Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2011, 00:14   #51
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
-A więc, mamy jakiś plan?

Pytanie McMillana było wyrazem bezradności. Lambert nie lubił tego uczucia.

Przetrząsnął kieszenie i na stojącą w korytarzu szafkę wydobył racę. Każdy z komandosów dostał po jednej - maiły służyć do wezwania ewakuacji po skończonej misji.

- Zaryzykujemy i użyjemy mojej. Jeśli się stąd nie wydostaniemy i tak się nie przyda. Wrzucam racę, jeśli w pokoju czeka zasadzka - zasypujemy ją ołowiem i granatami, a potem się rozglądamy. Jeśli nie...

Wysypał na szafkę pudełko sztormowych zapałek, podzielił na trzy kupki i rozdał towarzyszom. Następnie wytrząsnął z kieszeni wszystkie łatwopalne przedmioty. Dokumentów i pieniędzy na misję nie brali, ale miał paczkę po zapałkach, paczkę po cygarach, czyściwo do broni, smar (sprawdzić, czy palny). Przejrzał okolicę w poszukiwaniu niemieckich dokumentów, obwieszczeń, instrukcji BHP, itp.

- ... a jeśli nie - zrobimy sobie pochodnie.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 13-02-2011, 23:00   #52
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Kiedy tylko Lambert odpalił racę, czerwone i silne światło padło na ściany i wszystkich dookoła. Otworzyliście drzwi i ubezpieczając się wpadliście do pomieszczenia. Było duże, tak jak mówił agent, lecz nikogo tu nie było. Rozglądaliście się przez kilka sekund, aż wreszcie Lee dał Adamowi znak, by ten poświecił mu, gdyż coś zobaczył. Obiektem tym, było nic innego jak włącznik światła. Sekundę po pociągnięciu wajchy w dół lampy zamigotały kilkukrotnie i oświetliły całe pomieszczenie jasnym, ostrym światłem. Raziło was po oczach, gdyż w korytarzach technicznych było dosyć ciemno. Wreszcie przywykliście do jasności i mogliście rozejrzeć się.

Wszędzie pełno było rur niknących w ścianach, nad drzwiami czy też w podłodze. Ta pokryta była kratą, pod którą także ciągnęły się stalowe rury. Żadna nie była oznakowana, na ścianach nie było instrukcji czy rozkładów pomieszczenia. Było za to coś, co wzbudziło wasze obrzydzenie. Już to widzieliście, mieliście do czynienia z czymś podobnym. Ciała okrutnie okaleczone, nawleczone na drut kolczasty i przyszpilone nim do ściany. Od tego pierwszego różniły się ogromną ilością krwi i twarzami zastygłymi z wyrazem konwulsji oraz mieszaniny bólu i przerażenia.

Agent kiedy tylko to zobaczył pobladł niczym trup. Mało co nie zemdlał, wy byliście bardziej zszokowani i obrzydzeni niż zdziwieni. Adam ochłonął jako pierwszy i zaczął rozglądać się. Na kratach leżały łuski, koło ciał leżały pistolety maszynowe, widać było ślady walki. Ciał łącznie było sześć, z czego jedno było rozczłonkowane i jakby rozsmarowane po prawej części pomieszczenia.

Jeżeli popatrzyło się na salę z miejsca, którym alianci weszli widać było kolejne drzwi przed nimi oraz jedne po lewej stronie. Ściana po prawej była wysmarowana krwią. Drzwi po lewej były wyważone, te na wprost zamknięte. Za tymi siłą wyjętymi z zawiasów widać było korytarz, który szybko skręcał gdzieś w nieznane. Kiedy chcieliście już opuścić to pomieszczenie, usłyszeliście za plecami krzyk agenta.

Stał za nim SSmann, którego już wcześniej widzieliście. Na pewno go widzieliście. Był to oficer, który jedną ręką trzymał alianta w połowie, drugą zaś za gardło. Po pierwszej sekundzie już wiedzieliście skąd znacie tego typa. Z jego ciała momentalnie zaczęły wypełzać niczym kobry wiązki drutów kolczastych. Przechodziły przez klatkę piersiową, nogi, ręce i czaszkę. To przeczyło wszystkiemu co wiedzieliście o człowieku, jego możliwościach i biologii. Nie miało oparcia w logice. Agent wrzasnął.

Drut, który przechodził przez lewą rękę SSmanna wbił się w gardło alianta. Ten wrzasnął dziwnym głosem, jakby krztusił się krwią. Po brzuchu spływała mu krew z ran, które powodował drut z prawej ręki nazistowskiego ... czegoś, bo człowiekiem ciężko było to nazwać. Łzy paniki i bezradności spłynęły po policzkach alianta.

