Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2011, 00:53   #80
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Bc19_RnE7w4[/MEDIA]
Lokal Jerome’a dodatkowo odprężał. Już spotkanie z Claire poprawiło humor Alvaro i pozwoliło choć trochę odźegnać to uczucie samotności w tym wszystkim. W poszukiwaniu wyjaśnień, w ogarnięciu tego szaleństwa. Teraz miał kogoś z kim mógł porozmawiać, kogoś kto nie był aż tak chłodny w okazywaniu swoich uczuć jak Cohen. Kogoś kto mimo powagi i bezadziei całej sytuacji potrafił sobie zażartować.
Gwar. Ludzkie głosy wypełniające domenę Jerome’a były niczym pieśń spokoju. Odgłosy nie przeszkadzały, kolejne tego dnia piwo nie tłumiło myśli, wręcz przeciwnie, pozwalało się skupić. Było pewne, że odpowiedzi na dręczące Rafaela pytania nie przyjdą tak same z siebie. Potrzebował na to czasu, większej ilości puzzli do tej układanki. Miał jednak takie dziwne przeczucie, coś co powodowało jego dreszcz na plecach, że to co najgorsze jeszcze przed nim, przed nimi, wszak nie był już sam.
Rzeczy działy się szybciej niż był on sobie w stanie to wyobrazić.

Przed wyjściem z lokalu Alvaro dostał od Jeromea to co chciał.
Krew i pieniądze.
Życiodajny płyn krążył miło w jego żyłach powodując o wiele większą błogość niż wypity tego dnia alkohol.
Szedł jasnymi ulicami Nowego Jorku kierując się do miejsca, który stał się jego tymczasowym domem. Uśmiechał się do swoich myśli, które nadal krążyły wokół Claire. Jak były anioły to i pewnie były kupidyny, tylko skoro aniły to same sku…. Sukinkoty to pewnie mały strzelec ze skrzydłami miotał zatrutymi strzałami…
Rafael czuł się swobodnie w towarzystwie Goodman, mógł na te wszystkie anielsko-demonio-wampirze sprawy spojrzeć z dystansu. Na tyle na ile było to możliwe.
Pomimo przespania zaledwie kilkudziesięciu minut tego dnia nie odczuwał zmęczenia fizycznego, tak to była chyba jedyna forma błogosławieństwa wampiryzmu. Miał za sobą ciężki i męczący dzień, pełen wrażeń, wymagający sprawności fizycznej i umysłowej a czuł się jakny dopiero co zwlekł się z łóżka po przespanej pełnej nocy.



Żwawym krokiem pokonywał kolejne przecznice. Miał kawałek do domu od lokalu Jeromea ale postanowił, że się przejdzie, przewietrzy głowę od wszelkich pytań i dziwnych myśli. Mróz szczypał ale dopiero co wypita krew ogrzewała jeszcze ciało młodego wampira. Było kilkanaście minut po piatej nad ranem kiedy dostał smsa od Claire. Zdziwiło go, że obudziła się tak wczesnie. Może ocknęła się tylko na chwilę i żądała odpowiedzi.
Jeszcze raz popatrzył na świecący się wyswietlacz telefonu czytając po raz który
Nie mam ubrania. My chyba nie… ?
Wyobrażał sobie jej minę i pozwolił sobie na mały żart. Cien dobrego humoru jeszcze nie zniknął.
Wielokrotnie Claire… wielokrotnie”. Napisał i wcisnął „wysłać”. Zastanawiał się czy chociaż ona miała ochotę na seks, czy jednak on facet w średnim wieku, wampir w dodatku – to wszystko brzmiało jak w jakieś książce dla nastolatków; jej nie odstrasza, bądź czy jest dla niej tylko kolejnym „kumplem” do sprawy.
Wszystko się działo za szybko. Co z tego. Rafael i tak nie mógł pozbyć się jej wizerunku z myśli, nie mógł przerwać dźwięku jej głosu z uszu i wytrzeć zapachu jej ciała z nozdrzy.
Bóg jest miłością
Śmiechu warte.
Nie wiedział co dalej, co ma z tym począć. Postanowił, że poczeka i zobaczy co będzie. Nie zamierzał jednak łatwo rezygnować. Przynajmniej teraz tak mu się wydawało.
Wystukał zmrożonymi palcyma kolejną wiadomosć
Żartowałem… smacznego śniadania” – nie pozwolił jej zamartwiać się za długo. Zanim schował telefon do kieszeni kurtki wysłał jej jeszcze jedną wiadomość. Lubił jak wszystko jest jasne
Nie oznacza to jednak, że nie chciałem… funkcjonariuszko Goodman. Nie uczyniłbym tego jednak bez Twojego przyzwolenia. Miłego dnia... Dzisiaj jest zimniej niż wczoraj
Ponownie uśmiechnał się do myśli i przyspieszył kroku. Był blisko domu.

***

Po ciepłej kapieli, która zmył z Rafaela trudy minionego dnia postanowił, że polezy jeszcze w ciszy. Przymknał oczy i nasłuchiwał, tak jak robił to co wieczór. Nie otwierajac oczu sięgnął po komórkę, która zawiborwała na stole.
Nie była to Claire.
Cohen
Wiadomość była długa.
Jak na niego.
W kilku żołnierskich słowach sprowadził go z obłoków na ziemie, w obręb klatki. Kolejne ciała i podejrzana….Jessica Kingston.
Szlag by to wszystko trafił. Czuł, że mur którym starał się odgrodzić od pokładów jego emocji na nowO kruszeje, że wypływają z niego wszelkie smutki i zmartwienia. Miał czuć się silniejszy, może fizycznie był, ale psychicznie czuł się coraz słabszy, z każda nową wiadomością…
Kiedy Alvaro spędzał czas pozwalający mu wierzyć jak to jest Żyć po normalnemu, bez tej całej mrocznej i pokręconej wiedzy, nie wiedzac że to co cię otacza to nic innego jak kraty wiezienia, tam w magazynie większego sklepu spożywczego rozegrała się kolejna tragedia. Dziesięc ciał. Przesłanie do całej piątki, o dziwo łącznie z Alvaro. Czy błąd w imieniu i nazwisku wampira wyryty w ciele jakiegoś biedaka był celowy czy BYŁA TO zwykła niedokładnośc. Nie, nie może być ci co zabijali z zimną krwią nie byli niedokładni, popełaniali błedy ale wszystko co robili, robili według planu.
Cohen zabronił Silentowi zblizać się do miejsca zbrodni. Zrobił tak pewnie po to by nie narażać „zmarłego” funkcjonariusza na wykrycie. Rafaelowi to jednal nie pomagało. Teraz musiał czekać na dalszą informację od Patricka albo innego członka ekipy i szlifować swoją cierpliwość. Cieszył się, że znalazała się Jess, że udało jej się wrócić z tamtej strony lustra. Co prawda martwił się jej stanem zdrowia ale najważniejsze, że udało jej się wrócić.
Usiadł i tępo patrzył się w komórkę jakby chcąc ją zaczarować by ta natychmiast odpowiedziała głosem Cohena tlumacząc dokładnie wszystko.
Tak się jednak nie stało. Musiał czekać, bo przychylił się do absolutnego zakazu zjawiania się choćby w pobliżu miejsca zbrodni jaki nałożył na niego Patrick.
Dobry humor prysł jak bańka mydlana.
Musiał czekać na rozwój wypadków i odliczać czas do kolejnego spotkania z tajemniczym wielbicielem
Bóg jest miłością
Dobre sobie….
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 03-03-2011 o 22:36.
Sam_u_raju jest offline