Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2011, 11:59   #60
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeklinając własną bezmyślność i niezamknięcie drzwi ‘Baatus’ spojrzał na nowo przybyłego. A raczej nowo przybyłą, bowiem w drzwiach stała, z otwartymi do krzyku ustami, postawna blondynka.
- Wabak kutu! - rzucił szybko Celryn i potencjalny krzyk zamienił się w przeraźliwy pisk, gdy wokół niewiasty zakłębił się tłum czarnych żuczków, siadających gdzie popadnie i włażących w oczy, uszy, usta i pod ubranie.
Pisk umilkł natychmiast, zaś kobieta zaczęła zdzierać z siebie suknię, chcąc jak najszybciej strącić z siebie oblegającą ją chmarę owadów. Walka była (o czym Celryn nie zamierzał jej informować) z góry skazana na przegranie, bo choć kobieta zrzucała z siebie szatki szybciej, niż tancerka z Ormpuru i wymachiwała rozpaczliwie trzymanymi elementami odzienia, żuczki nie ustępowały. Wprost przeciwnie - korzystając z coraz łatwiejszego dostępu do ciepłego ciała oblepiały ją coraz szczelniejszą, czarną warstwą. Miejscami, tam, gdzie żuczków gromadziło się za dużo, odrywały się pod własnym ciężarem, zostawiając kawałek białego ciała, stający się miejscem lądowania kolejnych skrzydlatych ‘napastników’.
Czarno-białe widowisko skończyło się nagle, gdy kobieta, przytłoczona nadmiarem wrażeń, zemdlała.

Celryn wciągnął ją do pokoju i zamknął starannie drzwi. Kolejny gość - to już by była przesada. Aż dziw, że pisk niewiasty nikogo nie sprowadził mu na kark. Z drugiej strony... “Czerwone Jabłko” zapewne widziało i słyszało dużo ciekawsze rzeczy...

Po chwili żuczki zniknęły, a Celryn miał w torbie najwartościowsze rzeczy z dobytku Allacarda oraz dwoje golasów na podłodze.
Gdyby miał dobre serce, to zostawiłby ich tutaj. Jego - po to, by mógł się pocieszyć w ramionach ponętnej blondynki. Ją - by podczas upojnego seksu mogła zapomnieć o napadzie strasznych owadów. Ale cóż... Nie miał dobrego serca. Przynajmniej nie na tyle dobrego, by zostawić Allacarda całego i zdrowego.
Są tacy, którzy potępiają zemstę jako taką i, czasami, Celryn mógł się z takim podejściem do zagadnienia zgodzić. Tym razem jednak nie chodziło o jakąś tam zemstę, ale o coś, co zwało się dbałością o bezpieczeństwo. A jedna z zasad obowiązujących w tej dziedzinie głosiła, by nie zostawiać za sobą kogoś, kto dybał na twoje życie.
Bardzo mądra zasada i Celryn, w miarę możliwości, stosował się do niej.

Błysnął portal i po chwili Allacard, wraz z ubraniem i wschodnią szablą, znalazł się w samym sercu chultańskiej dżungli. Żywy co prawda, ale jego szanse na ocalenie były równe tym, jakie miała skwarka na rozpalonej patelni.
Stale pozostawał drugi problem... Co prawda Celryn mógł posłać blondynkę w ślad za Allacardem. Może przypadłaby do gustu jakiemuś kacykowi Tabaxi... albo któremuś z wielkich gadów, władców tamtejszej dżungli.

Miał chyba zbyt miękkie serce.
Czar niewidzialności sprawił, że kobieta zniknęła z oczu zwykłych śmiertelników. W chwilę później znalazła się w pustym pokoju, w towarzystwie paru monet z sakiewki Allacarda. Co zrobi jutro? To już była jej sprawa.
Celryn zamknął drzwi od zewnątrz, a potem ruszył do głównej sali.
 
Kerm jest offline