Czasu na reakcję nie było wiele, ten facet zaraz może się wykrwawić od coraz to nowych ran. Strzelając mogliście go trafić, gdyż głowa oficera pojawiała się raz z jednej, raz z drugiej strony agenta. Stojąc za ofiarą oprawca był podwójnie niebezpieczny, bo też nieosiągalny w niegroźny dla agenta sposób.

Edward Kingston i Adam Dębski


Ruszyliście szybko wzdłuż ściany, za radą młodego Niemca, który pokazał więcej człowieczeństwa niż niejeden Amerykanin czy Brytyjczyk wobec jeńca. Nikt nie niepokoił was podczas wędrówki. Nie wiedzieliście ile czasu dokładnie szliście jaskinią. Wreszcie jednak znaleźliście pod ścianą skrzynię z otwartym wiekiem. Były w niej owinięte dla zabezpieczenia w jakieś szmaty pistolety maszynowe MP40. Znalezienie magazynków nie stanowiło większego problemu.

Kiedy już byliście pełni nadszedł czas pomyśleć o jakiejś ewakuacji. Ruszyliście więc dalej jaskinią. Dookoła było ciemno, w oddali tylko jakieś reflektory na wysokich stojakach dawały trochę światła. Unikaliście go, nie chcieliście być zauważeni przez wroga. Dwa razy musieliście czekać ze względu na patrol wroga. Wreszcie w oddali zobaczyliście czerwoną lampę nad stalowymi drzwiami.

Nikt nie pilnował przejścia, lecz obok drzwi znajdowała się szyba. Dość duża, wzmacniana. Po drugiej stronie był magazyn, z którego wydawano sprzęt górniczy. Kilofy, łopaty, siekiery, liny, latarki - do wyboru do koloru. Otworzyliście drzwi bez problemu. Po drugiej stronie znajdował się długi, jasny i dobrze oświetlony korytarz, po prawej zaraz przy was były drzwi do magazynu.

- Szybko! - rzucił Dębski, który zobaczył że ktoś idzie w waszą stronę.

Rzuciliście się pędem przed siebie, szybko znikając za rogiem. Weszliście w pierwsze drzwi jakie znaleźliście. Były to biura, pełne niemieckojęzycznych dokumentów, biurek i maszyn do pisania. Na jednym z biurek stał czajnik, najwyraźniej świeżo zdjęty z pobliskiej polowej kuchenki gazowej. Usłyszeliście dźwięk spłukiwanej wody i z toalety po drugiej stronie pomieszczenia wyszedł jakiś facet.

Jegomość średniego wzrostu, siwy, z prześwitującą łysiną. Jego sylwetka była dość pokaźna, wydatny brzuch świadczył o ewidentnym braku ruchu. Nie miał on na sobie żadnych niemieckich emblematów, krwi ani innych śladów swej "niemieckości". Kiedy zobaczył was od razu poznał, że nie jesteście tutejsi. Najwyraźniej szybciej od was wyszedł ze stanu porażenia i powiedział

- O kurwa! Alianci! Szybko, schowajcie się gdzieś bo szkopy pewnie zaraz zrobią obchód. - wskazał wam na toaletę z której wyszedł i zrobiliście jak kazał.

Chwilę później słyszeliście jak rozmawia z kimś o wyraźnie niemieckim akcencie.

- Tak, wszystko w porządku, Herr Felschmann, wracam do pracy.

- Bardzo dobrze - powiedział ktoś i kilka osób wyszło.

- Dobra, możecie wyjść - powiedział naukowiec do was i po chwili, kiedy już wyszliście dodał - Co wy tu właściwie robicie ? Przejęliście bazę i nie wybiliście szkopów czy też zabłądziliście z wycieczką?
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 18-02-2011, 14:30   #53
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
Żołnierze wraz z agentem weszli do dużego pomieszczenia, w którym panował duży mrok. Lee rozglądał się, próbując dostrzec coś przy świetle czerwonych rac, nie było to łatwe, jednak po chwili McMillan dostrzegł coś na ścianie.
-Mam tu coś, zaświeć mi.- powiedział do swojego kompana. Przedmiotem który tam była wajcha włączająca światło. Bez większego zastanowienia przełączyli ją z niewielkim trudem.
Dookoła zrobiło się jasno, oczy zdążyły już się odzwyczaić od światła, więc minęła chwila zanim mogli spokojnie patrzeć
Gdyby teraz nas ktoś zaatakował, jesteśmy bezbronni pomyślał Lee.
Chwilę spokoju przerwał widok, który im się ukazał. McMillan podniósł broń i gotowy do walki zaczął przyglądać się pokaleczonym ciałom. Jednak jego uwaga skierowana była na twarze, których wyrazy były równie okropne jak wszystko dookoła.
W myślach spadochroniarza kłębiło się wiele myśli, starał się zrozumieć co mogło się tu stać.
Co to kurwa jest, nie wygląda aby zrobił to jakiś człowiek, nawet tych pojebanych niemców nie stać na coś takiego
Nagle z tyłu do uszu Lee dobiegł krzyk agenta, który z nimi był. Kiedy odwrócił się, zobaczył coś, co przestraszyło go bardziej niż cokolwiek innego co w życiu widział. Widok był straszny, SSman trzymał agenta a z jego ciała wychodziły kolczaste druty które oplotły alianta.
Wybór był trudny, czy należy ratować agenta, który i tak miał szansę na przeżycie czy zabić tę istotę podobną do człowieka za wszelką cenę?

