Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2011, 23:23   #83
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Czekał, jak wiele razy wcześniej. Czekał, na rozwój sytuacji. Cierpliwość była dużą cnotą. Jedną z niewielu jakie posiadał praktycznie przez całe życie. Oficer musi być cierpliwy. Czasami trzeba czekać dni, żeby wykonać jeden ruch, czasami wielogodzinne czekanie kończy się kilkuminutową wymianą ognia. Jednakże jeżeli wszystko zostanie dobrze przygotowane i przeprowadzone, to te kilka godzin, w późniejszym, krótkim starciu mogą okazać się zbawienne. A gdy odchodziła adrenalina, przychodził czas na rozliczenia.

Pamiętał jak wiele godzin musiał poświęcić, aby wyrobić w sobie nawyki cierpliwości. Był cholerykiem, uwielbiał działać. Czasami wpadał przez to w kłopoty, gdy za bardzo zajął się gonieniem wroga. Doświadczenie i lata wojny, pozwoliło mu zakładać dobre i przemyślane pułapki. Jednak gdy uderzała adrenalina ... szedł na całego. To się nie zmieniło i w tej, krótkiej walce widział znów starego siebie. Tylko tym razem działał z innych pobudek. Gdy niewolnicy byli powoli ładowani na statek podeszła do niego Aspazja. Chwilę patrzył na nią, za nim odezwał się. Przez chwilę, chciał żeby jego głos brzmiał spokojnie i rozsądnie, ale gdy tylko odezwał się, wiedział, że tak nie będzie. Mówił z pasją i zaangażowaniem, a w jego głosie dało się wyczuć całą gamę emocji, od zdenerwowania poprzez skupienie się na swoim celu, aż do ogromnej sile woli, która musiała kierować krokami Akolity.

-Beliah nie jest człowiekiem - słowa te zostały wypowiedziane stanowczo. Nie były zwykłym stwierdzeniem opinii. Były faktem. Ton głosu sugerował ponadto, że Albert nie zamierza w tej materii dyskutować. Brzmiało to tak, jakby stwierdził, że trawa jest zielona. Nikt przy zdrowych zmysłach temu nie zaprzeczy.

-Nie mówię teraz o tym, co on zrobił, nie mówię o jego charakterze. Nazwałaś go skurwysynem, nie wiesz jaką rację miałaś wypowiadając te słowa - Wilde mówił z iście kaznodziejską pasją, jednocześnie twardo jak dowódca, przemawiający przed swoimi oddziałami. Niezaprzeczalnie był Hawkwoodem, człowiekiem który wychował się na wierze w siebie. -Beliah postawił siebie poza wszelkimi zasadami. Społecznymi, moralnymi i religijnymi. Przez to uważa, że stał się kimś lepszym. W jego mniemaniu uwolnił się od okowów, które pętają resztę ludzi. Tym samym stał się kimś lepszym, nie wiem jak to nazwać, może uważa się za istotę boską? Nie chciałbym nigdy jednak zagłębiać się tak bardzo w jego psychikę ... to istna otchłań, a kiedy ktoś zbyt długo w nią spogląda, to ona spogląda w niego - Albert przerwał na chwilę rozglądając się po okolicy. Patrząc na twarze zgromadzonych przy nim ludzi. Po chwili wskazał ręką na niewolników

-Pewnie pytacie, dlaczego to zrobił? Odpowiedź w jego mniemaniu jest prosta. Bo mógł. Dla niego nie są to istoty ludzkie, nie myśli o tym więcej, niż my o połamanym krześle. Poza tym czerpie siły, ze strachu, który wzbudza. Jego ludzie, nie idą z nim dlatego, że jest dobrym przywódcą, ale dlatego, że się go boją. - ponownie przestał mówić, chcąc aby jego słuchacze dobrze zapamiętali wszystkie przedstawione tu informacje. Pragnął, aby mogli je przyswoić i zbudować w swoich głowach obraz Beliaha. By wiedzieli, z kim mają do czynienia.

-Pozostaje jeszcze kwestia diabła ... - zamilkł na chwilę, aby jego słowa mogły zrobić odpowiednie wrażenie, czymkolwiek miałoby ono nie być. To musiało zdobyć zainteresowanie i dobrze, bo to co zamierzał teraz powiedzieć było jedną z najważniejszych rzeczy jakie musieli usłyszeć -Na starym wraku z insygniami Messari, w jego twarz wbiło się kiedyś małe żyjątko. Nie chciał go usunąć, właściwie opierał się każdej próbie i takiej propozycji. Z czasem żyjątko to zaczęło się rozrastać na jego twarzy. Wypuściło liczne macki, które mogą przypominać brodę. Nie wiem co to jest, nawet nie śmiem zgadnąć, ale musicie wiedzieć, że daje mu to pewną przewagę. Chociażby niesamowitą wytrzymałość, Beliah potrafi przetrwać razy, które powaliłyby Voroxa - ponownie skończył mówić, wyraz jego twarzy zmienił się. Teraz przybrał bardziej wojowniczy wygląd.

-Jeżeli chodzi o taktykę. Musicie wiedzieć dwie rzeczy - tym razem brzmiał jakby prowadził wykład. Stanowczość starego weterana i oficera -Po pierwsze jest świetnym szermierzem, ale kiepskim strzelcem. Po drugie stała grawitacja jest dla niego nieprzyjemna. Nie lubi opuszczać okrętów. Co do tego, co będzie chciał zrobić, czy wycofa się jeżeli go zaatakujemy i zdobędziemy przewagę? Jest to możliwe, nie obchodzą go pieniądze, na pewno będzie chciał jednak udowodnić, że jest nadczłowiekiem. Dlatego najlepiej, jeżeli zakończymy to dzisiaj ... najlepiej dla nas wszystkich ... i dla całych Znanych Światów - skończył mówić, czekając na ewentualne pytania. Po tym dopiero odwrócił się do Evrosa i poprosił go o jakiś mocniejszy karabin z jego dużego arsenału. Wolał być uzbrojony w coś, co miało kop i w razie czego mogło obalić Beliaha. Chciał być do tego przygotowany ...

Gdy ruszyli ponownie w czeluście bazy popatrzył na Aspazję -Obiecałaś go zabić - powiedział spokojnie -Nie rzucaj takich obietnic w próżnię. Nie łatwo pozbawić jest życia człowieka, nie ważne kim by nie był. Jego śmierć, może później ciążyć na tobie ... niekiedy jest to nieopłacalne ... zwłaszcza dla kogoś takiego jak Beliah -

Później czekał, przyczajony gotowy do strzału. Szlachcianka pierwsza rozpoczęła kanonadę. Akolita wycelował swój karabin, gotów do strzału w Beliaha, lub któregoś z jego towarzyszy. Jednocześnie krzyknął, nadając swojemu głosowi twardości stali.

-Beliah! Przyszedłem po ciebie! Czas żebyś zapłacił za wszystko, czas na pomstę Pana! - rzucił krótkie spojrzenie reszcie stojących przy nim, za nim do nich krzyknął -To nie wasza walka! Uciekajcie! - potem skupił się na Beliahu, jego palec znalazł się na spuście. Czekał na reakcję pirata, chociaż wiedział, że będzie musiał strzelić. Wyciszył się ... ta walka skończy się śmiercią ... oby tylko niesprawiedliwych ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline