Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2011, 19:44   #36
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
- Wszystko to Panowie o kant parchatej dupy rozbić. – Tutaj Kh’aadz dla wzmocnienia swoich słów uderzył pięścią w stół. Dzban z miodem i półmisek z soczystymi i przyjemnie tłustymi żeberkami podskoczyły nieco.

- Jest w tym też po części i moja wina, bo jeden z nich za bardzo mi za skórę załaził, a potem jak się już zabrali do lania dziewki, to dołożyli do pieca ubliżając mi osobiście – krasnolud co nóż, wznosił w górę wskazujący palec, dla nadania wagi swemu wywodowi.

- To zareagowałem jak zareagowałem, pierwszemu przydzwoniłem dzbanem w łeb, a drugiego szturchnąłem lekko, co by go z nad karczmarza córuchny zwalić... No, ale wtedy sytuacja była jeszcze do opanowania, bo nikt nikomu śmierci nie zadał... Ale pochopna ręka ślepej sprawiedliwości była szybsza niż rozsądek... – dokończył pociągając kolejny łyk całkiem niezłego trójniaka.

- Módl się intensywnie. Albowiem jeśli odsuną cię ze służby dla króla będzie to znak że bogowie cie miłują. – elf ciągnął swój moralizatorski wywód

- I są cholernie naiwni... - Kh’aadz po raz wtóry wtrącił swoje trzy grosze i uhonorował wspomnianych przez elfa bogów gromkim beknięciem na przypieczętowanie zdania. Andaras zamilkł na sekundę czekając z dobrze zamaskowanym zniesmaczeniem na twarzy, aż umilknie pogłos wydobytego z krasnoludzkich trzewi hołdu, po czym kontynuował.

- Będzie to bowiem najwyższa łaska. Większa szansa że więzienie cie czeka za zabicie posła. Któremu jak wiadomo immunitet przysługuje na naszych ziemiach. A tłumaczenie że Zaris dziewkę zdzielił w niczym ci nie pomoże. Raz że ona uderzyła go pierwsza, a w dunlandzie to obraza honoru. Gdyby nie pokazał jej gdzie jej miejsce byłby pośmiewiskiem. Tu nie o żaden gwałt chodziło... Twoje osobiste z nią relacje jeszcze pogarszają sytuację. - powiedział animista.

- To znaczy, że ty ją Teges? - tutaj krasnolud z rozbawioną miną włożył parę razy palec prawej dłoni w zwiniętą ciasno lewą.

- No to piknie... Coś ty jej złote góry obiecywał i że zostaniesz z nią tutaj aż do końca, albo na szlak zabierzesz na białym rumaku? - zapytał krasnolud rechocząc przy tym z rozbawienia.

- Nie mam białego rumaka. Ani góry złota, ani nie obiecywałem, że zostanę do końca. – Przybity strażnik tłumaczył się mętnie, choć niepotrzebnie.

- Ot strażnik zabił z osobistych pobudek. To nie koniec, istnieje bardzo duża szansa, że w kajdany zakuty będziesz zmierzał niebawem do Dunlandczyków... Bowiem zażądają twojego wydania i to pewne jest jak to że tu siedzimy! – Andaras znowu zaczął trajkotać uniemożliwiając Kh’aadzowi kolejnego komentarza.

- Pytanie co zrobią twoi? Jeden człowiek to niewiele by widmo bezpośredniej wojny odsunąć. Jeśli bowiem cie nie wydadzą, obraza będzie już taka że każdy z ludu Thurga chwyci za broń. Zabicie ich wodza to jedno ale odmowa wydania zbrodniarza! Dodatkowo będącego w króleskie służbie! To jak przyznać się: Myśmy to zlecili. Wykonawca zostanie jedynie za to nagrodzony. Oj biada ci biada. Na dokładkę mądrych rad nie słuchasz. Jakie siły piekielne pchnęły cię do spalenia ciał dziedziców Thurga co? Rozum postradałeś? Naplułeś im kolejny raz w twarz. Kazałem ich odłożyć na bok i odesłać. A ty co? Spalić no to pokazałeś kto tu rządzi. Oddane zostanie ciało wodza. Synów już nie... Kolejny gwóźdź do twej trumny. - rzekł Andaras.

- Jeszcze chwila i będzie w niej więcej żelaza niż drewna... - mruknął Khaazad tym razem zręcznie wchodząc elfowi w słowo.

- I nie mówię ci tego by cie straszyć, jedynie przestrzegam. I miejmy nadzieję że służby królewskie same cię nie zetną o zdradę podejrzewając. Bowiem jedynie wrogom królestwa się przysłużyłeś. Więc mogą pomyśleć, że jesteś zdrajcą. Banicja cię czeka w najlepszym przypadku, oj banicja. - westchnął elf.