McMillan zdołał wykrztusić do swojego towarzysza tylko dwa słowa, które brzmiały "co robimy".
 
Klamka jest offline  
Stary 18-02-2011, 15:11   #54
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
"Co robimy?" – być może zawarta w tym pytaniu bezradność do reszty rozsierdziła Lamberta. Polarnik zadziałał – choć działanie było jego żywiołem, nigdy jeszcze w ciągu misji nie przejawił takiej furii. Pchnięty impulsem rzucił się do ataku, podcinając nogi agenta i okładając kolbą peemu tę… rzecz, tę… istotę, której nie chciał nawet nazwać człowiekiem. Kolejne ciosy zadawane kolbą, lufą, ciężkimi butami spadały na esesmana.

Prawdą jest, że w tej chwili stracił panowanie nad sobą. Nie zdarzało mu się to do tej pory, zimna krew i opanowanie dotąd zapewniały mu przetrwanie w licznych wyprawach po szerokim świecie. Ale o ile pokonywanie problemów konkretnych, materialnych i zrozumiałych przychodziło mu z łatwością, tak w tej misji okazał się bezbronny jak dziecko w kontakcie z nienaturalnym.

Lambert nie rozumiał. Więc bił.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 19-02-2011, 20:31   #55
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Lambert uniósł PM i wymierzył dokładnie. Ręce lekko drżały, ale mimo to wymierzył, przełknął ślinę i nacisnął spust. Broń wypluła parę kul, odrzut pociągnął ją ku górze. Agent padł na ziemię jęcząc z bólu i płacząc. Łzy strachu mieszały się z wyrazem cierpienia. Lee przyglądając się całej tej sytuacji nie wiedział w co włożyć ręce.

Wróg w niemieckim mundurze, którego nazywanie Niemcem było ryzykowne, ze względu na brak pewności co do jego człowieczeństwa, padł na ziemię rażony kulą. Zbliżywszy się do ciała, Lambert kopnął je i przerzucił butem na drugą stronę. Teraz leżało twarzą ku górze. W otwartych oczach nie było życia. W czole były dwie dziury po kulach, jedna nad drugą.

McMillan ruszył ku agentowi. Obejrzał jego rany - nie wyglądały zbyt groźnie. Po prawdzie wypadało by je opatrzyć, lecz nie była to sprawa nagląca. Ból tego człowieka miał podłoże bardziej psychologiczne. Amerykański spadochroniarz zrzuciwszy z ramienia plecak wydobył z niego bandaż i zaczął opatrywanie. W tym czasie Lambert postanowił przyjrzeć się ciału zabitego. Spoglądając na nie odskoczył. Drut kolczasty zaczął zapadać się w ciało, jakby zasysany od wewnątrz. Wreszcie zniknął całkowicie, zostawiając tylko rany. Twarz też się zmieniła. Towarzyszyło temu trzeszczenie charakterystyczne dla łamania kości czymś ciężkim. Kości przestawiały się, aż wreszcie facjata wyglądała jak u młodego, wysokiego nazisty o blond włosach. Adam nie zauważył kiedy obszycia na mundurze zmieniły się z oficerskich na szeregowca.

Stali tak przez chwilę w szoku, nie wiedząc co się dzieje, co się stało i co dziać się dopiero będzie. Rany agenta wyglądały już dość dobrze. Posypane proszkiem hemostatycznym zaprzestały krwawienia, obandażowane zręcznie przez McMillana miały wszelkie predyspozycje do szybkiego zagojenia się. Jednak jakikolwiek bieg lub wysiłek, zwłaszcza w najbliższym czasie, w przypadku rannego były wykluczone.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 24-02-2011, 14:34   #56
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
McMillan przyglądał się walce Lamberta z SSmanem, pomimo tego, że Lee był dosyć odważny, był w ogromnym szoku widząc tą nadludzką postać.
Adamowi udało się zabić wroga, którego ciało i mundur zmieniły się całkowicie po śmierci, było to dosyć dziwne.
Po krótkiej 'przerwie' na opatrzenie ran i pozbieranie się, oddział ruszył w dalszą drogę. Spacer korytarzami nie był dosyć komfortowy, tym bardziej gdyby mieli być zaatakowani przez coś podobnego jak wtedy, byliby bardziej bezbronni. Na szczęście udało się im dostać bez szwanku do windy. Wahali się chwilę, czy aby na pewno jest to dobry pomysł, jednak nie mieli innego, lepszego wyjścia.
Winda, która nie należała do najbardziej komfortowych, prowadziła do sekcji rakietowej, do której zmierzał oddział.

