Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2011, 19:50   #53
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Fingst popatrzył za znikającym Niklasem wśród ciężkich starć na dziedzińcu i ogrodzie katedry. Borys osłaniał go, jak dobrą inwestycję. Brama mogła stawić opór, utrata bądź uszkodzenie transportu powodowałaby nieprzewidywalne konsekwencje. WiFi zaś był w swoim żywiole. Z lekkim rozbawieniem zorientował się, że myśli teraz coraz bardziej na sposób Vaudeau. Zyski i straty, optymalne rozwiązania, taktyka to jednak zadanie dla tosterów. No cóż, wojna zawsze pomagała mu się skupić. Turbiny impellera zasilające pojazd wreszcie rozbujały się do obrotów pozwalających przenieść siłę na napęd. Niklas znikał w stróżówce, Bauer patrzyła na niego z przedziału ładowni pytając wzrokiem „na co kurwa jeszcze czekasz kretynie”. Sprawdził odczyty, paliwo, temperaturę i obroty po czym pchnął przepustnicę do przodu. Wóz skoczył z miejsca drąc odlewanymi z plastogumy oponami kamienny dziedziniec. Kątem oka zobaczył na małym monitorku obraz z sektora NWN fibrokamer montowanych na dachu wozu. Po podniesieniu osłon na szyby, był to jedyny sposób obserwowania z kabiny sytuacji na przedpolu.
Cruenta szybka jak błyskawica biegła w stronę Niklasa, masakra jaką czyniła wokół siebie była bardzo efektywna, mimo tego że korzystałą wyłącznie z improwizowanej broni i własnych pięści. WiFi dostrzegł jak głowa kleryka, zerwana jednym ruchem z karku frunie w górę ciągnąc za sobą warkocz krwi. Borys przeładował i puścił w jej kierunku długą serię, ale cruenta lawirując w gruzach zalegających dziedziniec jak fryga, uciekła i zniknęła pomiędzy rumowiskiem. Niklas otworzył bramę i wskoczył do wozu, Borys klnąc na czym świat stoi i zarzekając się, że pociął ją przecież na kawałki patrzył ciągle przez klapę w kierunku w którym zniknęła. WiFi zaś ujął silniej stery i zapiął pasy dociskowe. Brama uchylała się, drugie ze skrzydeł nie zdążą się otworzyć. Szybki rzut oka na tylni monitor spowodował, że krzyknął tylko by się trzymali. Kapłani, którzy wyszli z katedry, mieli zdaje się dość zabawy i zaczęli rozpieprzać wszystko wokół. Transporter uderzył ciężko w bramę, kontrolki zawyły ostrzegającym, pulsującym tonem, który utonął w zgrzytliwym i przeraźliwym wizgu giętych blach i dartych żelaznych okuć. Przebili się bez większych uszkodzeń, Fingst opanował pojazd i skręcił gwałtownie mijając żołnierza Feldheeru w mechanicznym egzoszkielecie. Na szczęście zanim zdążył się obrócić i wycelować z ręcznego wielkokalibrowego działka, zniknęli za rogiem.

- Potwierdzam. Ekstrakcja zakończona sukcesem. Vixen na pokładzie, infokość odzyskana. – powiedział spokojnym głosem, kiedy odezwała się Vaudeau. – Prześlij koordynaty punktu spotkania.
Zerknął na wyświetlacz pozycjonera, a gdy po chwili zapalił się na nim czerwony punkcik powiedział jeszcze:
- Czas dojazdu dwadzieścia minut. – wykręcił sterami mocno w bok kontrując odbijaczem z lewej strony. Jakiś skurwysyn, strzelający do nich został przemielony pod kołami wozu na szkarłatną miazgę. Czarne Ulice broniły się na swój sposób. Ochrona zysków przede wszystkim. Nekrosyf rodem z koszmarów sennych wyłazi zewsząd? Świetnie, ale przecież nie zamkniemy sklepów, to jeszcze nie koniec świata… Składy gildii i większe bloki ze sklepami po ochroną wojska i prywatnych sił zamieniły się w twierdze, oblegane z rzadka przez cruenti, częściej przez durnych rabusiów. Perspektywa szabru i szybkiego wzbogacenia się wygrywała z rozsądkiem. Ciężka broń wojska i najemników korporacyjnych szatkowała właśnie grupę kilku połączonych gangów. Naćpani po dziurki w nosie tanimi zamiennikami Wiru, byli odporni na strach i ból. Fingst jadąc już wolniej, by nie uszkodzić pojazdu w labiryncie gruzów i lejów po bombach i wybuchających cruenti, zobaczył wśród nich kilkunastoletniego chłopaka. Był pokryty holotatuażami od czubka głowy po stopy. Czarnoczerwone płynne obrazy tańczyły po jego ciele, układając się w ryczące ogniem smoki, lub dymiące spalinami staroświeckie silniki wysokoprężne montowane na monstertruckach. WiFi w zwolnionym tempie zobaczył jak seria igieł z pulsara odrywa chłopakowi rękę w łokciu, w której trzymał plujący ogniem karabin, zachlapując wszystko w koło posoką. Dzieciak stanął jakby zdziwiony i cofnął się kilka kroków by podnieść broń drugą ręką. Zupełnie jakby zabawka przypadkiem wypadła mu z dłoni, po czym z wrzaskiem ruszył za swoimi kompanami szturmującymi ufortyfikowany market farmaceutyczny MedTechu.

