagonika. Ściśnięci, z bronią gotową do strzału, przejechali pod otwierającymi się wrotami wprost do magazynów. Głosy Niemców, warkot ciężarówek, hałasy przenoszonych skrzyń dochodziły do nich, gdy pojazd przesuwał się z mozolną prędkością. Wreszcie dotarł do końca torów.

Byli w obszernej składnicy, a z miejsca, gdzie się znajdowali prowadziły dwie drogi. Drzwi prowadzące na klatkę schodową i odsłonięte stalowe schody na podwieszaną platformę. Na migi uzgodnili, że wybierają pierwszą trasę. Schody zaprowadziły ich do pomieszczenia kontrolnego.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline