Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2011, 11:46   #525
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej i w każdej beczce miodu można było znaleźć łyżkę dziegciu.
W tym przypadku ową plamą na jasnym słońcu był upierdliwy człowieczek, który za wszelką cenę usiłował przekonać cały świat, że wszystkiemu złu są winne krasnoludy. No, może nie cały świat, bo ten był chwilowo zbyt daleko, ale najbliższe otoczenie. To, że w tym otoczeniu były krasnoludy - nic go nie obchodziło.
Drunin wysłuchiwał tego cierpliwie. Przez pewien czas. W końcu poprawił topór i ruszył w stronę przynudzacza.

- Te! - Trącił go w ramię. - Maruda! Jesteś mężczyzną?

Zagadnięty przełknął ślinę, rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ewentualnych sojuszników, ale - jak się okazało - co innego potakiwać, gdy ktoś narzeka, a co innego wesprzeć narzekającego w obliczu niezbyt zadowolonego krasnoluda zbrojnego w wielki i, na oko ostry, topór.

- Ale... ja nie mam broni... - wydukał maruda, wbrew oczywistej prawdzie, jako że za jego pasem tkwił całkiem pokaźny nóż, rozmiarami dorównujący rzeźnickim.

- E tam... - Drunin klepnął swego rozmówcę w ramię. Po przyjacielsku, dzięki czemu tamten zgiął się lekko. - Kto mówi o broni... - Z trzaskiem postawił na stole solidnych rozmiarów gąsiorek. - Kto przegra, płaci za wszystko, co wypijemy.

Obok gąsiorka, jak wyczarowane spod ziemi, pojawiły się dwa kubki. Dostarczone przez Korina.

- To co, człowieku? Jesteś mężczyzną? - spytał Drunin, rozlewając trunek do kubków. Dokoła rozległ się zapach okowity.


Żeby przepić krasnoluda trzeba zwykle trzech, czterech ludzi, pijących na zmianę. Tak było i tym razem, mimo usilnych wysiłków jednego z uczestników. W połowie czwartego kubka Maruda zwalił się pod stół, wylewając na siebie resztkę zawartości. Usiłował jeszcze wstać, ale runął na ziemię, wywołując salwę śmiechu wśród widowni.
Drunin, który wcześniej wypił swoją porcję, podszedł do jednego z kupców, który sprawował funkcję neutralnego sędziego i trzymał sakiewki obu zawodników.


- To było z góry wiadome - powiedziała Liliel, wraz z Derrickiem obserwująca, jak Drunin rozlicza się z sędzią i kolejną porcją trunku, wychyloną wraz z kupcem, kończy rozmowę. A potem pomaga dotrzeć swemu 'przeciwnikowi' do jego posłania.
Było rzeczą jasną, że taka popijawa nie załatwi nic, nie przyczyni się do zmiany poglądów czy nastawienia do nieludzi w ogóle, a krasnoludów w szczególności. Ale na jakiś czasa zapewniała spokój.
- Oczywiście - uśmiechnął się Derrick - ale Drunin w dość ciekawy sposób połączył przyjemne z pożytecznym. Teraz nasza maruda przez parę godzin nie otworzy ust. Jutro będzie zbyt skacowany, by w ogóle myśleć o czymkolwiek, poza swoją głową, a w razie konieczności wystarczy, że zobaczy Drunina z gąsiorkiem w ręku.
- Jestem pewna, że rano Drunin powędruje do niego z tym gąsiorkiem
- Liliel uśmiechnęła się złośliwie - jako lekarstwem na kaca. I w ramach zacieśniania przyjaźni ludzko-nieludzkiej.

Drunin nadszedł, idąc niemal prosto, trzymając w ręku gąsiorek, na dnie którego bulgotała resztka cieczy.
- Widzieliście, jak wygrałem? - spytał, dumnie unosząc brodę.
- Widzieliśmy, widzieliśmy... - Liliel skinęła głową. - A teraz idź już spać, żebym rano się nie przemęczyła, wyciągając cię z łóżka.
- Kłopoty? Ze mną?
- zdziwił się Drunin. - My, krasnoludy...
Nie zdołał dokończyć peanu na cześć swojej rasy, bowiem Korin chwycił go za ramię i pociągnął w stronę miejsca zajmowanego przez ich malutką drużynę.

- Noc jest zbyt młoda, żeby już iść spać - powiedział Derrick, spoglądając w rozgwieżdżone niebo.
- Masz jakieś ciekawe plany? - spytała Liliel.
- Coś może byśmy wymyślili, razem... - zaproponował Derrick.


Po nocy, prawdę mówiąc w niewielkim stopniu poświęconej na sen czy podziwianie usianego gwiazdami nieboskłonu, byli może troszkę niewyspani. Ale żadne z nich nie narzekało, chociaż czekały ich kolejne mile drogi.
- Ruszamy? - spytał Derrick, widząc, że pierwsi jeźdźcy zbierają się do drogi.
- Za chwilę - odparł Drunin. Nie było po nim widać wczorajszej pijatyki, tylko w oddechu czuć było nieco resztki wypitego trunku. - Niech przetrą drogę. I, w razie czego, jako pierwsi natkną się na bandytów - dodał ciszej. - A wtedy ruszymy im na odsiecz.
Przepuścili zatem kilku jeźdźców, a gdy w drogę ruszyła nieco większa grupka podążyli za nimi.
 
Kerm jest offline