Zorientował się szybko, że Cruenti zaś działali planowo, to nie była tępa masa. Byli dowodzeni, jakkolwiek by to nie nazwać. Łączność, świadomość, czy też zbiorcze, wspólne ego roju zapewniane przez nekrotkankę. Armia niedoskonała, wymagająca przetestowania, sprawdzenia w warunkach bojowych, ale z potencjałem przerastającym wszystko inne. Cruenta rozdzierająca mnichów na strzępy to pewnie nie końcowy produkt rozwoju. Mając takie możliwości w zasięgu ręki grzechem byłoby nie wypuścić tego na powierzchnię i przypatrzeć się jak działa, ewoluuje i udoskonala się. Cały przekrój menażerii, od małych larw, żerujących na trupach, przez koszmarne hybrydy dzieci, o których mówił wcześniej Borys, do „panów roju” jak już zdążono ochrzcić pozlepiane z kilku ludzi stwory. Kurwa, a oni siedzieli w tym po pachy.
Nagle obraz zachwiał się i zaczął rozmywać. Boże, tylko nie teraz... Widział jak nagie, koszmarne dziecko z wilczymi pazurami odwraca się znad trupa ze zmasakrowaną twarzą i patrzy na niego. Zamrugał oczami, zacisnął do bólu dłonie na manetkach. Małe dziecko-cruentum miało twarz dziesięcioletniej dziewczynki, mały zadarty nosek, piegowatą twarz aniołka. I te oczy, szare, wpatrujące się w niego, wodzące za nim pustym wzrokiem. Twarz którą widywał już setki razy. Wyjął z kieszeni drżącymi rękami fiolkę i połknął tabletkę Rutgera. Nakładające się na siebie obrazy zaczynały blaknąć. Vixen kołysząca się do rytmu drogowych wybojów wpatrywała się w niego wzrokiem o nieodgadnionym wyrazie.

Dojechali. WiFi wmanewrował pojazd we wskazane przez Vixen miejsce, kryjąc go przed niepożądanym wzrokiem. Nie mogli tu zostać długo, ich przejazd nie pozostanie niezauważony, nawet w tym chaosie. Zaparkował wciskając się do nieczynnej windy towarowej w wohnblocku obok kryjówki lalkarki, tak by był gotowy do szybkiego odpalenia. Pojazd spisał się całkiem dorze podczas ucieczki, prymitywne opancerzenie nie mogło powstrzymywać poduranowej amunicji, czy bezpośredniego trafienia z czegoś cięższego, ale zwykłe pociski nie rozbiły już na płytach żadnego wrażenia, podobnie plastikowe igły pulsarów, używane na cele nieopancerzone. WiFi znalazł w ładowni skrzynie z dobrym żarciem i wodą. W sam raz na wycieczkę poza kopułę, kiedy znajdą do nich odpowiednie opakowania chroniące. Inna kwestia jak wydostaną się tym gratem z Elysium…
Wszedł do środka i spojrzą na Łezkę. Cała i zdrowa, jak zwykle ruchliwa i niecierpliwa. Podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Krótki, niekontrolowany wybuch emocji. WiFi zaś poklepał ją po plecach i zaraz postawił na ziemi.
- Wszystko w porządku, mała?
- Było grubo WiFi, ale siostry Vaudeau i ona sama to ostre panienki. –
uśmiechnęła się krzywo i puściła oczko do androidki. Fingst zmarszczył brew i skinął w końcu głową – Mówię ci, z tamtej nory nie został nawet ślad, wszystko poszło w drzazgi. Dobra robota w katedrze, na prawdę dobra.
Niecierpliwie patrzyła na niego, aż Marie zabrała się za odczytywanie infokości. WiFi słuchał kolejnej porcji informacji wypełniających i uzupełniających dotychczasowe luki. Dopilnował by jedna z kopii wpadła mu w łapy i zgrał wszystko na swojego palmtopa. Starał się przetrawić to co usłyszał na swoją własną sytuację. Federacja zrobiła sobie z jego głowy matrycę do przechowywania jakiś danych. Cząstki informacji zakodowanych w jego mózgu wtłoczone mu tam w projekcie Aurum powodowały z jednej strony niejakie uodpornienie się na zabójczą moc MNA zamontowanego pod kopułą. W końcu przecież przeżył drganie powietrza kiedy inni wyrzygiwali sobie wnętrzności. Z drugiej strony powodowały też… przestoje, koszmary. No to, że odpierdalało mu do kwadratu. To były te wycieki, o których gadał Mariusz? Ale przecież według tego co wygrzebał Rutger nie był klasyfikowany jako dewiant, więc może to co innego? Może upchnięcie czegoś w jego mózgu tylko przyspieszyło naturalne procesy? Może od początku miał w genach zdolność do tego co zrobili z oddziałem podczas pacyfikowania nomadów… Może Aurum to tylko fajne wytłumaczenie i sposób by tego nie pamiętać? Ja pierdolę… Ciągle dużo tych "może". Aurum. Ostateczny sposób na kontrolowanie społeczeństwa. Implementacja pamięci, kasowanie, zmienianie czego dusza zapragnie. Kolektywna podświadomość kreująca rzeczywistość. Wspomniał nagrania z kamer poza kopułą które pokazała mu Łezka od 1337-dziadków. Czyżby coś sobie wtedy stworzyli? Mea maxima Tulpa?