Pomieszczenie w którym znaleźli się alianci nie należało do największych, było tam kilka wagoników i niewielki dźwig. Niemcy znajdujący się przy ogromnych drzwiach oraz jeden przy panelu nie zauważyli niebezpieczeństwa czającego się ze strony malutkiego oddziału wroga. Było to bardzo korzystne dla aliantów. Lee spojrzał dookoła aby znaleźć kryjówkę za wagonikiem, tam przekazał swoje spostrzeżenia i plan reszcie.
Z tego miejsca w którym się znajdowali, było dosyć trudno wyeliminować dwóch niemców przy bramie, jednak przy dobrym zgraniu można było przedostać się dosyć szybko na dogodne miejsce wykorzystując zaskoczenie, które było dobrym przyjacielem szybkiej śmierci.

Lee przekazał swojego colta agentowi i nakazał udać się mu wraz z Lambertem szybko w stronę drugiego wagoniku zza którego mieli załatwić strażników przy bramie. Mieli to zrobić po sygnale. McMillan w tym czasie miał zająć się wrogiem przy panelu.
Po ustaleniu całego planu, Lee odetchnął i powiedział dosyć cicho - "Na mój znak" - po czym chwycił swoją broń mocniej i odliczył - "trzy... dwa... jeden...".
Żołnierze ruszyli, każdy w swoim celu, oddając po kilka strzałów, najprawdopodobniej większość celnych. Jeden z niemców oddał serię ze swojej broni, jednakże była ona niegroźna ponieważ oddana była na oślep, gdzieś w sufit. Po udanej akcji żołnierze szybko rozejrzeli się dookoła i postanowili wymyślić szybko nowy plan, żeby stamtąd uciec zanim zrobi się gorąco.

W czasie gdy McMillan oglądał trupy, Lambert podszedł do panelu kontrolnego...
 
Klamka jest offline  
Stary 24-02-2011, 15:30   #57
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Młody Niemiec swoją pomocą zaskarbił sobie szacunek Eddiego, a Eddy nie zapomina o takich ludziach. Dalsza wędrówka nie była jakoś specjalnie pociągająca. Wreszcie znaleźli coś, z czym będą mieli minimalne szanse przeżycia tutaj - skrzynka z MP40. Edd wolałby jakiś większy kaliber lecz w takich okolicznościach nie ma co wybrzydzać. Wziął broń do ręki i pociągnął za zamek wydając uwielbiony przez niego szczęk. Za kubrak wsadził parę magazynków i ruszyli dalej.

Zagrożeni bliskim kontaktem z patrolem Szkopów wpadli niezbyt grzecznie do swojego rodzaju biura. W drzwiach zapewne wychodka sugerując się odgłosami pojawił się dziadzio. Eddy osłupiały tym spotkaniem nawet nie zdążył podnieść broni aby w razie czego zlikwidować potencjalne zagrożenie ale nie było takiej potrzeby. Chłopek złapał aliantów za fraki i wepchnął do kibla. Aromat unoszący się w tymże pomieszczeniu przypominał Kingstonowi wspólny wychodek w obozie szkoleniowym, tylko, że tutaj było idealnie czysto, a tam trzeba było uważać aby nie wejść w minę. Z pokoju biurowego słychać było charakterystyczne, niemieckie szczebiotanie. Potem drzwi otworzyły się i pan wypuścił ściśniętych aliantów. Wywiązała się rozmowa:

