Cholerny deszcz...
W taką pogodę Revalion był szczęśliwy, że udało mu się chociaż potwierdzić możliwość zostawienia dziecka w sierocińcu. Choć nie do końca rozumiał sensowność wyjaśniania mu, że przybytek jest drogi w utrzymaniu, skoro i tak przyjmują każdego. Czyżby półelf wyglądał jakby miał przy sobie za dużo pieniędzy, czy jak?
Uradowała go też wieść, że może za darmo "skorzystać" z poświęconej ziemi, dzięki czemu czym prędzej wyleczył swoje rany, których nie zdołał wykurować poprzedniego dnia.
Następnie, nie zakładając już i tak przemoczonego kapelusza, wyszedł ze świątyni i zaczął szukać Jadeiry, by zdać jej "raport".
- Nie udało mi się znaleźć jakichkolwiek krewnych dla małej. - powiedział kilkanaście litrów deszczu później, kiedy wreszcie znalazł półelfkę. - Jednak okoliczna świątynia Ilmatera przyjmuje takie dzieci do swoich przytułków. Kapłan wydawał się raczej w porządku, myślę że byłaby tam bezpieczna. Wspomniał jednak, że sierociniec jest drogi w utrzymaniu i datki były by mile widziane. Wyłącznie ze względu na dziewczynę, rozumiesz. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę do karczmy dołączyć do naszych...
I poszedł. Głównie po to, by się napić z... kimkolwiek, kto chciałby się z nim napić. Zapewne z Dru, bo zdążył widzieć ją już w akcji. Może też z Zaisherem...
Jednak...
- Przejścia nie ma! - burknął mu strażnik, brutalnie niszcząc jego plany.
- No, ale... jak to? Do gospody nie wpuszczacie? Jakim to prawem?! - oburzył się Revalion.
- A no takim, że prowadzimy tu dochodzenie i nie ma przejścia!. - "objaśnił" mu przyziemnie żołdak.
Półelf pokłócił się jeszcze chwilę, lecz widział że nic tu nie wskóra. Pozostawało mu jedynie wrócić do Jadeiry...
- A jednak nie dołączyłem do naszych. - stwierdził, gdy półelfka obrzuciła go pytającym spojrzeniem. - Wygląda na to, że całą karczmę straż miejska przejęła na jakieś dochodzenie. Ze wszystkimi zebranymi w środku włącznie. Hmm... co właściwie robisz? Może pomogę jakoś? - "skoro i tak nie mogę się napić", dodał w myślach. |