- Czas pokarze co los mi przyniesie śmierć, banicja czy cokolwiek innego, mój los jest w rękach króla. – Endymion znowu odpowiedział, pozostając mimo wszystko jakby nieobecnym.

Późno bo późno, ale chyba zaczyna główkować nad tym co zrobił, przemknęło Kh’aadzowi przez myśl. Jest jeszcze nadzieja, że będą z chłopaka ludzie… Krótko potem Endymion rzucając w powietrze jakąś niewyraźną wymówkę oddalił się na chwilę zostawiając krasnoluda i elfa samych przy stoliku, w karczmie robiło się coraz gwarniej, Kh’aadz powoli sączył słodkawy napój, krótkie zerknięcie w stronę Andarasa i jakieś dziwne przeczucie podpowiadały mu, że elf czegoś chce… Krasnolud nie zamierzał ułatwiać mu zadania.


- A co to za tuba z runami przyjacielu. Posłańcem jesteś? Gdzie i jakie wieści niesiesz jeśli mogę widzieć? Może pomóc będę mógł. - Andaras w końcu nie wytrzymał i zasypał krasnoluda pytaniami. Kh’aadz pociągnął kolejny łyk, chcąc przedłużyć elfowi oczekiwanie na odpowiedź, nie cieszyła go ta ciekawość ze strony przecież dopiero niedawno poznanego towarzysza, o którym tak naprawdę bardzo mało wiedział. No i jeszcze parał się czarnoksięstwem, tak więc margines zaufania bardzo malał… Khazad zwrócił spojrzenie swoich szarych oczu wprost na smagłą twarz elfa, odczekał jeszcze chwilę, niech się pomęczy, a co, po czym spokojnie odrzekł.

- A mówił Ci ktoś kiedyś elfie, że masz wścibski nos? Jak coś się wsadza zbyt głęboko w nie swoje sprawy, to łatwo to stracić... - w jego głosie nie było jednak najmniejszego śladu groźby.

- Ja Ciebie nie dopytuję co nosisz pod majtkami, odwdzięcz się tym samym. – zakończył ponownie podnosząc kubek z miodem do ust, kątem oka obserwując krótki grymas, który przemknął po twarzy Andarasa, ten z rodzaju mówiących „tak, mogłem się przecież tego spodziewać”.

-Tube widziałem pod twoją pachą, nie w spodniach. Ich zawartość mnie nie interesuje, tuby natomiast już bardziej.-zażartował elf nie dając za wygraną.

- Skoro tak Cię interesują tuby, to spraw sobie własną... A tak apropo - krasnolud postanowił brutalnie zmienić temat rozmowy.
- Jeszcze o tym nie gadaliśmy, to którędy planujesz swoją drogę z tej karczmy? Jeśli na północ i później na wschód, to będzie nam nawet po drodze, jeśli nie... Cóż, słowo rzekłem, dopuki przełęcze nie odtają, będę Ci umilał życie swoim niebanalnym towarzystwem. – ironia płynąca z ust krasnoluda była niemal tak materialna jak miód który popijał. Andaras zacisnął w irytacji wąskie usta i sapnął krótko przez nos. Ale niestety się nie poddawał.

- Nie bądź uparty jak...- tu spojrzał na Khaazada i chciał powiedzieć jak krasnolud, Kh’aadz doskonale to wyczuł i elf odczytał to w jego spojrzeniu

- Znaczy po prostu nie bądź uparty. Pomoc w doręczeniu tego cuda ci się pewno przyda. Na drogach sam wiesz jak jest. Niedawno prawie ducha wyzionąłeś. Co jest ważniejsze, misja twa, czy krasnoludzki upór? Gadaj, ze mną masz, nie z człekiem do czynienia. – naciskał dalej.

- Namolny bardziej niż swędzący wrzód na zadku - westchnął poirytowany nieco dociekliwością elfa krasnolud. Widząc, że ten nie przestanie go męczyć dopuki nie zaspokoi swojej chorobliwej ciekawości, Kh’aadz warknął krótko.

- Zawartość ma dotrzeć nienaruszona do Ereboru, nic więcej Ci wiedzieć nie trzeba. – ton krasnoluda wskazywał, że jakiekolwiek dalsze podpytywania są skazane na porażkę kalibru hobbita szarżującego na kucyku na stado olifantów. Andaras rozsądnie zrobił nie naciskając więcej na krasnoluda. Jakiś czas później powrócił Endymion, nadal nieco zgaszony, jakiś typ przy szynkwasie zaczął wysnuwać kolejną opowieść ze zbioru historii mchu i paproci, krasnolud jednak z niepokojem zerkał na elfiego towarzysza, który wydawać by się mogło nad wyraz skrupulatnie przysłuchiwał się tym bajaniom… W końcu obawy krasnoluda o niezmierzonych pokładach nadpobudliwości i chorego zapału do naprawy świata drzemiących w Andarasie i gotowych do wulkanicznej erupcji, zostały empirycznie potwierdzone…

- To może być bełkot głupiego chłopa. – elf zaczął ostrożnie, ale Kh’aadz wiedział, że to tylko dym w oczy… Wynik był przesądzony.