- Weszliśmy tutaj w kilkoro, a potem nagle znaleźliśmy się w innych miejscach. Teraz musimy znaleźć resztę jeśli jeszcze żyją... Widziałeś może jeszcze jakiś alianckich żołnierzy? - zaczął kapitan
- Nie, wy jesteście pierwsi. I pewnie ostatni.
- Czyli? Jak ostatni? Czego każdy mówi zagadkami? Który mi powie o co tu do kurwy nędzy chodzi?! - Eddy nie mógł już wytrzymać tej tajemniczości każdej napotkanej tu osoby.
- Tutaj NIKT nie wie o co chodzi. Pieprzeni naziści prowadzą tu jakieś eksperymenty czy coś i nikt nie wie co się dzieje. Wcześniej pracowałem z kilkoma innymi naukowcami, ale gdzieś ich zabrali i więcej ich nie widziałem. A co do tego, że jesteście ostatni - w tej bazie jest więcej szkopów niż w Normandii, tak mi się przynajmniej zdaje.
- A wiesz chociaż jak stąd wyjść?
- Nie mam zielonego pojęcia jak stąd wyjść. Pewnie tak jak tu wleźliście, nie ?
- Widziałem tutaj jakieś górnicze narzędzia, po co i dlaczego?
- Tu się wszystko kręci wokół jakiejś cholernej odkrywki. Wykopali coś, jedno to przenoszą, inni badają, później dają nam dane i my nad nimi pracujemy. Ja miałem opracować z danych mi materiałów pancerz bojowy. Czekam na prototypy. Jak to cacko wyjdzie na fronty, drżyjcie alianci! Swoją drogą słyszałem, że z dziury co ją znaleźli, zaraz po tym jak wleźli do niej ludzie z ekspedycją, coś wylazło. Nie wiem co o tym sądzić.
- Czyli możemy uznać tą misję za urlop zdrowotny w ramach wykurowania się -
mruknął Eddy.
- Wiesz kto mógłby widzieć naszych towarzyszy? Jesteś tu jakiś czas. Są tu jacyś ludzie orientujący się w takich sprawach, którzy nie mają zamiaru przewlec nas drutem i powiesić na ścianie?
- Przewlec drutem i powiesić na ścianie ? Mam nadzieję, że tak nie skończę. Wy też nie, w każdym razie nie mam pojęcia kto tu mógł by wam coś powiedzieć. Dowodzi tutaj ... zaraz zaraz, jak ten jebany szkop się wa... nazywał ... hmm ... Mellschmann? Chyba tak. Nie mogę spamiętać tych wszystkich niemieckich nazwisk. Kieruje on przynajmniej moimi badaniami, nie wiem czy jest dowódcą całej bazy i innych sekcji. Jeżeli chcecie go znaleźć musicie iść tym korytarzem dalej, skręcić w lewo i dotrzecie do hali produkcyjnej. Tam montują jakiś sprzęt. Na drugim końcu jest jego gabinet. Nie wiem tylko czy go tam znajdziecie, sam go dawno nie widziałem.
Po chwili milczenia naukowiec jakby po walce z samym sobą powiedział
- Weźcie to
- podał Adamowi pomiętą kartkę A4 - Jest to instrukcja użycia pancerza bojowego. Powinno być tam kilka prototypów. Niestety nie wiem jak stąd tam dotrzeć. Na pewno nie jest daleko od hali produkcyjnej, słyszałem jak mówili coś o awarii kolejki kiedyś. Być może z hali prowadzą tam szyny. W każdym razie, jeżeli znajdziecie prototypy to użyjcie ich przeciw tym pojebom. Zniszczenie hali produkcyjnej i tak pewnie nie pomoże, bo szkopy mają kopie wszystkich planów na okręcie podwodnym. Nie wiem czy już je wywieźli, ale chyba tak. Uprzedzając wasze pytania - nie wiem gdzie ten u-bot jest. Aha, i jeszcze jedno. Prototypy będą w stalowych skrzyniach na zamek kodowy, jak sejf, ale możecie je też otworzyć tym - podał Adamowi niewielki kluczyk - Zrobiłem go dla siebie na wszelki wypadek.- westchnął - Powiedziałem wam wszystko co wiedziałem. Powodzenia!
- A czy Mellschmann nas nie zabije. Jeśli to Niemiec to raczej alianccy żołnierze nie są dla niego miłą niespodzianką. Może wiesz co mamy zrobić, by nas nie rozpoznał?
- Wy tu jesteście żołnierzami, nie ja. Wicie jak się TEGO używa, nie ? -
wskazał na broń aliantów.

Pancerze bojowe? Te Szwaby mają rzeczywiście poprzewracane we łbie. Dębski kiwnął głową na Eddiego, a ten ruszył za dowódcą. W międzyczasie podziękował mężczyźnie za udzieloną pomoc. Ot tak zwykła, angielska kultura.
 
Ziutek jest offline  
Stary 26-02-2011, 16:26   #58
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Padły strzały. Przypadkowa kula zraniła agenta.

Czekając aż McMillan opatrzy postrzelonego, Lambert starał się nie myśleć o tym, co zaszło. Nawet nie patrzył na zmasakrowane zwłoki w esesmańskim mundurze. Wstydził się utraty panowania nad sobą. Nie powinien był rzucać się do bójki z odbezpieczonym peemem, nie powinien był ignorować zagrożenia dla agenta, w ogóle do ciężkiej cholery nie powinien być w tym całym burdelu – to po pierwsze. Starał się nie myśleć, co mu nie wychodziło.