Patrzył na operację Borysa z daleka, chodził po kryjówce spokojnym krokiem. Vixen czasami patrzyła na niego, ale WiFi nie zważał na to. Wyjazd z miasta odsunął się w jego planach. Cokolwiek było w kapsule, musieli to wydobyć. Kolejny kawałek w układance. Podświadome byty, promieniowanie duszy, duch w skorupie… Może nekrotkanka zarządzana przez kolektywną podświadomość cruenti to dalsza ewolucja rodzaju ludzkiego? Za tysiąc lat po ziemi będą chodzić ulepszone wersje Alecto? Nie można im odmówić przystosowania i efektywności.
Obserwował Vixen. Odnosiła się do Bauer z wyższością i ironią, a myślał że są na lepszej stopie. Może to tylko wrażenie. Nie ufał jej. Było w niej coś takiego, ze miał pewność, iż w minutę po tym jak nie będą jej potrzebni sprzeda ich Fedom, Tędlarzowi lub temu kto da więcej. Na razie jednak potrzebowali się wzajemnie.
- Zejdę z tobą do kapsuły. – podjął szybką, wojskową decyzję. – Każ droidkom załatwić sprzęt do podróży poza Kopułą. Medy, ochraniacze, skafandry, eradykaty promieniowania. Niech przygotują pojazd do drogi przez pustkowia. To moja cena, myślę ze niezbyt wygórowana.
Poszedł z Marie na zakupy. Co jak co ale prędzej go chuj strzeli niż zostawi wybieranie broni cywilowi. Dla siebie wybrał szturmówkę SigSauera z amunicją ze zubożonym uranem. Doskonała siła przebicia, a układ pozycjonowania oparty na serwomotorach i patentowany przez korporację SS gwarantował że odrzut nie wybije strzelcowi ramienia ze stawu. Tłumik poddźwiękowy wyciszał karabin do pewnego poziomu. Głośniejsze były uderzenia pocisków w cel. Zabawka o której szara piechota Feldheer widywała tylko na obrazkach. Podczepiany granatnik podlufowy z pociskami termicznymi i burzącymi dopełnił zestawu bojowego. Marie zostawiła w sklepie majątek, ale każdy z kompanów dostał sprzęt najwyższej jakości.
Wrócili po godzinie, WiFi przeglądnął i załadował sprzęt. Czekał na Lidię, kimkolwiek była. Przesłał jeszcze potrójnie szyfrowanym kanałem wszystko z infokości Rutgerowi.
- Głowy ruszać ci nie dam, ale sprawdź co dasz radę zrobić z kolanem.
Vixen spojrzała na niego znowu nieprzeniknionym wzrokiem.
- Uważasz, że to jest twoim największym problemem?
- Nie. Ale będzie utrudniać mi pomoc twoim dzieciaczkom w odzyskaniu dysku.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, nie mam sprzętu aby…
- Ja nie mówię abyś mi naprawiła staw, czy wszczepiała w rdzeń te wężowe cuda, dzięki którym chodzisz. Po prostu zblokuj ból.

Skinęła w końcu głową i razem z androidką zabrały się do roboty. Kapsułka z monokainą i dozownikiem organicznym wszczepiona w udo załatwiła ból na poziomie komórkowym w lewej nodze. Prosty, tymczasowy sposób, dzięki któremu ograniczy betablockery od Rutgera na które zaczynał się już uodparniać.
 
Harard jest offline