- Gdybym dostał miedziaka za każdą taką opowieść jaka codziennie przetacza się przez Zjednoczone Królestwo, sam zostałbym królem. Nie mamy jednak nic lepszego do roboty. Rosprostowałbym kości a to dobra okazja. Jak u was z tropieniem? - zapytał coraz bardziej nakręcający się Andaras.

- Nocne zwidy będziesz tropił? – Kh’aadz odburknął, niezbyt entuzjastycznie nastawiony do pomysłu elfa. – Stawienie oporu, choć najprawdopodobniej z góry skazanego na porażkę, było w tej sytuacji jego krasnoludzkim obowiązkiem.

- A masz coś lepszego do roboty? Trzeba rosprostować kości nim ruszymy w dalszą drogę.

- A mam... Zamiast rozprostowywać, wolę swoje gnaty dogrzać przy kominku, ot co! - krasnolud w wyrazie upartego sprzeciwu energicznie założył ręce na piersiach.

-Ojej to wielka szkoda bo ja z chęcią się temu przyjrzę. – elf z perfidnym niemal uśmiechem wpatrywał się w nadąsanego towarzysza, wiedząc co wymusi na krasnoludzie słowo, które mu dał, jeśli tylko postanowi wyruszyć na tą idiotyczną krucjatę. Krasnolud doskonale zdawał sobie z tego sprawę i z tego powodu jeszcze bardziej przeklinał w myślach elfa.

- Dobry człowieku rano czekaj na nas. Pójdziemy przyjrzeć się tym twoim nocnym zmorm. A teraz wybaczcie panowie idę wypocząć. – Teraz byli już zgubieni, słowa zainteresowania Andarasa były wodą na młyn dla opowieści o nocnych zwidach farmera…

- Panie – farmer Umbarth odezwał się żywo, pochodząc bliżej

- Wszyto dobrze, ale ja nie tropy tera widzałem, acz gobliny przeklęte! W basku księżyca widziałem. Na dużych wilkach. Dwa. Na skarpie na rzekę patrzały i patrzały. I zniknęły w ciemną noc. Schowany z bliska widziałem. Widziałem! - chyba sam nie mógł jeszcze uwierzyć w to co rzekomo zobaczył.

- Skóra w odcieniu mułu, kocie ślepia, a ucha sterczące... Jedno ucho poszarpane, abo nagryzione u jednego było. A kły jak u dzika z gęby wysterczały. Brrrrr... - wzdrygnął się. - Dwa rzuty kamieniem od mej chałupy! Myśle se w chałupie się zamkniem z moimi i może tylko owcę skradną. Niech dwie! Ale jak ich gromada za tamtymi przylezie? A jak one na czuja wypuszczone? Tum przyleciał czym prędzej. Jam biedny, to nie najmę, ale chyba nie odmówcie w potrzebie? Gadali żeście Strażnicy Królwscy. A wy panie elfie do rana czekać każecie? Pomóżta to sprawdzić, coby za późno nie było szkodzie zaradzić. - prosił.

- W gościnę zapraszam, noc raźniej zleci i bezpieczniej na farmie mojej bedzie choć dzisiaj. Tam żonka moja z dwoma maleńkimi, co nam na stare lata się urodziły niespodzianie i synowiec z psami czekają. Toć my sobie nie poradzim, jak one dzisiaj po nocy wrócą w kupie... Nie obronim się. - tłumaczył z szacunku cierpliwie, acz niespokojnie na sercu, co wymalowane było na jego przejętej twarzy.

-Toć za pierdołami, za wybaczeniem śmiałości, koło dupska bym nie mącił nikomu po nocy, a co dopiero wam panowie...

Elf westchnął.

- Ani mi się waż... - burknął krasnolud przeczuwając reakcję elfa...

-Dobrze już dobrze... Idę zebrać swoje rzeczy daleko to?

- Niech Cię wszyscy diabli, pół dnia spokojnie na tym swoim kościstym tyłku usiedzieć nie możesz? – Kh’aadz warknął do pleców elfa obchodzącego ich stolik w kierunku schodów na górę.

- A skąd! - odetchnął z ulgą Umbarth - Pięć mil tylko. - powiedział odstawiając naczynie na szynkwasie.

- Przeklęci ludzie, przeklęte elfy, przeklęte orki... - Kh’aadz złorzeczył pod nosem dreptając niespiesznie po swoje graty.

- Pujdę z wami jeśli nie macie nic przeciwko - stwierdził Endymion markotnym głosem. Dopił trunek ze swojej szklanki i również poszedł po swoje rzeczy.
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 01-03-2011 o 19:50.
Wroblowaty jest offline