Lee kończył bandażowanie, w tym czasie Adam wyszedł na korytarz i palił z pustym spojrzeniem utkwionym w ścianie. Wreszcie ranny szpieg był w stanie chodzić, a nawet trzymać broń. Ruszyli. Lambert mechanicznie przeczesywał kolejne pomieszczenia lufą broni, sprawdzał drzwi i boczne korytarze. Umysłem był jednak gdzie indziej.

Miał 40 lat i myślał, że widział już wszystko. Zjeździł świat od biegunów po równik. Walczył w trzech wojnach. Jeszcze wczoraj nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, z której nie znalazłby wyjścia. Rzeczywistość była dla Adama jak warsztat, w którym znał narzędzia i potrafił przy ich pomocy kształtować surowiec w wybrane formy. Dziś rzeczywistość okazała się nie warsztatem, ale cholernym laboratorium diabła, pełnym sprzętów nieznanych i niezrozumiałych. Jedno, co rozumiał, to że jest tu niebezpiecznie.

Takie przemyślenia zajęły drogę polarnikowi i w końcu doprowadziły go do wniosku. Musi wziąć się w garść – zadecydował ambitnie. Jeśli rzeczywistość postanowiła wymknąć się umysłowi i przybrać formę kompletnie zaprzeczającą całemu jego życiowemu doświadczeniu – trudno, zaakceptuje to. Pierwszy szok musi minąć. Człowiek przywyknie, zawsze przywyka. Przy następnym nadnaturalnym zdarzeniu postara się zachować zimną krew i nie zastrzelić nikogo ze swoich.

Tymczasem dotarli do pomieszczenia z wagonikami. Porucznikowi McMillanowi zachciało się podowodzić, w efekcie czego wkrótce trzech Niemców gryzło piach. Adam, otrzeźwiony walką, wziął się do działania.

Ciężkie, metalowe drzwi oddzielały ich od reszty bazy. Drzwi otwierały się tylko, by przepuścić wagoniki – Lambert tłumaczy niemiecką instrukcję – a kolejkę uruchamiało się z pulpitu.

- Panowie – polarnik wskazał wagonik – Nasz rydwan czeka.

Uruchomił kolejkę i po chwili trzech mężczyzn skryło się na dnie wagonika. Ściśnięci, z bronią gotową do strzału, przejechali pod otwierającymi się wrotami wprost do magazynów. Głosy Niemców, warkot ciężarówek, hałasy przenoszonych skrzyń dochodziły do nich, gdy pojazd przesuwał się z mozolną prędkością. Wreszcie dotarł do końca torów.

Byli w obszernej składnicy, a z miejsca, gdzie się znajdowali prowadziły dwie drogi. Drzwi prowadzące na klatkę schodową i odsłonięte stalowe schody na podwieszaną platformę. Na migi uzgodnili, że wybierają pierwszą trasę. Schody zaprowadziły ich do pomieszczenia kontrolnego.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 27-02-2011, 20:19   #59
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Edward Kingston i Adam Dębski


Dwóch żołnierzy ruszyło przed siebie. Ich celem był gabinet pewnego SSmanna. Do końca nie wiedzieli gdzie iść, ale wszystkie odnogi od korytarzy jakie napotkali kończyły się zamkniętymi drzwiami lub dużą ilością Niemców.

Wreszcie udało się dotrzeć do końca. Metalowe drzwi z niewielką szybką prowadziły do hali produkcyjnej. Adam wyjrzał przez szkło i jego oczom ukazała się iście szatańska maszyneria. Taśmy ze sprzętem przechodziły przez liczne stanowiska, które nadzorowali naukowcy w białych fartuchach. Mieli na sobie maski przeciwgazowe, a na ramionach swastyki. Tego co zjeżdżało z taśmy aliancki żołnierz nie mógł już dostrzec, ale wiedział jak dobrze musi być to strzeżone. Jeżeli faktycznie są tutaj te pancerze bojowe i naziści już ich używają przedarcie się do dowódcy tego piekła może być trudne.

Uchyliwszy lekko drzwi Edward wślizgnął się do środka. Rzuciwszy za skrzynkę osłaniał kolegę. Nikt nie patrzył w ich stronę. Wszyscy skupieni byli na czymś co działo się po drugiej stronie wielkiej ściany z półek i skrzyń. Bezpiecznie posuwali się do przodu nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Na przeciwko miejsca w którym obaj pojawili się w hali były drzwi z jakimś napisem. Zapewne było to pomieszczenie z gabinetem dyrektora.

Tam też obaj udali się najpierw. Adam po drodze zajrzał na taśmę. Jeździły po niej jakieś części, które nie przypominały nic co żołnierz widział wcześniej. Przełknąwszy ślinę przyspieszył kroku. Schyleni by nie dać się zauważyć, a co za tym idzie zastrzelić nie widzieli na czym skupieni są naukowcy. Słychać było tylko odgłosy zachwytu, po chwili jakieś brawa.

Kiedy wróg coś świętował Edward uderzył z całej siły barkiem w drzwi, a te z cichym chrupnięciem ustąpiły.

Gabinet był nieduży, stało tu biurko zasypane papierami, kubkiem z kawą i maszyną do pisania. Przy ścianach stały szafki z książkami. Na honorowym miejscu stało "Main Kampf". Wielki zegar stał przy ścianie i pokazywał godzinę szóstą.

Fotel, który stał za biurkiem obrócony był tyłem. Adam kiwnął głową do towarzysza i ten szybkim ruchem przekręcił go do nich. Nikogo na nim nie było. Najwyraźniej dyrektor, zarządca, oficer czy jakkolwiek trzeba było nazwać rezydenta tego pomieszczenia świętował razem z innymi.

Ciekawy tego co się dzieje Adam uchylił drzwi. Teraz, kiedy stał widział co się dzieje. Naukowcy stali wokół jakiejś postaci. Nie wyglądał na człowieka. Okuty w stal chodził dziarskim krokiem w kółku, machał rękoma i prezentował się w całej okazałości. Niestety żołnierz widział całe zejście tylko przez chwilę, gdyż ktoś zasłonił mu widok swą osobą.

Szybko opisał wszystko co widział towarzyszowi niedoli. Ten nie chcąc wierzyć także spojrzał i zobaczył to samo co Adam.

Po chwili naukowcy zaczęli wracać do pracy. Taśma produkcyjna ruszyła podwójną prędkością. Do gabinetu zbliżał się jakiś oficer.

- Schowaj się, szybko! - Edward rzucił do Adama, a ten skoczył za biurko.

Drzwi otworzył się i kiedy właściciel gabinetu wszedł do środka poczuł chłód lufy na karku.

- Mam cię, ptaszku! - warknął Edward.

Adam wychylił się zza biurka i powiedział

- Po angielsku mówisz ? - Oficer przecząco kiwnął głową. - To może po polsku ?

- Trochę, czego wy tu chcieć ? - Twarz Niemca wykrzywiła się w grymasie.

- Co tu się dzieje ?! Gadaj albo skończysz z kulą we łbie!

- Nie tak szybko. - Ofiara zasadzki podeszła do fotela i usiadła. - Mów wolniej. Wojna i tak jest już wygrana, plany niebawem ruszą do Berlina razem z prototypami. Wódz podbije nie tylko Europę, ale i te wasze żałosne Stany.

W jednej sekundzie oficer otworzył szufladę, w drugiej miał już w dłoni Luger. Nim jednak mierzący do niego Edward nacisnął spust ten strzelił i jego mózg opryskał obficie ścianę obok. Truchło padło na ziemię wylewając z siebie spore ilości krwi. Dało się słyszeć "Was ist das ?!" i szybkie kroki ludzi kierujących się do gabinetu.

Adam Lambert i Lee McMillan


Dwaj żołnierze i agent wywiadu uzgodniwszy plan szybko ruszyli przed siebie. Krótkimi skokami pokonywali kolejne metry, gotowi na otwarcie ognia. Potyczka wisiała w powietrzu. Każde wychylenie się było jak pogodzenie się ze śmiercią. Nie trudno było zgadnąć, że za dobrze im idzie.

Wreszcie, kiedy do klatki schodowej zostało już tylko kilka metrów, alianci usłyszeli za sobą jakieś krzyki. "Halt! Halt!" towarzyszyło świstowi kul. Lambert jako najbardziej zahartowany w kuźni rzeczywistości pierwszy odpowiedział ogniem. Agent puścił się biegiem i silnym uderzeniem buta otworzył drzwi. Zniknął za nimi, a zaraz za nim Lee. Adam został sam, lecz McMillan szybko zaczął osłaniać go z bezpiecznej kryjówki. Na sekundę po tym, jak polarnik wpadł i zamknął za sobą drzwi kule wzbiły w powietrze burzę drzazg.

Klatka schodowa prowadziła bezpośrednio na piętro, do jednych jedynych drzwi. Wytłoczony na nich nazistowski ptak trzymający swastykę budził obrzydzenie. Ubezpieczając się alianci dotarli do nich cało. Na dole pojawiło się dwóch SSmannów, których agent spacyfikował pistoletem. Stał nad schodami i z góry miotał śmiertelne pociski.

Adam w tym czasie walczył z drzwiami. Nie chciały łatwo ustąpić, lecz wreszcie stało się - pomieszczenie kontrolne było otwarte. Wpadli do środka.

Barykadowaniem zajął się człowiek z wywiadu, któremu pomagał Lee. Stary tym czasem zajął się zapoznawaniem z pomieszczeniem. Były tu drzwi po drugiej stronie, które prowadziły na podwieszaną platformę, lecz te były zaryglowane i wyraźnie wzmocnione. Wielka szyba pancerna wychodziła na magazyn. Pod nią znajdował się długi panel pełen przycisków. Za nimi, po przeciwnej stronie znajdowały się różne urządzenia kontrolne i stół. Kilka krzeseł przy nim przeznaczone były dla ludzi zajmujących się radiostacjami.

Na ścianie wisiał pokaźny plakat propagandowy, lecz nie on przykuł uwagę polarnika. Była to książka o grubości około trzystu stron z napisałem "Instrukcja". Szybko przerzucając strony Lambert dowiedział się, iż jest to opis wszystkich funkcji panelu. Było tego sporo.

- Dobra, nie powinni tu wleźć. - Agent otarł czoło z potu z dumą spoglądając na pokaźną, stalową szafę zastawiającą drzwi.

Kilka kul odbiło się od pancernej szyby, lecz nie zrobiło nawet ryski.

- Widziałeś instrukcję ? Świetnie! - Agent podszedł do Lamberta i wziął książkę. - Mogę nadać komunikat do waszych kolegów, jeżeli jeszcze żyją. Szkopy na pewno wiedzą, że ktoś jest w bazie. Mieliśmy fart, bo ktoś chyba wyszedł do kibla. Normalnie ktoś tu jest prawie cały czas. Jak już zorganizujemy obronę musimy znaleźć plany bazy. Powinny być w jednej z tych stalowych szaf. Potem trzeba opracować jakiś plan na to, by się stąd wydostać. Co wy na to ?
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 03-03-2011, 16:45   #60
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Dębski wraz z Eddym ruszyli przed siebie, tak jak radził im niedawno poznany człowiek. Na początku wydawało się to trudne, ale wszystkie odnogi, które mogły stanowić problem dla aliantów były niedostępne. Pozostała jedna droga i jak się potem okazało była właściwa. Po męczącym marszu wreszcie żołnierze zaleźli halę produkcyjną. Prowadziły do niej metalowe drzwi z niewielką szybką, przez którą wyjrzał kapitan. Kontrola nad taśmą ze sprzętem spoczywała na naukowcach, którzy z maskami przeciwgazowymi na twarzach pracowali, jak mrówki. Eddward jako pierwszy uchylił drzwi i wszedł do pomieszczenia. Choć alianci byli przygotowani na wszystko, ludzie w białych fartuchach nawet ich nie zauważali. Byli czymś wyraźnie zajęci. W końcu alianci doszli do drzwi z jakimś niezrozumiałym napisem. Domyślili się, że jest to gabinet kogoś ważnego. Pewnie Mellschmanna.

Naukowcy zaczęli bić brawa. Dębski nie wiedział czy ma się cieszyć, czy martwić. Jeśli oni z czegoś się cieszyli, to na pewno nie było to coś dobrego dla aliantów. Z drugiej strony teraz mogli wedrzeć się do gabinetu. Tak też się stało. Nie różnił się on niczym od każdego innego biura. Za biurkiem znajdował się obrócony fotel. Okazało się, że był pusty. Korzystając z okazji Dębski wyjrzał za drzwi. Zobaczył okute w stal coś, bo nie wiadomo było co pod stalowym pancerzem się znajdowało. Kapitan nie zobaczył za dużo, bo zaraz ktoś zasłonił mu widok. Adam opowiedział wszystko towarzyszowi. Nagle usłyszeli, że ktoś się zbliża. Kapitan schował się za biurkiem. Właściciel gabinetu wszedł, jak gdyby nigdy nic, rozczarował się jednak, gdy poczuł broń na karku. Alianci mieli go w garści. Kapitan zaczął się wypytywać, czy mówi w języku polskim, lub angielskim. Odpowiedź brzmiała:
- Trochę, czego wy tu chcieć?
Żołnierze postraszyli jeszcze trochę Niemca. Ten gadał coś o już wygranej wojnie. Słowa te brzmiały przerażająco realnie. Oficer otworzył szufladę i wyjął broń. Nim jednak Edward strzelił, ten nacisnął na spust i padł. Alianci słyszeli kroki. Dębski wychylił się zza drzwi, by w razie ataku Niemców zastrzelić ich, zanim oni zrobią to samo z nimi. Tak też rozkazał towarzyszowi. Spoglądając to tu, to tam Dębski szukał skrzynki, do której kluczyk otrzymał.
 
Morior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172